Spotkanie Carraghera z Arrigo Sacchim
Przebywam na włoskiej wsi, sączę lampkę Lambrusco i rozmawiam o piłce nożnej z Arrigo Sacchim. Witajcie w mojej wizji nieba.
Sacchi przyjmuje ludzi niczym głoszący słowa prawdy – mądra, starzejąca się wyrocznia, po której porady przybywają do jego willi trenerzy z całego świata, chcący zgłębić wiedzę.
Dwadzieścia pięć lat temu Arsene Wenger zasięgnął rady dwukrotnego zwycięzcy Pucharu Europy. Dwa tygodnie temu był tutaj Thomas Tuchel.
- Zaczęliśmy rozmawiać i następną rzeczą, z której zdaliśmy sobie sprawę, było to, że zrobiła się druga nad ranem – powiedział mi Sacchi.
Wizyta Jürgena Kloppa dopiero nadchodzi. Została przełożona z powodu pandemii. W ten weekend wystawa organizowana w wiosce Sacchiego w Fusignano zostanie odwiedzona przez inne znane osobistości: Marcello Lippiego, Alberto Zaccheroniego i Antonio Conte.
Spotkałem się z nim 24 godziny po tym, jak mój ukochany Liverpool upokorzył Manchester United. Prowadzony jest przez menadżera, który podaje Sacchiego jako swój największy trenerski autorytet.
Nie mogę się powstrzymać od czerpania z tego momentu.
- Arrigo, czy oglądałeś wczoraj mecz?
- Ten zespół Liverpoolu to arcydzieło – odpowiada.
- Fantastyczna drużyna bez jednej typowej supergwiazdy. Prawdziwy zespół. Widać, że każdy gra dla jedenastu, podczas gdy w pozostałych drużynach jedenastu gra dla samych siebie. Przez 80% czasu, kiedy są przy piłce, są w ruchu. Gdyby byli orkiestrą, zawsze byliby odpowiednio dostrojeni i zawsze graliby w odpowiednim momencie.
A co jeśli chodzi o Manchester United?
Odpowiedź tym razem jest bardziej wyważona, ale w pewien sposób ganiąca.
- W 2014 w czasie Mistrzostw Świata jedna z brazylijskich stacji telewizyjnych zapytała mnie, co myślę o zespole Brazylii – wspomina.
- Powiedziałem im, że nie widzę zespołu. Widziałem jedenaście indywidualności, które zostały razem wrzucone na boisko.
Jestem pełen podziwu w trakcie tego wywiadu. Piłka nożna zbudowana jest wokół wielkich trenerów, którzy wzbogacili ten sport. Kilku wybranych, którzy zmienili coś na zawsze.
Sacchi to ktoś więcej niż legendarny menadżer. To jeden z architektów współczesnej piłki nożnej, a być może trener o największym wpływie na grę w ciągu ostatnich czterdziestu lat.
Rozejrzyjcie się po europejskim futbolu i gdy zobaczycie gdzieś wysoki pressing oraz kompaktową, zsynchronizowaną, wysoko ustawioną linię obrony, to znajdziecie przy tym trenera, który pracuje na strategii Sacchiego. Tej, która najbardziej uwidoczniła się w wyjątkowej drużynie AC Milan z lat osiemdziesiątych.
- W piłce nożnej chodzi o kolektywną inteligencję – mówi Sacchi, podsumowując swoje idee.
Pragnę się dowiedzieć, jak zrodził się plan na zrewolucjonizowanie stylu gry tj. na porzucenie obrońców „zamiataczy”, którzy dominowali we włoskiej piłce, na rzecz skoordynowanych schematów gry w defensywie, którą można wykorzystać jako oręż ofensywny, poprzez wygrywanie piłki w wyższych fragmentach boiska. Jego odpowiedzi stale odnoszą się do charakterystyk jego zawodników – ich chęci i woli do odłożenia na bok ego dla dobra drużyny – ale też do wyrażanych przez niego instrukcji taktycznych. Jako menadżer reprezentacji Włoch zasłynął z tego, że sprawdził 120 zawodników w ciągu pięciu lat pracy z kadrą. Wybrał z nich najlepszych 22, którzy cechowali się elitarną mentalnością i zdolnościami fizycznymi do zrealizowania jego wizji na boisku.
