Czy coś zmieniło się w ciągu dwóch tygodni?
To był kolejny pokaz nędzy w wykonaniu Liverpoolu na południowym wybrzeżu.
Zamiast wziąć rewanż po upokarzającej porażce 3:0, która miała miejsce wcześniej w tym miesiącu na Amex, zeszłoroczni triumfatorzy rozgrywek zostali wyeliminowani z FA Cup przez gola Kaouru Mitomy zdobytego w doliczonym czasie gry.
Ostatecznie dwa wyjazdy na Amex w odstępie 15 dni skończyły się dwoma dotkliwymi porażkami w tym i tak już trudnym, przejściowym dla zespołu Kloppa sezonie. Po meczu towarzyszyć mogło znajome uczucie tonięcia.
Co przez ten czas tak właściwie się zmieniło? Na pierwszy rzut oka niewiele.
Zespołowi wciąż brakuje jakości i doświadczenia kontuzjowanych Virgila van Dijka, Roberto Firmino, Diogo Joty i Luisa Díaza.
Wciąż pomoc drużyny aż prosi się o wzmocnienia, a Klopp nie spodziewa się, by klub sprowadził kogokolwiek przed zamknięciem okna transferowego we wtorek.
Drużyna desperacko potrzebuje odzyskać wiarę we własne umiejętności w obliczu obniżki formy kluczowych zawodników. Już nawet Klopp przyznaje, że martwi go mowa ciała jego piłkarzy.
Z pewnością też nie został rozwiązany problem polegający na tendencji Liverpoolu do strzelania sobie w stopę - szczególnie jeśli chodzi o obronę przy stałych fragmentach gry.
Jasne, to było genialne wykończenie Mitomy, jednak jakim cudem Pervis Estupiñán miał tyle miejsca, by otrzymać piłkę po rzucie wolnym Pascala Grossa? Dlaczego po dośrodkowaniu na długi słupek doszło do sytuacji 2 na 1? Dlaczego Joe Gomez w niewytłumaczalny sposób odwrócił się plecami? Widoczny był brak podstawowej komunikacji i organizacji, a wszystkiego można było tak łatwo uniknąć.
Wciąż jednak było widać pewne znaczące zmiany w porównaniu do meczu z Brighton w połowie stycznia, kiedy to The Reds osiągnęli swój nadir.
Klopp nie okazał litości i posadził na ławce Jordana Hendersona oraz Fabinho. To był jasny komunikat - nikt nie będzie grał za zasługi. Posłanie do boju nastoletniego Stefana Bajčeticia i Naby'ego Keïty pomogło Liverpoolowi zachować większą kompaktowość i dało zespołowi tak potrzebny zastrzyk energii.
Sam Bajčetić w tym trudnym okresie nadal błyszczy niczym latarnia morska, do tego hiszpański pomocnik wykazał się prawdziwą dojrzałością, grając przez większość meczu z żółtą kartką. Na porażkę nie zasłużył też z pewnością walczący o każdą piłkę Ibrahima Konaté.
Niedawna modyfikacja taktyki przez menedżera, umożliwiająca bocznym napastnikom bardziej selektywny pressing, również utrudniła grę przeciwko Liverpoolowi. Jeszcze przed remisem z Chelsea na Anfield, The Reds zdołali wydrzeć zwycięstwo w powtórzonym meczu FA Cup z Wolverhampton.
Mimo wczorajszego odpadnięcia z rozgrywek, nie można jednak zapomnieć o tym, że Liverpool tym razem był dużo trudniejszym rywalem. W przeciwieństwie do spotkania sprzed dwóch tygodni nie można powiedzieć, że tym razem zabrakło pasji czy fizyczności. Liverpool nie został ponownie stłamszony. Właściwie to momentami The Reds byli nawet zbyt agresywni.
Było widać większą solidność i kreatywność w poczynaniach zespołu, jednak ostatecznie na nic się to zdało, ponieważ w kluczowych momentach czegoś brakowało pod obydwiema bramkami.
- Dwa tygodnie temu nawet nie byliśmy blisko, a dziś wydaje mi się, że było trochę lepiej - mówił Andy Robertson.
- Musimy zacząć wygrywać mecze - łatwo to powiedzieć, ale trudniej zrobić. Łatwo powiedzieć, że nie jesteśmy tak pewni pod bramką rywala, że w obronie zostawiamy pewne przestrzenie otwarte i musimy je zamykać. Jest mi przykro z powodu kibiców. Byli niewiarygodni, a my znowu ich zawiedliśmy.
Jest kilka rażących problemów, do których rozwiązania wciąż jeszcze Kloppowi daleko. Choćby ten polegający na tym, jak zrobić najlepszy użytek z zawodników ofensywnych do czasu powrotu kawalerii.
Wciąż trwa bezpłodny okres Mohameda Salaha. Egipcjanin zmarnował znakomitą okazję w pierwszej połowie po tym, jak dostał podanie i został sam na sam z bramkarzem. Jego wpływ na grę malał wraz z upływem czasu.
