Nieskuteczność Mané problemem Liverpoolu
Sadio Mané z rozpaczą wpatrywał się w niebo mierzwiąc włosy w mieszance złości i niedowierzania.
Napastnik Liverpoolu właśnie zmarnował stuprocentową sytuację. To była jedna z niewielu okazji w czasie tego ponurego dla ekipy Jürgena Kloppa wieczoru, kiedy udało im się sforsować defensywę Leicester City.
Zaraz po przerwie po dwójkowej akcji Alexa Oxlade’a-Chamberlaina i Diogo Joty Mané udało się wyprzedzić Timothy’ego Castagne’a. W tamtym momencie The Reds powinni byli złamać opór osłabionego zespołu gospodarzy.
Mané miał czas, aby przygotować strzał, jednak w jakiś niewyjaśniony sposób przeniósł piłkę nad poprzeczką. Było to szokujące pudło w kluczowym momencie. Zaledwie pięć minut później Ademola Lookman pokazał mu jak to się robi i precyzyjnym strzałem ukarał Liverpool za błędy w obronie.
Tego wieczoru standardy The Reds alarmująco obniżyły się we wszytkich formacjach, była to również poważna wpadka w kontekście walki o tytuł mistrzowski. Intensywność i rytm gry nie istniały, piłka przemieszczała się zbyt wolno, liczba niewymuszonych błędów była ogromna, a podejmowanie decyzji pozostawiało wiele do życzenia. Nikt nie był bez winy.
- Po prostu nie byliśmy wystarczająco dobrzy - przyznał Klopp. - Zagraliśmy bardzo słabe zawody, to było zasłużone zwycięstwo Leicester. Wielu zawodników zagrało poniżej swojego normalnego poziomu. Nie mam na to wytłumaczenia.
Słabo zaprezentowała się cała drużyna, ale nie sposób nie wspomnieć o tym, że ekipa Kloppa cierpi z powodu nieskuteczności Mané. Reprezentant Senegalu jest aktualnie w trakcie swojej najdłuższej passy bez strzelonego gola w czasie swojej kariery w Liverpoolu.
Po raz ostatni zdobył bramkę 20 listopada w starciu z Arsenalem na Anfield, kiedy to wykorzystał dośrodkowanie Trenta Alexandra-Arnolda z rzutu wolnego. W ostatnich dziewięciu spotkaniach we wszystkich rozgrywkach ta sztuka mu się nie udała. Nie udało mu się trafić do siatki od 808 minut - to trzynaście i pół godziny gry w piłkę. Jego pewność siebie musiała poszybować w dół.
Zdarza się, że kryją go silni fizycznie przeciwnicy, a Klopp wyrażał swoją frustrację spowodowaną brakiem chronienia jego zdrowia przez sędziów, ale takich narzekań mogłoby wcale nie być. Mané był ostatnio po prostu niechlujny i nieskuteczny.
Senegalczyk mówił, że ostatni sezon był najgorszym w jego karierze, udało mu się wtedy zdobyć tylko 16 bramek we wszystkich rozgrywkach - to był jego najniższy wynik od czasu kampanii 2016/17. Strzelił tylko 11 goli w 35 ligowych meczach.
Latem dostał zasłużony urlop, następnie wziął udział w pełnym cyklu przygotowań przedsezonowych, mówił o swoich nadziejach na najbliższe miesiące z pewnością siebie, podkreślał że odpoczął zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Jednak po obiecującym początku sezonu znowu się zagubił.
Siedem bramek w lidze na półmetku rozgrywek jest przeciętnym wynikiem jak na zawodnika jego kalibru. Mówimy o piłkarzu, który w sezonie 2018/19 strzelił ich 22 i ex aequo odebrał nagrodę Złotego Buta. Stać go na dużo więcej.
Mohamedowi Salahowi można wybaczyć słabszy wieczór w starciu z Leicester po wszystkich wyczynach w trwającej kampanii. W pierwszej połowie Kasper Schmeichel obronił strzelany przez niego rzut karny i tym samym zakończył serię 15 strzelonych jedenastek w lidze z rzędu przez Egipcjanina, która trwała od 2017 roku.
