Jak Carragher zrewolucjonizował dyskusję o piłce
Jamie Carragher czuł, że zaczynają go boleć nogi. Rozmawiał z kamerzystą Sky Sports już od 25 minut. Zazwyczaj taka rozmowa trwa najwyżej dziesięć, ale dziś sytuacja była wyjątkowa. W mediach zaczęły się pojawiać informacje, że Trent Alexander-Arnold – spadkobierca Carraghera jako lokalny filar defensywy Liverpoolu – ma ogłosić długo wyczekiwane odejście z klubu, z którym związany był od dziecka. A skoro tak, to – co oczywiste – ekipa telewizyjna została w pośpiechu wysłana na miejsce, by nagrać reakcję Carraghera zanim widzowie zdążą wyrobić sobie własną opinię.
Czy można powiedzieć coś nowego o temacie, który był wałkowany przez cały sezon? Okazuje się, że jak najbardziej. Jak myśliwy znajdujący pożywienie w pozornie jałowej krainie, Carragher – wspierany okazjonalnymi pytaniami z redakcji Sky Sports – wygłosił niemal półgodzinny, płynny i niezwykle treściwy monolog o futbolu, który stał się tematem licznych dyskusji. Z tego występu Sky przygotuje później materiał telewizyjny, wywiad na YouTube, artykuł prasowy i trzy krótkie formaty do mediów społecznościowych. Gdy Carragher mówi – o przyszłości Trenta, ofensywie Arsenalu, właścicielach Chelsea czy działaczach FIFA – świat piłki słucha.
Miejsce nagrania nie było przypadkowe – to właśnie tutaj, na tej hali, Carragher pierwszy raz kopnął piłkę 44 lata temu. W dniu kręcenia, tuż poza kadrem, grupa emerytów rozgrywa partię w bule. Jesteśmy w Brunswick – ośrodku społecznym przy Marsh Lane, w ceglanej dzielnicy portowej Bootle. To centrum wszechświata Carraghera. Wszystko, co go ukształtowało, mieści się w promieniu kilkuset metrów: dom rodzinny, pub ojca, dawna szkoła, kościół, dom teściów, ulubiona budka z frytkami.
Carragher jest – obok sir Paula McCartneya – najbardziej rozpoznawalnym Scouserem na świecie. Są inni kandydaci – Mel C, Wayne Rooney, Stephen Graham – ale nikt nie ucieleśnia Liverpoolu tak jak on. Przez 30 lat, najpierw jako zawodnik z 737 występami w barwach The Reds, potem jako medialna osobowość, Carragher stał się symbolem miasta: zadziornym, wygadanym, dowcipnym, niepoprawnie kłótliwym i wiecznie gotowym do starcia, które zamierza wygrać. Jest chodzącą definicją Scousera: ma irlandzkie nazwisko, matkę katoliczkę, ojca – właściciela pubu, żonę z czasów szkolnych, dom w tej samej okolicy, w której dorastał (choć Bootle zamienił na zielone Blundellsands, popularne wśród piłkarzy przedmieście). Jego akcent jest wzorcem, do którego wszyscy się odnoszą, próbując naśladować typowe "Eeeerm" czy "Arrite ther". Jest tak bardzo "scouserski", że nie używa portfela – kiedyś został za to wyśmiany przez kolegów i od tamtej pory trzyma pieniądze luzem. W niektórych kręgach Liverpoolu portfel uchodzi bowiem za objaw tzw. "wool behaviour" – czyli zbytniej organizacji, zdradzającej, że nie jesteś stąd. "Wool" to dawny, lekceważący przydomek dla przyjezdnych z Wirralu czy Cheshire.
Niegdyś był niedocenianym zawodnikiem w klubie próbującym odzyskać dawny blask, dziś jednak Carragher wyznacza standardy futbolowego komentowania. Od momentu dołączenia do Sky Sports w 2013 roku i objęcia współprowadzenia sztandarowego programu Monday Night Football, Carragher – wspólnie z dawnym rywalem, Garym Neville’em – zrewolucjonizował sposób mówienia o piłce. Byli zawodnicy wprowadzili analizy oparte na wykresach i danych, gdy "statystyka" wciąż była słowem niemile widzianym. Rozkładali na czynniki pierwsze taktyki, formacje, a także wchodzili w głowy piłkarzy i gabinety menedżerów.
Po wycofaniu się Neville’a w sierpniu, Monday Night Football stało się właściwie solowym show Carraghera. Biorąc pod uwagę nieustanny strumień treści z jego udziałem – komentarze w Super Sunday, wywiady dla Sky Sports News, występy w podcastach Neville’a czy kluczowa rola w studiu Ligi Mistrzów dla CBS Sports – czasem wydaje się, że to futbol dostosowuje się do Carraghera, a nie odwrotnie. Potrafi połączyć staroszkolne wychowanie piłkarskie z erą szerokich koszulek i ostrych wejść, z nowoczesnym podejściem analitycznym i talentem do tworzenia momentów idealnych na memy. Stał się nieoczywistą twarzą współczesnego futbolowego komentatorstwa.
W ciągu ostatniej dekady technologia całkowicie odmieniła doświadczenie kibica. Czasy sprawdzania wyników rano w gazecie odeszły bezpowrotnie, ale nawet sam mecz i jego analiza to dziś tylko ułamek całej futbolowej rzeczywistości. Patrząc na to, co zajmuje uwagę kibica, 90 minut meczu to zaledwie przystawka. Resztę dnia wypełnia ogromna przestrzeń na treści: podcasty, TikTok, YouTube, rolki, klipy na X. Czasem można odnieść wrażenie, że mecze są rozgrywane tylko po to, by napędzić tę wielką maszynę futbolowego dyskursu.
W tym świecie każdy rodzaj kibica znajdzie coś dla siebie.
