Trzy kropki: Mecz z Crystal Palace
Za nami kolejny „nudny mecz” w wykonaniu chłopców Jürgena Kloppa, więc raz jeszcze mamy przyjemność zaprezentować państwu kolejnej edycji redakcyjnych „Trzech kropek”. Dziś do pióra/klawiatury usiedli redaktorzy Gall, Hulus i Mleko.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Hulus)
O ile wynik nie wywołuje przesadnego zdziwienia, to sposób w jaki został on osiągnięty już tak. Cztery z sześciu bramek strzelonych głową na stadionie Crystal Palace to jeszcze nic nowego, ale jeżeli dwie z nich strzela Liverpool po rzutach rożnych to robi się dziwnie, a pamiętać należy o jeszcze jednym strzale głową Coutinho, który wylądował na słupku. To było przedziwne spotkanie, w którym długo the Reds nie mogli wyjść na komfortowe, dwubramkowe prowadzenie. Ekipa Pardew wracała do gry dwukrotnie, chociaż nawet nie stworzyła sobie tylu sytuacji. Tymczasem Liverpool przy lepszej skuteczności mógł zamknąć licznik bramek w okolicach ośmiu i zasłużenie wracał z Londynu z kompletem punktów.
– O Lovrenie i jego dniu pełnym wrażeń… (Gall)
Od razu przypomniał mi się pamiętny mecz Jonjo Shelveya, kiedy raz podawał naszym a innym razem ratował swoich kolegów. Na szczęście tym razem udało się zdobyć komplet punktów. Trzeba jednak powiedzieć, że Crystal Palace przy odrobinie szczęścia mogło powtórzyć wyczyn Łabędzi i walczyć o remis. Mniejsza. Dejana można winić za kiks przy stracie pierwszej bramki, ale do końca sezonu będą trwały dyskusje kto zawinił bardziej, on czy Karius. Koniec końców to Chorwat potrafił się zrehabilitować strzelając bramkę po… rzucie rożnym (toż to cud!). Prawda jest taka, że za kadencji Kloppa nasz stoper znacznie się poprawił i znacząco zyskał na pewności siebie, więc ten jeden błąd nie eliminuje go z gry w pierwszej drużynie, no chyba, że nasz menago ma jakiś inny tajny plan na środek obrony. Wydaje mi się jednak, że nie ma co wieszać psów na Dejanie, momentami potrafił dobrze odebrać piłkę, rozegrać, zwolnić tempo. Gdybyśmy przegrali, to bym go wywalił ze składu, ale że wygraliśmy? Niech gra dalej. Przecież i tak ciała dał bramkarz.
– O powrocie Alberto Moreno do pierwszego składu… (Hulus)
Przy braku gry w europejskich pucharach rezerwowi zawodnicy muszą wykorzystywać każdą chwilę, jaka trafi im się na grę. Alberto zyskał na chorobie Milnera i odwdzięczył się dobrym występem. Był bardzo zaangażowany w ofensywie, co przyniosło wymierne korzyści. Asystował Canowi, sam uderzył w słupek a na spółkę z wybitnym tego dnia Coutinho terroryzowali obronę Palace po lewej stronie. Widać było po Moreno, że podjął walkę i zrobił naprawdę sporo by odzyskać miejsce w składzie. Zapewne to jeszcze nie wystarczy na zastąpienie pana uniwersalność, ale dał Kloppowi powód by o nim pamiętał.
– O kolejnym pracowitym meczu obrony rywali LFC… (Mleko)
Jednym z moich ulubionych stwierdzeń Jürgena Kloppa jest to, w którym mówi, że chce aby jego zespół grał heavy metal. Niemiec nie rzuca słów na wiatr o czym najlepiej świadczy liczba stwarzanych sytuacji przez drużynę z Anfield. Recepta na sukces wydaje się prosta. Jak wygrać mecz? Strzelić więcej bramek. Jak to zrobić? Kreować, kreować i jeszcze raz kreować… W którymś momencie piłka znajdzie drogę do siatki. Oglądanie poczynań Liverpoolu sprawia olbrzymią przyjemność, a sam zespół nabiera rozpędu oraz wiary w swoją siłę. Ręce same składają się do oklasków, patrząc na akcje Coutinho, Firmino, Mané, Lallany czy wielu innych. Miejmy nadzieję, że ta dobrze naoliwiona maszynka do strzelania goli się nie zatnie.
