Liverpoolu, witaj ponownie w Lidze Europy
Minęło 2682 dni, odkąd Liverpool ostatni raz grał w Lidze Europy.
Bolesna porażka w finale kampanii 2015/2016 z hiszpańską Sevillą w Bazylei była ostatnim meczem, w którym Jurgen Klopp przygotowywał drużynę do rywalizacji w europejskich rozgrywkach klubowych drugiej kategorii. Żaden z 18 zawodników, którzy byli tamtego wieczoru w Szwajcarii nie jest już w Liverpoolu.
Ich udział w grupie wraz z LASK, Union Saint-Gilloise i Toulouse oznacza spadek o klasę niżej po pamiętnym sześcioletnim okresie rywalizacji z elitą kontynentu w Lidze Mistrzów, w ramach którego trzykrotnie dotarli do finału i raz zwyciężyli, ale Klopp przyrzekł, że wykorzysta to, starając się przywrócić Liverpoolowi bogactwo i blask flagowych rozgrywek UEFA o tej porze w przyszłym roku.
I tak się stało, że w ciągu tygodnia, w którym Manchester United udał się do Monachium, a Newcastle United zmierzyło się z Milanem, kibice Liverpoolu przybyli do malowniczego miasta Linz na północy Austrii na spotkanie z LASK, 135. różnym przeciwnikiem ich klubu w europejskich rozgrywkach.
Słońce świeciło nad brzegiem Dunaju, piwo lało się strumieniami i nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek będzie brał udział w ich tegorocznej kampanii na Starym Kontynencie, która zabierze ich także do stolicy Belgii Brukseli i na południe Francji, z czymkolwiek innym niż ekscytacją.
- Kiedy w zeszłym sezonie nie zakwalifikowaliśmy się do Ligi Mistrzów, moją pierwszą reakcją było to, że udamy się w lepsze miejsca – mówi Stephen Wright, który od 40 lat kibicuje Liverpoolowi na wyjazdach po Europie.
- Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale mam dość chodzenia do tych samych starych miejsc – nie mogę już zgubić się w Madrycie czy Mediolanie, ponieważ byłem tam tyle razy.
- Kiedy jeszcze przyjechałbyś do Linzu? To jak magiczna tajemnicza wycieczka. Leciałem z Manchesteru do Pragi, a potem wsiadłem w pociąg, który dojechał tutaj — myślałem, że wróciliśmy do Anglii, bo musieliśmy wysiąść z pociągu, żeby skorzystać z autobusu zastępczego.
- Jak powiedział Bill Shankly, domowe obowiązki to chleb z masłem, a to jest wisienka na torcie. Najbardziej podobają mi się europejskie rozgrywki. Miałem szczęście widzieć, jak wygrywamy wszystko.
Pub Chelsea w Linz został na tydzień przemianowany na King Kenny’s, co, sądząc po tłumie na zewnątrz, świadczy o przemyślanej decyzji kierownictwa. Jednak ci doświadczeni weterani wybrali spokojniejsze miejsce na uboczu – ogródek piwny pobliskiej restauracji Schindler’s Heuriger – przed wyruszeniem na półgodzinny spacer na stadion.
Les Wright ma na swoim koncie ponad sto wyjazdowych meczów Liverpoolu w Europie.
- Właściwie bycie w Europie jest bardziej interesujące, gdy masz nowe miejsca do odwiedzenia. To właśnie jest największą atrakcją – mówi.
- Miałem nadzieję, że wylosujemy mecze z drużynami z Azerbejdżanu i Izraela. Nie pasjonuję się już odwiedzaniem tych samych głównych miast europejskich.
- To wielka rzecz dla Linzu mieć tutaj Liverpool, a ludzie byli tak gościnni. Ale nie jest to łatwe miejsce, do którego można się dostać. Znam chłopaków, którzy wrócą do domu dopiero w sobotę, ponieważ wracają z Bratysławy przez Kopenhagę. To pokazuje poziom zaangażowania, jaki wiąże się z podążaniem za The Reds.
Jego przyjaciel Chris Ellis, który mieszka w Cheshire i śledzi Liverpool w Europie od początku lat 80., kiwa głową z aprobatą.
- Po każdym wyjeździe w Europie zawsze jest jakaś historia do opowiedzenia – mówi.
