Oceny zawodników Liverpoolu według The Athletic
Liverpool sięgnął po mistrzostwo Premier League. Choć większość uwagi skupiła się na Arne Slocie, który już w debiutanckim sezonie zdobył dla klubu najważniejsze trofeum, Holender nie przypisuje zasług wyłącznie sobie – natychmiast wskazał na drużynę jako klucz do sukcesu.
Jak więc spisali się jego piłkarze? Oceniliśmy zawodników regularnie występujących pod jego wodzą, przyznając im noty w skali od 1 do 10 na podstawie całego sezonu. Aby zachować rzetelność, uwzględniliśmy tylko tych, którzy rozegrali co najmniej 10 spotkań we wszystkich rozgrywkach.
Bramkarze
Alisson – 8/10
Każda mistrzowska drużyna potrzebuje pewnego bramkarza – i jak zwykle Alisson stanął na wysokości zadania. Już sam jego powrót po długiej przerwie, w meczu z Gironą, zakończony występem na poziomie zawodnika meczu, przypomniał wszystkim o jego klasie. A to, co pokazał na wyjeździe z PSG, było po prostu nie z tej ziemi.
Błyszczał przeciwko Bournemouth, uratował punkt w doliczonym czasie gry z Fulham, broniąc uderzenie Traore, a w ostatnim meczu z West Hamem znów był znakomity. Zawsze pojawiał się tam, gdzie trzeba, dając drużynie spokój i pewność.
Caoimhin Kelleher – 7/10
Luksus posiadania rezerwowego bramkarza, który mógłby być jedynką w wielu klubach, polega na tym, że jego występy nie budzą żadnych obaw. Drugi sezon z rzędu Kelleher reprezentował Liverpool we wszystkich czterech rozgrywkach i niemal się nie mylił.
Tak, popełnił błąd w zremisowanym 3:3 meczu z Newcastle, ale wcześniejsze występy zbudowały mu taki kapitał zaufania, że można to było wybaczyć. Świetnie broni, dobrze gra nogami i będzie go brakować, jeśli latem odejdzie.
Obrońcy
Trent Alexander-Arnold – 7/10
Alexander-Arnold żegna się z Liverpoolem po sezonie, w którym bardziej dołożył swoją cegiełkę, niż faktycznie błyszczał. Te charakterystyczne momenty, które przez lata czyniły go widowiskowym prawym obrońcą, pojawiały się rzadko – częściowo z powodu licznych urazów, z ostatnim w meczu z PSG w Lidze Mistrzów.
Warto docenić jego cenny gol na wagę remisu z Aston Villą w lutym, gdy walka o tytuł była jeszcze otwarta, oraz bramkę dającą zwycięstwo przeciwko Leicester, zdobyta po wejściu z ławki. Może dopiero po jego odejściu w pełni docenimy, jak dobrym był piłkarzem. Poza kilkoma znakomicie rozegranymi podaniami, po prostu wykonywał swoją pracę na wysokim poziomie, choć bez fajerwerków z poprzednich lat.
Conor Bradley – 7/10
Sezon 2024/25 pokazał jedno: kapitan Irlandii Północnej uwielbia wślizgi. Kylian Mbappe przekonał się o tym na własnej skórze podczas fazy grupowej Ligi Mistrzów – wówczas Real Madryt mógł się zastanawiać, czy aby na pewno podpisują kontrakt z właściwym prawym obrońcą.
Kiedy był zdrowy i dostępny, Bradley udowadniał, że może godnie zastąpić Alexander-Arnolda. Kluczowe jednak będzie unikanie kontuzji – w minionym sezonie pauzował trzykrotnie z różnych powodów. Dopóki nie pokaże, że potrafi grać bez przerw, jego niezawodność będzie pod znakiem zapytania.
Ibrahima Konate – 8/10
Energiczny i wszechstronny środkowy obrońca stał się ulubieńcem kibiców. Pokazał szybkość, siłę i większą odporność na urazy. Choć kontuzja kolana wykluczyła go z gry w grudniu, poza tym przepracował sezon bez większych problemów.
To był rok, w którym udowodnił, że zasługuje na miejsce wśród najlepszych defensorów na świecie. Zdarzały się momenty nieuwagi – i z jakiegoś powodu zawsze miał trudności w meczach z Wolverhampton – ale zdecydowanie więcej było pozytywów niż wpadek.