– O ścisku w czołówce tabeli Premier League… (Gall)
Każdy z nas to uwielbia. Ten widok, kiedy jesteśmy na szczycie tabeli. Co prawda bilans bramek przeszkadza nam w tym, aby znaleźć się na samej górze, ale póki co wygląda to naprawdę obiecująco. Zwłaszcza, że wkraczamy w fazę meczów z ekipami znacznie gorszymi od nas. Musimy patrzeć na siebie, nie oglądać się na innych i nie popełniać błędów z przeszłości. Zapewne gdzieś się potkniemy, ale przy dobrych wiatrach możemy do końca roku zdobyć naprawdę dużo punktów. Grunt to pokonać Watford, So’ton, Sunderland. Tych spotkań obawiam się najbardziej, bo raz, że zawsze może wydarzyć się coś dziwnego (chociaż można by twierdzić, że stabilizacja dotarła i na Anfield) a dwa, że rywale zaczną się rozkręcać i każdy będzie powoli chciał uciekać. Cieszy na pewno fakt, że ekipy z czwartego i piątego miejsca odsuwają się od szczytu tabeli. Im więcej zdobędziemy punktów, tym mniej będą nas martwić inne drużyny. I myślą przewodnią powinno być wygrywanie następnego meczu. Niezależnie z kim gramy. Chyba każdy z nas marzy o mistrzostwie? Szansę jak widać są, balonik jest stale pompowany. Szkoda byłoby go przebić już w listopadzie.
– O następnym meczu ligowym z Watordem… (Mleko)
Wyścig o tytuł mistrza rozgorzał na dobre, pytanie kto pierwszy odłączy się od prowadzącego peletonu i zdecyduje na samotny rajd. Liverpool imponuje w tym sezonie formą i wydaje się, że nie ma innej możliwości jak zdobycie kolejnych trzech punktów. Następny przeciwnik the Reds bardzo udanie radzi sobie w Premier League i z 15 punktami na koncie zajmuje siódme miejsce w tabeli. Choć Watford nie jest rywalem z najwyższej półki, trzeba pamiętać jak nieprzewidywalny potrafi być brytyjski futbol. Podopiecznych Kloppa czeka zatem kolejny ciężki mecz, w którym cel jest tylko jeden. Początek spotkania w najbliższą niedzielę, o 15.15 czasu polskiego.
Komentarze (5)
Też uwielbiam to stwierdzenie, choć przyznam, że na początku myślałem, że Jorgusiowi chodzi coś w stylu Scorpions, Helloween, Accept ale nie, Kloppo wystawił potężne działo jak Sodom, Destuction, Kreator czy Rammstein
Dawaj czadu Jurgen, jesteśmy głodni twoich sukcesów!!!
"Musimy przestać wątpić, a zacząć wierzyć" .. od tego czasu doping na trybunach znacznie sie poprawił ;)
A tak swoją drogą to czuje po kosciach ze zmasakrujemy watford ;)
Mnie najbardziej bolala porazka z Chelsea w lm gdy Babel strzelil w dogrywce.. poplakalem sie a tylko ludzie sie zlecieli co sie dzieje.. a moj brat ktory jest za Chelsea jeszcze bezczelnie sie przedemna cieszyl..
Cóż, znamy smak porazki.. kiedys musi przyjsc ten upragniony sukces.. nie mowie glosno ze mistrzostwo jest nasze ale mowie glosno ze wierze że możemy zdobyć mistrzostwo.. sam odkad Klopp przyszedl do LFC spiewam YNWA z kibicami podczas meczu.. moze to i glupie bo robie to przed komputerem ale jestem dumny z bycia czescia tego czegos.. zycze tego tobie, sobie i wszystkim kibicom Liverpoolu żebyśmy wrócili na szczyt, żebyśmy sięgneli pieprzonego Mount Everestu futbolu.
Towarzysze, Czerwoni bracia i siostry, nie lękajcie się na zapas!
;)
A tak na serio, skoro mówimy od serca, to nadzieja jest wyryta w sercu każdego prawdziwego fana Liverpoolu. Walk on, with HOPE in your heart to nie jest przecież pusty slogan, to jest własnie the way of life wszystkich czerwono-krwistych. Bez porażki nie było by zwycięstwa, i to własnie ryzyko porażki sprawia, ze smak zwycięstwa smakuje tak wybornie!
Po dziesięciu kolejkach tego sezonu moja nadzieja plonie jak stodoła i tak generalnie mam wyjebane na porażkę :) Wszystko już przerabialiśmy, co cie nie zabije to cie wzmocni, porazki hartuja tylek najwyżej znowu poboli i przestanie, po 20 latach posuchy wszyscy powinniśmy już mieć dupska z granitu heh, a że boli? No niestety, musi bolec, inaczej byłbyś różowy a nie czerwony, albo w ogóle niebieski:d
Jest dobrze, a to jeszcze nie jest efekt końcowy. Jeśli chodzi o mnie to połączenie Liverpoolu i heavy metalu to idealny mix :) Przyszlosc rysuje się mi w czerwonych barwach.