22.01.2011 13:45
Bramki
Torres 36Meireles 50
Torres 90+1
Składy
Wolverhampton Wanderers
Hennessey, Zubar, Stearman, Berra, Ward, Jarvis, Henry, Milijas, Hunt (Hammill 72), Doyle, FletcherHahnemann, Craddock, Mouyokolo, Jones, Davis, Vokes
Liverpool
Reina - Kelly, Skrtel, Agger, Johnson - Lucas, Poulsen (Shelvey 73) - Kuyt, Meireles, Maxi (Aurelio 81) - TorresGulacsi, Cole, Pacheco, Spearing, Kyrgiakos
Opis
Zawodnikom Liverpoolu udało się wreszcie przełamać złą passę, jaka towarzyszyła im w meczach nie tylko na wyjeździe, ale i w całym bieżącym sezonie. Kenny Dalglish tchnął w drużynę nowe życie, Czerwoni wygrali z Wolverhampton na Molineux i wydaje się, że naprawdę wrócili do gry.
Mecz rozpoczął się od wolnego dla gospodarzy, po faulu Torresa, Reina spokojnie interweniował. W pierwszych minutach żółtą kartkę otrzymał Poulsen. Później byliśmy świadkami naprawdę dobrych kontr w wykonaniu naszych piłkarzy. Gra obu drużyn zwiastowała niewątpliwie świetne widowisko, jednak to, co pokazywali zawodnicy Liverpoolu w pierwszych minutach meczu, nie było tym, czego się od nich oczekuje. Innymi słowy, nie zachwycali. Na szczęście, koszmar z ubiegłego roku, kiedy przegraliśmy z Wilkami na własnym stadionie, nie powtórzył się.
Po kwadransie gry sędzia Martin Atkinson podyktował nam dwa rzuty rożne, nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Chwilę później świetną okazję do strzelenia gola miał Fernando Torres, piłkę złapał bramkarz Wolves. Gospodarze mogli strzelić z wolnego, jednak Milijas nie umieścił futbolówki w bramce.
W minucie 32. wspaniałym strzałem popisał się Raul Meireles, piłka minimalnie minęła bramkę. Portugalczyk dał nam już próbkę swoich możliwości w meczu z Evertonem, z niecierpliwością czekaliśmy więc na kolejny powód do radości. Piłkarz niewątpliwie nabrał pewności siebie, bo swym ostatnim strzale.
Na prowadzenie Liverpoolu w tym spotkaniu nie czekaliśmy już długo. Gol wpadł przy udziale wyżej wspomnianego zawodnika. Meireles wbiegł z piłką w pole karne, odegrał ją do Torresa, a ten bez problemu umieścił futbolówkę w siatce. Uznanie gola okazało się dość kontrowersyjną decyzją dla piłkarzy Wolverhampton, mogło wydawać się, że Meireles znajdował się na spalonym. Powtórki pokazały jednak, że i kobieta może wiedzieć, czym jest spalony.
Po pierwszej połowie spotkania schodziliśmy z murawy, jako zwycięscy, druga część meczu przyniosła nam jedynie potwierdzenie triumfu. W 50 minucie gola niezwykłej urody strzelił Raul Meireles. Portugalczyk uderzył z dystansu. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że uda mu się umieścić piłkę w bramce. Przypieczętowanie zwycięstwa stało się jednak faktem. Niepowodzenie z meczu z Evertonem nie powtórzyło się, dekoncentracja na początku drugiej połowy nie nastąpiła.
Przez dalszą część spotkania graliśmy naprawdę dobrze. Fakt, że gospodarze napsuli nam troszkę krwi i nie dali się do końca podporządkować Liverpoolczykom, jednak to my przeważaliśmy w ilości składnych akcji i pięknych strzałów na połowie rywala.
Przez cały mecz w oczy rzucała się dość niepewna postawa naszego golkipera, swojego czasu, w okresie tak ciężkim dla Liverpoolu, najlepszego naszego zawodnika. Także Martin Skrtel nie zachwycał swoimi interwencjami. Na pochwałę zasługują niewątpliwie Raul Meireles i Fernando Torres.
Hiszpan strzelił drugiego gola w tym spotkaniu już w doliczonym czasie gry. Nie przesadzę chyba stwierdzając, iż King Kenny czyni cuda, pobudza do życia ten niesamowity, wielki Liverpool. Prawdziwy Fernando Torres powrócił, a nieznany z tej strony na Anfield, Raul Meireles zaskakuje, zachwyca, daje nam powody do radości... Widoki na przyszłość są całkiem przyzwoite. Kto by pomyślał, że Liverpool może jeszcze wrócić do gry? Na pewno nie kibice Manchesteru czy Chelsea, ale my? Teraz wystarczy już tylko uwierzyć i cierpliwie czekać na kolejne takie mecze.
Sędzia: Martin Atkinson
Frekwencja: 28 869
Linki
0-1 Torres0-2 Meireles
0-3 Torres
Skrót
Meireles vs Wolves