Virgil van Dijk – 9.5/10
Tak spokojny, że mógłby grać w kapciach. Tylko w kilku sytuacjach wyglądał na zagubionego – zwłaszcza w pierwszej połowie spotkania z Arsenalem – ale generalnie to był dominujący sezon, w którym rozegrał wszystkie mecze Premier League.
Van Dijk, kapitan jakiego trafia się raz na pokolenie, od początku sezonu nadawał ton drużynie, pomagając nowemu trenerowi wejść w zespół. Zmodyfikował swój styl gry, stając się bardziej aktywny w budowaniu akcji, nie tracąc przy tym nic ze swojej solidności w obronie. Mimo niepewności wokół przedłużenia kontraktu, zachowywał się nienagannie. Bez niego ten Liverpool byłby zupełnie inny.
Joe Gomez – 7/10
Sezon pełen zwrotów akcji – zaczął się od oferty Newcastle, a zakończył kontuzją. Pocieszające może być dla Gomeza to, że jego znakomite występy na początku rozgrywek miały istotne znaczenie. Choć sam pewnie chciałby grać więcej i odczuwał pewne rozczarowanie, wnosił dużą wartość, zwłaszcza w końcówkach meczów, gdy Liverpool musiał utrzymać wynik. Niewielu rezerwowych obrońców daje tyle, co on.
Jarell Quansah – 6/10
Najgorszy możliwy start – słaby występ w Ipswich, który mocno zahamował jego rozwój w pierwszych miesiącach sezonu. Zmiana w przerwie meczu na Portman Road podkopała pewność siebie, ale z czasem wrócił do równowagi. Choć ten sezon nie był tak przełomowy jak poprzedni, wypełnił lukę po podstawowej parze stoperów, gdy potrzebowali odpoczynku. W meczu z Wolves w lutym uratował zwycięstwo kluczową interwencją, ale w kolejnym sezonie będzie chciał grać więcej i regularniej.
Andy Robertson – 7/10
Czas oddać mu należny szacunek. Już ósmy sezon gra na najwyższym poziomie, a choć w pierwszej części rozgrywek forma nieco spadła, nadal był podstawowym zawodnikiem i miał swój udział w mistrzostwie. Liverpool musi myśleć o jego następcy, ale nie wolno zapominać, jak ważny potrafi być Robertson – zwłaszcza w duecie z Van Dijkiem na lewej stronie obrony.
Kostas Tsimikas – 6/10
Częściej grał w pierwszych miesiącach sezonu i początkowo wyglądało, że zmiana trenera mu służy. Lubił podłączać się do ataków i sprawiał wrażenie zawodnika, który może na tym zyskać. Jednak z czasem jego minuty na boisku malały. Liverpool szuka nowego lewego obrońcy, a jego przyszłość pozostaje niepewna.
Pomocnicy
Ryan Gravenberch – 9/10
Trudno się nie uśmiechnąć, gdy 22-letni Holender po raz kolejny powtarza, że jego naturalną pozycją jest ósemka , a nie szóstka, na której grał przez większość sezonu. Ale nie narzeka – i nie ma powodu, by to robić. Gravenberch zaliczył znakomity sezon, co wydaje się jeszcze bardziej imponujące, jeśli przypomnimy sobie, jak zagubiony wyglądał w poprzednich rozgrywkach. Wówczas wydawało się, że przy dojściu Martina Zubimendiego z Realu Sociedad nie znajdzie miejsca w drużynie pod wodzą Arne Slota.
Ale w piłce czas płynie szybko. Gdy Holender dostał swoją szansę, wykorzystał ją w pełni, imponując odpornością na pressing, inteligencją w odbiorze i doskonałym zrozumieniem gry w systemie Slota. Pomocą okazała się obecność Johnny’ego Heitingi – byłego trenera Gravenbercha z Ajaksu.
Alexis Mac Allister – 9/10
Tak, nie powinien był próbować powstrzymywać Dana Burna w finale Carabao Cup jako część strefowego krycia wymyślonego przez Slota. Ale poza tym, Argentyńczyk przeobraził się w liverpoolskiego Modricia:
rozgrywającego, który potrafi ustawić tempo meczu, podać w tempo, przejąć kontrolę nad wydarzeniami i do tego strzelić widowiskowego gola (najlepszym przykładem – trafienie dające prowadzenie 2:1 z Tottenhamem w niedzielę).
