LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 734

Rok po triumfie nad Barceloną


Żeby uczcić pierwszą rocznicę pamiętnego, wygranego 4:0 spotkania Liverpoolu z Barceloną, liverpoolfc.com przeprowadził wywiad z Peterem Krawietzem i zapytał go o jego wspomnienia z tej, prawdopodobnie najwspanialszej nocy na Anfield.

Prawa ręka Jürgena Kloppa odsłoniła kulisy tego meczu oraz to, w jaki sposób stał się on „historycznym spotkaniem”.

W pierwszej kolejności Pete, co pamiętasz z przygotowań do drugiego meczu?

- Jest mnóstwo historii! Oczywiście jest to mecz wart zapamiętania, a po fakcie okazało się, że to także absolutnie historyczne spotkanie. Wszystko zaczęło się od meczu w Barcelonie, co do którego jestem całkowicie przekonany, że rozegraliśmy naprawdę, naprawdę dobre spotkanie, ale w związku z niewiarygodną jakością gry Barcelony, przegraliśmy 0:3. To był niewiarygodny wynik: graliśmy dobrze, mieliśmy wszystko czego było trzeba, tworzyliśmy okazje, ale nie strzelaliśmy bramek, natomiast oni wykorzystali trzy razy sytuacje, które w ogóle nie wydawały się niebezpieczne.

- Po tym jak straciliśmy trzecią bramkę, dla nas na ławce stało się jasne, że powinniśmy spróbować zdobyć gola. Potem jednak okazało się, że mieliśmy dużo szczęścia, bo doszło do jednego czy dwóch kontrataków, kiedy Barcelona miała szansę na zdobycie czwartej, czy nawet piątej bramki. To był bardzo dziwny moment, myśleliśmy sobie, że przegrywamy 0:3, gramy dobrze, a mimo to prawie straciliśmy czwartą i piątą bramkę! Ale niemal zaraz po meczu my, czyli sztab szkoleniowy, mieliśmy poczucie, że powinniśmy wyciągnąć więcej z tej gry i widzieliśmy, że nasze koncepcje były słuszne. Zmusiliśmy Barcelonę do grania w innym stylu, nie mogli robić tego, co chcieli i trzymać się swojego planu, co na pewno zmieniło ich podejście. Dlatego też dwie minuty po zakończeniu meczu mieliśmy to poczucie, wynikające też trochę z doświadczenia, że w fazie pucharowej Ligi Mistrzów nic nie jest przesądzone, dopóki nie zabrzmi ostatni gwizdek, więc wszystko jest jeszcze możliwe, szczególnie skoro przed nami był drugi mecz przed własną publicznością na Anfield. To właśnie czuliśmy zaraz po zakończeniu tamtego spotkania.

- Nie chce więc twierdzić, że przygotowywanie się do drugiego meczu było proste, ale z drugiej strony mieliśmy podejście „dalej, spróbujmy”. Wiedzieliśmy, że mamy dobry plan, wiedzieliśmy też, że dla Barcelony będzie to trudniejsze niż sobie wyobrażają, więc robiliśmy wszystko, by wypracować realne rozwiązania. Nasze myślenie skupiało się wokół nastawienia: „dalej, ciągle w to wierzymy, wiemy, że to możliwe, wiemy, że możemy udoskonalić tę grę”. Wiedzieliśmy, że będzie to niesamowicie trudne, bo w dalszym ciągu musieliśmy się przecież bronić, a oni wybiegną na boisko z przekonaniem, że wystarczy zdobyć bramkę lub dwie i sprawa jest zakończona. My musieliśmy zdobyć wiele bramek, ale wciąż była to interesująca, stawiająca wyzwanie sytuacja. Przed meczem byliśmy bardziej optymistyczni i pozytywnie nastawieni niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić, i ja czułem: „musimy spróbować, wiemy, że to możliwe i że wszystko może się wydarzyć, mecze pucharowe rządzą się swoimi własnymi prawami”.

Co więc powiesz o samym meczu?

- Początek gry był niezwykle pozytywny. Nasza trójka z przodu – Divock Origi, Xherdan Shaqiri i Sadio Mané – grała niewiarygodnie. Naszym planem na tamto spotkanie było założenie, by nie pozwolić Barcelonie na robienie tego co chce, lecz zmusić ją do robienia innych rzeczy. Oznaczało to w szczególności, że każdy na świecie wie, jak dobra jest Barcelona, jeśli chodzi o tworzenie sytuacji, więc nawet jeśli próbujesz wywołać na nich presję, to użyją pozostawionych wolnych przestrzeni, będą nadal tworzyć sytuacje, by zapewnić Messiemu dostęp do piłki. Wszystko opierało się na tym, by odwrócić ich koncepcję – naciskać ich, tworzyć presję i zmuszać do grania długimi podaniami, a kiedy piłka była w powietrzu, wykorzystywać naszą przewagę i walczyć o pierwsze i drugie piłki. To był sposób, w jaki chcieliśmy wejść do gry, a wszyscy wiemy, jak dobrzy potrafimy być, jeśli jesteśmy przy piłce i że to da nam możliwość stworzenia sytuacji i zdobycia bramek. Taki był pomysł.