– Jest cała rzesza ludzi, którzy chcą mądrzejszego, fachowego komentarza – mówi Ted Knutson, założyciel firmy analitycznej Statsbomb i fan stylu Carraghera. Wskazuje na miliony graczy Fantasy Premier League, dla których dane to podstawa przy transferach.
– To nie nisza. To ogromna grupa odbiorców.
Z drugiej strony mamy bezlitosną maszynę hot-take’ów, napędzaną przez komentatorów będących zarazem osobowościami w social mediach.
– Wiecie, ktoś rzuca jakąś tezę, wszyscy się kłócą przez 48 godzin, potem pojawia się nowa. To bardzo amerykańskie podejście – narzeka Knutson. Nie twierdzi jednak, że Carragher jest ponad to.
– Cóż, taka jest jego praca. Nie udawajmy, że to nie jest branża oparta na liczbach. Jednak uważam, że Carragher ma w sobie coś więcej.
Współczesne komentatorstwo wymaga wszechstronności: od chłodnej analizy po kibicowski gniew, od poważnych śledztw po lekką rozrywkę – a Carragher potrafi to wszystko. Każdy jego monolog można zamienić w pięć, sześć różnych materiałów: od ragebaitów na TikToku, przez wyważone analizy, aż po nostalgiczne wspominki z lat 2000. Jest coś dla każdego – nawet jeśli za nim nie przepadasz. A nie wszyscy za nim przepadają i Carragherowi to nie przeszkadza. Wkurza kibiców Liverpoolu zbyt ostrą krytyką klubu. Wkurza innych, bo ponoć zbyt oszczędza The Reds. Kibice Evertonu nie mogą mu wybaczyć, że jako dziecko przerzucił się na czerwoną stronę miasta. Dla niektórych fanów The Reds stał się też zbyt "celebrycki" po zakończeniu kariery. Erling Haaland, Mo Salah i Cristiano Ronaldo reagowali na jego opinie niechętnie – ten ostatni nawet ostentacyjnie zignorował go na żywo na antenie. Wszystko to, rzecz jasna, świetnie się klika.
– Nie znam nikogo tak niewzruszonego opiniami z mediów społecznościowych jak Jamie – mówi Kate Scott, współprowadząca z Carragherem program Ligi Mistrzów w CBS.
– Doskonale wie, co się sprzeda, ale nie pozwala, żeby to na niego wpływało.
Po nagraniu Carragher wraca do głównego holu i kieruje się do jednej z sal w ośrodku, gdzie czeka na niego kubek zupy – ugotowanej z warzyw z ogrodu. Potem siada z markerem do podpisywania sterty koszulek i pudełek po butach. Większość czwartkowych popołudni wygląda u niego podobnie – rozdaje autografy, z których lokalne szkoły, szpitale i organizacje charytatywne zrobią użytek. Potem wita się z bywalcami centrum – wystarczy zapłacić 1 funt wpisowego: emeryci, dzieci na feriach, weterani. A jeśli na hali ktoś zacznie kopać piłkę, Carragher bez trudu daje się namówić na występ na środku obrony.
Przez lata wydawało się, że Carragher jest zarezerwowany tylko dla Liverpoolu. Dziś jego popularność wielokrotnie przewyższa tę z czasów gry.
– Częściej mnie teraz zaczepiają na ulicy niż kiedy byłem piłkarzem – przyznał.
Nie minęły dwie minuty, a z jakiegoś trąbiącego samochodu dobiegło głośne "Carraaaa!". Carragher pomachał, jakby to był odruch warunkowy.
– Dawniej komentatorstwo było dodatkiem do meczu – rozmyśla Carragher, kończąc zupę kawałkiem chleba.
– Teraz to wygląda, jakby samo w sobie było meczem. Kim jesteśmy? Opowiadaczami historii? Postaciami? A może jednym i drugim?
Monday Night Football zaczyna się – jak wiele innych rzeczy na świecie – od pustego dokumentu Google na początku tygodnia pracy.
Pewnego grudniowego poniedziałku zasiadłem z zespołem produkcyjnym programu w przeszklonej sali konferencyjnej na czwartym piętrze budynku Keitha Ruperta Murdocha – sercu rozległego kampusu Sky na obrzeżach zachodniego Londynu – w chwili, gdy zaczynano przekuwać weekendowe wiadomości z WhatsAppa w coś przypominającego agendę programu.
Punktualnie o 10:00, w towarzystwie dwóch analityków wideo i podjadając z koszyka winogrona wielkości ziaren grochu, do pokoju wkroczył Carragher. Jak zawsze, spędził weekend oglądając tyle meczów, ile tylko się dało, przy tym skrzętnie notując spostrzeżenia. Po wszystkim skomentował chaotyczne niedzielne starcie Tottenhamu z Chelsea, w którym skrytykował obie strony za rażący bałagan w defensywie.
– Każde nasze spotkanie zaczynamy w ten sam sposób – powiedział mi później Carragher.
– Zawsze pada pytanie: "Jaka jest historia?" To najważniejsze: "Jaka jest historia?".
Na wieczór zaplanowano zimowy bój o przetrwanie pomiędzy West Hamem a Wolverhampton. Po sali krążyły statystyki i wykresy, podsycające narrację, która powoli się krystalizowała – że ten mecz to ostatnia szansa dla obu drużyn i ich trenerów, których forma pozostawiała wiele do życzenia. Gdy wszyscy dyskutowali o szczegółach, prowadzący program David Jones zakwestionował, czy Julen Lopetegui, szkoleniowiec West Hamu, rzeczywiście znajduje się pod tak dużą presją.
– Ależ oczywiście, że tak! – odparł Carragher tonem dobrze znanym byłym kolegom z drużyny i widzom przed telewizorami.
– Przegrali dwa mecze z rzędu – jak możesz twierdzić, że nie jest zagrożony? (Lopetegui został zwolniony kilka tygodni później).