- Niektórzy kręcą na to nosem, ale my spędziliśmy kilka świetnych nocy w starym Pucharze UEFA (poprzedniku Ligi Europy, rozgrywkany od 1971 do 2009 roku). Finał w 2001 roku przeciwko Alavesowi na stadionie w Dortmundzie był nie tak dawno. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że finał w tym sezonie odbędzie się w Dublinie. To byłaby łatwa jednodniowa wycieczka. Moglibyśmy popływać!
Liverpool otrzymał jedynie 1355 biletów na 19-tysięczny stadion LASK – w cenie zaledwie 17 funtów za sztukę – i szybko je sprzedał. Vincent Leggett przyjechał z niemieckiej Kolonii, gdzie jest właścicielem irlandzkiego pubu Corkonian, który w ciągu ostatnich 30 lat zaowocował wieloma przyjaźniami z fanami Liverpoolu.
- Mój pierwszy wyjazde do Europy na Ligi Europy to podróż do Strasburga (Francja) w 1997 roku. Byliśmy okropni i przegraliśmy 3:0 – wspomina.
- Podążanie za Liverpoolem doprowadziło mnie do spotkania z tymi chłopakami. Kiedy jedziemy do takich miejsc jak Porto, Madryt czy Rzym, dla tamtejszych ludzi nie jest to nic specjalnego. Są przyzwyczajeni do obecności dużych zespołów w mieście.
- Ale kiedy przyjeżdżasz do takiego miejsca, czujesz się inaczej. Wchodzisz do sklepów, barów i restauracji, ludzie są zainteresowani. Chcą z tobą porozmawiać o Liverpoolu. To wygląda na prawdziwą przygodę.
Siegmund Gruber spogląda na opuszczoną Raiffeisen Arena z wygodnego luksusowego salonu Executive Lounge.
Jest 10:00 w dniu meczowym, prezes LASK popija kawę, zapala papierosa i zastanawia się nad niezwykłą podróżą austriackiego klubu w ciągu ostatniej dekady.
Gruber był częścią grupy lokalnych przedsiębiorców, która w 2013 roku uratowała klub przed bankructwem.
- Byliśmy w trzeciej lidze. Nie mieliśmy boiska, nie mieliśmy gdzie trenować, nie mieliśmy ani jednego biura – mówi The Athletic.
- Gracze poprosili o ciepłą wodę, ponieważ prysznice były tylko zimne. Obok miejsca, w którym trenowali gracze, znajdował się plac zabaw dla psów, ale ogrodzenie nie było zbyt duże, więc czasami psy przeskakiwały i przyłączały się.
- Zawodnikom zakazano rzucania koszulek kibicom po meczach, ponieważ nie mieliśmy ich wystarczająco dużo, aby je wymienić. Od tego czasu przebyliśmy długą drogę. Teraz mierzymy się z Liverpoolem. LASK wrócił.
Jak oni to zrobili?
- Musiałbym z tobą porozmawiać przez dwa lub trzy tygodnie, aby to w pełni wyjaśnić” – śmieje się 49-latek.
- Ale powiedzmy, że wymagało to dużo ciężkiej pracy. Jedyną drogą do sukcesu jest pracować ciężej niż inni.
- Jestem fanem tego klubu od ponad 35 lat. Dorastałem w pobliżu. Jestem doradcą podatkowym, sprzedałem kilka firm, zajmuję się także nieruchomościami. Jestem sponsorem od około 2008 roku, a teraz, jako prezes, ten klub zajmuje około 95 procent mojego czasu. I to wszystko bez zarabiania pieniędzy. Robię to z miłości.
Po zajęciu trzeciego miejsca w lidze w zeszłym sezonie, w sierpniowej ostatniej rundzie eliminacji pokonali Zrinjski Mostar z Bośni i Hercegowiny 3:2 w dwumeczu i znaleźli się w Lidze Europy.
- Naprawdę doceniamy tę możliwość i jest to dla nas duży bonus finansowy, duża pomoc dla naszego budżetu – dodaje Gruber.
Samo dotarcie do fazy grupowej jest warte 3,6 miliona euro (3,1 miliona funtów, 3,8 miliona dolarów), a za każdy zdobyty punkt dostajesz 210 000 euro. Dla porównania, najwyższa kwota, za jaką kiedykolwiek kupiliśmy zawodnika, to około 3 miliony euro.
