Origi wspomina mecz z Barceloną
Trwający przez ułamek sekundy kontakt wzrokowy Divocka Origiego z Trentem Alexandrem-Arnoldem skutkował jednym z najbardziej pamiętnych goli w historii Liverpoolu.
Przy okazji pierwszej rocznicy zapierającej dech w piersiach pogoni za odrobieniem strat w półfinale Ligi Mistrzów, w którym rywalem była Barcelona, Divock Origi na antenie BT Sport podzielił się swoimi wspomnieniami z tego pamiętnego wieczoru.
Atmosfera Anfield, przedmeczowy nastrój w drużynie i przemowa Jürgena Kloppa w przerwie meczu to główne z poruszonych w rozmowie tematów. Nie zabrakło także szczegółów dotyczących kluczowego gola…
O atmosferze na stadionie…
Było elektryzująco. To było coś wyjątkowego, coś, co naprawdę rozgrzało nas jako piłkarzy, co wprowadziło nas w inny stan. Przyjazd na stadion, widok tych wszystkich fanów, to wszystko rozgrzewało serce.
O odczuciach zespołu przed rewanżem…
Myślę, że były pozytywne, ponieważ zagraliśmy dobry mecz z Newcastle i wygraliśmy, co dało nam sporo energii i utrzymało nas w wyścigu o tytuł, więc staraliśmy się zregenerować po tym spotkaniu. Wiedzieliśmy, że przyjeżdża Barcelona i wciąż cieszyliśmy się faktem, że nadal gramy na wielkiej scenie. Znając nas, naszą mentalność, po prostu chcieliśmy wyjść na stadion i zagrać najlepszy futbol w naszym wykonaniu. Ostatnie dni przed meczem były słoneczne. Chcieliśmy się zrelaksować, było dużo pozytywnej energii i nie dało się odczuć, że zamierzamy się poddać. Tak, wróciliśmy z Newcastle, zregenerowaliśmy się i mieliśmy zamiar wyjść na murawę i walczyć z Barceloną.
O tym, czy Liverpool miał możliwość wolności w grze z uwagi na przegraną 3:0 w pierwszym spotkaniu…
Uważam, że pierwszy mecz wysoko zawiesił nam poprzeczkę, co akurat lubimy, ponieważ oczywiście musieliśmy strzelić cztery gole i nie stracić żadnego przeciwko jednej z najlepszych drużyn na świecie. Było to zatem wyzwanie, żeby bardzo ciężko pracować. Fakt, że strzelili nam trzy bramki, pomógł nam wyjść na boisko i grać naszą piłkę. Znamy podstawy naszej gry, wiemy, co mamy robić, wiemy, co czyni nas Liverpoolem. Tak samo jest w przypadku fanów. Myślę, że ten mecz z każdego wydobył to, co najlepsze.
O podejściu do tego meczu…
Naprawdę uważam, że byliśmy bardzo, bardzo zmotywowani, super zmotywowani i poszliśmy po to. Pamiętam, że skupiałem się na tym, co muszę zrobić, ponieważ to był tak ważny dzień. Być może zatem na niekorzyść Barcelony było to, że atmosfera była tak głośna i to, że wywieraliśmy tak wysoki pressing oraz podejmowaliśmy ryzyko, gdyż musieliśmy strzelić gole. Według mnie zagraliśmy odważnie i to był ważny czynnik, który pomógł nam wygrać ten mecz i sprawić, że Barcelona nie weszła na swoje obroty.
O swoich uczuciach po bramce na 1:0, którą zdobył już po siedmiu minutach meczu…
Po prostu pomyślałem: „Słuchajcie, musimy dalej próbować”. Oczywiście, to pozwoliło nam wejść w mecz i cieszyłem się, że stało się to tak wcześnie, ale jednocześnie przed nami nadal była długa droga. Można było zobaczyć w mojej mowie ciała, że sugerowałem, że musimy dalej próbować strzelić kolejne gole.