W ciągu 90 minut zarys programu nabrał wyraźnych konturów. W pewnym momencie – z zaskakującą lekkością, jakby to był naturalny ciąg dalszy rozmowy – Carragher zerwał się z miejsca i z pomocą dwóch młodych montażystów, którzy przygotowali odpowiednie klipy, zaczął na żywo analizować materiał wideo. Wskazywał na ekranie błędne ustawienia defensywy i zmarnowane zagrania. Gdy udało mu się szczególnie przekonująco uzasadnić tezę, cała ekipa milkła, pytania się kończyły, a producent Jack Hazzard zaznaczał fragment jako gotowy do emisji.
W najbardziej konfrontacyjnej wersji jego analizy pobrzmiewa echo jego stylu z boiska: ostre zaczepki, niewygodne pytania, cięte riposty niczym ukryty kopniak pod łydkę, kiedy sędzia akurat patrzy w drugą stronę. Gdy ma przed sobą przeciwną opinię, Carragher naciska – pytanie po pytaniu: "Dlaczego? No właśnie, dlaczego? Jak możesz tak uważać?". Jednak gdy formułuje własne myśli, potrafi być bardziej subtelny niż kiedykolwiek był jako piłkarz. Jedno proste pytanie - "Co sądzisz o Cole’u Palmerze?" – może przerodzić się w wielowątkowy wywód zahaczający o wspomnienia z dzieciństwa, młodego Stevena Gerrarda, modele własności klubów, prawo kontraktowe, elastyczność taktyczną, dojrzałość emocjonalną i relacje kibiców z menedżerami, zanim Carragher zgrabnie wróci do sedna i powie: "Palmer ma wyjątkowe oko do podań prostopadłych". Po dekadzie spędzonej na antenie nauczył się nie tylko samemu błyszczeć, ale też grać na kolegów.
– Zawsze myśli jeden krok do przodu – mówi Kate Scott.
– Wystawia kolegom piłki do pustej bramki.
Dziś czołowi eksperci nie przychodzą już tylko, by pogadać o piłce i wyjść. Teraz trzeba swoją pozycję wypracować. Po lunchu, podczas mojej wizyty, Carragher i Jones zostali wciągnięci do udziału w reklamowym skeczu promującym transmisje z zawodów darta w Sky. Koncepcja: Monday Night Football, tylko że o rzutkach. Dwóch menedżerów Sky obserwujących z boku krzywiło się przez całą scenkę. "Ależ to badziew" – mruknął jeden z nich. I nie był w błędzie. Sky jednak zamierzało mocno promować darta, więc blask nazwiska Carraghera uznano za niezbędny.
Gdy obowiązki promocyjne zostały wypełnione, o 15:00 ruszyły próby do wieczornego programu z gościem specjalnym – byłym napastnikiem West Hamu, Tottenhamu i reprezentacji Anglii, Jermainem Defoe. Na powitanie dostał uścisk i sporą dawkę uszczypliwości od Carraghera.
– No popatrz na ciebie w tym Diorze – rzucił z uśmiechem.
– I ten diamentowy kolczyk, ile cię to kosztowało?
Defoe, choć doświadczony na boisku, jako ekspert był nowicjuszem. To miał być jego debiut w Monday Night Football. Carragher, który występował tam po raz 184., wziął go pod skrzydła – ustawił się za nim, łapiąc go za ramiona i pokazując, jak otworzyć sylwetkę w stronę kamery i wskazywać ekran w sposób, który dobrze wygląda na antenie.
– Zawsze to porównuję do nocnego wypadu na miasto – powiedział mi Carragher.
– Masz tyle rzeczy na głowie: koordynację ruchów, rytm, wytrzymałość – a potem i tak jesteś tak nakręcony, że nie możesz zasnąć.
W Monday Night Football styl Carraghera przypomina momentami Neila Buchanana – innego pionierskiego edukatora z Liverpoolu – z kultowego programu dla dzieci Art Attack. Carragher trzyma niski środek ciężkości, mówi krótko, dobitnie, i prowadzi ciało tak, by widz podążał za jego gestem: "Tu jest zawodnik" – pauza – "a tu, tu właśnie, spójrzcie". Ekran dotykowy w centrum studia dosłownie go pochłania, a jego ciało staje się komentarzem do gry, bo sam przemieszcza się w rytm akcji, by podkreślić kluczowe momenty.
– To niesamowicie trudna sztuka – mówi Ted Knutson z firmy Statsbomb, który porównuje prezentacje Carraghera do najlepszych analiz, jakie widział w klubach Premier League.
– Musisz uprościć przekaz maksymalnie, a zarazem zachować duży impakt.
Ruch to jedno, ale liczy się też treść.
– Cokolwiek robisz, nie krytykuj Mo Salaha, bo zapłacisz za to słono – przestrzegł Defoe Carragher. Wydął policzki.
– Na Boga, moje media społecznościowe…
Na około pół godziny przed emisją podłączono słuchawki, a głos Jacka Hazzarda – przerywany czasem trzaskiem kabli i pojedynczym piknięciem – rozpoczął swój cotygodniowy przekaz prosto do uszu ekspertów. Kilka minut przed wejściem na antenę, gdy przygotowywano ostatnie klipy i grafiki, na planie pojawił się kierownik produkcji z być może najistotniejszym pytaniem tego dnia: co panel chce zamówić z pobliskiego chińskiego baru w Isleworth po programie. Panel Monday Night Football zgodnie postawił na kurczaka w sosie satay, kulki drobiowe, żeberka, ryż smażony i ulubione danie Carraghera – makaron po singapursku.
– Uwaga, przełączamy się do DJ-a – powiedział Hazzard do Jonesa przez interkom. Kamera mrugnęła, a całe towarzystwo automatycznie się wyprostowało.
– Startujemy. West Ham – animacja. Jamie, jesteś następny.