Salah miał prawo oczekiwać, że tym razem ktoś inny weźmie na siebie odpowiedzialność za zespół, to się jednak nie wydarzyło, a problemy Mané wciąż trwają.
Po niedzielnym, niezwykle wymagającym wyjazdowym meczu z Chelsea para napastników wyleci do Kamerunu, aby wziąć udział w Pucharze Narodów Afryki. W jego aktualnej formie bardzo trudno będzie załatać dziurę po Salahu.
Pytanie brzmi - o co po powrocie ich oraz pomocnika reprezentacji Gwinei, Naby’ego Keïty, będzie walczył Liverpool? Czy zespół wciąż będzie liczył się w walce o mistrzostwo?
Styczeń wydawał się być w tym sezonie łaskawy dla Kloppa, ponieważ oprócz meczu z Chelsea drużynę czekają jeszcze tylko dwa ligowe starcia, z Brentfordem oraz Crystal Palace, jednak Liverpool ucierpiał już w grudniu, w pojedynkach z Tottenhamem i Leicester City zdobył zaledwie jeden punkt.
Aktualna sześciopunktowa przewaga Manchesteru City jest imponująca. Jeśli ekipa Kloppa chce liczyć się w tym wyścigu, margines błędu jest wyjątkowo mały.
Na King Power Stadium Liverpool nie zdołał strzelić gola po raz pierwszy od 29 spotkań w Premier League. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w marcu, kiedy po bardzo słabym meczu The Reds ulegli na własnym stadionie Fulham 0:1.
To był zniechęcający koniec wywróconego do góry nogami roku 2021 dla zespołu. Był to rok, w którym wszystko poszło nie tak, a Liverpool po raz pierwszy w swojej historii przegrał sześć domowych meczów w lidze z rzędu, przy okazji zmagając się z ogromnym kryzysem zdrowotnym w defensywie.
W jakiś sposób Kloppowi udało się zainspirować swoich piłkarzy do mocnej odpowiedzi, dzięki czemu zespołowi udało się zakwalifikować do Ligi Mistrzów. W początkowych miesiącach trwającego sezonu do drużyny powróciła dawna płynność, genialnie prezentował się Salah, a powrót Virgila van Dijka uspokoił formację defensywną.
Wyjazdowe demolki Manchesteru United i Evertonu na pewno zapiszą się w historii drużyny, frustrujące były jednak utracone prowadzenia w starciach z Brentfordem, Manchesterem City i Brightonem. Udało się wyrównać klubowy rekord 25 meczów bez porażki z rzędu, ta passa została jednak zakończona przy okazji porażki z West Hamem United.
Było sporo imponujących momentów, jak chociażby komplet zwycięstw w niełatwej grupie w Lidze Mistrzów czy awans do półfinału Pucharu Ligi, mimo wszystko zespół wchodząc w nowy rok może mieć sobie nieco do zarzucenia.
Zmagające się z kontuzjami Leicester musiało radzić sobie bez dziewięciu zawodników, w sercu defensywy wystąpił eksperymentalny duet. 53 godziny wcześniej stracili sześć bramek na Etihad. Na papierze wyglądali, jakby byli przygotowani na lanie.
W Liverpoolu brakowało tylko Andy’ego Robertsona i Thiago. Zawodnicy powinni byli być wypoczęci, ponieważ zaplanowane na Boxing Day starcie z Leeds United zostało przełożone. Mimo to z upływem minut wyglądali coraz gorzej, a zmiany przeprowadzone przez Kloppa nie przyniosły oczekiwanego efektu.
Widok wpadających na siebie Joëla Matipa i Roberto Firmino w doliczonym czasie gry był podsumowaniem tego chaotycznego, słabego występu całej drużyny.
Narracja mogłaby być zupełnie inna, gdyby Mané wykorzystał swoją okazję. To było bardzo kosztowne. Ataki lewą flanką przestały przynosić bramki, a ta passa nieskuteczności z pewnością odciska swoje piętno w umyśle Senegalczyka. Jego wiara w siebie jest zachwiana. Opuściła go jego zimna krew.
