Trzy kropki: Mecz z Villarrealem
Czwartkowy pojedynek był raczej spotkaniem przeznaczonym dla koneserów piłkarskiej taktyki niż spragnionych widowiska tłumów. Jakie zatem wnioski z tego meczu wyciągnęli nasi redakcyjni koledzy? Zapraszamy do lektury.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Poommaster)
Wczorajszy mecz przypomniał mi dosadnie, co oznacza gra w półfinale europejskich rozgrywek. Nie było to cukierkowe i cieszące oko spotkanie, ale mecz twardy, momentami brzydki, przez co gra piłkarzy sprawiała wrażenie niechlujnej. Mecz pełen zaangażowania i przede wszystkim chęci zwycięstwa obu stron.
Do 88. minuty obie drużyny, w momentach przerwy batalii w środkowych strefach boiska, miały po jednej klarownej sytuacji na zdobycie gola oraz po jednym trafieniu w słupek. Tuż przed końcem regulaminowego czas gry Alberto Moreno wykorzystał błąd piłkarzy Villarrealu, urwał się obrońcy i stanął w obliczu zdobycia gola. Kilka minut po tej akcji piłkarze Żółtej Łodzi Podwodnej rozpoczęli kontratak. Następuje długie i dokładnie podanie, które przelatuje nad głową Kolo Touré, a Adrián López dokończył formalności.
Przegraliśmy bitwę, ale jeszcze nie przegraliśmy wojny. Potrzebujemy piekła na Anfield.
– O kunktatorskiej postawie podopiecznych Kloppa… (Gall)
Spodziewałem się spotkania w takim tempie i szczerze mówiąc nie do końca rozumiem ludzi, którzy krytykują menedżera. Przypominam, że naprawdę straciliśmy ważnych zawodników przed samym spotkaniem, dodatkowo sytuacja z Sakho mogła trochę namieszać w głowach naszych zawodników. Plan zapewne był taki: nie stracić gola, strzelić i najlepiej nie przegrać. Niestety nic z tego nie wyszło, jednak mieliśmy swoje sytuacje, atakowaliśmy i chociaż nie zdarzało się za często okupować pola karnego, to na własnym stadionie powinno już być znacznie lepiej. Nie mówię, że będzie łatwiej, ale lepiej może być. Piłkarze nie grali na czas, bardziej chcieli wyczekać rywala, nie nadziać się na kontrę (a takowe były naprawdę groźne) i nie popełnić prostego błędu. Wszystko byłoby odpowiednio zrealizowane, gdyby nie strata bramki w końcówce. Przypominam, że wcześniej to my mogliśmy wyjść na prowadzenie, wcześniej Firmino zaliczył trafienie w słupek. Niewykorzystane sytuację lubią się mścić i tym razem to Liverpool poczuł gorzki smak tego piłkarskiego przysłowia. Z drugiej strony jednak kochamy europejskie wieczory na Anfield i wierzę, że za tydzień zobaczymy kolejny wielki mecz.
– O Sturridge’u przyspawanym do ławki… (PiotrekB)
Na asekuracyjna postawę the Reds mocno wpłynęła decyzja Kloppa, aby przez całe spotkanie pozostawić Daniela Sturridge’a na ławce rezerwowych. W kontekście meczu przegranego w ostatnich sekundach wydaje się to złą decyzją, jednak jeśli spojrzymy na cel jaki przyświecał bossowi – wzmocnienie pressingu w pierwszej linii i utrzymanie organizacji gry – można ten wybór w jakimś stopniu usprawiedliwić. Z drugiej strony, wpuszczenie Daniela w końcówce, kiedy zmęczenie mocno dawało się wszystkim we znaki, mogłoby przynieść więcej dobrego niz złego. Mimo ogromnych problemów zdrowotnych to nadal topowy napastnik mogący jednym zagraniem rozstrzygnąć losy spotkania. Miejmy nadzieję, że w rewanżu na Anfield zagra w wyjściowej jedenastce – ofensywa Liverpoolu potrzebuje go jak powietrza.
– O grze walijsko-brazylijskiego tandemu w środku pola… (Poommaster)
Tytaniczną pracę mieli do wykonania Joe Allen i Lucas Leiva. Leiva niczym ostatni bastion przed linią defensywy oraz zabezpieczenie dla środkowych obrońców, a Joe Allen desygnowany do siermiężnej pracy w środku pola i wspierania zawiązywanych akcji ofensywnych.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy Joe Allen odbił się od wyższych i cięższych od siebie piłkarzy Villarrealu (szczególnie od Érica Bailly’ego), ale ani razu nie ustawał w swoich działaniach. Nawet kiedy pod koniec spotkania skurcze wręcz ścięły go z murawy niczym jakaś tajemnicza siła, szybko się pozbierał i wrócił do wykonywania swoich obowiązków. Analogicznie Leiva, który swoją grą zapewniał wsparcie duetowi środkowych defensorów the Reds. Lucas ponownie pokusił się także o strzał z dystansu. O niebo lepszy niż w meczu z Evertonem.
Walijsko-brazylijski tandem wykonał ciężką i brudną robotę dla drużyny. Nie jestem największym fanem żadnego z nich, ale wywiązali się ze swoich obowiązków i na pewno nie w ich grze należy upatrywać przyczyn czwartkowej porażki.
– O diametralnej różnicy między 0:0 a 0:1… (Gall)
Tak jak wspomniałem wcześniej, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie stracona bramka w końcówce. Remis dawałby większe pole manewru, nie trzeba by obmyślać ryzykownego planu od początku drugiego spotkania. Los jednak chciał inaczej i na Anfield Road Liverpool będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę. Z każdą kolejną minutą będzie coraz bardziej nerwowo, mogą pojawić się błędy. Im szybciej Czerwoni strzelą bramkę, tym lepiej. Należy pamiętać jednak, że nawet w przypadku wyjścia na prowadzenie, trzeba będzie pilnować ofensywy rywala, bo co jak co, ale stracona bramka będzie gwoździem do trumny. Żółta łódź podwodna potrafi się dobrze bronić i doskonale o tym wiemy. Grunt to dobrze wejść w mecz, najlepiej dwiema bramkami i zapomnieć o tym co się wydarzyło na obiekcie przeciwnika. Dobrze byłoby też zapomnieć na moment o świetnym widowisku z BVB, bo myślenie o przeszłości jest naszym sporym problemem. Czas zadbać o dobrą przyszłość. I awansować do finału. Niestety, znowu trzeba będzie brać leki na uspokojenie.
– O wyjeździe w rodzinne rejony Joego Allena… (PiotrekB)
Następny mecz Liverpoolu to spotkanie ze Swansea City. Były zespół Joego Allena przez dłuższą cześć sezonu balansował na krawędzi walki o utrzymanie, a obecnie zajmuje dopiero 15. miejsce w tabeli. Choć w przeciągu 10 ostatnich meczów podopiecznym Francesco Guidolina udało się pokonać zarówno Arsenal jak i Chelsea nadal nie potrafią ustabilizować formy, czego przykładem są bolesne wyjazdowe porażki z Newcastle (0:3) oraz Leicester (0:4). Tymczasem the Reds mimo ostatniej ligowej wpadki ze Srokami nadal mają szanse na zakwalifikowanie sie do przyszłorocznej Ligi Europy. Przed Kloppem ponownie stanie wybór pomiędzy oszczędzeniem swoich piłkarzy przed zbliżającym się rewanżem z Villarrealem, który rozstrzygnie o dotarciu do finału, a wystawieniem pewniejszej jedenastki przeciwko Łabędziom. Oby podjął trafną decyzję.
Komentarze (0)