Gdy nie ma go na boisku albo nie jest w formie (co zdarza się rzadko), Liverpool traci rytm. Opisywanie go po prostu jako znakomitego piłkarza to za mało, więc może przemówią statystyki: tylko trzech pomocników wykonało w tym sezonie więcej odbiorów (95), a żaden zawodnik – niezależnie od pozycji – nie rozpoczął tylu akcji z otwartej gry, które zakończyły się golem (13). Mac Allister jest również drugi w Premier League pod względem tzw. drugiego kluczowego podania (44 razy podawał do zawodnika, który potem stworzył okazję).
Dominik Szoboszlai – 8/10
N’Golo Kante przez lata uchodził za zawodnika, który potrafi przebiec za dwóch. W tym sezonie Węgier zbliżył się do tej klasy. Nie wyróżniał się pod względem goli, asyst czy kreatywnych statystyk, ale jego nieustanny ruch i zaangażowanie sprawiły, że sztab szkoleniowy był pod wrażeniem.
Nieczęsto zabierał głos po meczach, ale na boisku był obecny – ustawiał tempo, nękał rywali pressingiem i bez reszty wpasował się w intensywny styl Slota.
Curtis Jones – 8/10
Wciąż najbardziej niedoceniany piłkarz Liverpoolu. Mimo regularnych minut – jako zawodnik podstawowy lub wchodzący z ławki – pewnie czuł niedosyt z powodu braku większej roli. Jones potrafi jednocześnie napędzać zespół i działać uspokajająco. Jego skuteczność podań należy do najwyższych w lidze, a wśród pomocników jest w tej statystyce w absolutnej czołówce.
Ten drugi Scouser w drużynie, obok Alexandra-Arnolda, zapamiętany zostanie szczególnie za reakcję na Abdoulaye Doucoure w derbach Merseyside. Rzut karny przestrzelony z PSG? Mniej.
Wataru Endo – 7/10
Jak na piątego pomocnika w hierarchii – idealny zawodnik dla trenera. Nigdy nie narzekał, gdy zaczynał mecze na ławce (nie zagrał ani razu w wyjściowym składzie w Premier League), i chętnie łatał dziury w różnych strefach boiska, łącznie z grą na środku obrony. Liverpool nie przegrał ani jednego ligowego meczu, w którym Endo pojawił się na boisku z ławki – to nie lada osiągnięcie. W przyszłości z pewnością będzie cenionym podstawowym zawodnikiem – choćby gdzie indziej.
Harvey Elliott – 6/10
Na zewnątrz zachowywał pokerową twarz, ale w środku musiał kipieć z frustracji. Jeśli przyznawano by nagrody za najbardziej pokrzywdzonego zawodnika sezonu, Elliott byłby faworytem. Po kontuzji, która wykluczyła go z początku rozgrywek, znalazł się w cieniu być może najlepszego piłkarza świata – Mohameda Salaha. Miał kilka magicznych momentów po wejściu z ławki, zwłaszcza w pucharach, ale nigdy nie dostał serii spotkań, by się w pełni rozwinąć.
Federico Chiesa – 5/10
Jedyny letni transfer Liverpoolu – wówczas wydawało się, że warto zaryzykować. Dziewięć miesięcy później umowa za 10 milionów funtów wygląda na pomyłkę. Jak ocenić zawodnika, który prześlizgnął się przez cały sezon niemal bez echa? Nawet jego ładny gol w finale Carabao Cup – jeden z zaledwie dwóch – został zapomniany, bo padł pod koniec przegranego meczu. Wszystko wskazuje na to, że latem odejdzie na wypożyczenie do Serie A.
Napastnicy
Luis Diaz – 7/10
Kolumbijczyk znajduje się w niezręcznym położeniu – jego kontrakt wygasa za dwa lata, a Liverpool musi podjąć decyzję: postawić na niego czy poszukać nowych rozwiązań. Ostatnie występy nie przemawiają na jego korzyść. Choć początek sezonu miał piorunujący – sześć goli w pierwszych sześciu meczach – z czasem wrócił do swojego typowego współczynnika: jedno trafienie na trzy spotkania. Wciąż jednak potrafi zagrozić bramce rywala i wykreować sytuację. Slot ceni jego podejście do pracy, a pierwsza połowa sezonu pokazała kilka bardzo obiecujących sygnałów – tylko czy to wystarczy?
