Podsumowanie meczu
Liverpool w wygranym 2:1 meczu z Mansfield zaprezentował dwa zgoła odmienne oblicza, wskutek czego spotkanie, które powinno zakończyć się pewnym i wysokim zwycięstwem, do samego końca wzbudzało wśród fanów the Reds uczucia niepewności i zaniepokojenia.
Goście przystąpili do spotkania w roli absolutnych faworytów, którzy przyjechali, by wypełnić formalność. Natomiast dla gospodarzy była to jedna z nielicznych okazji obejrzenia na żywo gwiazd Premier League. Menedżer Paul Cox stwierdził wręcz, iż mecz z Liverpoolem ma dla niego większe znaczenie niż ślub. Co więcej, Mansfield postanowiło oddać hołd ofiarom tragedii na Hillsborough. Na pustych miejscach pomiędzy sektorami fanów obu drużyn ułożone zostały kartki z nazwiskami 96 ofiar. Jedynym zmartwieniem pozostawał utrzymujący się od dłuższego fatalny stan murawy na stadionie Field Mill.
Drużyna Liverpoolu od początku narzuciła swój styl gry i dyktowała tempo spotkania. W pewnym momencie statystyka posiadania piłki osiągnęła wartość 90% na korzyść gości. Na efekty tej gry kibice nie musieli długo czekać. Już w 7. minucie Jonjo Shelvey celnym prostopadłym podaniem obsłużył wychodzącego na wolną pozycję Daniela Sturridge'a, który nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem bramkarza rywali.
Nowy nabytek the Reds zaledwie dwie minuty później mógł powiększyć swój dorobek strzelecki, jednak znalazłszy się w sytuacji sam na sam wdał się z bramkarzem w drybling. Ostatecznie Marriott zdołał odczytać intencje napastnika.
The Reds nie ustawali w atakach, lecz ich strzały umiejętnie blokowali obrońcy gospodarzy. W 20. minucie nie zdołali jednak upilnować Andre Wisdoma. Młody obrońca znalazłszy się z piłką w polu karnym, upadł na murawę, lecz Andre Marriner nie zdecydował się podyktować rzutu karnego.
Chwilę później po dwójkowej akcji ze Sturridgem przed znakomitą szansą stanął Shelvey. Tym razem to były zawodnik Chelsea odgrywał piłkę, jednak biegnący do ostatku sił Jonjo zdołał oddać delikatny strzał, z którym bramkarz nie miał najmniejszych problemów.
W 33. minucie głośni przez całe spotkanie kibice gospodarzy mogli zostać nagrodzeni przez swoich zawodników piękną bramką z dystansu, jednak Brad Jones pozostał czujny na posterunku.
Jak się okazało po przerwie, nie była to ostatnia sytuacja, w której australijski golkiper zmuszony był demonstrować swoje umiejętności. Goście wyszli na drugą połowę ogromnie zdeterminowani, czego najwyraźniej nie spodziewali się gracze the Reds. W ciągu następnych 15 minut Mansfield sprawiło Jonesowi więcej problemów, aniżeli Liverpool w pierwszej połowie Marriottowi. W 48. minucie zawodnicy gospodarzy kilkukrotnie sprawdzali refleks golkipera the Reds, zaś siedem minut później niebezpieczeństwo zażegnali obrońcy. Kontratak gości mógł zakończyć się zdobyciem kolejnego gola, jednak Sturridge miał dziś rozregulowany celownik.
Zaniepokojony postawą podopiecznych Brendan Rodgers postanowił dokonać roszad w składzie, wprowadzając na plac gry Jordana Hendersona oraz Luisa Suareza. Urugwajczyk potrzebował zaledwie czterech minut na pokonanie bramkarza gospodarzy. Suarez, otrzymawszy podanie od Downinga, z bliskiej odległości strzelił wprost w golkipera, jednak piłka ponownie wróciła w posiadanie napastnika, który umieścił ją w pustej bramce. Gol ten wzbudził słuszne protesty zawodników Mansfield, jako że tuż po odbiciu się futbolówki od bramkarza, trafiła ona w rękę urugwajskiego snajpera. Sędzia jednak pozostał niewzruszony i uznał gościom drugie trafienie.
Sytuacja ta nie wpłynęła negatywnie na gospodarzy, którzy nie tracili nadziei na zdobycie choćby honorowej bramki. Sztuka ta udała się w 79. minucie za sprawą gola Greena. Po dograniu z prawej flanki silny strzał oddał jeden z zawodników Mansfield, a następnie doszło do zamieszania w polu karnym, gdzie najlepiej odnalazł się właśnie Green.
Goście do końca zmuszeni byli zachować wzmożoną czujność w obronie, a niejednokrotnie heroicznymi interwencjami popisywał się Jamie Carragher. Jego uważna postawa była tym istotniejsza, jako że dość niepewny mecz rozgrywał Sebastian Coates, dla którego był to pierwszy od listopada występ w wyjściowej jedenastce.
The Reds z trudem odnieśli dziś zwycięstwo nad grającą w piątej lidze drużyną, a tymczasem w kolejnej rundzie czeka ich starcie z występującym zaledwie szczebel wyżej Oldham Athletic. Pozostaje żywić nadzieję, iż Czerwoni mają w pamięci ostatni pojedynek z tym zespołem zakończony wygraną 5:1 i spróbują nawiązać do osiągniętego przed rokiem rezultatu.
Komentarze (1)