Slot: Diogo na zawsze pozostanie w naszych sercach
„Na zawsze będziemy go nosić w sercach” – zapewnił Arne Slot, wspominając tragiczną śmierć Diogo Joty i jego brata André Silvy.
Od ubiegłego czwartku, kiedy w wypadku drogowym w Hiszpanii zginęli Diogo i André, cała społeczność Liverpoolu pogrążona jest w głębokiej żałobie.
Stadion Anfield stał się miejscem pełnym wzruszeń i pamięci – setki hołdów składanych przez kibiców, kolegów z drużyny oraz osoby postronne tworzą przejmujący obraz wspólnoty w bólu.
Dziś po południu zawodnicy „The Reds” rozegrają towarzyski mecz z Preston North End na stadionie Deepdale – będzie to pierwszy występ zespołu od czasu tragedii, która wstrząsnęła całym klubem.
Przed spotkaniem główny trener, Arne Slot, podzielił się swoimi osobistymi wspomnieniami związanymi z Diogo, wyraził uznanie dla reakcji kibiców oraz opowiedział, w jaki sposób sztab i zawodnicy próbują uporać się z ogromem emocji.
Arne, to trudny czas dla całej społeczności Liverpool FC. Jak można opisać wpływ tej tragedii na zespół oraz reakcję zawodników i pracowników klubu?
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że to miało ogromny wpływ na nas wszystkich, choć oczywiście nieporównywalny z bólem, jaki przeżywają jego rodzice, żona Rute, dzieci i reszta rodziny. Pierwsze, co wszyscy czujemy, to głęboki smutek. Drugą emocją, która mi towarzyszy, jest duma. Myślę, że jego rodzice i Rute mogą być ogromnie dumni – nie tylko z tego, jakim był piłkarzem, ale przede wszystkim jakim był człowiekiem. Rozmawiałem z wieloma jego kolegami z drużyny, z członkami sztabu – wszyscy mówią o nim z najwyższym uznaniem. Zawsze był sobą, autentyczny. Gdyby tylko jego rodzina mogła usłyszeć, jak go wspominamy, byłaby naprawdę dumna.
Po drugie – nasi kibice także mogą być dumni z zawodników tego klubu. Oczywiście zdobycie mistrzostwa to ogromne osiągnięcie, ale to, jak zespół zachował się w ostatnich dniach, jak zjednoczeni byliśmy podczas pobytu w Portugalii – tego nie da się opisać. Fani nie mogli oczekiwać niczego więcej od tych zawodników jako ludzi. Dominują dwie emocje – smutek i duma – i choć ten pierwszy jest o wiele silniejszy, obie są bardzo wyraźne.
Odwiedził Pan w tym tygodniu Anfield razem z żoną, by oddać hołd Diogo i jego bratu. Czy jest Pan w stanie opisać, co wtedy czuł?
Nie. W takiej chwili trudno ubrać uczucia w słowa. Uznaliśmy jednak, że to nasz obowiązek – zarówno mój, jak i mojej żony – aby złożyć hołd Diogo, jego bratu i całej rodzinie. I znów muszę powiedzieć o dumie – patrząc na to, jak nasi kibice okazali wsparcie, jak silne są ich więzi z klubem. Po zdobyciu mistrzostwa z Tottenhamem i podczas parady widzieliśmy ich radość. Teraz, w obliczu tragedii, pokazali, że potrafią być również niesamowici w chwilach bólu.
Nasi zawodnicy nie mogli mieć lepszych kibiców, a my – jako drużyna – nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego wsparcia. I nie chodzi tylko o fanów Liverpoolu – tym razem całe miasto pokazało jedność. Również kibice Evertonu dołączyli do wyrazów współczucia. Otrzymaliśmy wsparcie z całego kraju i świata. Dla mnie i mojej żony reprezentowanie tego klubu w tym mieście znaczy teraz jeszcze więcej.
W obliczu tych wydarzeń trudno mówić o piłce nożnej, a jednak w niedzielę czeka Was mecz z Preston. Czy powrót na boisko ma teraz jakieś znaczenie?
W obecnych okolicznościach nic nie wydaje się naprawdę ważne, lecz jesteśmy klubem piłkarskim – musimy trenować, musimy grać, niezależnie od tego, czy czujemy się na siłach. Powiedziałem zawodnikom i powtórzę to tutaj – trudno znaleźć odpowiednie słowa. Wciąż zadajemy sobie pytania: co wypada, a co nie? Czy możemy trenować, śmiać się, złościć na decyzje boiskowe?
Zaproponowałem im, byśmy postępowali tak, jak robił to Jota – zawsze był sobą. Niezależnie od tego, z kim rozmawiał – ze mną, z kolegami, ze sztabem – był autentyczny. I my też powinniśmy tacy być. Jeśli chcemy się śmiać – śmiejmy się. Jeśli chcemy płakać – płaczmy. Jeśli ktoś chce trenować – niech trenuje. Jeśli nie – nie musi. Bądźmy sobą i nie tłummy tego, co czujemy.
Jota był też zawodnikiem, na którego patrzyłem w najtrudniejszych momentach, mówiąc: „Potrzebujemy teraz czegoś wyjątkowego” – i on to zawsze dostarczał. Można wymieniać takie chwile – zarówno za mojej kadencji, jak i wcześniej. Teraz znów jesteśmy w bardzo trudnym czasie. Spróbujmy więc zrobić to, co on robił tak często – dajmy z siebie jeszcze więcej, mimo wszystko.
I jeszcze jedno – Jota zawsze myślał o drużynie. Nie tylko o kolegach z boiska, ale i o sztabie. Chcąc przejść przez ten okres, musimy być razem. Pamiętam, jak po zdobyciu mistrzostwa z Tottenhamem wybrał sobie zdjęcie do domu – nie swoje, lecz całej drużyny i sztabu, na tle kibiców. To mówi wszystko o tym, jakim był człowiekiem i zawodnikiem.
Zdecydowaliście się na wycofanie numeru jego koszulki jako trwały gest pamięci. To była dla wszystkich ważna decyzja, prawda?
Tak, zdecydowanie. Zawsze będziemy go nosić w sercach i myślach, gdziekolwiek będziemy. Być może szczególnie w trudnych chwilach, bo – jak mówiłem – właśnie wtedy potrafił dawać z siebie najwięcej. Wycofanie jego numeru było tym jednym, symbolicznym gestem, który mogliśmy i powinniśmy byli uczynić. I zrobiliśmy to.
Jakie będzie Pana najważniejsze wspomnienie związane z Diogo Jotą?
Pracowałem z nim tylko przez jeden sezon, ale w tym czasie odegrał ogromną rolę – dla mnie, dla drużyny, dla kibiców. W trudnych momentach był niezastąpiony. Pamiętam jego bramkę z Evertonem, gola z Fulham, gdy graliśmy w dziesiątkę, czy ostatni mecz z Crystal Palace, gdy przegrywaliśmy 0:1 – to on rozpoczął akcję, która dała nam remis. Takiego zawodnika zapamiętam.
Największy spokój daje mi świadomość, że w ostatnim miesiącu swojego życia był mistrzem we wszystkim. Mistrzem jako mąż – bo wziął ślub. Mistrzem jako reprezentant kraju – zdobył Ligę Narodów, reprezentując Portugalię, którą kochał i której barwy dumnie nosił podczas naszej parady. I oczywiście mistrzem Anglii z Liverpoolem. W każdej z tych ról – był wielki.
Komentarze (1)
Choć cholernie ciężko.
Takie to życie, gdzie dziś mamy wszystko ,a jutro już nic.