Klopp prekursorem nowego stylu
Liverpool zapewnił sobie miejsce w finale Ligi Mistrzów w bezprecedensowym stylu. Na szczególne słowa uznania zasługuje Jürgen Klopp za swoje ofensywne podejście do futbolu.
To brzmi jak wynik po dwóch kwartach meczu koszykówki: 47-46. Liczby te mają jednak na Anfield swoje znaczenie - obrazują pewną transformację zarówno zespołu, jak i klubu.
W sezonie 2011/2012 Liverpool zdobył zaledwie 47 goli w Premier League, natomiast w obecnej edycji Ligi Mistrzów The Reds zdobyli już 46 goli, a przed nimi wciąż jeszcze finał do rozegrania. Nawet jeśli odejmiemy od tego dorobku bramki zdobyte w kwalifikacjach, Liverpool w rozgrywkach Ligi Mistrzów zdobył 40 bramek, co i tak jest wynikiem lepszym od jakiejkolwiek angielskiej drużyny o osiem goli.
To pokazuje aprobatę drużyny dla pewnego etosu. Połączenie przywiązania Jürgena Kloppa do gry w ataku i doskonałego w tym aspekcie zespołu napędza grę całego Liverpoolu. To z tego powodu Roma jako pierwsza drużyna w historii Ligi Mistrzów odpadła w półfinale, mimo że zdołała strzelić sześć goli.
Skłonność Liverpoolu do strzelania podczas swoich zawrotnych zrywów - dwa gole w pięć minut przeciwko Porto, trzy w 19 minut na Anfield przeciwko Manchesterowi City, czy pięć niezwykłych bramek w ciągu 34 minut przeciwko Romie - jest w równym stopniu ekscytująca, co efektywna.
Okazuje się, że może być także innowacyjna. Prawdziwy test przyjdzie z czasem, jednak możliwe, że Klopp znalazł zupełnie nowy sposób na podbicie Ligi Mistrzów.
Liverpool nie stoi w szeregu z finalistami rozgrywek z ostatnich lat. Każdego z nich można zaszufladkować do jednej z dwóch kategorii (czasem do dwóch jednocześnie): kluby z pierwszej kategorii to te najsilniejsze i najbogatsze na kontynencie z uznawanymi za wyróżniających się zawodnikami, natomiast drugą kategorię tworzą zespoły ze świetną obroną, często korzystające na swoim defensywnym usposobieniu.
Spójrzmy na pięciu pozostałych finalistów przewijających się od 2014 roku. Real Madryt, Barcelona, czy Bayern Monachium dochodząc do finału były europejskimi potęgami, które oderwały się od całej reszty stawki. Atletico Madryt i Juventus Turyn to z kolei zespoły, które w danym momencie posiadały prawdopodobnie najlepsze na kontynencie linie defensywy; pierwsza z nich dowodzona zza linii bocznej przez zdeterminowanego Diego Simeone, druga zaś z zaprawionym w bojach Buffonem w bramce, złożona ze słynnego tercetu BBC, który współtworzyli Leonardo Bonucci, Andrea Barzagli i Giorgio Chiellini.
Teraz wszyscy będą mówić o szansach na zdobycie Złotej Piłki przez Mohameda Salaha, szczególnie jeśli ten strzeli w Kijowie, a Liverpool wygra. Trzeba jednak pamiętać, że jeszcze dziesięć miesięcy temu, zanim Egipcjanin wraz z Sadio Mané i Roberto Firmino zaaplikowali przeciwnikom 90 goli w tym sezonie, nikt nie mówił o trio z Liverpoolu jak o najpotężniejszej linii ataku.
Z całym szacunkiem do pozostałych ośmiu zawodników, choć wielu przerosło oczekiwania, albo prezentowało się powyżej swego normalnego poziomu - najlepszy przykład to James Milner, który zdobył najwięcej asyst w jednym sezonie Ligi Mistrzów - prawdopodobnie nadal nie są jak galacticos.
Dużą poprawę w grze klub zanotował wraz z przyjściem Van Dijka. Po jego przyjściu w pierwszych 440 minutach rundy play-off Liverpool stracił tylko jedną bramkę i można było przypuszczać, że zobaczymy kopię stylu Chelsea Roberto Di Matteo, który w 2012 roku odniósł ze swoim klubem niespodziewany sukces; jednak obrona Częstochowy i gol do szatni to nie jest styl Kloppa.
