Trzy kropki: Mecz z Evertonem
Liverpool nie wykorzystał okazji do odrobienia punktów do kilku klubów znajdujących się w tabeli wyżej niż the Reds, zaledwie remisując 0:0 z Evertonem. Co zadecydowało o takim rozstrzygnięciu? Zapraszamy na „Trzy kropki”.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Olka1310)
Mówi się, że najprzyjemniejsze jest czekanie. W przypadku starcia na Goodison Park sprawdziło się to w stu procentach. Wszyscy czekaliśmy na przypisane meczom Liverpoolu z Evertonem wielkie emocje i na spektakularne pożegnanie z derbami Gerrarda, a dostaliśmy spotkanie tak porywające, że działało usypiająco lepiej niż chloroform. Zamiast kapitana na boisku wyróżniał się debiutujący w tej rangi potyczce Jordon Ibe, któremu tylko słupek przeszkodził w zdobyciu spektakularnego gola w pierwszej połowie. Począwszy od kontuzji Lucasa w okolicach piętnastej minuty, przez bombardowanie okolic bramki rywali ślepakami (aż 17 oddanych strzałów) i zerową skuteczność dośrodkowań, na grze na czas w końcowych minutach przy wyniku 0:0, skończywszy – oto opis najnudniejszych derbów, jakie pamiętam.
– O gorącej atmosferze na Goodison… (Ziaja)
Gorącą atmosfera na derbach panowała w pubach lub internecie i zapewne w niektórych domach, ale na pewno nie na Goodison. Tegoroczne derby były najsłabszymi derbami pod względem atmosfery, jakie oglądałem. Kibice Evertonu rzadko żywiołowo reagowali na to co się dzieje na boisku. Niestety atmosfera była bliska meczom towarzyskich, kilka gwizdów i przyśpiewek kibiców gości jak i gospodarzy, goręcej było tylko przez chwilę, kiedy w przepychankę przy linii bocznej wdało się kilku piłkarzy obu drużyn. Kibice wyraźne przyszli z zamiarem by dostosować się do poziomu piłkarzy i niestety tak też zrobili. Fani obu drużyny powinni wziąć przykład z kibiców naszego następnego rywala Tottenhamu, którzy to świetnym dopingiem nieśli swoją drużynę do zwycięstwa nad ich lokalnym rywalem. Szkoda tylko, że to przypadło na ostatnie derby Stevena, pozostaje mieć nadzieje, że w następnych meczach derbowych nie uświadczymy jak na derby iście piknikowej atmosfery i że będzie gorąco na trybunach jak i na boisku.
– O zbitym z pantałyku Sakho… (Licznerek)
Ostatnie tygodnie dla Sakho są bardzo udane – jego powrót do wyjściowego składu zbiegł się z początkiem serii ośmiu meczów bez porażki w lidze, jest on pewnym punktem defensywy, dla której coraz bardziej powszechnym wyczynem staje się zachowanie czystego konta, a na domiar dobrego komplementy w wywiadach prawi mu Rodgers, u którego do niedawna nie miał najwyższych notowań. Sobotnie derby Liverpoolu były dla Francuza pierwszymi, w których wziął udział jako czynny uczestnik wydarzeń piłkarskich. Był to zarazem jego jeden ze słabszych meczów w tym sezonie. Kiepsko wszedł w te spotkanie i popełniał błędy. Sakho jest zawodnikiem, którego bardzo rzadko można zobaczyć w sytuacji, gdy ratuje się długim wybiciem piłki. Nie panikuje i w każdej sytuacji szuka krótkiego podania. W tym meczu dwukrotnie mógł sprezentować bramkę gospodarzom, tracąc piłkę przy jej wyprowadzeniu w kluczowych sektorach boiska. Przy wysokim podejściu zawodników Evertonu, którzy odcięli mu możliwości krótkiego podania, Sakho wdawał się w dryblingi, co było nierozsądnym zachowaniem, ale emanowało też dużą pewnością siebie Francuza. Ostatecznie Liverpool znów zagrał na zero z tyłu, a nasz defensor, który w piątek będzie obchodził dwudzieste piąte urodziny, dostał dobrą lekcję na przyszłość. Wszakże każdemu może zdarzyć się słabszy występ.
