Zły nawyk, który musi się szybko skończyć
Nie często bywa, by Jürgen Klopp mylił się co do swoich podwładnych. W ten weekend jednak, trener the Reds nie miał racji, opowiadając o drużynie.
- Bazą wszystkiego co osiągnęliśmy jest charakter całej grupy – powiedział.
- Nie mogę ich przekonać do walki, jeśli nie są wojownikami, to nie jest możliwe.
- Jeśli nie są gotowi, by włożyć pełnię determinacji w grę i pokazać wolę walki, to ja nie mogę w nich tego zaszczepić. Nie przekonam ich.
Być może był to jedynie pokaz skromności ze strony Jürgena Kloppa.
Podczas gdy profil osobowościowy zawodnika jest ważną częścią każdego zakupu Liverpoolu, to wiara we własne możliwości, napęd całej drużyny oraz szeroko pojęte właściwe nastawienie, które po raz kolejny dały o sobie znać w sobotę, zostały zaimplementowane poprzez skrupulatną i ciężką pracę trenera.
W istocie, ciężko się nie zgodzić, że główna cecha, która głęboko odcisnęła się na każdym w drużynie, to zmienianie spokojnych piłkarzy w wojowników i wynoszenie już i tak dużej rywalizacji na zupełnie inny poziom.
Nie przypadkowo Liverpool od początku zeszłego sezonu zdołał zainkasować 28 punktów z pozycji przegrywającego, co jest o 6 punktów lepszym rezultatem od drugiego Tottenhamu Hotspur.
Aż dziewięć z nich przypada na obecny początek sezonu, wliczając wygraną nad Młotami 2:1 w kolejnej domowej potyczce, w której przeciwnik umieścił pierwszy piłkę w siatce.
Takie podejście pomogło zapewnić lukę na szczycie ligowej tabeli, gdy podczas sąsiednich weekendów Tottenham oraz Aston Villa zostały pokonane. Luka, która przez drużynę Kloppa nie została zmarnotrawiona.
Co intrygujące, wygrana na Sheffield United ponad tydzień temu pozwala snuć podobną analogię.
Tegoroczny późny start sezonu oznacza, że rozegranych zostało jedynie siedem kolejek, w porównaniu do jedenastu w poprzednim. Nie mniej jednak, Liverpool już i tak zdołał wyrobić sobie czystą pozycję do zasiadania na czele całej stawki.
Zapewnione punkty na tym etapie są bardzo wartościowe, szczególnie uwzględniając ciężką harówkę, która dopiero ma nadejść oraz imponujące z uwagi na zawirowania, szczególnie w bloku obronnym, z którymi the Reds musieli się zmierzyć.
Należy zauważyć również, że nie jest możliwe, by piłkarze Kloppa utrzymali stały, satysfakcjonujący poziom każdego tygodnia. Przede wszystkim muszą wyzbyć się złego nawyku tracenia bramki jako pierwsi, co wydarzało się już czterokrotnie na pięć ostatnich spotkań Premier League.
Liverpool odpowiedział koncertowo na zeszłomiesięczną porażkę 7:2 z Aston Villą. Szokujący rezultat, który z każdym upływającym tygodniem wskazuje raczej na chwilową aberrację, niż przepowiednię upadku.
Było to również ostateczne przypomnienie dla the Reds, że nie będą wstanie polegać na swoich fanach – przynajmniej nie na stadionie – którzy wcześniej wymuszali na nich motywację i skupienie na wydarzeniach meczowych.
Jedynie kontrowersyjna decyzja VARu na Goodison Park zatrzymała the Reds przed zanotowaniem pięciu kolejnych zwycięstw od momentu bolesnej porażki. Byłaby to idealna pozycja startowa przed prawdopodobnie najtrudniejszym tygodniem tego sezonu z wtorkową potyczką w Lidze Mistrzów przeciwko Atalancie, po której już w niedzielę czeka wyjazdowe spotkanie z Manchesterem City.
Waga ciężka spotkań skondensowanych w pierwszej połowie sezonu sprawiła, że rotacja zawodnikami stała koniecznością, a kontuzje jeszcze tę praktykę tylko wyostrzyły.
Przy takiej ilości wymuszonych zmian i perturbacji, które tyczą się również innych zespołów, ciężko jest osiągnąć preferowany przez Kloppa konkretny rytm prowadzenia drużyny.
Z tak bogatą ilością meczów na rozkładzie, jakość na murawie będzie absolutnie kluczowa. Przebłyski, owszem. Natomiast konsekwentne, ale i wymagające występy nawet najgłębszy skład mogą przetestować do granic możliwości.
Bardziej niż kiedykolwiek, jest to sezon, w którym kluby będą musiały mądrze rozłożyć pracę i wysiłek, obliczone na długi czas i dużą intensywność. A Liverpool, dzięki Kloppowi, jawi się jako przygotowany lepiej od całej reszty.
Ian Doyle
Komentarze (0)