Tylko u nas: Niewidzialny demon
Wewnętrzny przymus dążenia do perfekcji, często zakłóca spokój domu Jamiego Carraghera, jednak ten człowiek nie potrafi postępować inaczej. To, a także wiele innych spraw zostało poruszonych w obszernym wywiadzie jaki The Times przeprowadził z obrońcą Liverpoolu. Zapraszamy Państwa do lektury!
Niewidzialny demon, napędzający bohatera Liverpoolu
Jest poniedziałek po wygranej Liverpoolu z Boltonem Wanderers. Klub z Anfield jest na trzecim miejscu w Premier League, radzi sobie wyśmienicie po dwóch zwycięstwach z rzędu, natomiast Jamie Carragher ma dodatkowy powód do radości. Właśnie zarezerwował sobie apartament w odrestaurowanym Hotelu Savoy w Londynie - ma to być niespodzianką dla jego żony, Nicoli, związaną z kolejną rocznicą ślubu.
Jest jednak taki mały problem: Carrager jest pobudzony. Nie potrafi siedzieć spokojnie. Ta sama scena odgrywana jest w jego głowie raz po raz. Mały błąd w 90. minucie meczu, który nie miał w większego wpływu na końcowy wynik, ciągle go dręczy - nie ma na to rady. To nie tylko odbiera radość dnia, to nawet rzuca cień na przerwę związaną z meczami międzynarodowymi.
- Można powiedzieć, że to jakaś obsesja, ale ja zawsze zadręczałem się swoimi błędami - powiedział 33-letni zawodnik, sącząc wodę w hotelowym hallu. - To dziwne, prawda? Przyjechałem do Londynu z moją kobietą, by obejrzeć świetną rzecz, pt. "Ghost", jednak szczerze myślę, że na to nie zasłużyłem. Po tym błędzie poczułem się tragicznie źle, a moja żona od razu wiedziała, że nasza wycieczka nie będzie już taka, jak miała być.
- Jestem taki od dziecka. Pamiętam jak graliśmy mecz młodzieżówki na Anfield i mimo iż wygraliśmy, ja nie byłem wstanie świętować, bo mój występ był poniżej pewnego poziomu. Zawsze chciałem grać najlepiej, bezbłędnie. To jest jak jakiś niewidzialny demon, który zmusza mnie, bym trenował jeszcze ciężej, przebiegł jeszcze jedną milę i to zarówno podczas sesji treningowych, jak i meczów. Taki po prostu jestem.
Jonny Wilknson mówił o perfekcjonizmie jako o błogosławieństwie i przekleństwie zarazem. Podobnie było z sir Stevem Redgravem i Martiną Navratilową. Oni z całą pewnością potrafią zrozumieć życiową walkę jaką toczy Carragher, by pogodzić niemożliwie wysokie standardy, z własną ułomnością.
- Młodzi zawodnicy w klubie mówią: "Muszę być na treningach taki, jak Carragher", ponieważ widzą ile wysiłku wkładam. Czy mogę jednak usiąść na laurach tylko dlatego, że tak długo gram na futbolowym szczycie? Zawsze staram się poprawić to, jak gram, ponieważ ciągle czuje, że mam jeszcze coś do udowodnienia. Nawet dzisiaj jacyś fani Liverpoolu zadają pytania dotyczące mojego wieku i tego, jak długo jeszcze będę wstanie grać. Klub właśnie sprowadził nowego środkowego obrońcę (Sebastiána Coatesa), który będzie dobijał się do drzwi. Nie ma miejsca na samozadowolenie.
Jest tylko kilku piłkarzy, którzy są tak szczerzy i elokwentni, jak Carragher. Wraz z rozwojem wywiadu, dyskutuje na temat futbolu w całej jego zawiłości, z uwzględnieniem taktyki, statystyk, metod treningowych, a także opowiada o innych piłkarzach, z którymi, lub przeciwko którym grał. Carra staje się jednak najbardziej interesujący, kiedy zacząć zagłębiać się w jego psychikę, czyli to, co czyni go tak twardym.
- Pewnego dnia udzielałem wywiadu w związku z dziesiątą rocznicę historycznego zwycięstwa 5:1 nad Niemcami. Dziennikarz zadał mi pytanie, czy to był najlepszy mecz, jaki rozegrałem dla Anglii. A niby jak mógłby być, skoro zagrałem zaledwie dziesięć minut, wchodząc z ławki rezerwowych? Nie zamierzam przypisywać sobie niczego z tego zwycięstwa.
Carra wskazał także jeszcze jedną przyczynę swej ambiwalencji: - To zabawne, ale granie dla Liverpoolu zawsze znaczyło dla mnie więcej, niż granie dla Anglii. To nie znaczy, że jestem niepatriotyczny, albo, że mój kraj mnie nie obchodzi. Tu chodzi tylko o to, że w futbolu moja duma z Liverpoolu wyprzedza dumę z Anglii. To nie jest świadoma preferencja, ale mówi dużo o tym, jaką osobą jestem.
