Johan Cruyff o grze na Anfield
Nowa autobiografia Johana Cruyffa wyjawia, że gra na Anfield przyprawiała Latającego Holendra o "gęsią skórkę" i sprawiła, że bardzo pragnął występować na angielskich boiskach.
Legendary Holender zmarł wcześniej w tym roku w wieku 68 lat, ale jego książka zatytułowana "My Turn", ukończona jeszcze w trakcie walki z rakiem płuc, została dopiero co wydana.
Doświadczenie Cruyffa na Anfield zostało oczywiście dobrze udokumentowane, a jego słynny cytat wciąż wisi na ścianie w Melwood, którego fragment brzmi:
Nie ma drugiego klubu z tak wyjątkową więzią łączącą go z kibicami. Siedziałem na stadionie i fani Liverpoolu spowodowali, że przeszyły mnie dreszcze. 40 000 ludzi zamieniło się w niepowstrzymaną siłę wspierającą ich zespół.
W nowej książce, wydanej przez jego syna Jordiego, Cruyff szerzej opowiada o swoich wrażeniach z Anfield, gdzie grał dwa razy - raz z Ajaxem i raz z Barceloną.
Jego pierwsza wizyta miała miejsce w grudniu 1966 roku, tydzień po wygranej Ajaxu 5:1 z the Reds w słynnym "meczu we mgle" w Amsterdamie, gdzie większość fanów nie widziała boiskowych wydarzeń.
Cruyff strzelił jedną bramkę w Amsterdamie i dwie podczas pamiętnej nocy na Anfield tydzień później.
Johan Cruyff w barwach Ajaxu pokonuje Tommy'ego Lawrence'a na Anfield w 1966
Cruyff wspomina tę historię w swojej książce:
Po zdobyciu tytułu w moim pierwszym sezonie mieliśmy zagrać z Liverpoolem w drugiej rundzie Pucharu Europy w sezonie 1966/1967. W tamtych latach Liverpool nie tylko był najlepszym klubem w Anglii, ale także jedną z najsilniejszych drużyn na świecie. Wciąż pamiętam praktycznie wszystko z legendarnego "meczu we mgle" w Amsterdamie i rewanżu na Anfield. Pamiętam że Anglia dopiero co wygrała Mistrzostwa Świata, wszyscy więc o tym mówili. W drużynie Liverpoolu grali zawodnicy tacy jak Ron Yeats, Ian St John, Tommy Lawrence i Peter Thompson, dobrzy piłkarze o których wszyscy słyszeli.
Wszyscy mówili że przegramy, ale do przerwy prowadziliśmy 4:0. Mecz o mało co nie został przełożony z powodu dużej mgły. Mistrzom Anglii brakowało słów. W Amsterdamie skończyło się 5:1 i do dzisiaj pamiętam jak Bill Shankly mówił, że to szalony rezultat i w Liverpoolu będzie 7:0.
Tydzień później stałem na murawie Anfield z gęsią skórką - nie dlatego że bałem się naszych rywali, ale z powodu panującej tam atmosfery. Ogromna trybuna the Kop była wypełniona najbardziej fanatycznymi kibicami i wszyscy śpiewali. Anfield było niesamowicie imponujące. Byłem zachwycony przez pełne 90 minut i zagraliśmy świetny mecz. Skończyło się remisem 2:2, ale w pełni kontrolowaliśmy spotkanie.
Tamtego wieczora angielska piłka skradła moje serce. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego - takiej pasji dla tej gry i jak bardzo fani chcieli żeby ich drużyna wygrała. Pomyślałem sobie, że pewnego dnia chciałbym grać w Anglii. Niestety moje marzenie się nie spełniło, ponieważ w tamtych czasach granice były jeszcze zamknięte dla graczy z innych krajów. Do dzisiaj jestem tym okropnie zawiedziony.
Cruyff zagrał na Anfield po raz kolejny dziesięć lat później w meczu rewanżowym półfinału Pucharu UEFA. Tym razem nawet jego geniusz nie pomógł Katalończykom, którzy zremisowali 1:1 i odpadli za sprawą gola Johna Toshacka z pierwszego spotkania na Camp Nou. The Reds ostatecznie zdobyli Puchar UEFA pokonując w finałowym dwumeczu Club Brugge.
Komentarze (0)