- W zawodnikach zawsze szukałem czterech cech: inteligencji, skromności, pokory i pragnienia – mówi.
- Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w Milanie, był tam piłkarz, którego nie chciałem, ponieważ dowiedziałem się, że każdej nocy imprezuje i śpi na boiskach treningowych. Silvio Berlusconi, który w tamtym okresie był właścicielem Milanu, spytał mnie: „Cóż, kogo zatem kupimy?”. Odpowiedziałem: „Nikogo. Powinniśmy skorzystać z jego zmiennika, ponieważ jest skromny i chce się uczyć”.
- Alessandro Costacurta powiedział, że w ciągu miesiąca mnie nie będzie.
- Profil i mentalność piłkarza były kluczowe. Daniele Massaro był technicznie wyjątkowo uzdolniony, ale na początku nie pracował wystarczająco ciężko, więc musiał się tego nauczyć. Ruud Gullit miał wielki wpływ nie tylko pod względem technicznym, ale także jako człowiek. Jego osobowość była tak samo istotna, jak jego talent.
- Ciężka praca, tak samo jak styl gry sam w sobie, były sednem tego wszystkiego.
Sacchi postrzegał swoje pomysły jako ewolucję stylu holenderskiego. Przekształcił schematy stosowane przez Rinusa Michelsa i dodał do nich taki sam poziom dyscypliny zarówno w grze bez piłki, jak i z nią.
- Są trzy wielkie zespoły. Każdy pojawiał się 20 lat po poprzednim – twierdzi.
- Ajax Rinusa Michelsa, mój Milan i Barcelona Pepa.
- Ajax, który grał futbol totalny, wywarł ogromny wpływ. Gdy byłem dzieckiem, uwielbiałem Real Madryt z Di Stefano, Puskasem, Gento. Piłka nożna zawsze była dla mnie widowiskiem, spektaklem. Jej celem było zapewnić rozrywkę ludziom. Wygrana bez stylu to nie jest żadna wygrana.
Triumf Sacchiego w Milanie został opisany w książce „The Immortals”*, która ma obecnie premierę.
Teraz trudno w to uwierzyć, ale początkowo piłkarze i pracodawcy byli sceptyczni wobec jego pomysłów. Po porzuceniu ambicji piłkarskich z powodu kontuzji zaczął trenować dzieci ze swojej wioski, a następnie w wieku 26 lat przejął stery w swoim lokalnym klubie. Od tego momentu dążył do wyplenienia poglądu o włoskiej piłce nożnej, kojarzonej z mistrzostwem defensywy w kryciu jeden na jednego. Kraj w tamtym czasie szczycił się reputacją związaną z obejmowaniem prowadzenia, a następnie zarządzaniem grą w taki sposób, by zapewnić sobie skromne zwycięstwo.
- Przyjąłem pogląd, że klub i jego tradycje, styl, tożsamość, zawsze mają pierwszeństwo nad piłkarzem – mówi.
- W tamtych czasach we Włoszech było zupełnie odwrotnie. Zawsze ubóstwiano indywidualności.
- Piłka nożna zawsze odzwierciedla kulturę i historię kraju. Historia Włoch po czasach Imperium Rzymskiego nie była wspaniała – najeżdżani przez wszystkich i zawsze uciekający. Pomyślałem, że możliwe jest zbudowanie włoskiego zespołu, który grałby z nogą w gazie i z pozytywnym podejściem. Nastawienie zawsze jest istotne.
- Wiedziałem, że niemożliwe jest, żebyśmy nie potrafili atakować i pomyślałem, że lepiej jest atakować niż być atakowanym. Więcej się uczysz, gdy jesteś w posiadaniu piłki. Jesteś wtedy szefem piłki.
- A im bliżej bramki rywala odzyskasz piłkę, to szanse na zdobycie gola są większe.
- Początkowo nie byłem pewien swoich pomysłów, ale nieustannie pracowaliśmy. Zawsze chciałem pracować z inteligentnymi ludźmi, ponieważ gdy podrzucasz im pomysł, oni go sami ulepszają. Stają się tymi, którzy prowadzą cały proces.
- Zanim pojawiłem się w Milanie w 1987 r., jedna z największych włoskich gazet napisała: „Jutro Pan Nikt zostanie zaprezentowany w Milanie”. Jednak zupełnie zignorowali 14 lat ciężkiej pracy, którą wykonałem do tego czasu. Wygrywałem trofea i nigdy nie zostałem zwolniony.
