The Reds muszą postawić się rywalom z Big Six
Za niecałe dwa tygodnie Liverpool wróci na Old Trafford będąc świadomym tego, że będzie musiał pokonać Manchester United. W maju drużyna Jürgena Kloppa podejmie Tottenham Hotspur, a następnie odwiedzi Villa Park. W obu tych meczach The Reds muszą odnieść zwycięstwo, jeżeli chcą marzyć o tytule Premier League.
W drużynie musi być taka mentalność. Biorąc pod uwagę, że wyścig o tytuł zbliża się do ostatniego etapu kampanii to biorąc pod uwagę fakt, że Manchester City potrafi wejść na nieosiągalny dla nikogo poziom podczas ostatnich kolejek i zwracając uwagę na formę Arsenalu, Liverpool musi być tak blisko ideału, jak to tylko możliwe.
Na papierze trzy mecze z innymi drużynami z czołowej szóstki wyglądają na największe przeszkody, a niedawna porażka Liverpoolu przeciwko United w ćwierćfinale Pucharu Anglii była ostrzeżeniem przed tym, co może się wydarzyć, jeśli The Reds nie osiągną wymaganego poziomu.
Liverpool wie z doświadczenia, że w walce o tytuł mogą decydować najmniejsze różnice, a kluczową częścią tego są wyniki zespołu w meczach z ugruntowaną „Wielką Szóstką” składającą się z Arsenalu, Chelsea, City, United i Spurs.
Pomimo imponującej kampanii do tej pory, to tutaj Liverpool ma problemy. Zdobyli osiem punktów w ośmiu meczach przeciwko tym klubom; nawet jeśli wygrają na wyjeździe z United i u siebie z Tottenhamem, to 14 punktów będzie wyrównaniem drugiej najniższej łącznej liczbie punktów zdobytych przeciwko tym klubom od przybycia Kloppa w sezonie 2015/2016 (w tym sezonie Niemiec objął The Reds w październiku po tym jak Liverpool przegrał z United i zremisował z Arsenalem). Jedynie w sezonie 2017-18 ich bilans był gorszy (10).
To wynik nie w stylu Kloppa. Nawet jeśli Liverpool miał problemy w ostatnich sezonach, ogólnie radził sobie dobrze w starciu z „Wielką Szóstką”. Tylko City zdobyło więcej punktów w tych meczach od początku sezonu 2015-16, kiedy Klopp przybył na Anfield.
Pomijając „Wielką Szóstkę” i skupiając się wyłącznie na pierwszej szóstce w tym sezonie (zamieniając Chelsea na Villę), Liverpool ma siedem punktów po siedmiu meczach: jedno zwycięstwo, cztery remisy i dwie porażki.
The Reds mogliby wskazać na niewielkie szczegóły podczas niektórych z tych meczów, które pozbawiły ich większej ilości punktów. Były kontrowersje związane z systemem VAR w meczu przeciwko Spurs, błąd Alissona i Virgila Van Dijka na Emirates Stadium oraz brak rzutu karnego u siebie przeciwko drużynie Mikela Artety, a także zmarnowanie kontrataku pięć na jednego zakończonego poprzeczną Trenta Alexandra-Arnolda.
Jednakże większość zespołów potrafi wskazać takie momenty. Wyzwaniem dla Liverpoolu będzie dopilnowanie, aby w ostatnich trzech meczach przeciwko pierwszej szóstce nie znaleźli się po niewłaściwej stronie tych niewielkich marginesów.
To nowy Liverpool, bedący wciąż w powijakach pomimo postępów w tym sezonie. Niedziela była dla wielu z nich pierwszą wizytą na Old Trafford w barwach Liverpoolu - stadionie, na którym Klopp wygrał zaledwie dwa razy w ciągu 11 wizyt -, a spotkanie to zakończyło się bolesną lekcją na temat tego co może się stać przy braku przełożenia oczywistej przewagi w meczu na bramki.
To naraziło Liverpool na karę za nieostrożne błędy spowodowane zmęczeniem i to dokładnie się wydarzyło. Oznaczało to, że przegrali mecz, w którym prowadzili do przerwy po raz pierwszy od 46 spotkań.
Zarządzanie meczem będzie miało kluczowe znaczenie, gdy 7 kwietnia ponownie udadzą się do Manchesteru. Plan, jak sobie poradzić na trudnym terenie, pojawił się w styczniowym meczu Pucharu Anglii przeciwko Arsenalowi. Tego dnia Liverpool wytrzymał pierwszy półgodzinny napór (co nie udało się w niedzielę), a wraz z upływem meczu wykorzystał swoją szanse, po czym zdusił grę w końcowych minutach.
Pozostałe dwa mecze Liverpoolu z przeciwnikami z pierwszej szóstki stanowią różne wyzwania. Kiedy Liverpool grał z Aston Villą w sierpniu, drużyna Unaia Emery’ego nie była jeszcze tak potężną siłą, jaką stała się w tym sezonie. Liverpool z łatwością rozbił wyjątkową taktykę gry na spalonego stosowaną przez przyjezdnych, strzelając trzy gole w pierwszych 55 minutach.
Emery jest mądrym taktykiem i jest mało prawdopodobne, aby dwa razy popełnił ten sam błąd. Liverpool z pewnością może oczekiwać, że Villa będzie stać głębiej i probować wykorzystać w kontrataku tempo Olliego Watkinsa, Leona Baileya czy Moussy Diaby'ego.
Tottenham również będzie chciał skorzystać z szybkich kontr. Son Heung-min wielokrotnie wykorzystywał wysoko ustawioną obronę Liverpoolu, strzelając pięć goli w ostatnich sześciu meczach przeciwko temu klubowi i choć nie ma już swojego głównego asystenta w osobie Harry'ego Kane'a, James Maddison wkroczył, aby wypełnić tę pustkę.
Ktokolwiek wygra środek pola we wszystkich trzech meczach, zyska znaczną przewagę, a defensywa Liverpoolu musi zagrać na najwyższym możliwym poziomie. Kosztowne błędy w wyprowadzaniu piłki, które ostatnio popełnili Darwin Nunez i Harvey Elliott, doprowadziły do tego, że przeciwnik zdobył bramkę.
The Reds muszą także zwracać uwagę na stałe fragmenty gry, przez które w tym sezonie stracili bramki przeciwko Arsenalowi i Manchesterowi City. Zwłaszcza gracze Villi stanową zagrożenie ze stojącej piłki, a ich ceniony trener od stałych fragmentów gry Austin MacPhee niewątpliwie będzie już analizował obronę Liverpoolu, próbując wykryć słabe punkty.
Bilans Liverpoolu w meczach z najbliższymi rywalami nie jest wcale straszny, ale w wyścigu, w którym margines błędu jest niewielki lub zerowy, wszelkie potknięcia mogą zostać ukarane - o czym Klopp wie aż za dobrze.
James Pearce
Komentarze (0)