Trzy kropki: Mecz z Man City
Choć stawką meczu na Anfield nie było żadne trofeum, a „jedynie” trzy punkty, the Reds raz jeszcze potrafili zaskoczyć the Citizens aktywną, agresywną grą. W dzisiejszych „Trzech kropkach” najważniejsze punkty tego spotkania omawiają Jetrzu, ManiacomLFC i PiotrekB.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Jetzu)
Spotkanie od samego początku układało się po myśli Liverpoolu, który świetnie naciskał na pomocników i obrońców The Citizens, dzięki czemu od piłek odcięty został także Sergio Agüero. Jürgen Klopp zdecydował się dać odpocząć wracającym dopiero do pełni formy Coutinho i Sturridge’owi, a Alberto Moreno wreszcie stracił miejsce w składzie na rzecz Jona Flanagana i o ile przed meczem niektórzy kibice narzekali na skład, tak dwie godziny później wszyscy razem przyklasnęli niemieckiemu menadżerowi. Zastępujący pierwszą dwójkę Lallana i Origi nieustannie stwarzali nowe kłopoty dla obrońców City, a grający na prawej obronie Flanagan całkowicie zneutralizował w pierwszej połowie Raheema Sterlinga. The Reds zostawili za sobą smutek związany z niedzielną porażką i odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób, zaś występujący w niemalże identycznym składzie goście („wzmocnieni” powrotem do bramki Joego Harta, lecz osłabieni brakiem w środku pola młodszego z braci Touré) kompletnie nie wiedzieli jak sobie poradzić z naporem gospodarzy i mogli tylko się przyglądać, jak zawodnicy z Anfield świętowali kolejne trafienia.
– O pojedynkach Flanagan vs. Sterling… (ManiacomLFC)
Widząc nazwisko Flanagana obok Clyne’a w wyjściowej jedenastce spodziewałem się raczej występu wychowanka Liverpoolu na lewej stronie defensywy. On jednak dostał za zadanie pilnowanie Sterlinga i wywiązywał się dobrze z tej roli. Były zawodnik the Reds grał jednak tylko do przerwy, ponieważ później jego miejsce zajął Wilfried Bony. W pierwszej połowie Flanno nie był więc zbyt aktywny z przodu, ale za to skutecznie radził sobie z numerem 7 Manchesteru. Czasem musiał uciekać się do faulu, ale było to przyjmowane przez fanów na Anfield z aplauzem, co na pewno dodało pewności siebie obrońcy. Sterling zanotował trzeci słaby występ przeciwko the Reds w tym sezonie i tym razem była to zasługa Flanagana. Jon dał dodatkowo coś od siebie w ataku, ponieważ to jego świetne podanie rozpoczęło akcję na 2:0.
– O aktywnym pressingu… (Jetzu)
Nieustanny pressing był kluczowym elementem w obydwu efektownych zwycięstwach przeciwko The Citizens w tym sezonie. Ośmielę się nawet stwierdzić, że decyzja o wymianie Coutinho i Sturridge’a na Lallanę i Origiego była zbawienna dla środowego widowiska. Anglik nie jest ulubieńcem użytkowników tej strony, ale trudno się nie zgodzić z Kloppem, który po meczu stwierdził, że były kapitan Southampton w pressingu czuje się jak ryba w wodzie i jest do takiej gry stworzony. Lallana był w środę najlepszy na boisku, podczas gdy Divock Origi non stop wywierał presję na Kompanym i Otamendim. Dodajmy do tego zawsze dużo walczących Firmino, Cana, Hendersona czy Milnera i zaczyna to jakoś wyglądać. Przed Jürgenem Kloppem wiele ciężkich decyzji. Wiele mówiło się ostatnio o przydatności takich piłkarzy jak właśnie Lallana, jednak występem z City reprezentant Anglii pokazał, że nie składa broni i będzie walczył o swoją przyszłość na Anfield.
– O (nareszcie) efektywnym Lallanie… (PiotrekB)
Adam Lallana zagrał wczoraj najlepszy mecz, odkąd reprezentuje barwy Liverpoolu. Przepiękna bramka z dystansu otworzyła wynik spotkania, asysta pozwoliła dobić zdeprymowanych Obywateli, a w międzyczasie były gracz Southampton zaliczył trzy kluczowe podania i trzy dryblingi. Po jego występie z jednej strony wszyscy mamy powody do zadowolenia, z drugiej pozostaje poczucie niedosytu - Lallana dopiero po wielu miesiącach gry zaczął zyskiwać wymierny wpływ na zespół. Po jego transferze niemal wszyscy oczekiwali jakości połączonej z doświadczeniem pozwalającej na bycie jednym z liderów The Reds, a otrzymaliśmy kogoś, kto bardziej przeszkadza drużynie niż jej pomaga. W starciu z City nareszcie zobaczyliśmy starego gracza Świętych, który potrafi nie tylko statystować, ale też być pierwszoplanową postacią. Nie skreślajmy jeszcze Adama – oby pewność siebie, którą tak długo zbierał, nie rozpłynęła się w powietrzu ale pozwoliła mu realizować swój (wcale niemały) potencjał.
– O kolejce dziwnych wyników ligowych… (PiotrekB)
Możemy mówić o kolejce, w której faworyci masowo zawiedli pokładane w nich nadzieje. The Reds gładko pokonali Obywateli 3:0, mimo że trzy dni wcześniej strasznie męczyli się z nimi w długich 120 minutach finału Pucharu Ligi na Wembley. Arsenal przegrał u siebie z balansującą nad strefą spadkową Swansea – ta porażka boli Kanonierów tym bardziej, że w przypadku zwycięstwa nad Walijczykami zespół Wengera znalazłby się zaledwie punkt niżej od londyńskiego rywala, Tottenhamu. Idący jak burza Spurs przegrali swój mecz z West Hamem, czym przerwali świetną passę sześciu zwycięskich spotkań w Premier League. Choć porażka Southampton ze słabo radzącym sobie Bournemouth pozwoliła Liverpoolowi awansować na ósme miejsce to z perspektywy kibica The Reds można odczuć pewien niedosyt. Gdyby nie typowa dla Manchesteru United bramka w końcowych minutach meczu z Watfordem od zespołu Kloppa dzieliłyby ich zaledwie trzy punkty…
– O wizycie na Selhurst Park… (ManiacomLFC)
Crystal Palace miało świetny początek sezonu. W ostatnim czasie spisują się jednak poniżej oczekiwań, przegrywając większość swoich spotkań. Problem w tym, że Liverpool gra niestabilnie i dobre mecze przeplata słabymi. Ekipa Orłów również sprawiała nam w ostatnich latach problemy. Dość wspomnieć remis 3:3 w 2014 roku, który być może kosztował nas tytuł mistrza Anglii. The Reds na to spotkanie będą mogli skorzystać z Phillipe Coutinho i Daniela Sturridge’a, którzy odpoczywali w ostatnim meczu z Manchesterem City. Do składu po kontuzji wrócił też Dejan Lovren, więc to Liverpool będzie faworytem.
Komentarze (0)