- Zawodnicy w tamtych czasach, jak na przykład Franco Baresi, nie byli wrogo nastawieni do zmian, ale byli nieufni. To było wyzwaniem w każdym miejscu, w którym pracowałem. W czwartej lidze był pewien piłkarz, w moim wieku, i grał w przeszłości w Serie A. Pewnego dnia wyszedłem z szatni i usłyszałem, jak właśnie on mówi do pozostałych: „Ten facet jest albo geniuszem, albo szaleńcem”.
Nawet gdy jego metody z marszu okazały się dawać efekty, wygrana Serie A w pierwszym sezonie na San Siro, świat zewnętrzny potrzebował trochę więcej czasu, by wychwycić wprowadzane przez niego zmiany.
- Pamiętam taki dzień, kiedy wspólnie z żoną byłem w restauracji, a przy stoliku obok siedział słynny włoski dziennikarz Gianni Brera – wspomina.
- Zbliżał się nasz mecz z Napoli, a on podszedł do mnie i zapytał, kogo oddeleguję do krycia Maradony. Moja żona, która nic a nic nie interesowała się piłką nożną i nie oglądała meczów, powiedziała: „Czy ty nie stosujesz krycia strefowego?”.
- Powiedziałem do niej wtedy: „Albo my nie stosujemy go dobrze, albo ten facet nie rozumie, na czym ono polega”.
Do 1988 r., gdy Milan był dopiero na drodze do serii triumfów w europejskich pucharach, San Siro było uznawane za najlepszy w świecie piłki nożnej uniwersytet dla kolejnych pokoleń trenerów.
- Żaden z grających wtedy w Milanie piłkarzy nie dotarł nawet do ćwierćfinału europejskich rozgrywek – mówi.
- Graliśmy u siebie z Bayernem Monachium w półfinale i wygraliśmy 1:0. Na wyjazd pojechaliśmy bez Gullita, Donadoniego i Ancelottiego. Do przerwy mieliśmy już w statystykach jedenaście strzałów na bramkę, a Bayern jeden. W tamtej chwili wiedziałem, że zrozumieli, iż lepiej jest atakować niż bronić, a pressing zakładany wysoko to śmiertelne narzędzie.
Coraz częściej pojawiały się zaproszenia do podzielenia się stosowanymi metodami.
- Pewnego razu zostałem zaproszony do Anglii przez FA, żebym opowiedział o moim zespole w Milanie – wspomina.
- Innym razem grupa trenerów z Francji przyjechała, żeby oglądać trening mojej drużyny: Gerard Houllier, Luis Fernandez, Arsene Wenger. Stwierdzili, że nigdy wcześniej nie widzieli zespołu, który tak ciężko pracuje.
Gdzie zatem według niego współcześnie najbardziej efektywnie realizowane są jego metody?
- Obecnie Anglia ma u siebie najlepszych na świecie trenerów – mówi.
- Pep i Klopp to dwaj wielcy, którzy pchają piłkę nożną naprzód. Bez tego typu trenerów piłka nożna umiera.
- Oglądałem, jak Liverpool grał z Barceloną i wzbudziło to we mnie wiele emocji, ponieważ to nie był tylko wygrywający zespół. To całe miasto wygrywało. W kolejnym życiu chciałbym być trenerem w Anglii.
- Inteligencja piłkarska kibiców w Anglii zawsze była na innym poziomie. Jednak jestem zmartwiony, ponieważ kluby są kupowane przez ludzi z Ameryki i Bliskiego Wschodu, którzy nie podzielają analogicznego rozumienia piłki nożnej.
Jeśli chciałoby się wskazać jakieś rozczarowanie, to byłby nim fakt, że pomysły Sacchiego z sukcesem wykorzystywane są za granicą, ale jednak są mniej widoczne w Serie A.
- Wnioski z gry Milanu zostały wyciągnięte i rozwinięte wszędzie, ale nie we Włoszech – mówi ze smutkiem.
- Prorok nigdy nie jest mile widziany w swoim własnym kraju.
Jamie Carragher
*Polski tytuł: "AC Milan. Nieśmiertelni. Historia legendarnej drużyny".
Komentarze (0)