Historia Carraghera tak naprawdę zaczyna się od jego imienia: James Lee Duncan Carragher. Oba jego imiona środkowe są w istocie zapisem frustracji jego ojca wobec ukochanego Evertonu. W dniu narodzin Jamesa – 28 stycznia 1978 roku – Everton odpadł z piątej rundy Pucharu Anglii po porażce z Middlesbrough, mimo zaciętej gry rezerwowego Duncana McKenziego, którego trener Gordon Lee wcześniej odstawił od wyjściowego składu. Lee powinien był wystawić Duncana od początku – uznał ojciec Carraghera. I tak oto, dosłownie, komentowanie piłki nożnej stało się jego drugim imieniem.
Nie da się zrozumieć Jamie’ego Carraghera, dopóki nie pozna się Philly’ego – jego ojca, trenera i narożnikowego – postaci równie charyzmatycznej, co wpływowej w lokalnej społeczności. To człowiek, którego obecność trudno przeoczyć. W przedmowie do "Carra", autobiografii Carraghera z 2009 roku, Kenny Dalglish wspomina swoje pierwsze spotkanie z Phillym podczas meczu do lat 10 w 1990 roku. Wtedy Dalglish był menedżerem Liverpoolu. Gdy drużyna jego syna straciła bramkę z rzutu karnego w końcówce, Dalglish zaczął narzekać z trybun. "Zamknij tę pieprzoną gębę, Dalglish" – wrzasnął Philly, prowokując sprzeczkę, która na trwałe wryła nazwisko Carragher w pamięć Dalglisha. ("To nigdy nie był karny" – upierał się Dalglish, choć później on i Philly zostali przyjaciółmi.)
Obecnie 71-letni, krępy i jasnowłosy, z charakterystycznym dla Carraghera zmrużeniem oczu i chropowatym głosem z innej epoki Scouserów, Philly zaproponował, że odbierze mnie z dworca Liverpool Lime Street w dniu, kiedy miałem spotkać się z Jamie’em w pubie Brunswick. Oferta miała być ciepłym gestem powitalnym – i równocześnie formą weryfikacji. Jest niezwykle opiekuńczy wobec swojego pierworodnego – o czym przekonał się na własnej skórze niejeden dziennikarz, często odbierając po publikacji telefon z pretensjami od samego Philly’ego po tym, jak napisali coś o "naszym Jamesie".
Gdy jechaliśmy na północ od centrum miasta, mijaliśmy opuszczone wiktoriańskie puby, ogromne supermarkety i niezagospodarowane połacie terenu. Po około dziesięciu minutach dotarliśmy do Bootle. Dawniej wieś, potem miasteczko, przez krótki czas kurort nadmorski, a w końcu przedmieścia dla dokerów – Bootle to zarówno miejsce scouserskie, jak i nie. Historycznie należało do hrabstwa Lancashire, zarządzane jest przez radę Sefton, a zatem brakuje mu najcenniejszego symbolu scouserskiej tożsamości: fioletowego kosza na śmieci. Ma okazały ratusz z listy zabytków klasy II, ulice nazwane na cześć oksfordzkich college’ów, a niegdyś było siedzibą przyszłego konserwatywnego premiera, Andrew Bonara Lawa. To jednak również jeden z najbiedniejszych rejonów miasta. ("Ludzie w Bootle żyją średnio o 12 lat krócej niż mieszkańcy Southport" – głosił tytuł jednego z artykułów Liverpool Echo z 2020 roku). Gdy mijaliśmy puste sklepy z oknami zabitymi blachą falistą, Philly machnął ręką zza kierownicy. "Tu wszystko się spieprzyło" – powiedział.
Pierwsze tygodnie życia Carraghera były trudne. Urodził się z rzadką wadą wrodzoną – gastroschizą – polegającą na tym, że jego jelita wystawały na zewnątrz przez otwór w brzuchu. Po operacji w szpitalu dziecięcym Alder Hey spędził sześć tygodni na oddziale noworodków. Jedyną pozostałością po jego problemach zdrowotnych jest brak pępka – to efekt operacji. Carragher do dziś wspiera szpital jako aktywny działacz na rzecz pozsykiwania funduszy. "Pracowałem z setkami piłkarzy" – mówi jego przyjaciel i partner charytatywny, Mike Lepic – "ale żaden z nich nie robi tyle co Jamie." Oprócz prowadzenia własnej fundacji – 23 Foundation – Carragher wspiera liczne lokalne inicjatywy, m.in. Liverpool Disabled Supporters Association czy Football for Change, którego był współzałożycielem. W 2023 roku Jamie i jego żona Nicola otrzymali osobiste wyróżnienia w Izbie Lordów oraz od ministra edukacji za udział w skutecznej kampanii mającej na celu wyposażenie każdej szkoły i boiska w defibrylatory.
Rodzina i futbol były nierozerwalne przez całe dzieciństwo Carraghera. Już jako kilkulatek towarzyszył ojcu na linii bocznej podczas amatorskich meczów. W autobiografii Carragher wspomina, jak był zahipnotyzowany: "Nie tylko futbolem, ale całą kulturą, która mu towarzyszyła: wspólnotą, żartami, agresją, radością ze zwycięstw, rozpaczą i konfliktami po porażkach. Zostałem wprowadzony w ten świat, a potem z niego nie wyszedłem." W domu, jako starszy chłopiec, zaczytywał się w magazynie Shoot, do znudzenia oglądając na VHS-ach mecze zwycięskiego Evertonu i naśladując je, dopóki nie poznał każdego detalu. "Gray znowu tam jest, o mój Boże!" – powtarzał, naśladując Johna Motsona w hołdzie dla Andy’ego Graya z Evertonu – człowieka, którego później zastąpił w Sky.
