Slot po meczu ze Srokami
Arne Slot wyraził dumę z mentalnej i fizycznej wytrwałości swojej drużyny. Liverpool odniósł zwycięstwo 2:0 nad Newcastle United, co pozwoliło im powiększyć przewagę na pozycji lidera nad drugim Arsenalem do 13 punktów.
Obie bramki dla the Reds strzelili pomocnicy – Dominik Szoboszlai i Alexis Mac Allister – kolejno w pierwszej i drugiej połowie spotkania.
Kapitan reprezentacji Węgier otworzył wynik w 11. minucie, a Mac Allister przypieczętował zwycięstwo, zdobywając efektowną bramkę przed trybuną The Kop w drugiej połowie.
Poniżej pełny zapis pomeczowej konferencji prasowej z udziałem Slota…
O tym, czy czuje, że Liverpool staje się coraz mocniejszy w kluczowej fazie sezonu…
Myślę, że najbardziej zaimponowała mi mentalna siła w obu tych meczach. Po spotkaniach z Evertonem, trochę po starciu z Wolves i może po meczu z Aston Villą ludzie zaczęli w nas nieco wątpić. Zazwyczaj, gdy zawodnicy spotykają się z takimi wątpliwości, ich odpowiedzią jest dodatkowy wysiłek – to dość normalne, widzieliśmy to już w naszym meczu z City.
Ale jeśli otrzymujesz mnóstwo, mnóstwo pochwał, osiem na dziesięć osób staje się nieco za bardzo zadowolonymi z siebie – tylko te dwie pozostałe, które chcą coś osiągnąć, nie wpadają w samozachwyt. I właśnie tę mentalność zobaczyłem dzisiaj. Zawodnicy biegali więcej, pracowali jeszcze ciężej. Nie byliśmy perfekcyjni – myślę, że straciliśmy więcej prostych piłek niż zazwyczaj – ale mentalność i gra zespołowa były na świetnym poziomie.
O tym, czy Paris Saint-Germain to drużyna, której należy się obawiać…
Nie sądzę, byśmy się bali jakiejkolwiek drużyny. Nie sądzę, by kluby takie jak Liverpool, Arsenal, Paris Saint-Germain, Barcelona czy Real Madryt bały się rywali. Ale z pewnością ich szanujemy – i mamy ku temu powody, bo jak wspomniałeś, wygrali wiele meczów z rzędu i mają mnóstwo jakościowych zawodników. Myślę, że to będzie bardzo interesujące spotkanie dla każdego, kto kocha piłkę nożną. Byłbym zaskoczony, gdyby neutralni kibice wybrali do oglądania inny mecz, bo zarówno PSG, jak i my, czekamy na to starcie z niecierpliwością.
O tym, co najbajdziej zaimponowało mu w zwycięstwie nad Srokami…
Najbardziej zaimponowało mi to, że to był nasz piąty mecz w ciągu 15 dni, a cztery wcześniejsze nie były najprostsze. Wszyscy wiemy, jak emocjonującym spotkaniem był mecz z Evertonem, potem Wolves, a następnie dwa trudne wyjazdy – z Aston Villą i Manchesterem City. Pokazać się w taki sposób jak dziś, prawie nie dopuszczając Newcastle do sytuacji bramkowych... Moi piłkarze zasługują na wielkie komplementy za to, jak radzą sobie z tym intensywnym okresem.
O tym, jak utrzymuje świeżość i gotowość do gry swoich zawodników…
Już kilka razy tłumaczyłem, że to główny powód, dla którego nie zabrałem tych zawodników na mecz z Plymouth Argyle – musieliby znów podróżować, być poza domem, a potem zagrać 10, 15, 30 czy 45 minut, bo na pewno bym ich wystawił, gdyby już pojechali. A to oznaczałoby dla nich brak odpoczynku. Dlatego też nie zabraliśmy ich na mecz z PSV Eindhoven, bo wierzę, że są w stanie grać pięć meczów w ciągu 15 dni, co właśnie pokazali. Ale nie mogą tak funkcjonować przez 10 miesięcy z rzędu, więc raz na jakiś czas muszą dostać przerwę. Gdy mówię o przerwie, mam na myśli pięć, sześć dni bez meczu.
Dlatego jestem trochę rozczarowany, że nie gramy w ten weekend, bo oczywiście Mo [Salah] by nie zagrał, Virgil [van Dijk] także, ale to byłby idealny moment dla zawodników takich jak Harvey Elliott, Jarell Quansah, Federico Chiesa i inni, by złapali minuty i byli gotowi na końcową fazę sezonu. Niestety odpadliśmy, ale to oznacza, że teraz zawodnicy dostają dwa dni wolnego, a od soboty w pełni skupiamy się na meczu z Paris Saint-Germain.
