LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 795

Wspomnienia Sinamy Pongolle'a


Florent Sinama-Pongolle był uważany za jeden z największych talentów na świecie swego pokolenia. Liverpool w 2001 roku podpisał umowę o wartości 4 milionów funtów, na mocy której, na Anfield trafiło dwóch niezwykle uzdolnionych francuskich piłkarzy Le Havre: Anthony Le Tallec i Florent Sinama Pongolle.

Manchester United i Arsenal znaleźli się na straconej pozycji w 2001 roku, kiedy the Reds zawarli wstępną umowę z francuskim klubem. 16-latkowie zapewnili sobie przenosiny do Anglii, gdzie trafili 2 lata później.

Kilka tygodni po podpisaniu kontraktu marzeń z Liverpoolem rozpoczął się Mundial U-17 w Trynidadzie. Andres Iniesta i Fernando Torres reprezentowali w tamtym czasie Hiszpanię na Mistrzostwach Europy, w Argentynie występowali Carlos Tevez, Pablo Zabaleta i Javier Mascherano, jednak na Mistrzostwach Świata większość uwagi była skierowana na młodego napastnika urodzonego na wyspie Reunion, który strzelił 9 bramek w 6 występach, notując hattricki w starciach z Japonią i USA. Pongolle trafił również do siatki w finałowym meczu z Nigerią, który Francuzi wygrali 3:0, sięgając po trofeum.

Sinama-Pongolle zgarnął Złotego Buta dla najlepszego snajpera turnieju, a także Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza. Podobnym wyróżnieniem na młodzieżowym mundialu mógł się cieszyć tylko Cesc Fabregas w 2003 roku.

- To był naprawdę szalony okres - wspomina Pongolle w wywiadzie.

- Moje życie zmieniało się wówczas w szalonym tempie. Nagle każdy zaczął mówić na mój temat. Anthony i ja wygraliśmy z Francją na Mistrzostwach Świata. Liverpool wykonał doskonały ruch, kupując nas przed tym turniejem. Myślę, że gdyby się wahali, nasza cena mogłaby mocno poszybować w górę. Strzeliłem wtedy mnóstwo bramek i czułem, że mogę osiągnąć w futbolu wszystko.

19 lat później Sinama wrócił do Francji niedaleko Le Havre w Normandii. Rozpoczął nowy rozdział w życiu, pracując w telewizji Canal+, jako ekspert przy rozgrywkach Premier League.

- Tak naprawdę to jeszcze oficjalnie nie wycofałem się z grania - śmieje się Pongolle.

- Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie do ciebie odpowiednia oferta. Nie nie, tak naprawdę tylko sobie żartuje. Kiedy wróciłem do Francji zeszłego lata, sądziłem, że będę w stanie jeszcze grać na niższym poziomie, lecz tak się nie stało. Lubię pracę w telewizji. Mam więcej czasu, który mogę spędzić ze swoją rodziną. Minął rok od chwili, kiedy grałem po raz ostatni. Myślę, że nadszedł czas, by rozpocząć kolejny rozdział w życiu.

Sinama przeszedł do historii wraz z zespołem Liverpoolu, który w 2005 roku zwyciężył w finale Ligi Mistrzów po heroicznym boju z Milanem. Francuz ma ciepłe wspomnienia z tamtego sezonu, mimo iż nie podróżował z drużyną autokarem podczas parady w Liverpoolu po wygranej w Turcji. Medal za to historyczne zwycięstwo został skradziony z jego mieszkania. Mimo to, Pongolle stara się żyć głównie ciepłymi wspomnieniami z tamtego okresu.

- Czy zdawałem sobie sprawę z mojego pełnego potencjału. Myślę, że nie do końca. Sądzę, że miałem wszystko, czego potrzebowałem, by osiągnąć znacznie więcej. Mogłem dłużej pozostać na szczycie i dołożyć do puli następne trofea.

- Niekiedy nie masz do końca kontroli nad wszystkim, co się wokół ciebie dzieje. W futbolu nie chodzi jedynie o rozgrywanie meczów, ale też szereg innych kwestii, które się z tym wiążą. Zawsze musisz starać się dostosować i uczyć funkcjonować w rozmaitych okolicznościach. Czy moja kariera mogła potoczyć się w inny sposób? Oczywiście, że tak. Spędziłem jednak 17 lat uprawiając futbol, jako profesjonalista, grając w 9 różnych ligach. Nie było więc tak źle - uśmiecha się Pongolle.