Obsesję Carraghera na punkcie gry uzupełniała nadzwyczajna kompetytywność na boisku – szybko zrozumiał, że jego zaangażowanie daje mu przewagę nad graczami mniej oddanymi piłce. ("Dla mnie liczyło się tylko zwycięstwo. Wolałem oszukiwać i wygrać niż przegrać." - powiedział w jednym z wywiadów). Już jako siedmiolatek rywalizował w ligach ze starszymi zawodnikami, zyskując reputację skutecznego i bezkompromisowego napastnika. Znalazł się w orbicie zainteresowań Liverpool School of Excellence, ale nawet tam nie powstrzymał się od prowokacji – dumnie trenował w koszulce Evertonu.
Swoją pełnoprawną karierę w Liverpoolu rozpoczął w styczniu 1997 roku, a kilka tygodni później zadebiutował w Premier League na Anfield. W tamtym okresie wciąż czuł pewną słabość do drużyny z dzieciństwa. Jedna z lokalnych legend głosiła, że jego charakterystyczne długie rękawy służyły do zakrycia tatuażu Evertonu. ("Nie ma żadnego tatuażu, po prostu mam chude ręce" – pisze w ksiązce "Carra"). Moment, w którym ostatecznie zerwał z The Toffees, nastąpił 24 stycznia 1999 roku w pubie przy Marsh Lane. Wpadł tam na drinka po porażce Liverpoolu z Manchesterem United i został potraktowany "jak każdy inny 'brudny' kibic Liverpoolu" – wspomina. Po tym doświadczeniu on i cała jego rodzina całkowicie porzucili dawne klubowe sympatie.
Jako młody piłkarz nie miał łatwych relacji z mediami. W grudniu 1998 roku, mając 20 lat, trafił na okładkę tabloidu News of the World, sfotografowany na świątecznej imprezie Liverpoolu – przebrany za Quasimodo, wśród striptizerek, oblany bitą śmietaną. Była to dla niego cenna lekcja o charakterze prasy brukowej i sławy. Jednak zamiast się wycofać z mediów, jak wielu młodych graczy, Carragher obrał przeciwny kierunek.
– Uwielbiałem udzielać wywiadów – powiedział mi.
– Czekałem na nie z niecierpliwością. Robiłem może dwa, trzy duże wywiady w sezonie, bo po prostu lubiłem rozmawiać o futbolu.
Traktował je jako okazję, by kształtować własną narrację.
– Jako piłkarz nie możesz mówić, co myślisz. Zawsze musisz mówić to, co klub chce, żebyś powiedział. Jednak w takim dużym wywiadzie możesz wreszcie powiedzieć coś od siebie, możesz opowiedzieć o swoich przemyśleniach o grze.
Już wtedy jego wiedza o futbolu była imponująca.
– To nie jest żaden głupi Scouser z Bootle – napisał Steven Gerrard w swojej autobiografii.
– Zapytaj Carrę o dowolnego piłkarza – byłego czy obecnego – a od razu wyrecytuje jego statystyki, historię klubu, mocne i słabe strony, miejsce urodzenia, a pewnie nawet znak zodiaku i ulubione miejsce na wakacje.
Kullminacyjnym momentem jego kariery był mecz przeciwko AC Milan w finale Ligi Mistrzów w 2005 roku. Wówczas jego encyklopedyczna wiedza o futbolu bardzo się przydała. W serii rzutów karnych Carragher doradził bramkarzowi Jerzemu Dudkowi, by ten machał rękami i nogami – na wzór Bruce’a Grobbelaara z finału sprzed dwóch dekad. Dudek zastosował się do rady, Milanowi puściły nerwy, a Liverpool odrobił stratę 0:3 i sięgnął po jeden z najbardziej nieprawdopodobnych triumfów w historii rozgrywek.
– Zauważyłem różnicę przed i po tym meczu – powiedział mi Carragher.
– Stałem się jednym z tych zawodników, z którymi każdy chciał rozmawiać.
Przez kolejnych osiem sezonów pozostawał filarem i wicekapitanem Liverpoolu – postacią niezawodną w czasach, które często były dla klubu trudne. Karierę zakończył w 2013 roku. Miał nadzieję, że znajdzie miejsce w sztabie trenerskim, ale nic z tego nie wyszło. Latem poprzedzającym jego odejście z boiska zadebiutował jako ekspert telewizyjny podczas Euro 2012 w ITV. Spodobało mu się, a producenci go zapamiętali. "Zaczęli się mnie pytać: 'Chciałbyś zostać ekspertem?'. I w głębi duszy myślałem: 'Tak, bardzo bym chciał'".
Od momentu powstania Premier League w 1992 roku, Monday Night Football (MNF) było jednym z filarów relacji Sky. Nowoczesna era MNF rozpoczęła się w 2011 roku, kiedy to do programu dołączył niedawno emerytowany kapitan Manchesteru United, Gary Neville. "Ludzie mówią, że zmienił komentatorstwo – i rzeczywiście tak było" – powiedział mi Carragher, gdy siedzieliśmy w katakumbach kompleksu Sky Sports, w krótkiej przerwie między spotkaniem produkcyjnym a próbą. "Był absolutnie niesamowity."
Neville ujawnił kulisy analizy wideo, jakiej używa się na najwyższym poziomie gry.
– Przyglądał się, jak Stoke broniło stałych fragmentów gry, stosując krycie strefowe – mówi Gary Hughes, dyrektor piłki nożnej w Sky Sports.
– Nikt wcześniej nie mówił o tym, jak drużyna pressuje.