– O nowym „ofensywnym obrońcy” LFC… (Licznerek)
Już w ostatnim meczu ligowym z West Ham Jordon Ibe dał próbkę swoich możliwości grając na prawym wahadle. Tym razem Rodgers wobec kłopotów zdrowotnych Lazara Markovicia postanowił dać 19-latkowi szansę występu od pierwszej minuty, a ten spłacił zaufanie, jakim go obdarzono i przez obserwatorów tego widowiska został wybrany najlepszym piłkarzem meczu. Świetnie czuł się z piłką przy nodze, dzięki świetnej technice nie miał problemów z radzeniem sobie pod presją. Jego wypady ofensywne były bardzo groźne, lubił ścinać z piłką do środka, a rywale mieli kłopot, by mu ją odebrać. Do pełni szczęścia zabrakło tylko tego, by piłka po jego atomowym strzale trafiła do bramki zamiast w słupek. Chociaż piłkarze Liverpoolu schodzili z boiska lekko rozczarowani, to młody Ibe mógł opuszczać Goodison Park z zadowoleniem. Tym występem zgłosił poważny akces do bycia pełnoprawnym członkiem pierwszej jedenastki, a nie tylko rezerwowym otrzymującym swoje szanse co jakiś czas.
– O czwartym ligowym czystym koncie z rzędu… (Olka1310)
O ile można powiedzieć, że w ostatnich spotkaniach cała defensywa Liverpoolu prezentuje się nad wyraz dobrze (najbardziej podoba mi się brak Lovrena), o tyle w derbach jej niekwestionowaną gwiazdą był nie tylko poprawnie wywiązujący się ze swoich obowiązków, ale też naprawiający błędy kolegów Martin Škrtel. Nie można zbyt wiele ujmować również Simonowi Mignoletowi, który coraz śmielej wychodzi z bramki i powoli zamykając usta krytykom. Absencja Lucasa w meczu z Tottenhamem spowodowana urazem pachwiny zwiastuje prawdopodobną modyfikację formacji defensywnej i zabranie z niej Emrego Cana. Patrząc jednak na poczynania wyżej wymienionej dwójki możemy być chyba spokojniejsi o postawę obrony Liverpoolu, choć odrobinę bardziej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Czytajcie: już nie każda lecąca w stronę bramki the Reds piłka powoduje u kibiców stan przedzawałowy.
– O wizycie drużyny Pochettino… (Ziaja)
Przyjeżdża na Anfield drużyna w fantastycznej formie i uskrzydlona wielkim zwycięstwem w derbach nad Arsenalem. Dwie bramki strzelił Harry Kane, który to zanotował już 22 trafienia do siatki we wszystkich rozgrywkach. Innym zawodnikiem na którego trzeba zwrócić uwagę, jest Christian Eriksen, Duńczyk jest najważniejszym piłkarzem w ekipie Tottenhamu, choć nie asystuje dużo (jedna asysta) to strzela bardzo ważne bramki dające punkty ekipie z White Hart Lane, aż 13 takich punktów wywalczył dla swojej drużyny utalentowany Duńczyk. Wydaje się, że drużyna Argentyńczyka ustabilizowała formę i przyjedzie na Anfield pewna swego. To będzie zupełnie inny mecz niż poprzednie trzy, które to wygrywał Liverpool strzelając w trzech spotkaniach aż 12 goli nie tracąc ani jednego. Myślę, że mecz może być podobny do spotkania sprzed dwóch sezonów który to Liverpool wygrał 3:2 po bardzo wyrównanym spotkaniu. Jeśli The Reds wygrają kolejne spotkanie, będzie to piąte zwycięstwo z rzędu nad Spursami i będzie to najdłuższa passa jaka przytrafiła się Liverpoolowi. Miejmy nadzieje, że tak się stanie.
Komentarze (0)