Analiza taktyczna po meczu z Tottenhamem
18. kolejka Premier League naznaczona była masowym przekładaniem meczów, nawet ledwie dwie godziny przed ich rozpoczęciem, dlatego każde z czterech rozegranych spotkań jawiło się jako prawdziwe święto futbolu. The Reds w tej serii gier wybrali się do północnego Londynu na starcie z Tottenhamem i w obliczu braków kadrowych w związku z zachorowaniami, wraz z piłkarzami Antonio Conte stworzyli jeden z najbardziej pasjonujących spektakli tego sezonu. Niestety, nie obyło się bez negatywnych emocji związanych z werdyktami sędziowskimi, jednak jakość gry obu zespołów – wcielających w życie odmienne strategie – aż sama zachęca do przyjrzenia się detalom taktycznym tego spotkania.
Źródło grafiki: tactical-board.com
Wyjściowe jedenastki obydwu ekip. W zespole Liverpoolu, w związku z infekcją kilku graczy, zmianom personalnym uległa cała druga linia – jeszcze niedawny podstawowy tercet pomocników Fabinho-Thiago-Henderson został zastąpiony przez trio Morton-Milner-Keita.
Źródło zdjęcia: Canal+
Londyńczycy od początku meczu ustawili się w średnim i niskim bloku obronnym w układzie 5-3-2, co oznaczało, że piłkarze Kloppa wyjściowo mogli korzystać z wolnych bocznych stref na wysokości linii środkowej boiska. Najczęściej podążał tam Milner, wyciągając za sobą jednego z trzech pomocników Tottenhamu, który musiał pokonać daleką drogę do swojego rywala. Ruch Anglika wykorzystywał Robertson do przyjęcia wyższej pozycji przy linii bocznej, podczas gdy Mane znajdował się pomiędzy skrajnymi obrońcami gospodarzy (w tzw. lewej półprzestrzeni lub inside left position).
Źródło zdjęcia: Canal+
W podobnym miejscu co Milner, ale po drugiej stronie boiska, pojawiał się prawy defensor LFC, Trent Alexander-Arnold (TAA), dlatego ustawienie linii obrony liverpoolczyków przyjmowało chwilami układ nierównomierny (asymetryczny).
Źródło zdjęcia: Sky Sports
Doskok pomocników Tottenhamu do przeciwników przy linii bocznej spowodowany był tym, że „Koguty” wyraźnie chciały utrzymać spójne ustawienie formacji obronnej złożonej z aż pięciu zawodników, by jak najbardziej ograniczyć ofensywne szarże skrzydłowych The Reds, Mo Salaha i Sadio Mane. Piłkarze Conte, aby nie zostać w niedowadze liczebnej w drugiej linii, musieli zachowywać bliskie odległości pomiędzy sobą, lecz ww. doskok pomocnika miał jedną znaczącą zaletę – przybierał kierunek diagonalny (po skosie), przez co utrudniał gościom podanie piłki zarówno do boku, jak i do przodu.
Źródło zdjęcia: Canal+
Liverpool mógł jednak wykorzystać układ pozycyjny Tottenhamu po swojej stronie. Kiedy Milner przykuwał uwagę swojego vis-a-vis, Robertson mógł ustawić się pomiędzy wahadłowym a bocznym pomocnikiem „Kogutów”, utrudniając im decyzje w kolejnej interwencji. Ponadto piłka znajdująca się przy samej linii bocznej siłą rzeczy wymuszała na obrońcach z Londynu koncentrowanie się na działaniach gracza z futbolówką, dzięki czemu napastnik (w tym przypadku Mane), mógł wbiec za linię obrony poza polem widzenia defensora (od „ślepej strony”).