Może to być pewna przesada, ale co do ogólnego obrazu – to prawda. W ciągu 18 miesięcy Neville przemienił program z reliktu starej ery w symbol nowej: młodszej, bardziej zadziornej i przyjaznej mediom społecznościowym. Jego piskliwe "ooohOOOOOhhhhhhh" – szybko ochrzczone mianem "goalgazmu" – w reakcji na późną bramkę Chelsea przeciwko Barcelonie, stało się jednym z pierwszych wiralowych hitów. W 2013 roku, kiedy Neville zdobywał uznanie jako ekspert Sky, Carragher zaczął wzbudzać zainteresowanie konkurencyjnych stacji telewizyjnych. Neville powiedział mi: "Dostałem telefon od naszego producenta, Scotta Melvina, który powiedział, że Jamie Carragher rozmawia z innym kanałem". I rzeczywiście tak było – chodziło o największego konkurenta Sky od dekady, BT Sport, który wydał miliony na prawa do 18 najważniejszych meczów nadchodzącego sezonu. BT chciało swojego głównego analityka, który mógłby rzucić wyzwanie dominacji Sky w relacjach z Premier League. Carragher powiedział Sky, że tylko jedna rzecz mogłaby go skłonić do odrzucenia oferty BT: miejsce u boku Neville’a w Monday Night Football.
– Mogłem w tamtym momencie zakończyć karierę Carraghera jako eksperta, gdybym powiedział nie – powiedział mi Neville tonem, który wcale nie brzmiał żartobliwie.
– Ale tak naprawdę powiedziałem: "Nie, myślę, że to odpowiedni moment na zmianę".
Carragher ogłosił podpisanie umowy ze Sky tuż przed swoją sportową emeryturą, a miniaturowy SkyPad natychmiast został wysłany do jego domu, aby mógł nauczyć się obsługi słynnego "stołu taktycznego", charakterystycznego dla programu.
I tak rozpoczął się jeden z najbardziej porywających duetów w historii brytyjskiego nadawania: dwóch mężczyzn, którzy na boisku uosabiali swoje rywalizujące kluby i miasta niemal na duchowym poziomie, teraz pracujących ramię w ramię. Carragher dołączył do programu, który był już w pełni domeną Neville’a: musiał zmierzyć się z tym, że jest jedynie "gębą" programu, podczas gdy Neville był "mózgiem", lepszym analitykiem. Musiał też nauczyć się mechaniki transmisji na żywo. W swoim pierwszym odcinku ekran dotykowy zamarzł na "wydawałoby się 10 sekund, choć pewnie były to dwie" – wspominał. "Zamarłem, a ktoś w słuchawce powiedział, żebym spróbował jeszcze raz. Powiedziałem 'och, okej' – ale powiedziałem to na głos, na antenie, do nikogo". Przez tygodnie po tym wydarzeniu ekipa witała Jamiego słowami "och, okej" przy każdej możliwej okazji.
W tych pierwszych odcinkach Carragher i Neville wyglądali nieco sztywno i niezręcznie w za dużych garniturach, ale iskra zapaliła się, gdy zaczęli się sprzeczać. W miarę jak czuli się coraz swobodniej przed kamerą, przekształcili spieranie się o piłkę nożną w sztukę. Typowa kłótnia zawierała (czasem wszystkie te elementy naraz): Neville’a z ironicznym uśmiechem i uniesionymi brwiami, gdy Carragher rozwlekał wypowiedź; Carraghera używającego z rozmysłem frazy "Gary Neville" w trzeciej osobie (zwracając się do kamery: "Co ten Gary Neville opowiada?"); Neville’a rzucającego protekcjonalne, kąśliwe "James", by przywołać Carraghera do porządku; coraz żarliwsze riposty Carraghera, gdy jego telewizyjny głos zanika, tempo wypowiedzi rośnie, argumenty padają z pełnym scouserskim zacięciem, a całe ciało przy każdej ripoście wychyla się do przodu i do tyłu tak, jakby zaraz miał uderzyć Neville’a. A potem jest śmiech Carraghera – sprytnie wykorzystywany, by rozładować napięcie lub pogłębić drwinę.
Ten duet stał się symboliczny w odróżnieniu od większości ekspertów: Neville reprezentował angielski piłkarski establishment – Manchester United, FA, sędziów, menedżerów, zasady – Carragher był bardziej jak figlarny duch futbolu - kibic do szpiku kości, który przypadkiem był też zawodnikiem. Ich starcia – np. o VAR czy zmiany w przepisie o spalonym – wydawały się autentyczne i egzystencjalne, co sprawiało, że momenty zgody – jak ich wspólne potępienie projektu Superligi, trwające przez cały odcinek MNF – miały szczególną wagę.
W szczytowym okresie Twittera, w okolicach 2015 roku, Carragher i Neville stali się w pełni ukształtowanymi postaciami cross-platformowymi, dogryzając sobie zarówno na ekranie, jak i w sieci. Sky Sports z ochotą wykorzystywało te klipy do dystrybucji cyfrowej, tworząc nowe scenariusze, by wycisnąć jak najwięcej zyskownego materiału z dwóch głównych twarzy. Powstały kompilacje ich najbardziej zaciętych rywalizacji: od krykieta halowego, przez zorbing w stylu wieczoru kawalerskiego, po sprinty, dart, quizy i pakowanie prezentów. Jako całość, bardziej przypominają one komedię niż analizę piłkarską.
Te momenty były zwiastunem dziwacznych nowych form w telewizyjnych relacjach sportowych. Weźmy The Overlap on Tour, łobuzerską serię podróżniczą Sky, w której Carragher, Neville i Roy Keane przemierzają kontynent, całując Kamień Blarney czy zjeżdżając na linie przez góry Abruzji. To daleka droga od grupy byłych piłkarzy oglądających mecz i dzielących się opiniami. Jeszcze dziwniejszy jest podcast Neville’a Stick to Football: miejsce przypomina coś pomiędzy bufetem hotelowym a snem z Miasteczka Twin Peaks, gdzie każda legenda Premier League przesiaduje bez powodu i prowadzi pogawędki nad croissantami i butelkami Huel. Ten wszechświat piłkarsko-pobocznej treści, gdzie byli zawodnicy rozmawiają z luzem jak ojcowie przy grillu, wydaje się zaprojektowany po to, by przypomnieć widzom, że ich idole nie są bogami – tylko w większości przeciętnymi facetami w średnim wieku, którzy oglądają tę samą piłkę co ty.