Cody Gakpo zaliczył prawdopodobnie swój najlepszy występ dla The Reds od czasu swojej przeprowadzki z PSV Eindhoven, jednak w pięciu dotychczasowych meczach wciąż nie strzelił żadnej bramki.
Klopp uwielbia sposób, w jaki Holender schodzi głębiej - podobnie do Firmino - i przeszkadza rywalom w rozegraniu. Kilkukrotnie Gakpo urwał się rywalom, jednak granie głęboko oznaczało, że nie spędził dużo czasu w strefach, z których mógł naprawdę zranić Brighton.
Gakpo, przyzwyczajony do gry na lewym skrzydle w Eredivisie, wciąż dopasowuje się do tego, czego oczekuje od niego w środku boiska Klopp - widać to po poleceniach, które często są wykrzykiwane do Gakpo ze strefy technicznej.
Kolejnym zawodnikiem w trakcie adaptacji jest Darwin Núñez. Urugwajczyk musiał zadowolić się wejściem z ławki na lewe skrzydło, choć Liverpool mógłby go wykorzystać bliżej środka, biorąc pod uwagę jego umiejętność wbiegania za plecy obrońców. Klopp wciąż nie odblokował prawdziwego potencjału Núñeza.
Harvey Elliott, który zdobył swojego drugiego gola w trzech ostatnich meczach, wszedł na wyższe obroty i jest jednym z pozytywów ostatniego okresu, jednak wszędzie indziej nadeszła posucha strzelecka.
To był pierwszy raz od meczu z Leicester City w lutym 2021 roku, kiedy Liverpool przegrał mecz, w którym pierwszy zdobył gola.
Kolejną smutną statystyką jest ta, że podopieczni Kloppa w ostatnich dziewięciu meczach we wszystkich rozgrywkach od czasu Mistrzostw Świata zdobyli tylko jedną bramkę po upływie 60. minuty. Było to w końcówce meczu na Villa Park w Boxing Day, a na listę strzelców wpisał się Bajčetić.
To wskazuje na kolejny problem - wpływ na grę zawodników wchodzących z ławki. Zmiany, jakich dokonał Klopp w drugiej połowie niedzielnego meczu, zdecydowanie osłabiły Liverpool, zamiast go wzmocnić.
Z trójki pomocników Thiago-Bajčetić-Keïta The Reds przeszli na trio Henderson-Jones-Fabinho. Zespół utracił balans i nagle w jego ustawieniu pojawiło się więcej dziur do wykorzystania przez Brighton.
Mimo początkowych nadziei na to, że Fabinho poprzez regularną grę wróci do formy, niedawno Klopp podjął drastyczne kroki i zamiast Brazylijczyka stawia na młodego Bajčeticia - jednak końca kryzysu wciąż nie widać. W ciągu dwóch minut od wejścia na boisko Fabinho łatwo stracił piłkę i miał szczęście, że nie zobaczył czerwonej kartki za swój nieudolny wślizg w nogi Evana Fergusona. Po wszystkim chował głowę w dłoniach, jakby nie mógł uwierzyć w to, co zrobił.
Nie będzie finału na Wembley w tym roku. Teraz została już tylko 1/8 finału Ligi Mistrzów z Realem Madryt oraz próba wspięcia się w tabeli Premier League do czołowej czwórki.
- Musimy się poprawić. Język ciała u kilku chłopaków musi być dużo lepszy, kilku musi poprawić umiejętność bronienia w formacji - mówił Klopp.
- Ostatnim razem tutaj nie mieliśmy najmniejszych szans wygrać. Dzisiaj było dużo lepiej. Myślę, że nikt nie byłby zaskoczony, gdybyśmy wygrali ten mecz. To duża odmiana.
Po klęsce sprzed dwóch tygodni w Brighton, były widoczne pewne oznaki życia, ale wciąż wiele musiałoby się zmienić, jeśli Liverpool ma zamiar ocalić cokolwiek z tego sezonu.
James Pearce
Komentarze (12)
Gdybym w kraju nie miał rządowych mediów to powiedziałbym, że jest to klasa światowa w przeinaczaniu faktów....
Niestety ziomkowie, wygląda na to, że do końca sezonu będziemy zgrzytać zębami oglądając naszą ukochaną drużynę. Transferów nie będzie więc chłopaki sami się muszą podnieść z kolan, co będzie trwało o wiele dłużej niż byśmy chcieli.
Z nadzieją w sercu i stracham w oczach czekam na kolejne mecze.
"Było widać większą solidność i kreatywność w poczynaniach zespołu"
"Cody Gakpo zaliczył prawdopodobnie swój najlepszy występ dla The Reds od czasu swojej przeprowadzki z PSV Eindhoven"
Czy cały budżet na transfery idzie na płacenie Pearce'owi za wypisywanie takich głupot. Sorry, ale gość z topowego dziennikarza, który miał ekskluzywne informacje z klubu stał się marionetką FSG.