Liverpool - Atlético. O zagrożeniu dla kibiców
W ostatnich 18-stu miesiącach mogłoby się zdawać, że każdy tydzień przynosił coś nowego. Kolejne chwile grozy, porażki i rezultaty marnie wykonywanych zadań - a to wszystko piętrzyło się jak góry lodowe we mgle.
Coś takiego wydarzyło się także w ostatnim tygodniu. Obecnie pewnie wszyscy odczuwamy podobny rodzaj zmęczenia, kolektywne poczucie bycia pobitym i związanym przez stos nieistotnych odpowiedzi i pytań oraz plemienność.
We wtorek opublikowany został wstępny raport stanowiący ocenę tego, jak rząd oraz Boris Johnson poradzili sobie z pandemią COVID-19. Pojawiają się w nim pewne pochwały - zwłaszcza dotyczące pracy wykonanej przez pracowników NHS [National Health Service] w trakcie tej absolutnie wyjątkowej sytuacji. Oprócz tego dokument opisuje także serię spóźnionych odpowiedzi i niejasnych procedur. Na stronie 34 znajduje się natomiast informacja, że konsekwencją meczu rozegranego 11 marca między Liverpoolem a Atlético Madryt na Anfield, była śmierć 37 osób. Przypomnijmy, że to był okres, w którym podejmowano kolejne decyzje o wstrzymaniu rozgrywek.
Oczywiście wiemy to teraz, w trakcie pierwszych analiz działań związanych z pandemią. Powszechna była całkowicie zrozumiała niewiedza, dokąd to wszystko zmierza. Panowało także nie do końca jasne przekonanie, że podjęcie zbyt wielu działań byłoby jednak błędem. Na dzień przed meczem na Anfield, Johnson opowiadał w krajowej telewizji o tym, jak powinniśmy "przyjmować kolejne ciosy na podbródek" oraz "pozwolić chorobie się rozprzestrzeniać". I tak, z uniesioną brodą i skrzyżowanymi palcami, stado ruszyło na Anfield.
Raport konkluduje: "Opisane podejście wskazuje, że wydarzenia takie jak mecz między Liverpoolem FC a Atlético Madryt (rozegranym w dniu, w którym WHO oficjalnie skategoryzowało sytuację jako »pandemiczną«) czy Festiwal w Cheltenham, wydatnie pomogły w rozprzestrzenianiu się wirusa. Późniejsze analizy wskazują, że konsekwencją tych wydarzeń było odpowiednio 37 oraz 41 zgonów w lokalnych szpitalach".
Dalej, autorzy wskazują, że te zgony były rezultatem, którego można było uniknąć. Biorąc pod uwagę narodowe nastroje, pewne decyzje mogłoby jednak zostać uznane za prawdziwy skandal. Czy ktokolwiek weźmie odpowiedzialność za śmierć tych ludzi? Zasługują przynajmniej na to.
Sam byłem na Anfield tamtego wieczora. Nie byliśmy nieświadomi tego, co się dzieje. Włosi właśnie zawiesili swoje rozgrywki. Mecze rugby zostały przełożone. Jürgen Klopp odpowiadał na pytania: "czy powinniśmy grać?". Był rozdarty między swoim własnym zdaniem (nie, nie powinniśmy), a obowiązkiem do wykonywania pracy.
Trzy tysiące hiszpańskich kibiców udało się do Liverpoolu, pomimo, że madryckie szkoły zostały właśnie zamknięte. Na skąpanym w deszczu stadionie, wypełnionym po brzegi, można było poczuć pewne odrealnienie. Pamiętam jak stałem wśród dziennikarzy z całego świata w kolejce po kubek herbaty. Myślałem sobie wtedy: "czy to wszystko jest naprawdę ok? czy to się w ogóle dzieje?".
Liverpool ostatecznie przegrał w doliczonym czasie. Miałem rezerwację w hotelu, ale nocą wróciłem do własnego domu, czując powagę wszystkich sygnałów ostrzegawczych i czerwonych flag. Świat się zamykał. Dzień później Mikel Arteta dostał pozytywny wynik testu. Od tego momentu wszystko wydarzyło się lawinowo, zaraza się rozprzestrzeniała, a przed nami pojawiła się paraliżująca perspektywa pierwszego, narodowego lockdownu.
Czy są jakieś okoliczności łagodzące? W tamtym czasie nie podnoszono zbyt wielu głosów o przełożeniu meczów chociaż COVID był już wtedy wszędzie. Granice były otwarte, kolejne szkoły zamykano. W zasadzie fakt zamknięcia czegokolwiek, można było wówczas zakwestionować. Mówiono o tym, że prędzej czy później osoby narażone złapią wirusa. Argumentowano, że ograniczanie ludzi zdrowszych nie jest warte tego wszystkiego. Jednak rozprzestrzenianie się choroby zostało opóźnione, choć w międzyczasie pojawiło się nowe piekło.
Tyle z wymówek. Politycy oraz osoby decyzyjne wciąż będą kryły się za ogólnymi frazesami o tym, że mierzymy się z trudnymi czasami. Nie wezmą konsekwencji za swoje czyny. Fakt jest faktem, ci u władzy są odpowiedzialni nie tylko za wygłaszanie takich deklaracji, ale także za działanie we właściwym duchu.
Najpewniej największym problemem tych 37 śmierci jest to w jaki sposób je odczuwamy. Brakuje nam realnego poczucia wsparcia i opieki. Przebywanie na stadionie wydawało się wówczas naprawdę nieodpowiednie. Gdyby premier nie był tak perfidną osobą, może mielibyśmy poczucie, że podjęte przez niego decyzje były utrzymane w dobrej wierze. Jest jednak inaczej i to wszystko wyglądało raczej jak rzut monetą. Mierzymy się z ogromnym nieszczęściem, że najbardziej nieodpowiednia i niepoważna osoba jest u władzy w czasach ogromnej próby.
Premier League oraz EFL czekało do ostatniej chwili na zawieszenie rozgrywek. Nie będę już wspominał o tym, że czekano, aż biedna trzoda przyjmie na siebie cios. Rezultaty tamtych działań są traktowane bez krzty człowieczeństwa, bez wyjaśnienia ani przeprosin. Johnson w tym tygodniu odpoczywał na plaży.
Mam tylko jedną sugestię. Atlético w tym miesiącu ponownie zawita na Anfield. Minęło 20 miesięcy od wspominanego wcześniej starcia. Właściwym byłoby oddanie hołdu wszystkim tym, który wówczas zmierzyli się z prawdziwym zagrożeniem. Tym trzydziestu siedmiu osobom, którzy brali udział w meczu w Liverpoolu, oraz 41 osobom z Cheltenham. Bo na ten moment wszystko co mamy to rządowy raport oraz poczucie, że dalej jesteśmy zgubieni jak we mgle.
Barney Ronay
Komentarze (8)
Tekst służy nagłośnieniu tej sprawy, a dziennikarz sugeruje że powinno się upamiętnić te osoby na stadionie, nawet jeśli to wina rządu
Jeśli to tzw. „pytanie retoryczne” - to lol