Sky oferowało wersje tego typu rozrywki już od lat – choćby w programie Soccer AM – i nie wymyśliło futbolowej komedii. Jednak Carragher i Neville wyznaczyli linię graniczną między ekspertami starej daty a nową falą, stając się postaciami, które żyły nie tylko na twoim ekranie, ale i w twoich aktualnościach, w twoich słuchawkach i w twojej głowie długo po zakończeniu programu – postaciami, które istniały w wyobraźni każdego fana, nie tylko kibiców ich klubów.
– Kiedy byłem zawodnikiem, to, co mówiłem, raczej nie miało wpływu na kibiców Arsenalu, Tottenhamu czy Aston Villi – powiedział mi Carragher.
– Ale teraz, gdy wypowiadam się o każdej drużynie, wszyscy mają poczucie, że mają nade mną władzę.
Więcej platform i większa ekspozycja sprawiły, że fani, zawodnicy i komentatorzy mogli toczyć swoje spory w czasie rzeczywistym – wszyscy w końcu byli częścią tego niekończącego się strumienia dyskusji.
Jako ekspert, Carragher wyrobił sobie opinię kogoś, kto potrafi odpowiedzieć każdemu – i jest to skłonność, która w marcu 2018 roku niemal kosztowała go posadę. Po porażce Liverpoolu jechał słynną trasą East Lancs – drogą A łączącą Liverpool z Manchesterem – gdy inny kierowca rozpoznał go i zaczął prowokować, nagrywając go przez otwarte okno i skandując: "2-1! Pech, chłopie! 2-1!". Nagle, jak pokazuje kompromitujące nagranie z incydentu, Carragher wypluł łyk wody w kierunku auta, trafiając nastoletnią córkę prowokatora. Sky natychmiast zawiesiło go w obowiązkach, a po pełnych przeprosinach i brutalnym wywiadzie w Sky News, ostatecznie pozwolono mu wrócić. Do zespołu Sky Sports dołączył ponownie w kolejnym sezonie.
W tym czasie Neville zaczął się wycofywać z Monday Night Football.
– Robiłem to przez sześć lat – ile razy można mówić o prawych i lewych obrońcach albo skrzydłowych – powiedział mi.
Ograniczył swoje występy, sugerując, by w jego miejsce pojawiali się różni goście – co zapowiadało formę, jaką program przyjął dziś. Pod koniec poprzedniego sezonu Neville stwierdził:
– Doszedłem do punktu, w którym pomyślałem: "To już nie dla mnie. Zrobiłem to. Powiedziałem wszystko, co mogłem".
I tak cicho zakończyła się era Jamiego i Gary’ego – duetu, który współtworzył nowoczesne standardy w relacjonowaniu futbolu. ("Wciąż pojawiam się w pierwszym odcinku sezonu, bo chcą poznać nasze przewidywania, by potem zobaczyć, jak bardzo się myliliśmy" – powiedział Neville z uśmiechem).
Dziś stery samodzielnie trzyma Carragher, zdeterminowany, by jego Monday Night Football pozostało na absolutnej krawędzi futbolowej debaty.
– Nie możesz stać w miejscu – powiedział mi.
– Nie chcę być kimś, kto ciągle mówi: "Za moich czasów...". Co robią menedżerowie teraz? Jakie są nowoczesne trendy? Jakie są nowe techniki treningowe? Jakie dane analizujemy? Właśnie to chcę pokazywać.
Jeśli Jamie Carragher w Monday Night Football to piłkarski nerd, to Carragher pojawiający się w amerykańskiej telewizji to zupełnie inna postać – swobodniejsza, bardziej wyluzowana, co odpowiada formatowi, w którym chodzi mniej o przekazywanie wiedzy, a bardziej o zbudowanie więzi między widzem a prowadzącymi.
Początki programu Champions League w CBS sięgają lata 2020 roku, gdy Pete Radovich, nagradzany producent Inside the NFL, przybył z Nowego Jorku do Londynu w samym środku pierwszego lockdownu. Miał zaledwie sześć tygodni, by znaleźć studio, zespół i ekspertów do nowego programu Ligi Mistrzów w Paramount+.
– Zadzwoniłem do kilku znajomych w Londynie i zapytałem: "Gdybyś był mną, od kogo byś zaczął?". Każdy rozmówca odpowiedział mi: "Gary Neville". Każdy.
Jednak negocjacje z Neville’em szybko utknęły w martwym punkcie.
– Rozjechaliśmy się w kwestii pieniędzy. I w kwestii obowiązków – mówi Radovich.
Gdy rozważano inne opcje, Radovich zaczął przyglądać się współprowadzącemu MNF, czyli Carragherowi.
– Pomyślałem: "To nasz Phil Simms".
Simms, jak wyjaśnił Radovich, był człowiekiem-orkiestrą w Inside the NFL – potrafił rozłożyć grę na czynniki pierwsze, ale też rzucić dobrym żartem. Tę samą mieszankę dostrzegł u kłótliwego, analitycznego Carraghera, choć miał jedną wątpliwość – jego akcent.
– Jedno z pierwszych pytań, jakie mu zadałem, brzmiało: "Hej, czy jesteś w stanie nieco stonować ten scouserski akcent? Da się to w ogóle zrobić?". A on odpowiedział: "Oczywiście" – wspomina Radovich (Carragher przyznaje, że posiada "telewizyjny głos", choć mówi to z charakterystyczną scouserską nutą: "Rodzina twierdzi, że tak. To naturalne, jak jesteś w telewizji").
Radovich lubi opowiadać historię testu, który zapewnił Carragherowi miejsce w ekipie CBS. Trzech dyrektorów sieci zabrało nagrania z jego głosem do domu i puściło swoim żonom. Jeśli uznałyby go za zrozumiałego – miał dostać posadę.