- Tak, zawsze jesteś najbardziej dumny z trofeów, które zdobywałeś, jako piłkarz. Pamiętam, gdy miałem 11 lat podjąłem decyzję o opuszczeniu wyspy, by realizować marzenia o staniu się zawodowcem. Nikt mnie do tego szczególnie nie namawiał. Sam tego bardzo pragnąłem i podążałem w tym kierunku. To było wielkie wyzwanie w tak młodym wieku, ale wiesz co? Udało mi się to!

- Dla mnie zawsze liczyła się piłka nożna. Kiedy inne dzieciaki grały sobie w Super Nintendo, ja kopałem piłkę na podwórku. Była wszystkim, na czym mi naprawdę zależało.

Wizyta w Le Havre w wieku 10 lat zmieniła życie Sinamy. Wziął wtedy udział w młodzieżowym turnieju, na którym spotkał Le Talleca.

- To naprawdę niesamowita historia. Tony grał wtedy w Le Havre, a ja reprezentowałem barwy Saint-Pierroise. Został najlepszym piłkarzem turnieju, ja z kolei najlepszym snajperem. Kiedy otrzymywaliśmy pamiątkowe statuetki, jego tata podszedł do mnie i spytał 'jak masz na imię?'. Powiedziałem 'Florent'. Spytał 'Florent co?'. Odpowiedziałem 'Florent Sinama Pongolle'.

- Spojrzał na mnie dość zagadkowo, więc od razu zapytałem, czemu patrzy na mnie w ten sposób. 'Wiesz, mam szwagierkę we Francji o imieniu Sinama'. Mój ojciec zdał sobie potem sprawę, że jesteśmy spokrewnieni. Anthony i ja nawet się wcześniej nie znaliśmy. Odkryliśmy, że kuzynka mojego taty była żoną wujka Anthony'ego. To było szalone!

- Zawsze trzymaliśmy się razem po mojej przeprowadzce do Francji. Cały czas się wspieraliśmy. Byliśmy świetnymi kumplami na boisku i poza nim. Przez pewien czas mieszkałem u niego w domu. Jego rodzina traktowała mnie tak samo, jak inne swoje dzieci. To było coś wyjątkowego. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi i utrzymujemy bliski kontakt. Anthony dalej gra we Francji w niższych ligach. Występuje teraz w drużynie o nazwie Annecy.

Sinama wspomina, że pierwsze miesiące we Francji były dla niego niełatwym doświadczeniem. - Mój Boże miałem naprawdę spore kłopoty ze swoim ciałem. Przyjechałem tutaj w sierpniu, lecz pierwszy mecz zagrałem dopiero w marcu. Miałem różnego rodzaju problemy mięśniowe. Inne jedzenie, pogoda, treningi, to wszystko miało początkowo na mnie nienajlepszy wpływ. Było mi cholernie zimno. Czy możesz to sobie wyobrazić? Masz 11 lat i jesteś tak daleko od domu. Mój syn Matisse ma teraz 10 lat. Czy mógłbym sobie wyobrazić, że za rok stąd wyjedzie? To byłoby bardzo trudne!

- W Anglii o moje usługi poza Liverpoolem starał się Arsenal i Manchester United. W Hiszpanii duże zainteresowanie wykazywała Valencia. Dlaczego akurat Liverpool? Tak naprawdę Anthony podpisał kontrakt przede mną. Kiedy usłyszałem, że podjął taką decyzję, pomyślałem, że zrobię to samo. Nie odwiedziłem bazy treningowej United, lecz byłem w Arsenalu. Poznałem wówczas Arsene Wengera i europejskiego skauta - Damiena Comolliego. Gdyby Tony nie podpisał wcześniej umowy z Liverpoolem, prawdopodobnie trafiłbym do Londynu. To byli faceci z klasą.

- Byłem w bazie treningowej Arsenalu, a później w Melwood. To miejsce ma taką historię, że aż mi smutno na samą myśl, że the Reds wkrótce będą przenosić się do nowej bazy w Kirkby. Wszystko zostało wtedy dogadane i w 2003 roku oficjalnie zostaliśmy piłkarzami Liverpoolu. Czekanie nie było dla nas wielkim problemem. Chcieliśmy zdobyć jak najwięcej doświadczenia na boisku, przed przenosinami do Anglii.