James Pearce
Komentarze (31)
Thiago, Keita poziom LFC.
Reszta niestety nie.
To po co kupować . . . Brexit, inflacja i omicron.
Z resztą wraca Harvey, to tak jakby nowy transfer.
Winny jest tylko i wyłącznie brak transferów który zabił rywalizację, panowie chcą czy nie będą grać, nie pozwala nam rotować przez co zawodnicy są totalnie wyczerpani.
Długo stałem za FSG ale tego lata powiedziałem jasno, jeżeli brak nowych twarzy zacznie się odbijać na wynikach to trzeba jechać z nimi i mam nadzieje że Anfield da tego wyraz już niebawem
Ludzie już w 2019/20 wiedzieli do czego doprowadzi nas brak transferów. Wielu z nas było wyśmiewanych tu na forum za sianie herezji i nie mowie tu o SEBie. Teraz jaka panika XD ''Kto się nie rozwija ten się cofa'' - pasuje do nas jak ulał. Oczywiście nasza kadra pozwala na spokojne top 4 ale, wiadomo jaki jest nasz cel - walka z potężnym City o PL. Cofnąć się trzeba do 2019 roku i momentu w którym po wygraniu LM nikogo nie kupiliśmy. To się pale nie mieści. Mieliśmy wtedy skład prima sort i wystarczyło dokładać do niego tylko klocuszki. Gość pokroju Joty już wtedy powinien się pojawić i zacząć odciążać nasze trijo które było jeszcze wtedy w formie. Kto wie - może teraz by jeszcze chłopcy smigali a tak Firmino wyjebany, Mane wyjebany, ciekawe ile jeszcze Salah, Trent czy Robertson pociągną. Sami jesteśmy sobie winni, że nam City zaczęło uciekać nic nie robiąc. Przecież to nasz złoty czas - piłkarze by tu na kolanach przychodzili do Kloppa i nie trzeba nam było dużo. Żadnych transferów za 150 mln. Teraz już trzeba, a problemy z każdym przespanym okienkiem będą się tylko piętrzyć. Ferguson tam zawsze kogoś kupował nawet wtedy kiedy nie musiał, co powalało mu na ciągła rywalizacje w składzie. Sam o tym mówił.
#fakty
Hajs zarobiony za LM został przeznaczony na rozwój klubu w dalszej perspektywnie. Otworzyliśmy centrum treningowe i połataliśmy dziury w budżecie. Widzę, że niektórzy tu zapominają w jakiej dupie był ten klub jeszcze 7-8 lat temu. Jak tułaliśmy się w środku tabeli z brakem pewności czy następnego dnia LFC będzie jeszcze istaniało.
Zrozumcie to że nie możemy szastać kasą jak City/Chelsea/PSG bo tej kasy nie mamy tyle ile oni. Chcecie robić wielkie transfery co rok? Okej, spoko, ale nie zdziwcie się jak skończymy jak Arsenal czy Barca.
https://www.liverpoolecho.co.uk/sport/football/football-news/how-fsg-pulled-economic-miracle-15796583
Zakaria: 27 baniek
Bowen: 35 baniek, WHU zażąda z 60, to samo co z Pope.
Tielemas: 55 baniek, Lisy krzykną z 70, transfer wewnątrz ligi, do rywala.
Maddison: 50 baniek, Lisy krzykną z 90, to samo co z Grealishem.
Guehi: 22 bańki, CP weźmie z 35, to samo co z Tielemansem.
Ramsay: 600 tysięcy, to pewnie Aberdeen weźmie z bańkę.
W najbardziej optymistycznym przypadku wychodzi: 204 mln 600 tysięcy euro.
W tym realistycznym: 323 mln euro
Średnio około 264 mln euro.
Skąd chcesz wziąć taką kase w jedno okno? Bo chyba tylko z dupy.
Życie to nie FIFA a my to nie City.