- Zdobyliśmy bramkę, jeśli dobrze pamiętam po sześciu czy siedmiu minutach, i nadal było 1:0 do zakończenia pierwszej połowy. Barcelona, a w szczególności Messi rozgrywali fantastyczne spotkanie, a my mieliśmy w bramce Aliego, który wybronił nas trzy, cztery, pięć, sześć razy! W przerwie meczu mogliśmy powiedzieć sobie: „OK, jest 1:0, nadal musimy zdobyć jeszcze minimum 2 bramki w regulaminowym czasie gry”. Mogliśmy przywołać pozytywne przykłady z pierwszej połowy meczu po to, by wzmocnić przekonanie, że „tak chłopcy, jesteśmy na dobrej drodze, musimy to utrzymać, dalej tak grać, są tutaj momenty, w których możemy wykończyć nasze ataki, spójrzcie na te miejsca tutaj, możemy przeprowadzać podania” i tak dalej. Nie pamiętam dokładnie, które momenty były pokazywane, ale pamiętam ogólne przesłanie, jakie przekazaliśmy wtedy zawodnikom w przerwie meczu: „trzymajcie tak dalej”.

- Zostaliśmy też zmuszeni do zmian, ponieważ Robbo odniósł kontuzję i na boisko za niego wszedł Gini, wprowadziliśmy wściekłego Giniego! Mogliście zobaczyć to w jego twarzy, jeśli go znacie moglibyście pomyśleć: „och, ale jest nakręcony!” – i tak właśnie było! Gra toczyła się dalej i z dwóch lub trzech sytuacji udało nam się zdobyć dwie kolejne bramki. To był ten moment, kiedy dało się zauważyć, przez kolejnych 10 czy 15 minut, że piłkarze Barcelony są w szoku – wydarzyło się coś, czego wcześniej nie mogli sobie nawet wyobrazić. Oczywiście tłum na trybunach się podniósł, a atmosfera była prawdopodobnie jedną z najbardziej niesamowitych, których miałem okazję doświadczyć. Widziałem już przecież niejedno spotkanie, ale to było coś absolutnie nie do uwierzenia. Potem zaczęło się robić interesująco, bo obie drużyny poczuły zmęczenie. Daliśmy z siebie wszystko w ciągu tych pierwszych 75 minut. Barcelona zdała sobie sprawę, że: „ok, dalej, nasza obecna sytuacja jest zła, ale jeśli tylko strzelimy jednego gola, wszystko będzie w porządku”, więc zmobilizowali się odrobinę i starali się jeszcze bardziej, w odpowiedzi na co my musieliśmy się bronić i próbować zdobyć bramkę.

- I wtedy słynny już rzut różny Trenta Alexandra-Arnolda! Pojawił się Divock Origi i zdobyliśmy czwartą bramkę, której, jeśli mam być szczery, nie widziałem! Wydaje mi się, że w tamtym momencie chcieliśmy wprowadzić zmianę i rozmawiałem z Joe Gomezem, kiedy nagle cały stadion eksplodował! Pomyślałem: „co się stało? Wszyscy świętują więc najwyraźniej piłka trafiła do siatki! Musiała to być świetna bramka, ale jej nie widziałem!”. Było 4:0 i około 10, 12 minut do zakończenia spotkania, nie licząc doliczonego czasu gry, więc znów musieliśmy dać z siebie wszystko na boisku. Pamiętam, że myślałem po prostu: „dalej, niech to się stanie!”. Po zdobyciu czwartej bramki byłem spokojny, sam nie wiem dlaczego. Wiedziałem oczywiście, że Barcelona może jeszcze strzelić, ale przy tej atmosferze na stadionie i sposobie w jaki chłopcy grali, bronili, oraz widząc ich pasję, byłem spokojny i pewny, widząc fantastyczny występ wszystkich wokół mnie. Miałem to poczucie: „dobrze, to się wydarzy” i tak też się stało, więc moje przeczucie się sprawdziło.

Czy wiadomość przekazana zawodnikom w czasie przerwy była inna niż ta, którą byście przekazali w innych, bardziej zwyczajnych okolicznościach? Liverpool wygrywał 1:0 i grał bardzo dobrze, ale w dalszym ciągu w ogólnym rozrachunku przegrywaliście 1:3, więc czy byliście odrobinę mniej ostrożni w swojej analizie i opiniach przekazanych piłkarzom?