O tym, czy mistrzostwo Premier League jest już blisko…
Nie wiem, bo nie myślę w ten sposób. Teraz myślę o Paris Saint-Germain. Ty tego nie wiesz, ale ja tak – oglądałem ich mecz z City, bo my graliśmy z City, i jestem pod wrażeniem ich jakości. Myślę, że są w podobnym rytmie co my – od dawna nie przegrali meczu. Choć nie zawsze jestem precyzyjny w kontekście rzucanych faktów, bo dwa dni temu mój syn powiedział mi, że popełniłem wielki, wielki, wielki błąd, mówiąc, że Cristiano Ronaldo nigdy nie grał w Premier League... Więc nie jestem pewien, czy PSG ma taki sam bilans jak my, ale radzą sobie świetnie. Dlatego moja główna uwaga jest skierowana na nich. Zapominam o tabeli ligowej, zapominam o Premier League, do momentu, w którym nie skończymy starcia z PSG – potem wrócę do myślenia o lidze.
O tym, jak bardzo jest zadowolony z ostatniej formy Szoboszlaia...
Jestem z niego bardzo zadowolony, bo to typ zawodnika, który zawsze szuka kolegi z drużyny w lepszej pozycji. Widzieliśmy to także przeciwko Aston Villi, kiedy dograł piłkę do Darwina [Núñeza]. To, że teraz wpisuje się na listę strzelców, cieszy mnie tym bardziej, że jest niezwykle skromny, ale przede wszystkim ze względu na jego niesamowitą etykę pracy i to, co robi dla zespołu. W pełni na to zasługuje. Wydaje mi się, że został dzisiaj wybrany Piłkarzem Meczu – przynajmniej widziałem go z trofeum, więc zakładam, że tak było. Zasługuje na uznanie, jakie teraz otrzymuje. Ja doceniałem go od pierwszego meczu, który dla nas zagrał, ale teraz prawdopodobnie dostaje jeszcze więcej uznania od ludzi, którzy oceniają zawodników nie tylko za ich pracę, ale również za bramki i asysty.
O tym, jak poprawili się pomocnicy Liverpoolu...
Gdybym powiedział, że się nie poprawili, że nikt się nie poprawił, to prawdopodobnie sam musiałbym siebie ostro skrytykować. Włożyli ogrom pracy, a drużyna stała się jeszcze bardziej zgrana. Ci zawodnicy rzeczywiście zrobili postępy. Jeśli nosisz koszulkę Liverpoolu i jesteś pomocnikiem to powinieneś zdobywać bramki – może z wyjątkiem pozycji numer 6, ale dziesiątka czy ósemka powinny strzelać, jeśli jest taka potrzeba. Nie zawsze to było konieczne, czasami dostarczali asysty, ale dziś zależeliśmy od ich bramek – i pokazali się ze świetnej strony.
O oglądaniu meczu z trybun z powodu zawieszenia i o tym, czy było to bardziej czy mniej stresujące niż bycie przy linii bocznej...
Trochę jedno i drugie. Oglądanie meczu z trybun jest mniej stresujące, mniej emocjonalne – nazwijmy to tak – bo nie czujesz energii zawodników tak jak na ławce. Poniekąd masz lepszy ogląd sytuacji. Minusem jest to, że możesz oglądać powtórki – a jak wiadomo z powodu mojego zawieszenia, potrafię się emocjonować pewnymi decyzjami! I to czasami jest wadą, bo widzisz powtórki, ale cóż… To był świetny, drużynowy występ.
O jego uznaniu dla Wataru Endō po kolejnym imponującym wejściu z ławki...
Bardzo go doceniam, zarówno jako piłkarza, jak i człowieka, bo bez względu na to, ile minut ma zagrać dla zespołu, on zawsze jest gotowy. To, co czyni go wyjątkowym – i mówiłem to już kilka razy – to fakt, że wielu zawodników, których miałem w podobnej sytuacji, nie zawsze znajduje energię, by dobrze trenować dzień po meczu, w którym nie zagrali, albo dwa dni po spotkaniu. Ale w jego przypadku nie ma to znaczenia – niezależnie od dnia tygodnia czy tego, czy grał, zawsze daje z siebie wszystko na każdym treningu. Dzięki temu, gdy drużyna go potrzebuje, zawsze jest gotowy. To wielki komplement dla niego, że potrafi wchodzić na boisko i prezentować poziom, jaki pokazał dzisiaj.
Innowacje technologiczne w Premier League
Komentarze (0)