Dlaczego Liverpool zatrudnił van Bronckhorsta
Unosi się nad nierównym, trawiastym boiskiem jak spokojna sylwetka na wietrze.
Tło nie pozostawia wątpliwości – to lata 80. Fryzura typu mullet kołysze się jak niesforna grzywa grzywa, białe szorty Adidasa sięgają aż po pępek, a wszyscy na zdjęciu mają na sobie klasyczne korki.
W stopach Giovanniego van Bronckhorsta od zawsze tkwiła magia, ale to jakość jego piłkarskiego umysłu przekonała Liverpool, by dołączył go do sztabu szkoleniowego Arne Slota. Klub zamierza zbudować na fundamencie tytułu mistrza Anglii z zeszłego sezonu.
To zaskakujące posunięcie z wielu powodów – choćby dlatego, że 50-latek wydawał się zdeterminowany, by kontynuować samodzielną karierę trenerską, po wcześniejszych przygodach z Feyenoordem, Rangersami i Beşiktaşem. Może jeszcze do tego wróci, ale na razie Liverpool może być spokojny: zatrudnił trenera, który poświęcił życie studiowaniu futbolu.
Odkąd jego mama zaprowadziła go do lokalnego klubu młodzieżowego Linker Maas Oever Rotterdam, oddalonego zaledwie kilkaset metrów od domu, było jasne, że futbol to jego żywioł.
Choć klub mieścił się w skromniejszej części miasta, radość na jego twarzy jako ośmiolatka pojawiała się potem jeszcze wielokrotnie. Chude nogi rosły, aż któregoś dnia posłały czterdziestometrową bombę w okienko w półfinale mistrzostw świata. Biało-niebieski strój zamienił na pomarańczową koszulkę reprezentacji Holandii, w której rozegrał 106 meczów – piąty wynik w historii.
LMO jest dumny z byłego wychowanka. Van Bronckhorst pozostał obecny w klubie także po zakończeniu kariery, którą tworzyły etapy w Feyenoordzie, Rangersach, Arsenalu i Barcelonie, gdzie sięgnął po Ligę Mistrzów.
Gdy dziennikarze The Athletic odwiedzili klub w 2023 roku, nad zlewem w kantynie wisiały dwa ogromne zdjęcia: jedno z czasów gry w LMO i drugie z meczu z Urugwajem, gdy jego gol dał Holandii awans do finału mundialu w 2010 roku.

Ten kontrast ma inspirować dzieciaki, których szafki stoją tuż obok. Van Bronckhorst to przykład dla kolejnych pokoleń, choć w LMO spędził tylko jeden sezon, zanim zgarnął go Feyenoord.
Życie van Bronckhorsta po zakończeniu kariery piłkarskiej to rozdział pełen ciekawych wątków, który wciąż nie został zamknięty. W 2017 roku sięgnął z Feyenoordem po mistrzostwo, a w 2022 doprowadził Rangersów do finału Ligi Europy. Pięciomiesięczna przygoda z Beşiktaşem w 2024 roku była znacznie mniej udana – Holender padł ofiarą chaosu, w którym przez trzy lata klub prowadziło dziesięciu różnych ludzi.
Od tego czasu odrzucał inne oferty pracy jako pierwszy trener, starannie rozważając kolejny krok. Kiedy Liverpool zadzwonił po odejściu Johna Heitingi do Ajaksu, wszystko zaczęło pasować.
Dyrektor sportowy Richard Hughes chciał wzmocnić sztab szkoleniowy i uznał, że van Bronckhorst – mający doświadczenie jako trener numer jeden – będzie dobrym wyborem.
Rozmowy ze Slotem przebiegły świetnie – panowie szybko złapali wspólny język, zarówno jeśli chodzi o styl gry, jak i ambicje. Choć wcześniej sporadycznie się spotykali, nie łączy ich żadna relacja – van Bronckhorst został zatrudniony za swoje kompetencje trenerskie.
Powrót do Premier League od dawna znajdował się na jego liście marzeń. Teraz jest zdeterminowany, by dołożyć kolejne trofea i pomóc Liverpoolowi kontynuować sukcesy.
Tożsamość van Bronckhorsta w dużej mierze kształtuje jego moluckie pochodzenie – trzecie pokolenie. Moluki to archipelag na wschodzie Indonezji, zamieszkany przez ponad dwa miliony ludzi. W Holandii żyje ok. 70 tysięcy Moluków. Historia relacji tych krajów sięga czasów, gdy Holendrzy próbowali zmonopolizować handel przyprawami, przez co Moluki nazywano „Wyspami Korzennymi”. Gdy przemysł upadł, Molukowie stali się znani z innej wartości – zdolności do walki.
Van Bronckhorst zadebiutował w Feyenoordzie w 1994 roku po rocznym wypożyczeniu do RKC Waalwijk. Za jednego z największych mentorów uważa trenera młodzieży Maupa Martensa, który wpoił mu podstawy stylu gry, jakie ukształtowały jego karierę.
Nie były to złote czasy dla Feyenoordu. Po czterech sezonach przeniósł się do Rangersów w 1998 roku. Trenował go Dick Advocaat, ale jego asystent Bert van Lingen znał go już od czternastego roku życia – opiekował się wtedy młodzieżową kadrą Holandii.
– To jeden z moich wzorców dla młodych piłkarzy – mówił Van Lingen w 2022 roku. – Utalentowany, chętny do współpracy, sympatyczny i żądny wiedzy. Zawsze mówiliśmy: „Z Gio nie ma problemów”. Szybko stał się ważną postacią. Był doświadczony i miał silne zaplecze rodzinne, co tworzyło zdrowe środowisko. Clarence Seedorf był podobny. Żadnych toksycznych agentów – ojcowie im pomagali.

