Wywiad z Fabianem Mrozkiem
Fabian Mrozek przez dwa lata trenował z pierwszą drużyną Liverpoolu (obecnie jest wypożyczony do szwedzkiej Brommapojkarny). W rozmowie z TVP Sport opowiedział o tym, czego nauczył się od Alissona, o radzie od Kloppa, małej rywalizacji z Mohamedem Salahem, swojej roli w pierwszej drużynie i nie tylko.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Jak ci się żyje w Szwecji?
Fabian Mrozek, piłkarz IF Brommapojkarna, wypożyczony z Liverpoolu: – Pierwsze dwa tygodnie spędziłem w hotelu, a potem klub zorganizował mi mieszkanie. Miasto bardzo fajne. Na razie nie pada tyle, co w Anglii...
– Późną jesienią i zimą może być gorzej.
– Pytałem chłopaków z drużyny i mówili mi, że rok temu rozgrywali mecz w połowie listopada w dziesięciu stopniach na minusie. Na razie nie chcę o tym myśleć! Ale dam sobie radę!
– Twoim trenerem w Brommapojkarnie jest Olof Mellberg, ważna postać w szwedzkiej piłce. Jakim człowiekiem jest na co dzień i czego od was wymaga?
– Szczerze mówiąc, dopiero gdy przyszedłem, zapoznałem się z jego karierą. Nie wiedziałem wcześniej, że rozegrał ponad sto meczów w kadrze Szwecji. To normalny facet, który nie wymaga od nas nie wiadomo czego. Brommapojkarna jest w najwyższej lidze dopiero od dwóch sezonów, nie bije się o puchary, tylko – przynajmniej na razie – zostać w lidze i umocnić w niej pozycję. Na razie zaskoczyło mnie to, że w każdym z moich pierwszych czterech meczów graliśmy innym ustawieniem.
– Czyli dużo z wami eksperymentuje.
– Graliśmy trójką, czwórką, a nawet piątką z tyłu. Trener bardziej stara się nas przygotowywać pod przeciwnika aniżeli narzucać nasz własny sposób gry. Rotacja ustawienia jest duża, choć patrząc na skład – ma swoją stałą jedenastkę. Ewentualnie czasem wymieni jednego zawodnika.
– Widziałem, że ostatnie mecze nie były dla was zbyt szczęśliwe pod względem straconych goli.
– Od początku sezonu jesteśmy trzecią drużyną z największą liczbą straconych goli w lidze. W pierwszym meczów wytrzymałem półtorej minuty!
– Miałeś chrzest bojowy.
– Gdy popatrzyłem na zegar, pomyślałem sobie: o kurczę, zaczyna się. W trzech meczach dostałem przynajmniej trzy gole. W czterech meczach dziesięć bramek – nie wygląda to dobrze na pierwszy rzut oka. Ale gdy analizowałem te gole, tylko przy dwóch mogłem zachować się lepiej. Jeśli ktoś mnie jednak zapyta czy zamiast zwycięstwa 4:3 z Goeteborgiem wolałbym wynik 0:0 – odpowiem oczywiście, że nie. To jednak moje pierwsze minuty w piłce seniorskiej, muszę się do niej dostosować. Rozmawiałem o tym ostatnio z trenerem i powiedział mi, że czyste konta jeszcze przyjdą. Wolałbym jednak, żeby przyszły trochę szybciej.
– Czego się nauczyłeś przez pierwsze tygodnie w Szwecji?
– Tego, że wynik jest ważniejszy niż "performance". Oczywiście, w Liverpoolu też rezultaty są istotne – tam jednak tylko trenowałem z pierwszą drużyną. Grałem w zespołach U21, U18... Tam nawet gdy przegrywaliśmy dwoma-trzema trafieniami, mieliśmy grać od tyłu. Nawet kosztem popełniania błędów. Przekonałem się też w Brommapojkarnie, że nie zawsze wszystko musi ładnie wyglądać. Nieważne czy podam do kogoś na pięć metrów, czy zagram długą piłkę do napastnika – najważniejsza jest skuteczność.
– Dlaczego latem wybrałeś właśnie Brommapojkarnę?
– Miałem trzy, może cztery oferty z Polski. Dwie były bardzo prawdopodobne. Zgłosiła się także jedna drużyna z Portugalii – tam jednak warunki mi nie odpowiadały. Odezwał się jeszcze klub z Nowej Zelandii, który gra w lidze australijskiej. Większość propozycji została odrzucona przez Liverpool. Na przykład o ostatniej propozycji powiedzieli, że za daleko, a z polskimi klubami nie dogadali się co do warunków. A Bromma zgodziła się na wszystko, co chciał Liverpool. Dlatego to była jedyna drużyna, do której mogłem trafić.
