Jak Benfica pomogła the Reds wygrać Ligę Mistrzów
Ten wielki portugalski klub w 2019 r. pozwolił swojej drużynie B odegrać rolę Tottenhamu w specjalnym meczu, który stanowił element przygotowań zespołu Jürgena Kloppa do finału w Madrycie.
Głucha cisza panowała na zorganizowanym w pośpiechu przez Pedro Marquesa spotkaniu zawodników i sztabu w ośrodku Benfica Campus.
Był maj, piękny letni dzień, a Dyrektor Techniczny portugalskiego klubu miał dla wszystkich niespodziankę na zakończenie sezonu.
- Panowie, mam dobre i złe wieści - zakomunikował.
- Zła wiadomość jest taka, że w niedzielę nie rozpoczniecie wakacji. Czeka was jeszcze tydzień pracy...
Słychać niezadowolenie.
- Jednak dobrą wiadomością jest to, że pojawiła się dla nas fantastyczna okazja. Coś, co dla niektórych z was będzie czymś, co zdarza się raz w życiu...
Pojawia się ekscytacja.
- W przyszłym tygodniu rozegramy mecz z jedną z najlepszych drużyn na świecie. Proszę was zatem, żebyście byli gotowi - powiedział z uśmiechem.
To było szalone kilka godzin. Dzień wcześniej Marques odebrał telefon od Juliana Warda, czyli swojego dobrego przyjaciela, który w tamtym czasie w Liverpoolu był kierownikiem ds. wypożyczeń i współpracy piłkarskiej.
Ward potrzebował przysługi. The Reds przygotowywali się do rozegrania finału Ligi Mistrzów z Tottenhamem, ale pomiędzy ich ostatnim meczem w Premier League, a dniem finału w Madrycie, było trzy tygodnie przerwy.
Rok wcześniej w Kijowie boleśnie przekonali się, że taka sytuacja powoduje problemy w zakresie gotowości i rytmu meczowego.
Ward rozważał, czy Benfica byłaby w stanie tuż przed finałem wysłać do Marbelli zespół, który rozegrałby mecz treningowy z drużyną Jürgena Kloppa. Czy byliby w stanie zagrać tak, jak mógłby zagrać Tottenham, odtwarzając na boisku schematy ofensywne i defensywne, których Liverpool spodziewał się w finale ze strony drużyny Mauricio Pochettino?
Liverpool kontaktował się z różnymi klubami z Europy, ale większość była już w trakcie przerwy wakacyjnej. Inne z kolei miały powiązania ze Spurs poprzez piłkarzy, trenerów i pracowników biurowych, co generowało ryzyko wycieku informacji.
Wybrano zatem Benficę, a raczej Benficę B.
Uczestniczyliśmy jeszcze w rozgrywkach. Drużyna B zbliżała się do końca sezonu i od razu przekazałem, że jest to świetna okazja dla nas, dla chłopaków, więc sprawdźmy, czy jesteśmy w stanie z niej skorzystać.
Benfica nie mogła skorzystać z kilku kluczowych zawodników, którzy przebywali na zgrupowaniach reprezentacji. Wśród nich byli lewy wahadłowy Nuno Tavares, obecnie grający w Arsenalu oraz napastnik Goncalo Ramos, który zmierzy się w tym tygodniu z Liverpoolem. Pomimo tego Marques i sztab byli w stanie zestawi drużynę, która w ich odczuciu byłaby wystarczająco mocna i mogła realizować wymagane ze strony Liverpoolu instrukcje taktyczne.
- Nie mogłem powiedzieć chłopakom, gdzie jedziemy i z kim zagramy. Uzgodniłem z Julianem i Liverpoolem, że utrzymamy to w tajemnicy – dodaje ze śmiechem.
- Uwierzcie mi. W Portugalii nie jest to takie proste! Uwaga mediów jest mocno skupiona na piłce, a informacja może przebić się na różne sposoby.
- Jak się domyślacie, było trochę zamieszania, gdyż wszyscy próbowali rozgryźć, z kim zagramy, ale udało nam się utrzymać to w tajemnicy do momentu przybycia do Marbelli.
Za pośrednictwem Raya Haughama, menadżera ds. organizacyjnych drużyny, Liverpool zaaranżował sprawy związane z podróżą i zakwaterowaniem, a mocna 35-cio osobowa ekipa Benfiki odbyła krótki lot z Lizbony w czwartek 23 maja.
- Dali nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Byli otwarci na możliwość, żebyśmy zostali kilka dni dłużej po meczu, jeśli będziemy mieli ochotę zrealizować mini obóz treningowy lub krótkie wakacje.
- Zdecydowaliśmy jednak, że zostaniemy od czwartku do niedzieli i weźmiemy większą liczbę osób, niż pojechałaby w normalnych okolicznościach. Pozwoliło nam to włączyć w podróż pracowników, którzy zazwyczaj nie jeżdżą z nami na żaden mecz. Była to swego rodzaju nagroda na zakończenie sezonu.