- Wychowałem się w Bootle, a moja mam ciągle mieszka w tym samym domu. To tam uczyłem się futbolu i uczyłem się życia. W moich związkach z korzeniami nie chodzi o miejsce, ale o kulturę i wartości, oraz miliony innych rzeczy, które są trudne do zdefiniowania. Ludzie czasami zastanawiają się, dlaczego jestem całkiem skromną osobą, ale to proste. Jeśli w Liverpoolu jesteś arogancki, szybko zostajesz sprowadzony na ziemie. Tak już jest.
Pępowina, która łączy Carraghera z Liverpoolem powoduje, że trudno nawet myśleć, iż mógłby opuścić klub, z którym związał się w dzieciństwie (początkowo kibicował Evertonowi, zanim przeszedł powolny i bolesny proces skierowania swych uczuć w stronę Anfield).
- Mój kontrakt wygaśnie za dwa lata, nie zamierzam jednak grać dla innego klubu - mówi. - W życiu nie chodzi tylko o pieniądze. Są jeszcze inne rzeczy, ważne rzeczy, które mają inny rodzaj wartości. Każdy z Liverpoolu może to potwierdzić.
Carragher jest futbolowym maniakiem, jednak określanie go jako osoby jednowymiarowej, byłoby niesprawiedliwe. Jest wprost przeciwnie. Kiedy rozmawiamy o polityce, oferuje pełną niuansów, centrolewicową analizę problemów socjalnych (rozmowa miała miejsce trzy tygodnie po zamieszkach). Kiedy natomiast rozmawiamy o rodzinie - ma dwójkę dzieci - mówi z pasją o rodzicielstwie. Mówiąc prosto - stanowi niesamowicie interesującą kompanię. Zapytałem go w końcu o to, co zamierza robić po wycofaniu się z futbolu.
- Czasami wyobrażam sobie, że odejdę od tej gry całkowicie, po to, by uciec od mojej obsesji. Jednak szczerze mówiąc, kocham piłkę nożną za bardzo. Menadżerka byłaby świetną opcją, może praca w mediach. Czytam różne rzeczy w gazetach, albo oglądam w telewizji i wiem, że pewne analizy są słabe. Można przeczytać w artykule, że jakiś piłkarz, albo zespół, gra poniżej poziomu, ale brakuje w tym odpowiednio silnej argumentacji. Nikt nie zadaje sobie pytania, dlaczego dany pilarz gra poniżej swych możliwości, ani nie analizuje, dlaczego dany zespół zmierza w złą stronę - taktycznie, czy psychologicznie. Myślę, że były piłkarz z odrobiną wiedzy i rozumienia mógłby coś tutaj dodać.
Jedną z najbardziej zadziwiających cech Carraghera jest to, że mimo tak wielu lat gry na najwyższym poziomie, jego pragnienie uczenia się jest niezaspokojone. Do tego wywiadu doszło dzięki temu, że Carragher przeczytał moją książkę pt "Bounce", skontaktował się The Times, by zdobyć mój numer, a następnie niespodziewanie zadzwonił, by przedyskutować kilka rzeczy. Nie muszę chyba mówić, że nasza rozmowa była bardzo długa i szczegółowa.
- Jeśli chodzi o występowanie na najwyższym poziomie, nie wystarczy założyć, że to wszystko jest twoją własną podróżą - mówi Carra. - Musisz korzystać z nauki, czytać o doświadczeniach innych ludzi i patrzyć na statystyki. Starałem się czytać jak najwięcej na temat tego, co nauka mówi o występach, po to, by dowiedzieć się czegoś więcej. To pomaga ci nie tylko jako piłkarzowi, ale także liderowi w szatni.
Występy Liverpoolu poprawiły się znacząco od stycznia, kiedy to Kenny Dalglish przejął stery. To wpłynęło znacząco nie tylko na nadzieje, jakie Carragher ma jeśli chodzi o wygranie Premier League, ale także na jego samoocenę.
- Zespół niewątpliwie nabrał więcej pewności siebie, a to czyni życie, nie tylko futbol, o wiele radośniejszym. Kiedy sprawy zmierzają w złą stronę, tak jak to było w Liverpoolu w ostatnich latach, chcę się po prostu chować za rogiem. Nie chcesz spotkać się z fanami mając świadomość, jak ważne to wszystko dla nich jest. Czujesz się niemal odpowiedzialny za to, że oni są nieszczęśliwi. Ludzie patrzą piłkarzy takich jak ja, czy Steve [Gerrard] licząc, że rozwiążemy problemy. Kocham taką odpowiedzialność, nigdy nie uciekłbym przed nią, ale czasami stanowi ona olbrzymi ciężar.
Kiedy Carragher w końcu wstaje, by uścisnąć mi rękę i udać się w kierunku wyjścia, nagle zdaję sobie sprawę z tego, kogo mi przypomina. Być może to pretensjonalne porównanie, jednak mając na uwadze jego szczerość, pasję, głębie i - ponad wszystko - jego wiarę w to, że piłka nożna jest częścią lokalnej społeczności, to porównanie uznają wszyscy fani Liverpoolu: Carra to współczesny Shankly.
Nie ma większego komplementu.
Matthew Syed
Komentarze (0)