– Słyszałem, że w poprzednim sezonie też miałeś propozycje wypożyczeń, ale zostałeś w Liverpoolu.
– Zimą klub potrzebował "homegrown playera" (piłkarza wychowanego w Anglii – przyp. red.), który otrzymują młodzi zawodnicy po trzech latach w klubie. W zasadzie tylko dlatego musiałem zostać, żeby być na ławce w meczach Ligi Europy.
– Powiedz szczerze – jak blisko byłeś debiutu w pierwszej drużynie Liverpoolu w oficjalnym meczu?
– Byłem w pierwszym zespole przez dwa lata, ale nigdy nie byłem blisko debiutu. Raczej byłem zawodnikiem, który trenował z główną drużyną. Nie powiedziałbym nawet, że byłem częścią tej drużyny. Przebierałem się w szatni z U21, grałem tam, a potem szedłem na trening do pierwszej. A pojechałem na te pięć meczów, bo Liverpool nie miał wyboru, nie mogli nikogo innego wziąć.
– Mówisz jednak, że z pierwszą drużyną trenowałeś regularnie. Czyje strzały były najtrudniejsze do obrony, a z czyimi sobie radziłeś?
– Trochę tych strzałów było! Ale najwięcej problemów sprawiali mi Dominik Szoboszlai, Cody Gakpo i Trent Alexander-Arnold. Bardzo mocno uderzają, a z bliskiej odległości nie masz szans, żeby obronić. Przyjemny do bronienia był za to Mo Salah! Dlatego, że bardziej starał się uderzać technicznie, boczną częścią stopy. Choć w jego przypadku czasami nie musi być mocno, żeby piłka wpadała do bramki.
– Czy przez te dwa lata nauczyłeś się czegoś od Alissona?
– Dużo się nauczyłem, ale były to bardziej kwestie mentalne. Pamiętam, że był taki moment na pewnym treningu, że Ali nie wyglądał tak dobrze, jak zawsze. Bardzo go to irytowało, aż w pewnym momencie wybuchł. A potem – tak jakby zmienił switcha – wrócił Ali w najlepszej formie. Tamta sytuacja mnie nauczyła, że gdy idzie ci trochę gorzej – wystarczy wybuchnąć albo wziąć kilka głębokich wdechów, uspokoić się. Bo nie lubię na takim wkurzeniu trenować i grać meczów. A stricte z boiska – czytanie gry było tym, co Ali miał na najwyższym poziomie oraz technika pojedynków i gry jeden na jednego. W Polsce uczyłem się bardziej "niemieckiej" techniki. Dlatego trochę próbowałem naśladować Aliego, ale wróciłem do starego stylu.
– Na co trenerzy bramkarzy Liverpoolu kładą największy nacisk?
– Gdy przyszedłem do drużyny U-18, zwracano najwięcej uwagi na grę nogami i technikę łapania piłki, gdy jest blisko ciebie. Trenerzy namawiali nas, żeby łapać piłkę, a nie odbijać. I uczyli też, jak się szybko poruszać w bramce. Nikt w U-18 i U-21 nie mówił: patrz, jak Ali to robi. W pierwszej drużynie częściej się to zdarzało, że trener podchodził do mnie i doradzał, żebym spróbował coś zrobić w taki sam sposób jak Ali.
– A jakich rad udzielił Ci Klopp?
– Szczerze mówiąc, przez dwa lata z trenerem Kloppem miałem może dwie krótkie rozmowy, gdy złapał mnie na treningu i coś zauważył. Pamiętam, że raz przyjąłem piłkę i zamknąłem się do jednej strony – wtedy po treningu podszedł do mnie i powiedział, żebym miał bardziej otwartą pozycję i nie pchał się w stronę, skąd przyszła piłka, tylko ją zmienił – bo miałem na to czas i miejsce. Wiadomo, nie byłem ważną częścią tej drużyny, dlatego trener nie musiał ze mną dużo rozmawiać.
– Cofnijmy się teraz do twoich początków w Liverpoolu – ile czasu potrzebowałeś na aklimatyzację?