- Zawsze trzeba patrzeć całościowo na daną sytuację i na to jaka ona jest. Mamy świadomość, jaka jest piłka nożna i wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale bronimy się, ponieważ chcemy zdobyć bramki. Im lepiej się bronisz, tym skuteczniej możesz atakować. Opiera się to na pomyśle, żeby zdobywać piłkę zamiast na nią czekać, nie skupiać się wyłącznie na bronieniu swojej bramki albo wycofaniu się na głębokie pozycje niezależnie od tego czy rywale strzelą gola czy nie, to była nasza podstawowa koncepcja. Naprawdę staramy się przejmować piłkę i to ma natychmiast wpływ na wszystko, szczególnie było to widać w meczu z Barceloną, nie powinniśmy tylko czekać. Musisz starać się dominować, dlatego też próbowaliśmy zmusić ich do robienia rzeczy, których nie chcieli robić i do których nie przywykli. To coś, co próbowaliśmy robić przez całe 180 minut i zawsze mieliśmy przekonanie, że to dobra droga. Brzmi to może dziwnie, jeśli pierwszy mecz przegrywasz 0:3 i widząc sposób w jaki graliśmy, ale koniec końców to jest najważniejsze, styl gry.

- Oczywiście wszystko może się zdarzyć, możesz grać fantastycznie, a z jakiegoś powodu nie strzelać bramek i przegrać. Mieliśmy takie doświadczenie w tym sezonie w meczu przeciwko Atletico Madryt, rozegraliśmy niewiarygodnie dobre spotkanie na Anfield. Dla mnie było to nasze najlepsze spotkanie w ciągu ostatnich 6 miesięcy, poprawiliśmy tyle rzeczy między tymi dwoma meczami – ale ostatecznie i tak możesz przegrać, popełniając jedynie jeden czy dwa błędy lub mając jedną czy dwie sytuacje, które nie ułożyły się po twojej myśli. Zawsze tak się może zdarzyć, ale podstawową i decydującą rzeczą jest twój występ i to jest to, na co pracujesz. To był nasz pomysł na grę w meczu z Barceloną: biorąc pod uwagę dobry występ w pierwszym meczu półfinałowym, po prostu róbcie to co dotychczas. Taki był nasz komunikat, to chcieliśmy im przekazać. Nie mówiliśmy: „dalej, wszyscy biegnijcie do przodu i próbujcie strzelić”, to tak nie działa. Musisz stworzyć podstawy i dać sobie przestrzeń. W spotkaniu przeciwko Barcelonie kluczowa była obrona, musieliśmy zachować czyste konto, inaczej wszystko poszłoby na marne. I tego właśnie spróbowaliśmy.

Wspomniałeś fantastyczną atmosferę na Anfield. Czy patrzysz na tamtą noc jako na moment, w którym wszystko było na swoim miejscu: przygotowanie, taktyka, występ zespołu, wsparcie kibiców? Wydaje się, iż wszystkie te elementy złożyły się perfekcyjnie…

- Tak, oczywiście. Wiedzieliśmy, że możemy wszystko zrobić dobrze i zagrać świetne spotkanie, a i tak przegrać. Oczywiście znajdowaliśmy się w wyjątkowej sytuacji, odnieśliśmy porażkę w pierwszym meczu i przeciwnik prawdopodobnie myślał, że wystarczy trafić jedną czy dwie bramki i wszystko będzie jasne. Nie była to więc zwyczajna gra. Ale przez tę szczególną sytuację, wyjątkową atmosferę, po poprzednim sezonie, kiedy trafiliśmy do finału i przegraliśmy… By stanąć znowu przed tą szansą musieliśmy dalej wierzyć i pielęgnować w sobie uczucie, że niezależnie od tego, co się stanie, będziemy mogli powiedzieć, że zagraliśmy dobry mecz, dlatego skupiliśmy się w pełni na występie. Nie wybiegliśmy na boisko w przekonaniu, że wygramy, myśleliśmy raczej: „dalej, mamy szansę, spróbujmy” i chłopcy naprawdę się starali, a potem mogli zobaczyć, że to zadziałało. Każdy to nagle poczuł i ten rozwój zdarzeń był absolutnie wyjątkowy i możliwy tylko podczas europejskich nocy. To było coś nadzwyczajnego i dokładnie tak zapamiętałem ten mecz – jako coś wyjątkowego, kiedy wszystkie elementy złożyły się w całość, wszystko poszło dobrze i rozegraliśmy dobre spotkanie. To było świetne i naprawdę wyjątkowe. To oczywiste, że takie rzeczy nie dzieją się codziennie i jest to coś, co na pewno będę pamiętał.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

BigAnfield 08.05.2020 12:25 #
Dzięki za tekst. Milo byloby dodac pod postem skrót meczu z celebracją przed The Kop.
Mozna oglądać w nieskończoność.

Pozostałe aktualności

Kilka scenariuszy w sprawie Mo Salaha  (2)
30.04.2024 10:05, Ad9am_, thisisanfield.com
Skróty meczów U-18 i U-21  (0)
30.04.2024 10:02, Piotrek, liverpoolfc.com
Holenderski dziennikarz o ekspertach z Anglii  (3)
30.04.2024 07:33, RosolakLFC, Liverpool Echo
Spięcie, które symbolizuje kryzys Liverpoolu  (9)
29.04.2024 19:16, GiveraTH, The Athletic
Gravenberch: Każdy jest rozczarowany  (0)
29.04.2024 15:21, Margro1399, Liverpoolfc.com