O tym, co Klopp powiedział w przerwie…
Wydaje mi się, że w przerwie dokonał kilku poprawek taktycznych i starał się nas motywować w odpowiednim kierunku. Chyba mieliśmy kontynuować to, co robiliśmy. Były być może dwie lub trzy drobne kwestie do poprawy, ale ogólnie moim zdaniem graliśmy dobre spotkanie, a gdy tak to wygląda, menadżer nie dostosowuje zbyt wiele. Dał nam po prostu paliwo. Cokolwiek powiedział, była w tym energia, więc kiedy wyszliśmy ponownie na murawę, mówiliśmy sobie: „Słuchajcie, to jest możliwe i musimy dalej próbować”. Wydaje mi się, że w szatni to też było głównym aspektem, który dało się odczuć. To była atmosfera: „Tak chłopaki, dobrze sobie radzicie, ale nadal macie długą drogę do przebycia, więc musimy dalej pokazywać tę odwagę”.
O atmosferze w szatni w przerwie…
W tamtym momencie było to miejsce, gdzie czułem, że każda czynność była bardzo energetyczna, ale wszystko było pod kontrolą. Byliśmy w dobrym stanie mentalnym. Nie wybiegaliśmy zbytnio myślami w przyszłość czy też w przeszłość, byliśmy tu i teraz i dało się to wyczuć. Ważne jest, żeby być w stanie zablokować wszystko inne, ponieważ to mecz pod wielką presją, o wielką stawkę. Dużo energii emanuje ze wszystkich stron i jako zawodnicy pokazaliśmy w przerwie naprawdę dojrzałą postawę pod względem emocjonalnym oraz mentalnym.
O tym, czy wykonany błyskawicznie przez Alexandra-Arnolda rzut rożny zaskoczył go, czy widział, że piłka zmierza w jego kierunku…
Widziałem. Zobaczyłem piłkę na boisku i chciałem oddać ją chłopakowi od podawania piłek, więc kiedy to zrobiłem, wracałem na swoje miejsce, ale inni potrzebowali czasu, by wrócić do ustawienia, więc z automatu patrzyłem, kto wykonuje rzut rożny, gdyż od tego zależy moje ustawienie. Kiedy zerkałem, widziałem, że Trent zerka do góry i wydaje mi się, że na ułamek sekundy nawiązaliśmy kontakt i byłem w stanie zrozumieć, że zamierza zrobić coś instynktownego. Kiedy zatem kopnął piłkę w pole karne, przed strzałem spojrzałem i zobaczyłem, że Pique i Ter Stegen stoją trochę bliżej środka, a lewa strona jest otwarta. To było całkiem trudne uderzenie i byłem po prostu szczęśliwy! Kiedy piłka wpadła do siatki, wszystko działo się bardzo szybko. Nawet żeby zdać sobie z tego sprawę, potrzebna była chwila, a to był kluczowy moment.
O tym, czy skupił się na precyzji uderzenia, czy raczej koncentrował się na tym, gdzie umieścić piłkę…
To była mieszanka wielu elementów. Uważam, że dużo pracowałem nad wykańczaniem akcji, co było całkiem istotne, ale z mojej perspektywy to była chwila. Chodzi o zdolność do zaadaptowania się i reakcji. Są takie mecze, kiedy czasem dużo dzieje się w twojej głowie i trudno jest wejść w odpowiednią strefę skupienia, ale to był akurat ten mecz, w którym po prostu jesteś w tej strefie i po prostu płyniesz, a rzeczy łatwiej wykonuje się instynktownie. Być może innego dnia ta piłka poleciałaby w trybuny, ale jednak tym razem wyszło dobrze, zaskoczyło. To pokazuje, w jakim stanie świadomości byliśmy jako drużyna.
O tym, która bramka ma dla niego większe znaczenie – ta bramka z Barceloną czy trafienie z finału w Madrycie…
Dla mnie to zupełnie inne emocje. Obie się bardzo różnią. Zawsze gram dla zespołu, więc dla mnie kluczowa jest każda bramka, każda akcja w defensywie czy każda asysta, która pomaga drużynie wygrać. Powiedziałbym, że bramka z Tottenhamem była bliżej możliwości wzniesienia trofeum, więc związane z nią są inne emocje niż z tą, która dała nam awans w półfinale, a która także była kluczowa. Mam świadomość, że oba te gole były bardzo ważne, że wszystkie trzy bramki z półfinału i finału miały duże znaczenie, więc kiedy ludzie mnie proszą, żebym spośród nich wybierał, to odpowiadam im, żeby sami zdecydowali!
Komentarze (0)