Choć Advocaat słynął z dyscypliny, van Bronckhorst wyniósł z jego metod cenne lekcje.
– Nawet wtedy wpływał na innych, bo potrafił przewidzieć, co się wydarzy – wspomina Van Lingen. – Zespół stawał się inteligentniejszy, bo niektóre mecze były brutalne – trzeba było faulować, walczyć. Młodzi jak Gio rozumieli, że by zdobyć gola, trzeba utrzymać piłkę. Zawsze zastanawiał się, co robi trener. Nie działa impulsywnie, jest zrównoważony – a stabilność to też talent. To zasługa wychowania.
W trakcie kariery pracował z wieloma wybitnymi trenerami – m.in. z Arsenem Wengerem w Arsenalu i Frankiem Rijkaardem w Barcelonie. Sam mówił, że ten drugi był do niego najbardziej podobny pod względem nastroju przed wielkimi meczami. Na trzy ostatnie lata kariery wrócił do Feyenoordu i został asystentem Ronalda Koemana. Gdy jego następca Fred Rutten nie potrafił poprowadzić zespołu do tytułu, van Bronckhorst przejął stery. Pomogła mu wtedy znajoma twarz.
Jan Wouters dołączył do Rangersów jako asystent w 2001 roku – już po odejściu van Bronckhorsta do Arsenalu – ale współpracowali na Euro 2004, gdy Wouters był asystentem Advocaata w kadrze.
Van Bronckhorst ściągnął Woutersa do Rotterdamu. Advocaat raz w tygodniu wpadał, by przedyskutować plany, ale i tak na początku pracy Gio znalazł się pod presją – siedem meczów bez zwycięstwa, gwizdy kibiców.
– Wyniki były słabe, ale marnowaliśmy okazje, więc nie traciliśmy kontaktu z rzeczywistością. Przy drugim meczu z tymi samymi rywalami zwykle ich ogrywaliśmy – wspomina Wouters. – Nie miał najlepszych graczy w lidze. Dwaj środkowi obrońcy potrafili wyprowadzać piłkę, ale w obronie byli przeciętni. Gio dopasowywał styl do możliwości piłkarzy.
– Nie ogranicza się do klasycznego holenderskiego 4-3-3. Zna 3-5-2 i 5-3-2. W Holandii wszyscy mówią: pressing, bieganie do przodu. A Gio wie, że nie można grać jak szaleńcy. Jeśli nie potrafisz budować akcji od tyłu, to po co próbować? Można grać prościej.
Ta elastyczność pomogła mu sięgnąć po Puchar Holandii w 2016 roku, a latem pozyskał Brada Jonesa, Stevena Berghuisa i Nicolai Jørgensena – co zapoczątkowało sezon, który przyniósł klubowi pierwsze mistrzostwo od 17 lat.
Postawił też na wychowanków, ale finał sezonu wymagał odwagi. Na cztery kolejki przed końcem – walcząc z Ajaksem punkt w punkt – odstawił Dirka Kuyta, by przywrócić go dopiero na ostatni mecz. Kuyt strzelił hat-tricka i przypieczętował tytuł.

