Kibica nie zrozumiesz
Wygrana w takim meczu jak derby zawsze daje mocnego kopa na resztę sezonu. Nie inaczej powinno być tym razem a dzięki dobrej grze oraz wysokiemu zwycięstwu nastroje na Anfield Road znowu są wesołe. Pytanie tylko na jak długo?
Po słabym spotkanie z Aston Villą fani zaczęli przewidywać rzeczy, których nie powstydziłby się sam Nostradamus i chociaż mogłoby wydawać się to uzasadnione, delikatnie mówiąc potrafiło zahaczyć o skrajny pesymizm. Powodem tego było oczywiście nie tylko słabe spotkanie z the Villans, ale także liczne kontuzje w zespole, brak jakichkolwiek transferów oraz ciągle przedłużające się spekulacje na temat Salaha, który koniec końców zdecydował się zmienić klub na Chelsea. Wydaje mi się, że może to być kolejny udany ruch transferowy w wykonaniu ekipy z Londynu, na którym najlepiej wyjdziemy my.
Rozczarowanie zostało jeszcze bardziej pogłębione po bezbarwnym występie w pucharze Anglii i pomimo zwycięstwa nad Bournemouth, kibice nie widzieli żadnych pozytywów w grze. Doszło do tego, że po raz kolejny postawiono zarzutu jakoby Liverpool nie radził sobie bez swojego zabójczego duetu napastników. Warto zapytać zatem, po co są tacy piłkarze, którzy istnieją właśnie po to, aby strzelać bramki? Co rok słyszy się o ekipach jednego piłkarza, drużynach, które są uzależnione od jednego zawodnika, który na boisku robi wszystko. W Liverpoolu było tak samo, do momentu kiedy Rodgers nie przejął sterów i zaczął wszystko podporządkowywać pod swój styl gry i jak widać przyniosło to efekty. Suárez jest liderem klasyfikacji strzelców, Sturridge walczy o drugie miejsce, regularnie pokonując bramkarzy, a pozostali piłkarze wciąż szukają sytuacji strzeleckich. Każdy zna swoje miejsce w zespole, każdy walczy o pierwszy skład i każdy stara się wypaść jak najlepiej. A jak piłka nie chce wpaść do siatki to cóż zrobić? Właśnie wtedy liczy się na tych, którzy są za to odpowiedzialni. Dlatego miejmy nadzieje, że już więcej nie usłyszymy zarzutów za to, że w klubie strzela tylko jeden zawodnik. Przecież teraz mamy ich dwóch!
Wiele było spekulacji, mało konkretnych działań. Zapowiadane zimowe okno transferowe miało okazać się w jakimś stopniu podobne do tego poprzedniego. Niestety szybko kibice zorientowali się, że z transferami nie będzie tak kolorowo i rozpoczęli prawdziwą burzę. Wiele negatywnych komentarzy na działaczy klubu, zarzucenie im braku ambicji oraz liczne spekulacje na temat kompetencji Iana Ayre’a spowodowało naprawdę poważne osłabienie morale. Może i w klubie nie było tego widać, ale każdy zdawał sobie sprawę z sytuacji, która zapanowała nad Anfield. Burzowe chmury powoli zbierały się na prawdziwą ulewę. Nie do końca było wiadome komu wierzyć a komu nie. Kto mówił prawdę?
Pretensje także były do Brendana za to, że próbuje wmówić wszystkim walkę do końca o Salaha oraz o brak informacji na temat transferów. Zastanawiam się co w tym momencie uszczęśliwiłoby krytyków. Przyznanie racji o tym, że Salah został kupiony przez inny klub? Powiedzenie w połowie okienka transferowego, że klub nikogo nie pozyska? Przez ostatnia lata PR ucierpiał tak bardzo, że raczej nikt nie chce już tego wspominać. Rodgers zrobił to co do niego należało, mówił to co powinien i nikomu nie mydlił oczu. Tak długo jak jest otwarte okno transferowe, tak długo można kupować zawodników. W jego mowach nie było nic złego. Trzeba tylko na to spojrzeć z trochę szerszej perspektywy. Medialnych wpadek w tym klubie było aż nadto w przeszłości.