Po zdobyciu 9 goli w 46 seniorskich występach dla Le Havre, Pongolle na początku sezonu 2003/2004 trafił do Liverpoolu. W tym samym okresie na Anfield sprowadzeni zostali Harry Kewell i Steve Finnan.

- Szczerze mówiąc nie czułem wtedy żadnej większej presji. Zawsze potrafiłem się od tego odciąć. Mogłem przebywać w szatni z Michaelem Owenem, czy Stevenem Gerrardem. To było coś wyjątkowego. Byłem niezwykle wdzięczny mogąc tam być. To były mega gwiazdy futbolu, ale cały czas pozostawali pokorni, skupiając się na ciężkiej pracy.

Strzelał bramki w meczach na Anfield z Leeds i Boltonem, które Liverpoolczycy wygrali. Zaliczył 6 występów w pierwszym składzie i 17, jako rezerwowy, w swoim debiutanckim sezonie w Anglii.

- Tony i ja wciąż byliśmy dziećmi, którzy muszą się wiele nauczyć. Houllier nie był najmilszy dla swoich rodaków! Mnóstwo od nas wymagał. Kupił kilku francuskich piłkarzy i bardzo mu zależało, byśmy sobie poradzili. W trakcie treningów nie wolno nam było komunikować się w ojczystym języku. W sumie była to bardzo dobra decyzja. Drużyna miała jeden wspólny język. Dodatkowo motywowało to nas do szybszej nauki angielskiego.

Oprócz Heskeya, Owena i Barosa, Pongolle musiał rywalizować o miejsce w składzie z El Hadjim Dioufem.

- Był nietuzinkową postacią - uśmiecha się Sinama.

- Niedawno opowiadałem na Instagramie historię z wymianą zdań między Gerrardem a Diofeum podczas jednego sparingów w ramach letnich przygotowań do sezonu.

- Stevie nieustannie mu powtarzał, że musi dawać z siebie więcej na boisku. Szczerze za sobą nie przepadali. Momentami miałem wrażenie, że się nienawidzą.

Po roku od przeprowadzki do Anglii duetu młodych Francuzów, ich menadżer pożegnał się ze stanowiskiem. Awans do TOP 4 na koniec sezonu nie uratował jego posady. Na Anfield nastały czasy Rafy Beniteza.

- Houllier i Benitez znacznie się od siebie różnili. Rafa mnóstwo rzeczy robił samemu. W całości oddał się pracy. Przyjeżdżał o 9 do Melwood, wyjeżdżał po 21. Plany taktyczne, czy analizy wideo były czymś co uwielbiał. Nie martwiłem się mocno zmianą menadżera, gdyż wiedziałem, że moje cechy piłkarskie będą pasować Benitezowi. Wiedziałem, że próbuje mnie ściągnąć do Valencii i byłem przekonany, ze wpasuje się w jego wizję gry. Dla Anthony'ego było to nieco trudniejsze. Niekiedy brakowało mu cierpliwości. Po kilku tygodniach zapukał do drzwi Rafy i spytał otwarcie 'Jakie masz plany w stosunku do mnie?'.

- Odpowiedział mu tylko 'Chwila chwila, masz 19 lat a pytasz mnie, jakie mam konkretne plany odnośnie twoich występów?". Moje relacje z Benitezem zawsze były niezwykle pozytywne. Kiedy tylko byłem w formie, zawsze dostawałem szanse gry. Frustrowało mnie jedynie to, iż nie zawsze grałem na swojej pozycji. Byłem napastnikiem a często musiałem radzić sobie w roli skrzydłowego.

W sezonie 2004/2005 w klubie nie było już Heskeya, Owena i Dioufa. Djibril Cisse złamał nogę, co zwiększało szanse występów Pongolle'a.

8 grudnia 2004 roku Liverpool grał w ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów na Anfield z Olympiakosem. Przegrywał 0:1 za sprawą gola Rivaldo i potrzebował 3 trafień, by awansować. W przerwie Benitez zawołał Siname, prosząc, by zaczął się rozgrzewać.

- Wyglądało na to, że wejdę na boisko. Musieliśmy strzelić 3 gole, by awansować. Pamiętam, jak Benitez pokazał mi, że będę wchodził na plac gry. Pomyślałem sobie 'Naprawdę myślisz, że w tym wieku wejdę, zrobię różnicę, dzięki której awansujemy?!'. Rafa miał rację. Ta zmiana się mu opłaciła.

