Sentymentalność jest wrogiem Gerrarda
Steven Gerrard wraca na Anfield w sobotę jako menedżer Aston Villi i świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że sentymentalność jest wrogiem jego ambicji.
Spytany o największe wyzwanie przejścia z roli piłkarza do menedżera w akademii Liverpoolu, Gerrard krótko ucina pytanie i stanowczo odpowiada: "Ukrywanie moich emocji w niektórych momentach."
Po czterech latach ten początkowy kłopot stał się jego mocną stroną. Nauczył się wykorzystywać swój zapał do pobudzania zawodników i wykrzesania z nich maksimum poświęcenia.
Gerrard wybitnie prezentuje się też w spotkaniach z mediami, za co został nawet pochwalony przez Sir Aleksa Fergusona - mistrza w okręcaniu sobie dziennikarzy wokół palca.
- Rozmowa z prasą może kosztować cię pracę menedżera, ale konferencje prasowe Stevena są fantastyczne - mówił Ferguson na łamach The Guardian. - Jest opanowany i zawsze ma dobrą odpowiedź. Jest jednym z lepszych, a dobra konferencja to sztuka.
Podobnie było w zeszły weekend, gdy Gerrard był wypytywany o swój pierwszy powrót na Anfield w roli przeciwnika. Bez zaskoczenia dostaliśmy pozbawioną emocji odpowiedź.
Czy będzie "miał w głowie jakiekolwiek sentymenty?"
Na twarzy menedżera Aston Villi pojawił się lekki uśmiech, ujawniający brak zaskoczenia takim pytaniem ze strony Sky Sports. Odpowiedź była dosadna: "Nie, w żadnym wypadku."
By w pełni zrozumieć przemianę, jakiej wymagała od Gerrarda posada menedżera, musimy wrócić do samego początku. Steven od pierwszej chwili miał krystalicznie czystą wizję swojej kariery. Zaakceptował posadę w Kirkby dopiero wtedy, gdy wiedział, że nie jest ona zasługą jego osiągnięć w roli zawodnika.
Chciał się rozwijać i pomagać jako trener, nie jako legenda. Alex Inglethorpe, szef akademii, przyznał po dwóch miesiącach, że zatrzymanie Gerrarda na dłużej niż rok będzie dla nich sztuką.
Częściowo przez to, że oferty pracy z drużynami seniorów napływały jeszcze zanim zawiesił buty na kołku, ale także dzięki jego ogromnej determinacji do uniknięcia drogi na skróty, oraz jasny cel dotarcia na sam szczyt.
- Jest urodzonym przywódcą - mówił o Gerrardzie Inglethorpe, gdy ten odchodził z klubu w 2018 roku by podjąć niewdzięczną misję odnowy Rangers. - Jest niesamowicie oddany swojej karierze, wie co chce. Nie jest typem człowieka, który dotrze tam na skróty. Nie potrzebuje przysług by to osiągnąć.
Wiele głosów było przeciwne tej zmianie środowiska, a ich argumentem było to, że Gerrard pójdzie w niepamięć w Szkocji, podczas gdy jego koledzy - jak Frank Lampard - będą w świetle reflektorów. Czemu by nie spróbować w Championship?
Z innej strony padł argument dla pozostania w Liverpoolu i objęcia drużyny U-23 przed dołączeniem do sztabu Jürgena Kloppa i przygotowywania się do objęcia tej najważniejszej posady w przyszłości. Tę historię sprzedawano jako swego rodzaju romansidło.
Ten pomysł - prowadzenie Liverpoolu bez jakiegokolwiek doświadczenia na głębokiej wodzie - był dla Gerrarda nie do zniesienia. Pozostanie w klubie nie było opcją. Bliscy znajomi mówili, że często powtarzał iż "komfort nie kształtuje menedżera ani człowieka".
Klopp również był podobnego zdania. Według Niemca nie można nic zyskać gdy nie ma się przed sobą przeszkód do pokonania, gdy zawsze jest łatwo, lub gdy zakłada się, że coś się nam należy. Rozmawiając na ten temat Klopp apelował o cierpliwość i "odpowiednie wyczucie czasu".
Gerrard pasował do Rangersów jak ulał. Dał im sukcesy, które w oczach niektórych były już tylko fantazją. Zrobił to nie przegrywając meczu, poprawił strukturę drużyny zarówno na boisku, jak i poza nim. Odejście w środku sezonu mając kolejne trofea na horyzoncie było niewdzięczne, ale... sentymentalność jest jego wrogiem.
Villa dała mu idealną okazję do pracy w Premier League - klub z historią, z dużą ilością kibiców, skład pełny utalentowanych zawodników spod twardej ręki Deana Smitha, a także wsparcie od wysoko postawionych osób w klubie, jak chociażby znany nam Christian Purslow.
Być może nie był to idealny czas na zmianę środowiska, ale to nie było pod kontrolą Gerrarda.
41-letni menedżer zrobił dobre pierwsze wrażenie, wygrywając trzy z czterech spotkań i uprzykrzając nieco życie Manchesterowi City.
Ich obrona natychmiast się poprawiła, rywale rzadziej oddają strzały i stracili tylko cztery gole - z czego dwa w meczu z mistrzami kraju. W czterech meczach przed jego przyjściem Villa straciła 11 goli.
W ofensywie pokazali większą elastyczność i stwarzają zagrożenie ze stałych fragmentów. Ten pozytywny start plasuje ich tylko cztery punkty za Arsenalem i pięć z Manchesterem United.
Liverpool w obecnej formie, przechodzący ewolucję opóźnioną przez pandemię i plagę kontuzji, jest najgorszym rywalem do kontynuowania tej passy. To jest największe zmartwienie Gerrarda, nie sentymentalność.
Nie ma czasu na bycie emocjonalnym gdy musisz ugasić pożar w każdej strefie boiska, wliczając w to próbę powstrzymania obecnie najlepszego zawodnika na świecie.
Gerrard będzie liczył na kompetentny występ i ostatecznie nadszarpnięcie mistrzowskich ambicji Liverpoolu.
Klopp nie spodziewa się niczego innego, a w klubie nikt nie kupuje medialnego obrazu "rozdartego" Gerrarda. To tylko zasłona dymna, a cała uwaga Gerrarda skupia się na stworzeniu z Villi najgorszego możliwego przeciwnika.
Sentymentalność jest wrogiem. Dobry wynik przeciwko Liverpoolowi na Anfield - wręcz przeciwnie.
Melissa Reddy
Komentarze (5)
Nie wyobrażam sobie innego podejścia z obu stron niż wygrana własnego zespołu.