Liverpool kolejny raz odniósł zwycięstwo pod wodzą Kenny'ego Dalglisha. The Reds wygrali zasłużenie z londyńskim Fulham. Co prawda po golu samobójczym Paintsila, ale też po pomyłce sędziego, który nie uznał w pierwszej połowie trafienia Fernando Torresa.

Gospodarze już po 5 minutach gry na Anfield mogli prowadzić po podaniu Meirelesa do Fernando Torresa. Hiszpan oddał celny strzał, arbiter spotkania Lee Probert podjął jednak dość kontrowersyjną decyzję nie uznając gola.

Chwilę później mieliśmy dogodną szansę na uzyskanie prowadzenia, jednak w tym przypadku sędzia słusznie odgwizdał spalonego, na którym znalazł się Dirk Kuyt.

Liverpool zdecydowanie przeważał na początku spotkania, rywale nie stwarzali specjalnego zagrożenia pod naszą bramką. Dopiero w 28 minucie wypracowali sobie dobrą okazję do strzelenia gola. Pepe dwukrotnie obronił strzał najpierw Dempseya, potem Dembele.

W pierwszej połowie z dobrej strony pokazało się wielu zawodników Liverpoolu. To już nie jest ta sama drużyna, której zmagania mogliśmy oglądać za kadencji Roya Hodgsona. Zmiana w grze i nastawieniu jest bardzo widoczna. Pierwsza część tego spotkania obfitowała w dobre okazje, składne akcje Liverpoolu i strzały Czerwonych oddane na bramkę rywala. W przerwie potrzebna była jednak mobilizacja, gdyż wynik nie zadowalał. Remis na Anfield i strata dwóch punktów byłyby nie do pomyślenia.

Druga część spotkania rozpoczęła się idealnie dla piłkarzy Liverpoolu. W 51 minucie Fernando Torres uderzał na bramkę. Piłka po rykoszecie trafiła w słupek, następnie dobijać próbował Raul Meireles, jednak ostatecznie futbolówka znalazła się w bramce za sprawą obrońcy Fulham. Mimo podwyższenia wyniku na korzyść gospodarzy Paintsil nie zostanie zbyt dobrze zapamiętany na Anfield, a to za sprawą późniejszych fauli i nagannego zachowania wobec piłkarzy The Reds.

Po 60 minutach gry na Anfield na boisku pojawił się Zoltan Gera, zastąpił on Duffa. Ekipę gospodarzy wzmocnił Jonjo Shelvey. Chwilę później John Paintsil otrzymał żółtą kartkę za wspomniane wcześniej zachowanie. Piłkarz ruszył w stronę kapitana Liverpoolu i sprowokował Stevena Gerrarda do wdania się w sprzeczkę. Czerwoni ruszyli na ratunek. Nie doszło do rękoczynów, sędzia z zimną krwią uspokoił sytuację. Obrońca Fulham podpadał jednak i później, między innymi faulując Glena Johnsona. Moim skromnym zdaniem, zawodnik powinien udać się w tamtym momencie do szatni z czerwonym kartonikiem na koncie.

W dalszej części spotkania nie miał Liverpool łatwego życia z zawodnikami Fulham. Goście zaczęli naciskać, kibicom Czerwonych ciężko oglądało się stresującą końcówkę tego meczu. W każdej chwili paść mógł gol, Fuhlam robiło wszystko by doprowadzić do remisu. Po rzucie wolnym z 86 minuty na bramkę Reiny uderzał Dembele, na szczęście Pepe Reina należycie spełnił swą rolę. The Reds utrzymali prowadzenie i nawet groźne sytuacje pod bramką gospodarzy już w czasie doliczonym nie zdołały odwrócić biegu tego spotkania.

Fulham nie zdołało przełamać pasma odwiecznych porażek na Anfield, Liverpool awansował na 7 pozycję w tabeli Premier League. Nasza sytuacja nie wygląda już tak tragicznie, gra drużyny cieszy oko, także postawa niezwykle sympatycznego trenera poprawia humor nie tylko kibicom Liverpoolu. Przed nami starcie ze Stoke, a zaraz potem wielki mecz z Chelsea Londyn. Czy uśmiech zniknie wkrótce z twarzy Kenny'ego Dalglisha..? Miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości zarówno menadżer The Reds, jak i my kibice, będziemy mieć wciąż wiele powodów do radości.