Remis smakował jak porażka
Liverpool zagrał w końcu dużo lepszy mecz, jednak remis z Evertonem smakował jak porażka. Podobnie jak wszyscy kibice the Reds opuszczałem w sobotę Anfield bardzo zniesmaczony.
Mimo wszystko nie możemy za dużo narzekać. Koniec końców, przez te wszystkie lata również i my wiele razy wydzieraliśmy Evertonowi punkty czy zwycięstwa bramkami w końcówce – im też się pewnie jedna taka należała. Mimo wszystko ten remis jest bardzo ciężki do przyjęcia, zwłaszcza że to środkowy obrońca oddał strzał życia z 30 metrów! Należą mu się wyrazy uznania za odwagę i technikę do wykonania takiego uderzenia, niewielu by to powtórzyło. To był piękny gol, zdarzający się raz w karierze, musimy więc przyjąć ten cios.
Może to dodać Evertonowi skrzydeł i zmotywować ich do lepszej gry, czego wciąż brakuje Liverpoolowi. Zwycięstwo z pewnością wszystkich podniosło by na duchu, ale widać nie było to nam pisane.
Ten występ był lepszy niż ostatnie, nie ma wątpliwości. Momentami nasza gra wciąż była szarpana, brakowało dobrego ostatniego podania, ale z pewnością mieliśmy okresy dobrej gry. Świetnie rozpoczęliśmy mecz, z jasnym celem i zaangażowaniem, broniliśmy dużo lepiej niż w poprzednich spotkaniach.
Nie stworzyliśmy jednak wystarczającej liczby sytuacji przez te 90 minut. Jedyna stuprocentowa okazja Maria Balotellego dała by nam zwycięstwo. Niestety Tim Howard wykonał świetną instynktowną obronę, co sparowało uderzenie na poprzeczkę.
Świetnie było też widzieć odpowiedź Stevena Gerrarda na niesamowitą ilość krytyki jaka spadła na niego w ostatnich tygodniach. Według mnie zagrał świetnie, celnie rozgrywając, odbierając piłkę i zdobywając fantastyczną bramkę z rzutu wolnego. Jednak zawsze jestem zaskoczony jak szybko ludzie potrafią przyczepić się do niego gdy ma gorszy dzień.
To jest chłopak, który wyznaczył sobie w karierze najwyższe możliwe standardy, a teraz ludzie oczekują od niego nienagannej gry co tydzień. To jest nierealne i mam nadzieję, że fani Liverpoolu uzbroją się w cierpliwość i docenią rolę jaką Steven odgrywa w drużynie. On jest w końcu też tylko człowiekiem. Nie był w formie przeciwko West Ham i sam Steven wie to najlepiej. Jednak nie tylko on, cała drużyna zagrała zdecydowanie poniżej możliwości. I ten fakt tylko pokazuje jak dobrym jest piłkarzem – jeśli on ma gorszy dzień to wpływa to na całą drużynę. Natomiast gdy gra dobrze, tak jak z Evertonem, dodaje skrzydeł innym. W sobotę widzieliśmy Gerrarda takiego jakiego znamy. Gerrard skończony? Nigdy w życiu.
Oczywiście wciąż trzeba pamiętać, że w drużynie jest wiele nowych twarzy. Nie zaprezentowali jeszcze pełni możliwości w tym sezonie, ale na wyjeździe ze Spurs pokazali na co ich stać. Czuję, że w naszej grze jest mimo wszystko wiele pozytywów. Jeśli uda im się utrzymać wolę walki z soboty to w końcu przyjdzie też i jakość, a nasze występy będą już tylko lepsze.
Przed nami ciężki tydzień – wyjazd w Lidze Mistrzów do Bazylei, a potem wizyta dobrze grającego West Bromwich Albion na Anfield. Dwie wygrane w tych meczach z pewnością zdziałają wiele dobrego dla drużyny.
Lallana rozwija skrzydła
Nie ma lepszego spotkania na pierwszy dobry występ w drużynie niż derby. Lallanie udało się rozegrać świetny mecz w sobotę i musi być z niego zadowolony, zwłaszcza że po kontuzji musiał długo czekać na regularne występy. W ostatnich tygodniach wygląda lepiej z meczu an mecz. Z Evertonem był wszędzie, ciężko pracował, starał się grać do przodu i stwarzać sytuacje, pokazał świetne panowanie nad piłką.
Wszyscy wiemy, że to dobry piłkarz. W końcu nie bez powodu wydano na niego 25 milionów funtów. Gdy dojdzie do pełnej dyspozycji fizycznej i lepiej zgra się z partnerami z boiska powinien okazać się ogromnym wzmocnieniem dla klubu.
Bezbarwny Marković
O ile Lallana błyszczał w derbach, to drugi z naszych drogich nabytków znalazł się na przeciwnym biegunie. Lazar Marković dla wielu był zaskakującym wyborem do pierwszego składu i niestety młody Serb nie udowodnił, że była to dobra decyzja.
Jest mi szkoda tego chłopaka, wygląda w tym momencie na nieco zagubionego. Nie widać energii i pozytywów w jego grze. Nie można jednak wieszać na nim psów. Ma dopiero 20 lat, przyszedł do nowej ligi, znalazł się w nowym otoczeniu i w nowej drużynie. Jest młody więc minie sporo czasu zanim się do tego dostosuje.
Gdybym to ja był menedżerem, to dałbym mu odpocząć od gry od pierwszych minut przez kilka tygodni, niech popatrzy na wszystko z perspektywy ławki. Marković ma jeszcze mnóstwo czasu by pokazać pełnię swoich umiejętności.
John Aldridge
Komentarze (0)