Recenzja najnowszej książki Jürgena Kloppa
„Niektóre podróże nigdy się nie kończą. Ta zdecydowanie jest jedną z nich. Nigdy nie będziecie iść sami”. Takimi słowami niemiecki menadżer Liverpoolu zakończył swoje panowanie w klubie. I właśnie te słowa najlepiej opisują książkę „Jürgen Klopp - człowiek, który zmienił Liverpool”.
Lektura jest żywym dowodem na to, że jego podróż po angielskich i europejskich boiskach tak naprawdę nigdy się nie skończy, bo już na zawsze będzie w pamięci wszystkich fanów angielskiego klubu. Jednak czy tylko fani The Reds mogą czerpać radość z czytania tej książki?
Nie. Na tych 288 stronach możemy znaleźć opinie praktycznie wszystkich ludzi, którzy mieli styczność z niemieckim menadżerem. Styczność nie tylko podczas całego jego panowania w klubie. Niektórzy zawodnicy widzieli się z nim przez jeden lub dwa sezony. Inni odchodzi, gdy ledwo objął prowadzenie nad zespołem. Wszystkich jednak łączy jedna wspólna cecha - szanowali i będą go szanować. Wypowiedzi ekspertów, piłkarzy Liverpoolu, ale również innych drużyn, czy nawet menadżerów, z którymi rywalizował przez wszystkie lata są idealnym dopełnieniem wszystkich informacji, które już o Niemcu znamy. Nie wpuszczał do szatni kamer, z dziennikarzami rozmawiał w swoim, charyzmatycznym stylu, ale nigdy nie lubił słuchać o sobie, zwłaszcza komplementów. Cała ta książka musi być pewnie dla niego sporym ciężarem, bo o krytykę w niej bardzo ciężko. Żeby oddać wszystkim osobom, które się w niej wypowiedziały, warto nadmienić, że nie wszystkim było z Niemcem po drodze.
Znajdziemy w niej przecież opinie Sir Alexa Fergusona, Mikela Artety czy Pepa Guardioli. Mamy opinie Lucasa Leivy, Adama Lallany, czy Divocka Origiego. Wszyscy oni spotkali Jürgena na swojej drodze. Menadżerowie często kłócili się z nim przy linii bocznej, piłkarze narzekali na brak gry. Koniec końców liczy się to, że potrafili o nim powiedzieć same dobre rzeczy. I to nie tylko laurka dla niemca, na którą na pewno zasłużył. To przede wszystkim dalszy ciąg jego historii. Pokazanie, że pomimo odejścia, wielu jeszcze potrafi o nim myśleć tak, jakby ciągle prowadził klub. Jakby był znowu za linią boczną. Był tak blisko.
Lekturę czyta się szybko. I to bardzo dobrze, bo jak sięgnąć pamięcią, mecze Liverpoolu oglądało się tak samo. Błyskawiczne akcje, pressing, wysoki odbiór. Męczenie przeciwników stało się domeną niemieckiego trenera. Książka ta jednak nie zmęczy nas treścią o tym, jak Niemiec przebudował klub od piwnicy po strych, z jakimi problemami musiał się borykać. Książka pokazuje jego panowanie od pierwszego do ostatniego dnia, skupiając się na samych najważniejszych momentach. Opisując je kilkoma zdaniami, dodając wyśmienite fotografie. Jeśli pamięć o Kloppie kiedyś minie, mgła Premier League opadnie a Liverpool pójdzie w innym kierunku, to właśnie te zdjęcia zostaną najlepszym dowodem tego przez co przechodzili fani ekipy z nad rzeki Mersey. Niektóre są zwyczajne - jak te z pierwszego dnia, z konferencji prasowej czy z boisk treningowych, inne zaś zostały niewyraźne, tak jakby specjalnie ktoś chciał przywołać pamięcią chaos jaki towarzyszył klubowi na początku drogi Kloppa. Fotografie zostały dobrane z pieczołowitą starannością a selekcja na pewno nie była łatwą sprawą. Ileż można by wyjąć z pamiętnego gola Origiego w meczu z Evertonem. Wybrano jedno, które i tak mówi wszystko o tamtym spotkaniu.
