07.11.2010 17:00
Bramki
Torres 11Torres 44
Składy
Liverpool
Reina, Konchesky, Carragher, Kelly, Skrtel, Meireles (Spearing 90), Gerrard, Rodriguez, Kuyt (Shelvey 84), Lucas, Torres (Ngog 88)Hansen, Wilson, Poulsen, Jovanovic
Chelsea
Cech, Ivanovic (Bosingwa 70), Cole, Zhirkov (Sturridge 76), Terry, Alex, Ramires, Mikel, Malouda, Kalou (Drogba 46), AnelkaTurnbull, Ferreira, McEachran, Kakuta
Opis
Liverpool wygrał dzisiaj mecz ze świetnie radzącym sobie w lidze Chelsea Londyn. Czerwoni rozegrali bardzo dobre spotkanie, wciąż nie na najwyższym poziomie, jednak na pewno znacznie lepszym niż przyzwyczaili nas do tego w ostatnich miesiącach.
Mecz między obecnym mistrzem kraju Chelsea Londyn i znajdującym się w kryzysie Liverpoolem zaplanowany został na późne niedzielne popołudnie. Nastroje przed meczem były bardzo zróżnicowanie, nikt nie był w stanie wskazać faworyta, zupełnie pewnego kandydata do zwycięstwa. Oczywiście, więcej opinii pozytywnych dało się słyszeć na temat zespołu gości. Chelsea góruje w końcu na samym szczycie ligowej tabeli Premier League, a Liverpool znajdował się przed tym spotkaniem na 16 miejscu w lidze.
Wzrost formy całego zespołu z Anfield jest zauważalny. The Reds odnieśli ostatnio dwa zwycięstwa w lidze, wygrali także z Napoli 3:1 w rozgrywkach Ligi Europy. Dzisiejszy mecz miał być jednak ciężką przeprawą z naprawdę dobrym rywalem. Notowania przed spotkaniem, mimo ostatnich sukcesów nie były dla Liverpoolu najlepsze.
W składzie Chelsea na wyjazdowy mecz z The Reds nie znalazł się Frank Lampard pauzujący z powodu kontuzji, Michael Essien i Yossi Benayoun – były zawodnik Liverpoolu. W szeregach gospodarzy nie wystąpił w tym meczu Agger, Kyrgiakos, Johnson i Joe Cole. W podstawowym składzie wyszedł na boisko wychowanek z Anfield, obrońca Martin Kelly.
Jedni z najwspanialszych kibiców na świecie już przed rozpoczęciem meczu Liverpoolu z Chelsea, dali odczuć swoim ulubieńcom, że wciąż w nich wierzą. Pięknie odśpiewany hymn The Reds, gorący doping i mecz mógł się zacząć.
Liverpool już w 4 minucie spotkania wypracował sobie rzut wolny, który wykonywał Steven Gerrard. Nie przyniósł on gola, ani specjalnie realnego zagrożenia pod bramką rywala, jednak takich sytuacji w tym meczu było od tego momentu naprawdę dużo. Gra obu zespołów powoli nabierała charakteru, w 12 minucie padła pierwsza bramka i nie strzelił jej zawodnik obecnego lidera Premier League. To napastnik Liverpoolu Fernando Torres popisał się strzałem, asystę zaliczył Dirk Kuyt. Futbolówka po koźle wylądowała w siatce Petra Cecha.
Chwilę później Hiszpan oddał kolejny strzał, tym razem po ziemi, z dystansu. Piłka minęła bramkę. Póki co, liczył się jednak strzelony już gol i fakt, że El Niño powoli wraca do gry, odblokowuje się i wciąż pracuje nad formą, która z każdym meczem staje się lepsza. Dawno nie widzieliśmy Torresa grającego z takim zacięciem na twarzy, z taką chęcią do osiągnięcia czegoś wspaniałego z zespołem Liverpoolu. Kibice The Reds na pewno jednomyślnie stwierdzili już na początku tego meczu, że tak popularny na Anfield Dzieciak wraca do gry.
Początek meczu okazał się wspaniały dla podopiecznych Roy'a Hodgsona. Pozytywnie zaskoczył wszystkich także Martin Kelly, który swoim młodzieńczym zapałem i grą na poziomie przyczynił się do utrzymującego się zwycięskiego dla Liverpoolu wyniku. Po kwadransie gry Chelsea miało na koncie jedynie słaby strzał głową Salomona Kalou po wrzutce Cole'a, który bez trudu obronił golkiper gospodarzy, Jose Reina.