Oczywiście w Lidze Mistrzów można pomnożyć te liczby przez pięć – samo dotarcie do fazy grupowej jest warte 15,6 miliona euro – więc dla Liverpoolu to jakby dzielenie wszystkiego przez pięć w tym sezonie w Lidze Europy, ale dla nas to naprawdę ma znaczenie.
To czwarta europejska kampania LASK w fazie grupowej od czasu awansu z powrotem do austriackiej Bundesligi w 2017 roku. Dla klubu, który nie zdobył żadnego ważnego trofeum, odkąd zdobył dublet w 1965 roku, rywalizacja na tym poziomie w rozgrywkach drugiej kategorii jest powodem do wielkiej dumy. Zapewnia także znaczny zastrzyk finansowy.
W sezonie 2019/2020 dotarli do ostatniej 1/8 finału Ligi Europy, gdzie zostali pokonani w dwumeczu 7:1 przez Manchester United (z powodu pandemii oba mecze rozegrano w odstępie pięciu miesięcy, a drugie spotkanie odbyło się na pustym Old Trafford ze względu na obostrzenia). Rok później odpadli w fazie grupowej, w której zremisowali 3:3 z Tottenhamem. W sezonie 2021–2022 dotarli do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy, trzecich rozgrywek klubowych UEFA, gdzie zostali pokonani w dwumeczu 7:5 przez Slavię Praga.
Mała, ale imponująca Raiffeisen Arena została otwarta dopiero w lutym. Stadion został zbudowany w ciągu 15 miesięcy za 90 milionów euro. Na tę wizytę Liverpoolu czekano z niecierpliwością od czasu losowania grup, które odbyło się trzy tygodnie temu, a bilety szybko się wyprzedały. Lokalny serwis informacyjny MeinBezirk określił ją jako „grę stulecia”.
-W ostatnich latach graliśmy z Manchesterem United i Tottenhamem, ale było inaczej, ponieważ w obu przypadkach z powodu Covida musieliśmy grać bez kibiców – mówi Gruber.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Liverpool tu jest i zamierzamy walczyć jak cholera. Chcemy, żeby nas nie docenili, ale nie sądzę, że Klopp na to pozwoli. Opisał siebie jako „Normalnego” i doceniamy tutaj ludzi, którzy są tacy.
- Każdy stadion, na którym grał ten klub, należał wcześniej do miasta. Teraz jesteśmy na nowym stadionie, którego jesteśmy właścicielami i gramy z Liverpoolem przed kompletem publiczności, więc powiedziałbym, że to najwspanialszy dzień w historii tego klubu. Będzie nam miło.
LASK stanął na wysokości zadania.
Być może były to rozgrywki klubowe drugiej kategorii w Europie, ale w atmosferze wczorajszego wieczoru nie było nic drugorzędnego.
Fanatyczny doping gospodarzy zainspirował drużynę menedżera Thomasa Sagedera w pierwszej połowie, a Florian Flecker strzelił dla nich bramkę w 14. minucie, a drużyna starała się pójść za ciosem.
Jednak po raz czwarty w pięciu meczach Liverpool odrobił straty i wygrał, odzyskując panowanie nad meczem. Pomaga fakt, że w końcowym okresie meczu, trener może wprowadzić zmienników kalibru Alexisa Mac Allistera, Dominika Szoboszlai i Mohameda Salaha.
Gdy drużyna Kloppa z opóźnieniem przejęła kontrolę w drugiej połowie, słychać było Fields of Anfield Road, a podróżująca The Kop dała się słyszeć ponad zgiełkiem.
- Fantastyczny mecz przeciwko cudownemu klubowi – powiedział Paul Rood, posiadacz karnetu na The Kop, po powrocie ze stadionu do miasta.
- Ich fani byli bardzo przyjaźni. Jedliśmy i piliśmy z nimi, śpiewaliśmy piosenki i wymienialiśmy się numerami telefonów, żeby spotkać się, kiedy przybędą na Anfield w listopadzie.
- To było dla nich jak Boże Narodzenie, gdy Liverpool był w mieście. Musieliśmy sprawdzić w Google, gdzie był LASK po losowaniu, ale cieszę się, że tu przyjechaliśmy.
- To będzie przygoda w Europie w tym sezonie.
James Pearce
Komentarze (0)