Mimo, że ta podróż była czasami chaotycznie energiczna, mimo, że trofea regularnie zapełniamy gablotę, autorzy nie zapomnieli o tych momentach, kiedy po prostu nie szło. W książce przeczytamy o bolesnych porażkach w finałach, o rozmowach w szatni przed i po tych spotkaniach, o których pewnie nikt nie chce pamiętać. Przeczytamy zawodników, którzy byli rozczarowani, którzy przechodzili trudną i czasem bolesną drogę, aby w końcu osiągnąć sukces. I mając możliwość podziękowania autorom, chciałbym tą możliwość wykorzystać. Książka jest spójna. Kiedy czytamy o spotkaniu z Tottenhamem mamy wypowiedzi Mauricio Pochettino. W momencie wspomnień wygranego pucharu Ligi angielskiej możemy poczytać co do powiedzenia miał jeden z bohaterów, tamtej, młodej ekipy Liverpoolu. Nawet kiedy czytamy o wygranym mistrzostwie możemy przeczytać co do powiedzenia miał sam Ferguson a to akurat zawsze przyjemnie zobaczyć ciepłe słowa od osoby, która zrzuciła Liverpool z grzędy.
Jeśli droga Kloppa przez te prawie dziewięć lat była wyboista, pełna przeszkód i wyczerpująca, to książka jest tego odwrotnością. Relaksuje, wywołuje poczucie nostalgii i nie trzeba wcale zastanawiać się kiedy to było. Historie są chronologicznie opisywane, z datami, wynikami, fotografiami. A przecież samych fotografii jest w niej aż 200. Każda symbolizuje coś innego. Każda jednak dobrana idealnie, niczym skład na najważniejsze spotkanie. I o ile jak już wspomniałem Jürgen nie lubi mówić o sobie, pozwolił na napisanie przedmowy. To daje możliwość wejścia do jego głowy choćby na moment, chociażby na tą jedną sekundę. Pozwala nam zrozumieć swój punkt widzenia, swoje emocje i uczucia, którymi raczył nas przez całą swoją karierę.
Czy to jest książka tylko dla kibiców Liverpoolu? Nie. To jest książka dla wszystkich fanów The Reds, Premier League, Bundesligi i wszystkich fanów piłki nożnej na świecie. Liverpool przeszedł niesamowitą przemianę, niemiecki menadżer jest porównywany do najbardziej znanych mieszkańców miasta a sam przecież honorowo dzierży klucz do jego bram. Tę książkę mogą przeczytać kibice wszystkich klubów na świecie, bo zawiera tyle opinii i tyle ciekawych wątków, że zainteresuje dosłownie każdego fana piłki nożnej. Kibicom Liverpoolu polecę ją jednak najbardziej, bo kolejny raz będą mogli przejść tą drogę razem z Jürgenem.
Czy polecam ją kupić? To było piękne osiem lat, siedem miesięcy i jedenaście dni. 491 meczów, 1035 goli i 299 zwycięstw. Były trofea. Była radość. Czy pieniądze są w stanie to wyrównać? Na pewno nie. Niemiec po prostu zasługuje aby o tej lekturze było głośno. Jak wtedy kiedy ochoczo machał pięścią w kierunku the Kop.
Słowem podsumowania. Jest to książka zrobiona ze staranną dokładnością, z jaką niemiecki menadżer przygotowywał zespoły do kolejnych, męczących kampanii. I można powiedzieć, że książka to bardziej sprint a nie maraton, przeczytanie jej to czysta przyjemność. Jak oglądanie Mohameda Salaha pędzącego po kolejnego gola.
Sebastian Borawski
Komentarze (1)