Stevie: Anfield było oszałamiające!
Jeśli zawsze zastanawialiście się, w jaki sposób Steven Gerrard mógł wyczarować z niczego inspirację na boisku, to kapitan Liverpoolu odpowiada: „Przede wszystkim uważam się za kibica”.
Urodzony w Huyton, wystąpił po raz pierwszy w barwach the Reds piętnaście lat temu, a od dziesięciu lat dzierży opaskę kapitańską. W tym czasie klub zatryumfował w Champions League, wygrywając również FA Cup.
Kopites uhonorują pomocnika podczas meczu na jego cześć przeciwko Olympiakosowi w nadchodzącą sobotę.
Na szczęście, będący jeszcze młodzieńcem Gerrard, odrzucił zachęty do zostania fanem drużyny z drugiej części Liverpoolu. 33-latek może teraz pochwalić się wieloma wspaniałym momentami w swojej długiej karierze.
– Mieliśmy kilku fanów Evertonu w rodzinie, którzy zawsze próbowali sprowadzić mnie na niebieską drogę, ale gdy zacząłem rozumieć piłkę i wsłuchiwać się w opowieści mojego ojca i brata o bogatej historii Liverpoolu, wiedziałem, że to jest to.
– Gdy zaczynałem trenować w Liverpoolu, Steve Heighway bardzo się mną opiekował i zazwyczaj dawał mi bilety na mecze. Anfield było oszałamiające.
– Byłem zafascynowany hałasem. Zawsze oglądałem mecze tylko w TV, więc możliwość kibicowania tam na miejscu i bycia częścią świetnej atmosfery naprawdę mnie urzekła. Wtedy zaczął się mój sen.
– Gdy jestem na boisku i sprawy nie idą po mojej myśli, wtedy jestem jak kibic. To powód, dla którego często udawało mi się przechylić szalę zwycięstwa, a czasami nie, często wywierałem na sobie zbyt wielką presję.
– Stambuł był najlepszą nocą jakiej doświadczyłem w koszulce Liverpoolu. Pochodząc z lokalnego środowiska oczekiwania i żądania są tak wielkie, że gdy w końcu zostaniesz częścią historii klubu, odczuwasz ulgę. Fani znaczą dla mnie wszystko. To dla nich gram – mówi Stevie.
Może ciężko w to uwierzyć, że reprezentant Anglii, który zaliczył 630 meczów dla Liverpoolu, strzelając w nich 159 goli, mógłby kiedykolwiek wątpić w swoje umiejętności. Gerrard przyznaje, że musiał uczyć się od innych w jego wczesnych latach kariery.
– Kiedy zaczynałem grać dla Liverpoolu, bywały momenty, w których czułem, że to nie jest miejsce dla mnie – kontynuuje nr 8 the Reds
– Byłem otoczony przez multimilionerów, którzy zaliczyli już od 60 do 70 występów w reprezentacji oraz 500 meczów w karierze. Czułem się bardzo onieśmielony. To było dziwne siedzieć tam, będąc otoczony zawodnikami, którzy byli moimi bohaterami.
– Jeśli nie szło mi tak jak chciałem albo gdy przegrywałem pojedynki jeden na jeden, zadawałem sobie pytanie czy jestem odpowiednio dobry. Jednakże z każdą sesją treningową, z każdym kolejnym meczem rozwijałem się, ucząc się od innych graczy.
– Przyglądałem się Paulowi Ince’owi oraz Jamiemu Redknappowi, na i poza boiskiem, aby zobaczyć, jak się zachowują. Patrzyłem w jaki sposób jedzą, jak się ubierają, jakimi jeżdżą samochodami. Wszystko wpisywałem do dziennika, którego używam po dziś dzień.
Dzisiaj wpływ znanego na całym świecie Gerrarda wykracza o wiele dalej poza boisko. Przykładem tego jest Fundacja Stevena Gerrarda, którą założył na rzecz niepełnosprawnych dzieci.
– Najłatwiejszą rzeczą do zrobienia w mojej sytuacji, byłoby trzymanie się tego co jest i myślenie o sobie. Chciałem jednak podjąć wyzwanie, pomagając dzieciakom w potrzebie. To świetna sprawa, gdy pomagam w pewien sposób i jednocześnie mnie to uszczęśliwia.
Komentarze (1)