Trzy kropki: Mecz z Tottenhamem
Debiut nowego szkoleniowca, wysoka dyspozycja bramkarza, przeciętna pomocnika, aktualna sytuacja w gabinetach lekarskich w okolicy Anfield i Tatarzy – o tym wszystkim dowiecie się Państwo, jeśli tylko zapoznacie się z naszą tradycyjną kolumną po meczu ze Spurs. A zatem zapraszamy na „Trzy kropki”!
– O ogólnym przebiegu meczu… (Jetzu)
Mecz przebiegł chyba dokładnie tak, jak spodziewała się większość kibiców z Jürgenem Kloppem na czele. Fajerwerków nie było, chociaż dało się zauważyć zalążek tego, co do zespołu chce wprowadzić niemiecki szkoleniowiec. Drużyna dużo więcej biegała, atakowała wysokim pressingiem, a zawodnicy ofensywni wracali się bardzo głęboko do defensywy, gdy zaszła taka potrzeba. Najlepiej wyglądało to w ciągu pierwszych 30 minut, później z zawodników zeszła para i nie mieli już sił by atakować aż tak agresywnie. Liverpool miał swoje sytuacje na zdobycie bramki, najlepszej w pierwszej połowie nie wykorzystał Divock Origi, niestety widoczne były także dobrze znane nam błędy defensywne, po których Clinton N’Jie czy Harry Kane powinni dać gospodarzom zwycięstwo. W sobotę uratował nas Mignolet, ale jeśli chcemy zobaczyć wyraźną poprawę to Belg musi być używany znacznie rzadziej.
– O hiobowej pladze kontuzji… (PiotrekB)
Po przyjściu do Liverpoolu Jürgen Klopp otrzymał dwa prezenty powitalne: gorący entuzjazm ze strony kibiców oraz kontuzje trzech piłkarzy (praktycznie) na raz. Pierwsza z nich, choć najlżejsza i tak mocno zabolała zespół. The Reds desperacko potrzebowali mocy, którą Daniel Sturridge potrafi wnieść do gry drużyny, jego dynamiczność i przebojowość idealnie pasowałyby do wizji futbolu, którą chce zaszczepić Jürgen. Wszystko wskazywało na to, że linię ataku Liverpoolu poprowadzi Danny Ings, który cieszył się ostatnio znakomitą formą. Nie mogłem się doczekać aż Klopp wykorzysta niesłychaną waleczność byłego napastnika Burnley (czy tylko mi przypomina w tym Dirka Kuyta…?), ale nie było mi to dane. Ings doznał kontuzji kolana i może wrócić do gry nawet po dziewięciu miesiącach przerwy. Kolejnym ciosem stał się podobny uraz młodego Joego Gomeza. Utalentowanego obrońcę czeka dłuższa rehabilitacja, bolesna tym bardziej, że nowy menedżer będzie chciał przebudować defensywę, a przy słabszej formie Škrtela Joe mógł dostać szansę na swej naturalnej pozycji.
– O jeszcze nie-Gegenpressingu… (PiotrekB)
Przed meczem z Tottenhamem Klopp odbył zaledwie trzy treningi ze swoimi nowymi zawodnikami, ale jego wpływ na grę był widoczny gołym okiem. Przez pierwsze 25 minut spotkania byliśmy świadkami totalnego paraliżu zespołu Kogutów, który nie był w stanie wyprowadzić składnej akcji i popełniał błąd za błędem. The Reds doskakiwali do przeciwników, co chwilę przerywając swobodną wymianę piłki. Był moment, kiedy gracze Tottenhamu wyglądali na naprawdę przerażonych. Niestety po pewnym czasie górę wzięło zmęczenie, a nacisk znacząco osłabł. Najwyraźniej nowa ekipa Jürgena nie jest jeszcze w pełni przygotowana na taką jazdę. Ciągła gra do przodu po latach brendanowskiego dbania o posiadanie piłki była dla niektórych szokiem, ale możemy być pewni, że gdy Liverpool Kloppa nabierze prawdziwych kształtów, zespół będzie chodził jak dobrze naoliwiona niemiecka maszyna.
– O marnej dyspozycji Jamesa Milnera… (ManiacomLFC)
Nowy menedżer póki co nie zmienił ani pozycji ani roli sprowadzonego latem Jamesa Milnera. 29-letni Anglik spisuje się słabo zarówno jako środkowy pomocnik, jak i wicekapitan. Mimo doświadczenia zdobytego w Manchesterze City, nie potrafi wpłynąć na kolegów jak Steven Gerrard, Jamie Carragher czy nawet Jordan Henderson. Może jest w Liverpoolu zbyt krótko, żeby zjednać sobie szatnię, a może po prostu brakuje mu odpowiednich cech przywódczych. Brendan Rodgers obiecał Milnerowi również grę na pozycji środkowego pomocnika i póki co tego eksperymentu nie można uznać za udany. Nasz numer 7 w każdym meczu walczy za trzech, ale jego bieganie po całym boisku nie przekłada się na realne korzyści dla zespołu. Ponadto często notuje głupie straty w okolicach 30. metra od bramki. Widać również, na jakiej pozycji grał przedtem, ponieważ ciągle schodzi na prawe skrzydło. Emre Can był zbyt osamotniony w środku pola.
– O kilku świetnych paradach Mignoleta… (Jetzu)
Dużo mówi się w prasie czy w internecie, że Jürgen Klopp będzie być może już nawet zimą poszukiwał nowego bramkarza, jednak nawet Niemiec będzie miał problem posadzić Mignoleta, jeśli ten będzie bronił tak jak w spotkaniu ze Spurs. Reprezentant Belgii jest jedynym powodem, dla którego nie przegraliśmy tego spotkania pomimo usilnych starań Martina Škrtela, którego słabą dyspozycję raz za razem wykorzystywał czy to Kane czy Clinton. Mignolet standardowo już rządził i dzielił na linii, jednak w sobotę świetnie również radził sobie na przedpolu i nie bał się agresywnie wychodzić do piłek lecących w stronę jego bramki.
– O pojedynku z gośćmi z Tatarstanu… (ManiacomLFC)
Już w czwartek kolejne spotkanie w ramach Ligi Europy. Po dwóch kolejkach oba zespoły muszą wygrać, jeśli chcą poważnie powalczyć o awans. Zarówno Liverpool jak i Rubin Kazań są w dołku. Rosjanie dopiero co opuścili strefę spadkową Priemjer-Ligi, zdobywając 10 punktów w 12 kolejkach i raptem jedno oczko w Europie. Liverpool ma odrobinę lepsze statystyki, ale faworytem będzie z innych względów. Będzie to debiut Jürgena Kloppa na Anfield. To właśnie postać niemieckiego szkoleniowca ma dać drużynie impuls do przełamania się. Boss zapowiedział już, że jeżeli tylko Sturridge wyleczy w pełni kontuzję do czwartku, zagra od pierwszej minuty – daje to nadzieję na to, że Klopp nie potraktuje rozgrywek europejskich gorzej od krajowych. Ktokolwiek jednak nie wybiegnie na boisko – z pewnością będzie chciał dać Jürgenowi pierwsze zwycięstwo w nowych barwach.
Komentarze (0)