Kiedy wydawało się, że już wszystko zostało pozamiatane, a Liverpool przegrał derbowy mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, tak wysoka wygrana dodała wszystkim skrzydeł tak bardzo, że odlatując zapomnieli o tym, dlaczego myśleli tak negatywnie. Przede wszystkim dzięki dobrej grze w ataku udało się udowodnić, że braki w defensywie mogą zostać jakoś zatuszowane. Naprawdę obrona nie zagrała meczu życia, ale na szczęście po raz kolejny ofensywa zrobiła swoje. Druga linia działała poprawnie, Gerrard rozegrał kolejny mecz na poziomie, którego się od kapitana oczekuje, a Suárez wraz z Danielem Sturridge’em pokonali bezradnego Howarda. Nie było widać końca radości. Nastrój zmienił się diametralnie jak w kalejdoskopie tak bardzo, że kibice znowu zaczęli wierzyć w pierwszą czwórkę. Warto nadmienić, że Arsenal stracił punkty więc naprawdę wszystko się może jeszcze wydarzyć. Wpadki w tej lidze zdarzają się nagminnie, dlatego tak ją kochamy. Remis z tym, czy porażka z tamtym może zmienić układ tabeli, ale do ostatniej kolejki jeszcze daleka droga, więc nawet po stracie punktów nie ma co rozpaczać, tylko trzeba się w porę odkuć. Tak właśnie robi Liverpool za kadencji Rodgersa.
Udało się po raz kolejny. Właściwie w momencie słabszego występu można być pewnym tego, że następny będzie lepszy, jednak patrząc na wąską kadrę zespołu daleko o optymizm. On się jednak pojawił. Tym bardziej poprawił się także nastrój związany z transferami, ponieważ na pomeczowej konferencji prasowej boss powiedział, że będzie walczył do samego końca o pozyskanie jakiejś gwiazdy. I proszę, kilka godzin później w świat leci plotka o Konoplyance. Może być lepiej? Pomimo tego, że niektórzy woleliby defensywnego pomocnika (w tym i ja) transfer skrzydłowego może dodać po raz kolejny mocy w ataku. Skoro obrona popełnia wiele błędów, trzeba wzmocnić przednie formacje, tak aby szybko ripostowały w spotkaniach ligowych oraz pucharowych. Citizens mają niesamowity potencjał w ofensywie, przez co wiele drużyn traci do przerwy bramki, po których w świadomości mają fakt, że jest po meczu. Być może Liverpool chce podążać tą samą drogą, mając w głowie ciągły wyścig o powrót do Ligi Mistrzów. Gdyby udało się zakończyć go na przynajmniej czwartej pozycji, w lato na pewno do klubu trafiłyby gwiazdy odpowiedniego formatu. Póki co jednak trzeba radzić sobie z tym co mamy.
Wkrótce po kontuzji powrócą filary defensywy. José Enrique oraz Sakho. To bardzo wzmocni skład, a w odwodzie ciągle będzie Agger, Touré oraz reszta. Młodzi zawodnicy po raz kolejny pokazali, że są wstanie walczyć o pierwszy skład więc nie musimy się tak bardzo martwić o boki w przypadku wyzdrowienia José Enrique. Flanagan po raz kolejny już udowodnił swoją wartość i jeszcze trochę, a fani nie będą chcieli oglądać go na ławce, tylko zawsze w pierwszej drużynie. Sterling wystrzelił z formą w taki sposób, że powoli można zaobserwować w nim piłkarza dorosłego, odpowiedzialnego za swoje boiskowe decyzje. Wykorzystuje swoje atuty i zna powoli swoją wartość w drużynie. Tego nie można zepsuć. Czy jest naprawdę tak źle?