– Pierwsze pół roku było bardzo trudne. Przez pierwsze cztery tygodnie leczyłem kontuzję, praktycznie cały preseason – wróciłem dopiero w ostatnim tygodniu. Do połowy stycznia nie zagrałem w żadnym meczu w drużynie U18, jeździłem co najwyżej na ławkę. Wcześniej w FC Wrocław Academy grałem praktycznie co tydzień, w każdym meczu byłem "jedynką". A przyszedłem do klubu, gdzie nie grałem wcale albo byłem rezerwowym. I chyba siedzenie na ławce wkurzało mnie jeszcze bardziej niż gdy nie byłem w ogóle powoływany do drużyny. Później zacząłem jednak grać i jakoś to poszło.
– Można powiedzieć, że w Liverpoolu nauczyłeś się pokory?
– Tak, nie tylko przez te pierwsze pół roku, ale przez całe cztery lata. Nigdy nie uchodziłem w klubie za jakiś duży prospekt. A gdy wyjeżdżałem z Polski do Anglii wydawało mi się, że będę drugim Donnarummą i w wieku 16-17 lat będę grał na seniorskim poziomie. Tak nie było, dostałem lekkiego "liścia".
– Z drugiej strony – grałeś w Młodzieżowej Lidze Mistrzów, trenowałeś z pierwszą drużyną Liverpoolu. Nie każdy bramkarz może się tym pochwalić.
– Samo to, że trenowałem z pierwszą drużyną i jeździłem z nią na mecze dodało mi pewności siebie. Czułem to, gdy po tygodniu zajęć z "jedynką" grałem w U-21. W otoczeniu najlepszych zawodników na świecie, mogłem się im przyjrzeć i wiele nauczyć. Już nie mówię tylko o Alim, ale też o piłkarzach z pola.
– Od którego najbardziej?
– Pierwszy mi przychodzi na myśl Mo Salah i jego duży profesjonalizm. Zawsze na siłowni był wcześniej, przed wszystkimi. Pamiętam, że gdy wchodziłem do pierwszej drużyny, musiałem być szybciej przynajmniej pół godziny. Miałem zestaw swoich ćwiczeń, które wykonywałem przed treningami. Gdy Mo zobaczył, że jestem wcześniej niż on... zaczął przyjechać jeszcze wcześniej! W ten sposób od trzydziestu minut przed treningiem doszliśmy do godziny i piętnastu minut.
– Czyli możesz powiedzieć, że rywalizować z Mohamedem Salahem.
– Śmialiśmy się, który następnego dnia pierwszy będzie na siłowni! Ale tak jak powiedziałem, Mo to wielki profesjonalista – pod względem siłowni, odżywiania i stylu życia.
– W ostatnich latach do Liverpoolu trafiło kilku młodych polskich bramkarzy. Poza tobą, byli też Kamil Grabara, Jakub Ojrzyński, teraz jest Kornel Miściur. Może to element strategii klubu?
– O czymś takim nie słyszałem! Ale rozmawiałem o tym z trenerem Johnem Achterbergiem, gdy jeszcze pracował z pierwszą drużyną. Śmiałem się, że chyba lubi "Polaczków".
– Byłeś porównywany do kogoś, na przykład do Kamila Grabary?
– Nie, nic takiego nie było.
– To zapytam inaczej – do którego polskiego bramkarza jesteś twoim zdaniem podobny pod względem sposobu gry?
– Nie będę ukrywać – za bardzo nie oglądam drużyn, w których grają polscy bramkarze. Zdarzało mi się oglądać Kamila w Lidze Mistrzów, Wojtka Szczęsnego w reprezentacji, Marcina Bułki i Łukasza Fabiańskiego nie oglądałem w klubach. Dlatego trudno mi się do porównać.
– Jaki jest twój cel w Brommapojkarnie?
– Gdy przychodziłem i spoglądałem na tabelę, chciałem po prostu utrzymać się w lidze. Teraz nad strefą spadkową mamy pięć punktów przewagi, ale też tylko siedem tracimy do piątego miejsca. Fajnie byłoby zakończyć ten sezon w czołowej piątce. I jest to bardzo możliwe, bo mamy ciekawą drużynę. Staramy się dużo grać piłką, czujemy się w rozgrywaniu nie najgorzej. Zanim wrócę do Anglii, przyjemnie by było osiągnąć "piątkę”.
– O czym marzysz?
– Chciałbym wygrać Ligę Mistrzów.
– Z Liverpoolem?
– Niekoniecznie.
Komentarze (1)