03.10.2010 16:00
Bramki
Adam (pen) 29Varney 45+1
Kyrgiakos 53
Składy
Liverpool
Reina - Johnson, Kyrgiakos, Skrtel, Carragher - Meireles, Poulsen (Jovanovic 60), Gerrard, Cole (Maxi 88) - Kuyt - Torres (Ngog 10)Blackpool
Gilks, Crainey, Eardley (Phillips 46), Evatt, Cathcart (Keinan 20), Vaughan, Grandin (Southern 63), Adam, Taylor-Fletcher, Varney, CampbellOpis
Piłkarze Liverpoolu będą zmierzać na przerwę reprezentacyjną po szokującej przegranej 1:2 z beniaminkiem Blackpool na Anfield niedzielnego popołudnia. The Reds musieli przeciwstawić się dynamicznemu startowi gości, którzy uciszyli the Kop dzięki bramkom Charliego Adama (z rzutu karnego) i Luke’a Varneya.
Sotirios Kyrgiakos zdołał strzelić honorowego gola dla drużyny gospodarzy w 53. minucie, ale pomimo nękania defensywy rywali, Liverpool nie potrafił zdobyć drugiego gola, który gwarantowałby cenny punkt.
To oznacza, że drużyna prowadzona przez Roya Hodgsona przedłużyła swoją serię bez wygranych do pięciu spotkań i więdnie w strefie spadkowej po raz pierwszy od 1984. roku.
Przed rozpoczęciem spotkania fani byli pełni nadziei, że ich ulubieńcy pojadą na zgrupowania reprezentacji po długo wyczekiwanym zwycięstwie i boss dokonał w składzie dwóch pozytywnych zmian od spotkania z Utrechtem.
Wypoczęty Steven Gerrard zastąpił Lucasa Leivę, a kontuzjowany Martin Kelly stracił miejsce na lewej obronie na rzecz Jamiego Carraghera, którego miejsce na środku obrony zajął Kyrgiakos.
Goście obiecywali atakować Liverpoolczyków od początku meczu i nie byli gołosłowni, strasząc gospodarzy już po 60. sekundach gry.
Martin Skrtel sfaulował DJ Campbella na skraju pola karnego, dając szansę na strzał z rzutu wolnego Adamowi, jednak Reina wyciągnął się jak długi i uratował Liverpool od straty gola.
Liverpool odpowiedział wrzutką Joe Cole’a, kiedy to piłka o włos minęła się z Fernando Torresem.
Na przedmeczowej konferencji prasowej Holloway stwierdził, że chciałby zobaczyć zadowolonych kibiców obu drużyn i jak kibice Blackpool mieli być z czego dumni, tak fani Liverpoolu milczeli niczym grób.
Goście kontynuowali politykę nie okazywania strachu przed rywalami i sprawiali problem na skrzydłach; zwłaszcza Gary Taylor-Fletcher, którego dośrodkowanie minimalnie minęło Campbella.
Początek meczu okazał się dla gospodarzy trudny i ani trochę nie pomogło tutaj zejście Fernando Torresa z powodu bólu pachwiny. Na jego miejsce wszedł David Ngog.
Strata numeru 9 została przywitana radością w sektorze kibiców gości, którzy chwilę potem mogli świętować bramkę, jednak uderzenia Campbella okazało się niecelne.
Blackpool miał zdecydowaną przewagę na boisku, ale mało pewności siebie, która wzrosła po faulu Glena Johnsona na Varneyu w polu karnym the Reds.
Arbiter meczu wskazał na wapno i Adam nie pomylił się z 11. metrów, choć Reina był bliski obronienia jego strzału.
To było 45 minut, o których the Reds najchętniej by zapomnieli, a końcowe momenty pierwszej połowy, czyli strzały Kuyta i Cole’a też nie były najwyższej klasy.
W zasadzie, Blackpool z łatwością bronił swojego prowadzenia, a w doliczonym czasie pierwszej połowy zaszokował the Kop drugą bramką.
Taylor-Fletcher pokazał fantastyczne opanowanie podając idealnie w tempo do wybiegającego Varneya, który podwyższył prowadzenie gości niskim strzałem.
Liverpool nie potrzebował tak bardzo otrząśnięcia się po przerwie od samego Stambułu i po wyjściu na boisko po kwadransie przerwy wydawało się, że gospodarze grają lepiej.
Wszyscy widzieli pośpiech w grze Liverpoolu, który rzucił się na bramkę Blackpool, jednak niepilnowany Ngog nie zdołał trafić do siatki strzałem głową z 8. metrów.
Goście cofnęli się do defensywy pozwalając the Reds na więcej swobody i gol honorowy przyszedł w 53. minucie spotkania.
Gerrard szybko wymyślił jak rozegra rzut wolny, wrzucił w piłkę w pole karne gdzie czekał na nią Kyrgiakos i Grek mocnym strzałem głową strzelił bramkę na 1:2.
To zdarzenie rozpoczęło falę ataków Liverpoolu na bramkę gości, którzy musieli uporać się z okazjami Meirelesa i Cole’a.
Były zawodnik Chelsea fantastycznie przyjął piłkę i uderzył ją na bramkę Matthew Gilksa tylko po to, by zobaczyć jak ląduje kilkanaście centymetrów obok bramki.
Goście byli bardzo spięci po fali ataków Liverpoolu, ale w 68. minucie mogli podwyższyć swoje prowadzenie do dwóch goli, kiedy to Varney podawał do Campbella, który nie zdołał sięgnąć piłki i umieścić jej w siatce bramki Reiny.
Na drugim końcu boiska the Reds wciąż bezsilnie atakowali bramkę gości, ale nie udało im się doprowadzić do remisu, co oznaczało dla Blackpool szokującą wygraną na Anfield.
Sędzia: Mike Jones
Frekwencja: 43 156