Źródło zdjęcia: Canal+
Kiedy Liverpool sprowokował wahadłowego Tottenhamu do wyższego doskoku, skrzydłowy LFC (Mane) mógł wykorzystać swoją dynamikę, głównie szybkość na pierwszych metrach, aby zwieźć obrońcę ruchem do oraz od piłki i skorzystać z zupełnie wolnego sektora bocznego w pobliżu szesnastki. Dzięki takim akcjom zawodnicy Kloppa łamali linię obrony gospodarzy, która zmuszona była przemieścić się w stronę przeciwników z piłką – w tym samym czasie chciała zachować kompaktowe ustawienie formacji oraz mieć baczenie na napastników w świetle bramki. Dylemat „piłka-przestrzeń-partner-przeciwnik” po stronie defensorów Tottenhamu wykorzystał w 35. minucie Diogo Jota. Portugalczyk świetnie znalazł sobie miejsce w polu bramkowym i w odpowiednim tempie oddał celny strzał głową. Tego typu uderzenia napastnika LFC poddał analizie Michał Zachodny.
Źródło zdjęcia: Canal+
Aby uzyskać taki efekt w finalizacji ataków, Liverpool musiał z dużym wyczuciem poruszyć przeciwnikami, piłką i rotować się pozycjami. Jeśli nie było to wykonywane w odpowiednim tempie – z arytmią rozegrania – gospodarze względnie łatwo mogli zawęzić ustawienie do boku, gdzie ograniczali liverpoolczyków linią boiska i uzyskiwali przewagę liczebną 4 na 3. Wtedy skuteczne rozwiązanie stanowił agresywny doskok indywidualny do graczy The Reds, co celnie wskazał w swojej analizie Kacper Adamowicz.
Źródło zdjęcia: Canal+
W takiej sytuacji partnerzy ustawieni niżej, np. środkowi obrońcy (Konate), potrzebni byli do udzielania wsparcia do utrzymania piłki lub nawet pomocy awaryjnej. Ustawienie LFC jako zespołu stawało się z jednej strony wąskie poprzez wysokie pozycje stoperów przy linii, a z drugiej szerokie, patrząc na ustawienie bocznych obrońców. Wobec tego odbiór piłki przez Tottenham sprawiał, że…
Źródło zdjęcia: Canal+
…londyńczycy łapali gości „na wykroku” – atakowali dwoma napastnikami na pełnej szybkości i ogromnej wolnej przestrzeni. Naprzeciwko siebie, a nawet obok i po chwili za sobą, mieli dwóch środkowych obrońców i ledwie jednego pomocnika (Morton).
Źródło zdjęcia: Canal+
Szybka zmiana strony gry udawała się Tottenhamowi także po własnych atakach pozycyjnych, kiedy to Liverpool pressował „Koguty” do linii bocznej. Piłkarze Kloppa w takich momentach zawężali ustawienie do osi środkowej boiska na niecałych 30 metrach, dlatego struktura pozycyjna gospodarzy musiała być tak dopasowana, by móc szybko wyjść ze strefy piłki – najlepiej jednym podaniem. W tym celu jeden z napastników (Son) obniżał pozycję i pojawiał się pomiędzy dwoma graczami The Reds, aby zmylić ich w kryciu.
Źródło zdjęcia: Canal+
Po przejęciu futbolówki Koreańczyk z Południa potrafił sprawnie obrócić się wokół własnej osi i zaangażować bezpośrednio w atak szerzej ustawionych partnerów (Ndombele i Emerson).
Źródło grafiki: WhoScored.com
Zawodnicy Antonio Conte dzięki odpowiedniemu ustawieniu w obronie pod przeciwnika oraz szybkim fazom przejściowym mogli łatwiej znaleźć luki między formacjami Liverpoolu. W ten sposób aż 12-krotnie przeszywali podaniem linie gości (na grafice kierunek ataku w prawą stronę), którym zaledwie dwa razy udała się ta sztuka.
Źródło zdjęcia: Canal+
Ustawienie bazowe The Reds z „diamentem” w sektorze środkowym zapewniało odpowiednie kąty podań do progresji ataku – także między formacjami Tottenhamu – lecz (rezerwowym dotąd) pomocnikom LFC brakowało zgrania ruchów bez piłki do skupienia rywali z dala od kierunków podań.