W ogóle ciężko jest znaleźć drużynę, która przypominałaby Liverpool Kloppa, nawet wybiegając daleko w przeszłość. Być może Bayer Leverkusen z 2002 roku, albo bramkostrzelne Monaco z 2004 roku byłyby dobrymi odpowiednikami. Prawdopodobnie z oczywistych powodów najbardziej zbliżony styl prezentowała Borussia Dortmund Kloppa w sezonie 2012/2013, choć wciąż to nie ta siła.
Drużyny, które docierając do finału Ligi Mistrzów prawdopodobnie osiągnęły wynik ponad stan - Inter w 2010, Porto w 2004, czy Arsenal w 2006 - sugerują budowę drużyny od formacji defensywnych. Liverpool Rafy Beniteza również był zbudowany w ten sposób, nawet jeśli solidność łączył ze szczyptą romantyzmu i zamiłowania do bycia nieprzewidywalnym, które pokazał w dniu 'ocalenia'.
Jednak spróbujmy znaleźć inną drużynę, która była tak skoncentrowana na grze do przodu, tak nieustraszona i doszła tak daleko jak dzisiejszy Liverpool. Nasuwa się Paris Saint-Germain, którego piłkarze zdobyli wprawdzie najwięcej goli w rundzie grupowej, jednak gdy przyszło im zmierzyć się z drużyną z absolutnego topu odpadli z rozgrywek i to już w pierwszej rundzie etapu pucharowego.
W przeciwieństwie do pozostałych zespołów Liverpool w pewnym sensie przetarł szlak do Kijowa. Filozofia zespołu była wystarczająco szalona by pokusić się o porównanie jej do stylu kamikadze, z tym wyjątkiem, że nie okazała się brzemienna w skutkach. Liverpool rozkwitał, podczas gdy futbolowi pragmatycy mieli problemy; The Reds wygrali z ortodoksyjnym futbolem (najprawdopodobniej wynikiem 7-6).
Manchester United, często przedstawiany jako główny przeciwnik Liverpoolu, faktycznie chyba jest zupełnym przeciwieństwem; wystarczy wziąć pod uwagę to, jak piłkarze United byli sparaliżowani przez ostrożność w spotkaniu z Sevillą, którym zakończyli swój udział w Lidze Mistrzów na ćwierćfinałach i zrobili to w rozczarowującym stylu.
Drużyna z Manchesteru prawie nie strzelała na wyjeździe, podczas gdy Liverpool potrafił wygrać w Portugalii z Porto 5-0. To sprawiło, że futbol Mourinho wygląda dziś przestarzale, jakby Portugalczyk został w roku 2000, podczas gdy Klopp dominuje ze swoim pozytywnym stylem rodem z roku 2010.
To sprawia, że pojawiają się pytania o to, czy dziedzictwo Kloppa rozciągnie się daleko poza Anfield, być może nawet na całą Europę. Może do tego dojść, jeśli jego styl stanie się miłą dla oka anomalią i znajdzie swoich naśladowców - ludzi, którzy będą ślepo wierzyć w nastawienia ofensywne i małpować podejście Kloppa. To mogłoby zmienić spojrzenie ludzi na futbol i pokazać, że nawet najmocniejsze drużyny są wrażliwe na zmasowany atak.
Teorię o unikalności Liverpoolu Kloppa potwierdzają również statystyki. Pierwszy gol Firmino w meczu z Romą sprawił, że obecna kampania Ligi Mistrzów obfituje w bramki jak żadna wcześniej; nawet jeśli w finale padnie bezbramkowy remis, piłkarze The Reds na pewno zakończą ten rok w europejskich rozgrywkach ze średnią trzech goli na mecz.
Oczywiście przyczyniły się do tego w dużej mierze spotkania rundy grupowej ze słabszymi drużynami, w których to Liverpool zagrał bardzo ochoczo, o czym świadczą wyniki osiągnięte ze Spartakiem Moskwa oraz Mariborem. Jednak ważniejsza jest liczba goli zaaplikowanych mocniejszym drużynom: pięć bramek w meczach z Sevillą, Porto i City, czy siedem bramek strzelonych Romie.
Niezależnie od tego, czy Liverpool wygra finał Ligi Mistrzów, czy nie, The Reds pokazali innym zespołom, które nie mają ani największego budżetu, ani najlepszych piłkarzy, że można osiągnąć coś w inny sposób.
Jako że metody dające sukces często są naśladowane, możliwe że niebawem zobaczymy wierne kopie Kloppa, czy może raczej 'Kloppie', które zaszczepią w swoich drużynach tą samą pasję do żywiołowych ataków.
To jedyna metoda, żeby zburzyć ustalony w piłkarskiej Europie porządek.
Komentarze (0)