Gdyby Gerrard grał w większości spotkań tak jak w derbach, klub nie miałby problemów z opanowaniem gry w drugiej linii a Allen nie musiałby odpowiadać za bycie zbawicielem. Problemem jednak jest to, że kapitan dobry mecz potrafi przeplatać kilkoma gorszymi i jego wartość widać dopiero właśnie w takich spotkaniach. Przed nami jednak jeszcze wiele takich spotkań więc i kapitan może udowodnić wszystkim, że jego czas jeszcze się nie skończył. Znowu widać nutkę optymizmu w melodii tego sezonu, która czasem w swych nutach zawiera pauzę. Może i tracenie punktów, brak transferów oraz ciągłe powtarzanie, że nie jest tragicznie znudziło już fanów, którzy wreszcie zaczęli widzieć Liverpool jako kandydata do mistrzostwa? Prawdą jest bowiem, że w tym sezonie nikt już nie myśli o Lidze Europy. Nikt nie mówi sobie, że pokonanie City, Chelsea, Arsenalu jest niemożliwe. Zmieniły się zasady tej gry. Teraz Liverpool walczy o wszystko i fani doskonale to rozumieją, mimowolnie wywierając presję. Należy to zrozumieć. Od kilku dobrych lat nikt nie mógł realnie myśleć o zajęciu wysokiej lokaty. Zawsze coś przestawało funkcjonować już na starcie, a nadzieje zostały przytłoczone przez rzeczywistość. Tym razem jest inaczej. Więc nie ma co się dziwić, że czasem kibice zapominają o zdrowym rozsądku. W tym sezonie po prostu każdy kieruje się emocjami i nadzieją na wielki come back. Bo wszyscy chcemy usłyszeć hymn Ligi Mistrzów w przyszłej kampanii. Rodgers, właściciele, wy, ja, Hulus. Tak, on także. Jeszcze wiele razy będziemy kłócić się o to kto ma racje, próbując przewidzieć przebieg spotkania. I niech jak najczęściej te sprzeczki kończą takimi wynikami.
Komentarze (3)
Mecz z AV mnie załamał. W miesiąc czasu z maszyny depczącej Tottenham na własne życzenie staliśmy się statystami przeciwko Benteke. Do tego momentu miałem spokój. Nawet brak transferów mnie nie załamywał, ponieważ czułem, że grając raz w tygodniu + FA Cup wytrzymamy tym co mamy. Lampka alarmowa zapaliła się po świętach, gdy przez wąską kadrę wyszliśmy zajechani na Chelsea. Jednak tamte porażki nie załamały mnie tak jak gra z AV. Głównie dlatego, że do tego punktu ciągle wierzyłem, że jesteśmy mądrym zespołem, który maksymalnie wykorzystuje swój potencjał i może nawet walczyć o tytuł. Nagle w kilkanaście minut Rodgers i jego gracze wykonali taki sabotaż o jaki w życiu bym ich nie podejrzewał. Potem kontuzje, perspektywa gry Gerrardem na DM'ie w kolejnych tygodniach czy miesiącach + zabójcza telenowela z Salahem. Można się zirytować? Można. Nie dlatego, że wszystko jest złe, ale dlatego, że jakbyśmy lepiej funkcjonowali jako klub to byśmy mogli osiągnąć więcej.
Cholernie cieszyć się będę jak wrócimy do LM. Tylko, że tak celować trzeba było latem. Teraz weszliśmy w rok z kilkoma punktami straty do lidera i perspektywą rewanżu na pierwszej trójce na Anfield. Otworzyła się szansa, z której trzeba skorzystać, bo kto wie czy za rok się powtórzy. Już raz byliśmy blisko i przespaliśmy swoją szansę. Ambicje, Liverpool musi pokazać ambicje, żeby nie stać się na stałe Evertonem.
Szczerze nie spodziewałem się po "popisach" z dwóch poprzednich spotkań, że nagle pojawi się dyscyplina taktyczna w naszej grze jak za czasów Beniteza. Ciekawe czy to na stałe czy jednorazowy wybryk. Niemniej nie da się zaprzeczyć, że porządny środkowy pomocnik to dziś konieczność. Nie jesteśmy przygotowani na uraz Gerrarda czy Hendersona. To sytuacja nie do zaakceptowania.
Artykuł świetny, mądry i pouczający!
Popierałem twoje obawy przed meczem. Skąd mieliśmy wiedzieć, że drużyna potrafi zagrać w tak wspaniały sposób. Przecież w poprzednich meczach była lekka tragedia.
Nie popadałbym jednak w huraoptymizm, bo "derby rządzą się swoimi prawami". Zobaczymy, jak zagrają z WBA. W dalszym ciągu brakuje nam środkowego pomocnika, a z Evertonem nie gra się co kolejkę.