– Wygrał stosunkiem głosów dwa do jednego i to przeważyło, nie żartuję – mówi Radovich.
Carragher dołączył do zespołu w Stockley Park – rzut kamieniem od centrum VAR Premier League. W studio byli też: prowadząca gali Złotej Piłki Kate Scott, Micah Richards oraz korespondent w terenie Peter Schmeichel. Radovich mówi, że pierwsze spotkanie produkcyjne od razu pokazało kierunek programu:
– Wchodzę, a Jamie już dogaduje Peterowi, Peter dogaduje Jamiemu. Mija 45 minut, aż Kate mówi: "Może zaczniemy planować program?". I wtedy mnie olśniło: to powinien być program.
– To naprawdę jak rodzina – podsumowuje Thierry Henry, który dołączył później.
– Ja jestem tym poważnym, Micah się śmieje, Jamie jest uszczypliwy, a Kate to starsza siostra, która trzyma nas w ryzach.
Jeśli widzieliście ich w brytyjskiej telewizji, to najpewniej w formie klipów na YouTube lub TikToku – co jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem dla UCL Today, który odnosi sukcesy w mediach społecznościowych, ale ma też opinię programu "lekkiego" pod względem analizy.
– Całe życie oglądałem sport w amerykańskiej telewizji – mówi Radovich.
– To było jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Pojawiały się teksty w stylu: "Ten zawodnik jest jak LeBron James", "Tak działa spalony" itp. My postawiliśmy na poziom europejski tak, żeby nikt z oglądających nas w Europie nie poczuł się urażony.
Analizy w programie są naprawdę świetne – przynajmniej dla amerykańskich widzów, którzy mogą je obejrzeć. Dla reszty świata są niedostępne ze względu na prawa transmisyjne. CBS radzi sobie, pokazując wszystko to, co czyni UCL Today formatem przełomowym, pomijając przy tym jego "sportową substancję".
Na czele tego projektu stoi Carragher.
– Potrafi mówić o piłce na wysokim poziomie, ale tak, że ja – osoba, która nigdy nie grała – to rozumiem – mówi Kate Scott.
Radovich dodaje:
– Można na palcach jednej ręki policzyć ekspertów, którzy rozumieją zarówno analizę, jak i rozrywkę. Jamie to potrafi. Gdy pięć lat temu pytałem: "Z kim powinienem zacząć rozmowy?" – odpowiedź brzmiała: Gary Neville. Dziś, być może, odpowiedź byłaby inna.
Saliba nie może grać bez Gabriela. Marc Cucurella to zupełnie inny piłkarz w tym sezonie. Myles Lewis-Skelly jest niesamowity. Awans Nottingham Forest do europejskich pucharów nie byłby przypadkiem. Energią Szoboszlai’a Liverpool stoi. Liam Delap nie powinien iść do Manchesteru United, Matheus Cunha – jak najbardziej. To, na moment publikacji, ostatnie siedem opinii Carraghera, wypowiedzianych w finale ostatniego sezonu Monday Night Football. Zostały one pocięte na trzy klipy na YouTube, zbliżające się już do miliona odsłon, są także cytowane w 34 artykułach, od Daily Mail po Shields Gazette. Zanim to przeczytasz, będzie ich więcej – kolejne cytaty, kolejne opinie, kolejne opinie o jego opiniach.
Ten nieustanny szum debaty nie jest jednak aż tak ogłuszający na Marsh Lane. Gdy Carragher skończył swoją warzywną zupę w pubie Brunswick, zaprosił mnie na krótki spacer po swoim świecie: zobaczyliśmy The Salisbury, stary pub Philly’ego, Dong Sing’s, czyli "bar szybkiej obsługi" – co w Liverpoolu często oznacza lokal z chińskimi daniami na wynos - kościół rodzinny, St James’s, znany jako "katedra Bootle" i 6-metrowy mural przedstawiający dwóch Carragherów: młodego, niebieskiego, z Bootle i starszego, czerwonego, z Liverpoolu. Po drodze zatrzymywały go starsze panie. Zdawał się znać je wszystkie – chodził z ich synami do szkoły albo grał z nimi w piłkę.
Zanim odszedłem, Carragher polecił mi obejrzeć swój pierwszy wywiad w życiu – migawkę z szatni po zwycięstwie nad West Hamem w finale FA Youth Cup w 1996 roku. Miał wtedy 16 lat i był otoczony przez rozbawionych kolegów, świętujących pierwszy sukces. Carragher był zaskakująco spokojny. Fryzurę miał identyczną jak dziś. Jego usta kierowały ruchem całej twarzy, dokładnie tak jak teraz. Akcent był wyraźniejszy, ostrzejszy, jeszcze nie wygładzony przez występy w mediach. YouTube automatycznie rozpoznaje jego język jako... polski. Mimo hałasu w tle, wypowiadał się zwięźle i bez zbędnych emocji: "Zagraliśmy dobrze, trochę słaby pooooczątek" – głos mu się załamuje, po czym odpowiada na szybkie pytania. "Jaki był wynik? 2:1? 3:1? Powinienem był strzelić więcej…". Niektórzy mogliby mówić o jego przemianie – od krzykliwej, purpurowej twarzy pełnej emocji do analitycznego, opanowanego eksperta telewizyjnego. Byłoby to jednak nieporozumienie.
– Taki jestem – powiedział mi Carragher o tamtym wywiadzie.
– Taki jestem jako kibic, taki byłem jako piłkarz, taki jestem jako człowiek.
Ostatni raz przeszedłem samotnie przez Bootle w kierunku dworca i centrum miasta, kiedy zadzwonił mój telefon. To był Philly – dzwonił, by zapytać, jak nam minął dzień.
Kieran Morris
Komentarze (4)