Po przyjeździe do Marbellio trener drużyny B, Renato Pavia, i jego sztab trenerski spotkali się z Pepem Lijndersem, asystentem menadżera Liverpoolu oraz z analitykami video: Gregiem Mathiesonem i Markiem Leylandem.
- Przeszliśmy przez plan gry Liverpoolu i ich przekonanie o tym, jak może zagrać Tottenham. Przeanalizowaliśmy, w jaki sposób możemy wprowadzić podobne ustawienie w kontekście formacji, schematów gry w pressingu i kilku zagrań w ataku.
- Poprosili jednak także, żebyśmy swobodnie wychodzili poza te specyficzne wytyczne. Chcieli rozegrać pełnoprawny mecz.
I w taki sposób tego dnia Benfica stała się Tottenhamem.
Vinicius Jau, Brazylijski napastnik, który obecnie ponownie gra w swojej ojczyźnie w barwach Avai, podjął się roli Christiana Eriksena, a Jose Gomes grał jako Harry Kane. David Tavares, rosły środkowy pomocnik, podobno w szczególności zaimponował Kloppowi i jego sztabowi.
Marques przyznaje, że zawodnicy mieli pewne obawy, ale byli też podekscytowani.
- Oczywiście, to była fantastyczna okazja. Chłopcy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, ale byli również bardzo świadomi tego, że jeśli kogoś mocno uderzą i dojdzie do urazu, to wyeliminują zawodnika z finału, a to już nie będzie dobre - mówi Marques.
Mecz rozpoczął się w sobotę wieczorem, co miało odzwierciedlać warunki rozpoczęcia finału i w ciągu kilku minut Liverpool zdobył bramkę po strzale Sadio Mané.
Ruchy zawodników przy tej bramce były bardzo podobne do schematu poruszania się w trakcie akcji, która dała Liverpoolowi rzut karny w drugiej minucie finału. Długie podanie ze środka pola pozwoliło posłać piłkę w wolną przestrzeń pomiędzy prawym wahadłowym i prawym środkowym obrońcą Benfiki.
Pomyśleliśmy sobie: “Wow, to będzie ciężki dzień!”. Jednak nasi chłopcy byli w stanie się zorganizować, pozbierać się i ostatecznie wyszedł z tego dobry mecz.
Spotkanie, tak jak finał, zakończyło się wynikiem 2:0 dla Liverpoolu. Po nim Klopp, jego sztab i zawodnicy upewnili się, że rywale otrzymali odpowiednie podziękowania i zostali dobrze przyjęci.
- To był przywilej. Wiedzieliśmy, że mamy zadanie do wykonania, ale wiedzieliśmy także, że powinniśmy się nim cieszyć - wspomina Marques.
- To było wspaniałe doświadczenie. Znałem kilka osób z Liverpoolu np. Pepa i fizjoterapeutę Lee Nobesa, więc mogliśmy się porozumieć. I zawodnicy Liverpoolu zachowywali się pierwsza klasa. Wmieszali się w naszą drużynę i wręczyli piłkarzom koszulki oraz buty i inne gadżety. To coś wspaniałego.
- Powiedzieliśmy chłopakom, żeby cieszyli się tym meczem, ale też uczyli się z niego, żeby obserwowali tych topowych piłkarzy. W jaki sposób przychodzą na trening? W jaki sposób wkładają buty, ochraniacze, jak się rozgrzewają? Wszystkie te szczegóły powinni chłonąć.
Ekipa Benfiki, z bagażem wypełnionym podarunkami, następnego dnia wróciła do Portugalii. W kolejną sobotę oglądali bramki Mohameda Salaha i Divocka Origiego, które w finale na Wanda Metropolitano dały zwycięstwo Liverpoolowi.
- Każdy z nas im kibicował. Byliśmy drobną częścią ich przygotowań, więc czuliśmy się bardzo podekscytowani - mówi Marques.
- Wszyscy chłopcy byli aktywni na grupie na WhatsAppie i dzielili się swoimi przemyśleniami. Wysyłali zdjęcia z miejsc, w których oglądali finał. Niektórzy mieli na sobie koszulki Liverpoolu przywiezione z Marbelli, co miło było zobaczyć.
- Wszyscy ich oglądali i im kibicowali.
I nadeszła teraźniejszość. Trzy lata temu Benfica pomogła Liverpoolowi zatriumfować w Lidze Mistrzów, a teraz stoją na ich drodze w realizacji tego celu.
Naturalne jest, że to drużyna Kloppa jest faworytem w walce o półfinał, ale niedocenianie tego portugalskiego klubu to działanie na własną odpowiedzialność. W poprzedniej fazie podopieczni Nelsona Verissimo sprawili niespodziankę i pokonali w dwumeczu dobrze finansowany Ajax. We wtorek wieczorem będą też mieli wsparcie energicznego tłumu na Estadio da Luz.
Neil Jones
Komentarze (2)
Trzeba szanować taki zespół ☝️