W dalszej części pierwszej połowy Lucas Leiva stracił piłkę po ładnej wymianie swoich kolegów z drużyny. Po chwili odkupił, jednak swoją winę przejmując futbolówkę, którą Fernando Torres „zgubił” w trakcie rozpędzania się przed połową rywala. Brazylijczyk biegł chwilę z piłką przy nodze, po czym został sfaulowany taktycznie przez Zhirkova. Wywalczył rzut wolny, który wykonywał Steven Gerrard.
Obrona Liverpoolu sprawowała się póki co bardzo dobrze. Zawodnicy Chelsea nie potrafili przebić się w pole karne gospodarzy, bez skutku próbowali wyprowadzić atak. Dopiero po pół godzinie gry na Anfield Martin Skrtel popełnił poważniejszy bład, który na szczęście nie doprowadził do straty gola. Francuz Nicolas Anelka znajdował się na spalonym. Już trzy minuty później to zawodnik Liverpoolu znów porwał się na bramkę The Blues. Martin Kelly strzelał z dystansu, piłkę wybił kapitan Chelsea, John Terry.
Dopiero pod koniec pierwszej połowy goście zaczęli grać lepiej, wyprowadzać ataki, konstruować w miarę składne akcje, które i tak nijak się miały do wyniku meczu. Wręcz przeciwnie, w 45 minucie Fernando Torres podwyższył wynik spotkania na korzyść Liverpoolu. Po podaniu Raula Meirelesa strzelił gola nieprzeciętnej urody. Hiszpan dawno nie popisał się tak wspaniałym trafieniem. Po pierwszej połowie zawodnicy The Reds krytykowani od paru miesięcy i grający naprawdę słabo schodzili z boiska w lepszych nastrojach niż gracze lidera Premier League.
Na drugą część spotkania trener Chelsea Carlo Ancelotti wprowadził napastnika Didiera Drogbę. Piłkarz wniósł trochę świeżości do gry swojego zespołu, The Blues zaczęli atakować, przewaga w posiadaniu piłki była zdecydowanie po ich stronie. Zawodnicy Liverpoolu musieli skupić się na utrzymaniu korzystnego dla nich wyniku.
W 58 minucie Drogba wykonywał rzut wolny po tym jak został faulowany przez Martina Skrtela, piłka minęła bramkę Pepe Reiny. Chwilę później Ramires uderzał głową po podaniu Ashley'a Cole'a. W drugiej połowie hiszpański bramkarz The Reds miał zdecydowanie więcej pracy, popisał się kilkoma dobrymi interwencjami. Między innymi w 66 minucie obronił instynktownie strzał Maloudy z bliskiej odległości. W tle dało się słyszeć niesamowity doping kibiców Liverpoolu.
Ataki obu drużyn były bardzo chaotyczne, mimo przewagi Chelsea The Reds nadal potrafili doprowadzić do sytuacji zagrażających bramce rywala. W 86 minucie na murawę wyszedł Jose Bosingwa, zastąpił on Iwanovica. Zmiany przeprowadzone przez trenera Chelsea nie wpłynęły znacząco na grę zespołu. Na boisku pojawił się tez David Ngog, zmienił on Fernando Torresa, zdobywcę dwóch bramek, który schodził z boiska jako bohater tego meczu.
Sędzia spotkania Howard Webb doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu gry. Na trybunach słowa hymnu „You'll never walk alone” śpiewane przez czerwonych kibiców rozbrzmiewały już w najlepsze. Liverpool Football Club wygrał ligowe spotkanie z obecnym liderem Premier League Chelsea Londyn.
Na pochwałę po tym spotkaniu zasługuje wielu piłkarzy drużyny gospodarzy. Wygrana ta jest na pewno niewątpliwym przełomem. Klub z Anfield zajmuje teraz 9 miejsce w tabeli, od Wielkiej Czwórki nie dzieli go już tak wiele, jak jeszcze przed trzema tygodniami. Oczywiście miejsce w Big 4 jest wciąż pobożnym życzeniem nawet tych optymistycznie nastawionych kibiców.
Mimo to, dzisiejszy triumf nad tak dobrą drużyną pokazuje, że w angielskiej piłce wszystko może się zdarzyć, a Liverpool niewątpliwie wraca do gry.
Sędzia: Howard Webb
Frekwencja: 44 238