– Tu nie chodziło o Gio ani o Dirka – mówi Wouters. – Chodziło o dobro Feyenoordu. Jeśli próbujesz być kimś, kim nie jesteś, to nie zadziała. Gio jest autentyczny. Spokojny, ale jeśli coś idzie nie tak – potrafi rządzić. Podniesienie głosu to nie to samo co utrata panowania.
Według Woutersa jedną z najmocniejszych cech van Bronckhorsta jest jego zaangażowanie w treningi i analizę. Oglądał każde spotkanie i każdy trening – także piątkowe wewnętrzne gry – by pokazać zawodnikom, co działało, a co nie, jeszcze przed meczem.
Kolejny etap to praca w Guangzhou R&F – ale dopiero po półrocznej przerwie, podczas której zgłębiał metodykę pracy w City Football Group (właściciel m.in. Manchesteru City).
Miał dobre relacje z dyrektorem sportowym City Txikim Begiristainem, który sprowadził go do Barcelony w 2004 roku. Blisko przyjaźnił się też z Claudio Reyną, ówczesnym dyrektorem sportowym New York City, który zasugerował mu sabbatical, by poznał strukturę CFG od środka.
Pracował z Ceri Bowleyem, szefem ds. rozwoju trenerów w CFG.
– Przyszedł, żeby się uczyć. Pytał: „Co już wiem i co mogę dodać?” – mówi Bowley, dziś dyrektor sportowy North Carolina Courage z NWSL. – Dla nas było jasne: jeśli pojawi się wakat, może zostać trenerem w którymś z klubów.
Zwykle Bowley pracował z trenerami przez tydzień–dwa. Van Bronckhorst został na sześć miesięcy – analizował metodologię pracy, oglądał treningi Guardioli, rozmawiał z nim po meczach Ligi Mistrzów na Etihad.

– W futbolu mówi się o metodologii, ale większość ludzi myli ją z filozofią. Metodologia to proces prowadzący do celu, niezależnie od tego, jaki on jest – tłumaczy Bowley. – Chodzi o to, jak uczysz i jak do tego dochodzisz.
– Jednym z najważniejszych tematów było zróżnicowanie poznawcze w sztabie. Niektórzy trenerzy ciągną wszędzie te same osoby, a Ferguson był mistrzem zmian. Trzeba mieć ludzi, którzy myślą inaczej, ale rozumieją twoje spojrzenie. Gio jest niesamowicie inteligentny.
– Kiedy siadasz z nim do analizy, od razu wszystko widzi. Mówi się: „Były piłkarz, powinien to rozumieć”, ale znam wielu byłych graczy, którzy nie mają pojęcia. Jego pokora i brak ego sprawiają, że jest tak dobry. Chce się uczyć każdego dnia od każdego.
Bowley dołączył do niego w Rangersach. Van Bronckhorst prowadził zespół przez dwa lata i otarł się o pierwszy od 1972 roku europejski triumf – przegrał w finale Ligi Europy z Eintrachtem Frankfurt po rzutach karnych.

Skupiał się na analizach wideo, jak wcześniej w Feyenoordzie. Dbał o detale i dyscyplinę. Z czasem zwiększał nacisk na analizę – nie tylko rywali, ale także własnej drużyny.
Brak wyników w lidze i fatalna faza grupowa Ligi Mistrzów – sześć porażek z Liverpoolem, Napoli i Ajaksem, bilans bramkowy -20 – doprowadziły do jego zwolnienia.
Rangersi od tamtej pory nie zrobili kroku naprzód. Krótka przygoda z Beşiktaşem także nie przyniosła odpowiedzi na pytania, które wciąż wiszą nad jego nazwiskiem.
Być może to Liverpool stanie się odpowiedzią. Heitinga pokazuje, że bycie częścią sztabu Premier League może otworzyć drzwi do samodzielnego prowadzenia wielkiego europejskiego klubu.
Na razie jednak jego zadaniem jest wspierać Slota i jego asystenta Sipkego Hulshoffa. To rola stworzona dla trenera z takim doświadczeniem i wiedzą, jaką latami budował van Bronckhorst.
Nie traktuje tej pracy jako kroku wstecz. Liverpool jest podekscytowany – bo zamierza znów ruszyć po wszystko.
Komentarze (0)