Źródło zdjęcia: Canal+
Aby usprawnić fazę ataku pozycyjnego przy wyniku 1:1, na placu gry pojawił się Roberto Firmino. Brazylijczyk zmienił Tylera Mortona i odtąd liverpoolczycy mieli w składzie aż czterech napastników. Pozwoliło im to stworzyć tzw. box między liniami obrony i pomocy Tottenhamu, czyniąc je jeszcze bardziej wąskimi. Otwierało to sektory boczne dla Robertsona i Alexandra-Arnolda, których kooperacja przyniosła gościom gola na 1:2. Swoją drogą, taki układ do złudzenia przypomina system gry… Manchesteru United Ralfa Rangnicka, z którego filozofii czerpie wzorce rodak Niemca i trener The Reds.
Źródło zdjęcia: Canal+
Kwartet w ataku LFC okupował również wszystkie przestrzenie pomiędzy pięcioma obrońcami „Kogutów”, dzięki czemu Liverpool mógł siać w ich szeregach podobny zamęt, co Son i Kane we wcześniejszych fragmentach spotkania. Wbiegnięcia między defensorów z pewnością nadały temu meczowi specyficzny kształt taktyczny.
Źródło zdjęcia: Canal+
Dodatkowy napastnik po stronie Liverpoolu przydawał się nie tylko w ofensywie, ale również w obronie. Piłkarze Kloppa pod polem karnym Tottenhamu mogli zakładać intensywny pressing 1 na 1, co należy uznać za niewątpliwy atut gości w tak zaawansowanej fazie meczu.
Źródło zdjęcia: Canal+
Bardzo istotne było także zmniejszenie dystansu do własnej bramki, przez co Tottenham nie mógłby już więcej rozpędzić się na dużej przestrzeni za ostatnią linią obrony. W tym celu Liverpool przyjął symetryczne ustawienie 4-4-2, mogą jednocześnie doskakiwać do defensorów gospodarzy bardziej pokaźną liczbą napastników. Oponenci w takich warunkach zmuszeni byli do zagrywania długich podań na przeciwległą stronę boiska…
Źródło zdjęcia: Canal+
…gdzie The Reds mieli wyjściowo czterech graczy znajdujących się blisko siebie.
Źródło zdjęcia: Canal+
Takie ustawienie pozwalało piłkarzom Kloppa podwoić krycie zawodnika z piłką w bocznym sektorze, asekurować przestrzeń pomiędzy obrońcami na skraju szesnastki i pozostać środkowym obrońcom w strefie największego zagrożenia – światła bramki.
Źródło zdjęcia: Canal+
4-4-2, jak każdy inny system, ma swoje wady i zalety, z czego doskonale zdawał sobie sprawę sztab Antonio Conte. Wobec tego po stronie Tottenhamu przed obrońcami zaczęło pojawiać się dwóch środkowych pomocników, zamiast jednego. Roberto Firmino znajdował się wtedy w swojej strefie w niedowadze liczebnej 1 na 2, co sprowokowało tym samym doskok niżej ustawionego pomocnika Liverpoolu, Naby’ego Keity. Gwinejczyk, jako jeden z dwójki centralnych graczy drugiej linii, opuścił swoje miejsce i za jego plecami powstała przestrzeń do posłania kluczowego podania, które Son zamienił na bramkę dającą remis. Zmiana układu pozycyjnego Liverpoolu pomogła piłkarzom Kloppa zwiększyć bezpośredniość działań, jednak osłabiła zarazem liczebność i układ graczy w środku pola…
Źródło zdjęcia: Canal+
…gdzie większy balans występuje w tradycyjnym systemie LFC, 4-3-3, w którym przynajmniej jeden pomocnik (Morton) asekuruje linię obrony, znajdując się dokładnie na wprost niej.
Komentarze (1)