Sinama-Pongolle wykorzystał podanie Kewella i doprowadził do wyrównania. Niedługo później miał swój udział przy trafieniu Neila Mellora. Później Gerrard strzelił z dystansu i Liverpool mógł świętować awans.

- Za każdym razem, gdy wracam do Liverpoolu, ludzie dziękują mi za bramkę przeciwko Olympiakosowi. Chciałem tchnąć w nasz zespół dodatkową energię i myślę, że świetnie mi się to udało. Cóż to była za noc. Miałem zaledwie 20 lat i brałem udział w tym wszystkim.

- Uwielbiam oglądać powtórki radości całego zespołu po bramce Gerrarda. Widać wyraźnie jak trzęsie się ręka operatorowi kamery. Tumult na Anfield był nieprawdopodobny.

- Stevie był piłkarzem kompletnym. Był prawdziwym liderem. Miał po prostu wszystko.

W styczniu 2005 roku Pongolle rozgrywał mecz na Vicarage Road w drugim półfinale Pucharu Ligi z Watfordem. W tym spotkaniu Francuz zerwał więzadło krzyżowe w lewym kolanie, co zmusiło go do 7-miesięcznej przerwy w grze.

- Przekręciłem nienaturalnie kolano i czułem, że coś jest nie tak. Rozgrywałem naprawdę dobry sezon. Cieszyłem się grą. Byliśmy blisko dotarcia do finału Pucharu Ligi i wciąż rywalizowaliśmy w Champions League.

- Rehabilitacja po tego typu kontuzji jest wyjątkowo długim i żmudnym procesem. Na początku musisz być niesamowicie cierpliwy, gdyż na dobrą sprawę samemu niewiele możesz zrobić.

Sinama-Pongolle siedział na trybunach w Stambule, a razem z nim Le Tallec, Mellor i Stephen Warnock. Po meczu celebrował zwycięstwo w towarzystwie Stevena Gerrarda na podium. Jego wkład w tamten sukces był z pewnością zauważony, chociażby dzięki starciu z Grekami na Anfield. Poczucie dumy i radości nie trwało jednak zbyt długo.

- To w zasadzie jedyna z historii mojego pobytu w Liverpoolu, która do dziś pozostawiła pewną ranę w sercu. Organizacja wszystkiego po meczu w Stambule była absolutną hańbą! Następnego dnia piłkarze, którzy nie znaleźli się w kadrze meczowej na mecz z Milanem, wracali do Anglii osobnym samolotem, tak aby dziewczyny i żony zawodników, mogli wracać z pierwszym zespołem i wspólnie świętować. Wróciliśmy na Wyspy nieco później, ale autokar, który ruszał na paradę nie zaczekał na nas. Stwierdzono, że na ulicach jest tak dużo ludzi, że z uwagi na środki bezpieczeństwa nie wolno już dłużej zwlekać. Z mojej perspektywy to było bardzo niesprawiedliwe. Powinno się na nas poczekać. Kiedy wróciłem do swojego domu, położyłem się na łóżko i płakałem jak szalony.

- Poprzednia noc była wyjątkowa. Powinienem być w tym autobusie z resztą chłopaków. Byłem naprawdę zażenowany sposobem, w jaki klub sobie z tym poradził.

Jego dom w Sefton Park został wkrótce okradziony a łupem złodziei padły m.in pamiątki po sukcesie w Stambule.

- Skradziono medal, moją małą replikę trofeum za wygraną Ligi Mistrzów, a nawet moje albumy z pamiątkowymi zdjęciami. Policja znalazła faceta, który to zrobił, ale nigdy już nie odzyskałem tych wszystkich rzeczy. Cały czas chcę złożyć wniosek do UEFA o wyrobienie mi kopii medalu. Zrobię to jutro. Bardzo dobrze, że mi o tym przypomniałeś.

James Pearce

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Liverpool nie zorganizuje parady  (0)
30.04.2024 18:34, Bajer_LFC98, thisisanfield.com
Kilka scenariuszy w sprawie Mo Salaha  (2)
30.04.2024 10:05, Ad9am_, thisisanfield.com
Skróty meczów U-18 i U-21  (0)
30.04.2024 10:02, Piotrek, liverpoolfc.com
Holenderski dziennikarz o ekspertach z Anglii  (3)
30.04.2024 07:33, RosolakLFC, Liverpool Echo
Spięcie, które symbolizuje kryzys Liverpoolu  (9)
29.04.2024 19:16, GiveraTH, The Athletic