Diogo Jota – 6/10
Trudno to pisać, ale z biegiem sezonu oglądanie Joty w roli środkowego napastnika stawało się coraz trudniejsze. Dziewięć goli we wszystkich rozgrywkach to zdecydowanie za mało jak na gracza Liverpoolu na tej pozycji. Podobnie jak Diaz, zaczął nieźle – osiem trafień w pierwszych 19 meczach, do tego mnóstwo altruistycznej pracy dla zespołu.
Ale kontuzje odcisnęły swoje piętno. Historia urazów Joty wciąż niepokoi, a stało się niemal regułą, że Portugalczyk wypada na dwa, trzy miesiące każdego sezonu. W szczytowej formie to znakomity napastnik i najlepszy egzekutor zespołu, ale te chwile są coraz rzadsze. Ma 28 lat – Liverpool musi zdecydować, czy nadal widzi w nim przyszłość.
Darwin Nunez – 5/10
Nawet najbardziej zagorzali fani Urugwajczyka – a ma ich wielu – zaczynają wątpić, czy kiedykolwiek spełni pokładane w nim nadzieje. Trudno w to uwierzyć, ale Nunez nie zdobył bramki w 37 z 43 rozegranych spotkań – to szokujące jak na napastnika. Marnował łatwe okazje (w tym kluczowe), a jego pudło z rzutu karnego w serii z PSG przesądziło o odpadnięciu z Ligi Mistrzów.
Jeszcze poważniejsze jest to, że w lutym Slot publicznie zakwestionował jego zaangażowanie i etykę pracy. Nunez ma dopiero 25 lat, ale jeśli latem pojawi się konkretna oferta, klub raczej nie będzie się wahać.
Cody Gakpo – 8/10
Jeden z największych wygranych tego sezonu. Slot przesunął go z powrotem na jego naturalną pozycję na lewym skrzydle – i to zadziałało. Od końca października do początku lutego był nie do zatrzymania. Trafił z formą w najlepszy okres Liverpoolu w sezonie.
To właśnie Gakpo w tym czasie regularnie odciążał Salaha i brał odpowiedzialność za atak. Niestety, kontuzja na początku marca wybiła go z rytmu i osłabiła Liverpool w kluczowych momentach – m.in. w finale Carabao Cup i w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Ale przyszłość Holendra na Anfield zapowiada się bardzo ciekawie.
Mohamed Salah – 9.5/10
Najlepszy na koniec – kolejny sezon pełen rekordów dla egipskiego króla Anfield. Gdy inni napastnicy zmagali się z kontuzjami lub słabą formą, Salah zachował bezlitosną skuteczność i przez cały sezon był kluczowym ogniwem w walce o tytuł – mimo ciągłych spekulacji na temat jego przyszłości.
Wielokrotnie przechylał szalę zwycięstwa na korzyść Liverpoolu, zdobywając bramki lub notując asysty – jest piłkarzem momentów, który potrafi odmienić losy meczu jednym zagraniem. Odpowiadał za 47,9% wszystkich goli zespołu we wszystkich rozgrywkach (strzelając je lub asystując). Wcześnie zakończona przygoda z Ligą Mistrzów najprawdopodobniej przekreśliła jego szanse na Złotą Piłkę – wciąż marzy o tym trofeum – ale jego status jako jednego z najbardziej wpływowych napastników na świecie pozostaje niezachwiany.
Gregg Evans
Komentarze (4)
O Gravenberchu można powiedzieć, że te 9 brzmi jak niedocenienie.
Przy Darwinie -5 i ostry komentarz. Może i słusznie, ale jednak wypadałoby chociaż wspomnieć o Brendtford.
Co do reszty się raczej zgadzam.
Kelleher-6
Trent-8
Bradley-7
Konate-8
VVD-9
Robertson-2
Tsimikas-1
Gravenberch-8
Macca-9
Szobo-7
Jones-6
Endo-6
Elliott-6
Chiesa- nie oceniam
Diaz-7
Gakpo-8
Jota-6
Nunez-2
Salah- 10
Nawet z tym nie dyskutujcie