Trzy kropki: Mecz z QPR
Po kuriozalnym spotkaniu w zachodnim Londynie gracze The Reds wrócili do Liverpoolu, choć w autobusie siedział zaledwie jeden z trzech strzelców bramek dla LFC. Co zatem w niedzielę dostrzegli nasi redaktorzy? Zapraszamy do lektury.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Hulus)
Pierwsza połowa to był jeden z najgorszych występów the Reds za Rodgersa. Na terenie ostatniej drużyny ligi Liverpool wyglądał jak amator, który przyjechał zmierzyć się z mistrzem. Na szczęście QPR potrafiło potwierdzić, dlaczego są na dnie tabeli i zmarnowało świetną okazję na pobicie faworyta. Do fatalnej gry defensywnej niestety jesteśmy przyzwyczajeni, ale tym razem osiągnęliśmy jeszcze gorszy poziom. Nie potrafiliśmy celnie wyprowadzić piłki od własnej bramki i agresywny pressing QPR działał niemal zawsze. W drugiej połowie gra uległa poprawie, ale brakowało płynności i kogoś, kto kończyłby akcje. Ostatnie minuty to już szaleństwo i wyścig o tytuł najgorszej defensywy weekendu, który mimo wszystko trafia do chłopaków w czerwonym. Tym razem wygrana to czysty przypadek i Rodgers mógł poczuć dużą ulgę po ostatnim gwizdku.
– O misji samobójczej obrońców QPR… (AirCanada)
Co tu dużo gdybać... Bez obrońców QPR ciężko byłoby Liverpoolowi wyjechać z pełną pulą z Loftus Road. Szczęście w tym spotkaniu było wręcz podwójne po stronie podopiecznych Brendana Rodgersa. Rzadko się bowiem zdarza, by drużyna zapisała na swoim koncie w jednym spotkaniu dwa samobóje. Otrzymaliśmy w Londynie dwa przedwczesne gwiazdkowe prezenty, jednak musimy liczyć na siebie, bo ponowna taka dawka piłkarskiego farta szybko może się nie nawinąć.
– O solidnym występie Emrego Cana… (Kinio25LFC)
Jeden z wielu nabytków Rodgersa dostał wreszcie szansę zagrania w meczu o stawkę. Umiejętności naszego defensywnego pomocnika przyszło sprawdzać rosłym chłopom z QPR jak Henry czy Zamora. Młody liverpoolczyk zazwyczaj wychodził z tych starć zwycięsko, umiejętnie balansując ciężarem gry, który wespół z Hendersonem i Gerrardem przenosił między atakowaniem a obroną. Can wypadł dobrze, a trzeba mu oddać, że ciągle uczy się trudnej, fizycznej angielskiej piłki. Jeśli ominą go kontuzje i Rodgers będzie na niego stawiał, powinniśmy mieć z niego wiele pożytku.
– O niezmienialnym Gerrardzie… (Kinio25LFC)
Stało się. Eksperyment o kryptonimie „Gerrard jako OP” doczekał się realizacji. Jak w pewnej piosence, eksperyment wykonany, lecz niestety nieudany. Nie można o grze kapitana powiedzieć niemal nic dobrego. Starał się, usiłował gonić piłkę, grać kombinacyjnie, ale ciągle mu nie szło. Zbity z tropu wycofał się ku środku pola gdzie błysnął kilkoma crossami. Gerrard jest na tej pozycji jak stara, poczciwa komórka z klawiaturą i aparatem 1 Mpx. Niby wielu zachwyca, przywołuje dobre wspomnienia, ale jej blask niknie w świecie wielofunkcyjnych smartfonów. Pora spojrzeć prawdzie w oczy: Gerro może grać albo na DP albo w imię dobra drużyny kisić się na ławce.
– O dającym powiew świeżości wejściu Coutinho… (Hulus)
W tym meczu zobaczyliśmy różnicę względem poprzedniego sezonu. Z ławki mógł wejść Coutinho, który odmienił wynik meczu. Nie jest tajemnicą, że to wybitny talent, ale jego występy w ostatnim czasie nie grzeszyły regularnością. Tym razem kilka jego dryblingów skończyło się stratami, kilka efektownych zadziałało, ale najważniejsze, że zaczęło cokolwiek iskrzyć w naszej ofensywie. Wszedł co prawda na ostatnie kilkadziesiąt minut, kiedy rywale zaczynali odczuwać trudy spotkania, ale wyróżniał się dynamiką. Najpierw świetnie wszedł w pole karne i błyskawicznie znalazł sobie pozycję do oddania strzału. Później dobrze znając możliwości Sterlinga wyprowadził kontrę, która dała wydawało się już niemożliwe zwycięstwo. Kto wie czy ten imponujący, krótki pokaz jego możliwości nie zagwarantuje mu miejsce w składzie na prestiżowy mecz z Realem. Na pewno dużo lepiej mieć tak wartościowych zawodników na ławce niż Mosesa czy Aspasa.
– O starciu z Mistrzem Europy… (AirCanada)
W zasadzie ten mecz może skończyć się w moim odczuciu każdym rezultatem. Od zwycięstwa gospodarzy, aż po triumf 10-krotnego klubowego mistrza Europy. Oczywiście faworytem w tej rywalizacji będą podopieczni Carla Ancelottiego i nie ulega to najmniejszym wątpliwościom. Gdybyśmy mieli tego Sturridge’a, nasze szanse automatycznie zwiększyłyby się o 20–30%. Nie ma jednak co załamywać rąk, tylko grać tym, co mamy. Porażka może znacznie skomplikować nam misję, która jest wyjście z tej grupy. Nie możemy sobie na to pozwolić. Wierzę w magię Anfield, fantastyczny doping i przede wszystkich naszych piłkarzy, którzy będą chcieli dać dobrą odpowiedź, po słabiuteńkim meczu z QPR. Mój nos wyczuwa remis. Ciekawe, co na to wróżka Sybilla?
Komentarze (2)