Klopp: Zagramy w stylu Liverpoolu
Jürgen Klopp przyznał, że będzie wymagał od swoich zawodników gry "w stylu LFC" gdy The Reds zmierzą się w finale Ligi Mistrzów z Tottenhamem Hotspur.
Przed piłkarzami Kloppa drugi z rzędu występ w najważniejszym dla europejskiej piłki meczu - 1 czerwca na Estadio Metropolitano w Madrycie. Miejsce w finale The Reds zapewnili sobie jednym z najwspanialszych występów w historii Liverpoolu, wygrywając 4:0 z FC Barceloną na Anfield by odrobić trzybramkową stratę w półfinale.
To osiągnięcie było najlepszym podsumowaniem pracy wykonanej w klubie przez Kloppa. Drużyna grała energicznie, z poświęceniem i pokazała świetne umiejętności. Połączenie tych cech sprawiło, że rywale nie byli w stanie ich powstrzymać.
Menedżer Liverpoolu nie widzi powodu by zmieniać podejście przed finałem i wierzy, że mecz z rywalem z Premier League nie ma żadnego wpływu na to, jak przygotowują się do spotkania.
- Znamy się wzajemnie całkiem dobrze i to tyle - powiedział Klopp w rozmowie z UEFA spytany o to, czy mecz ze znanym przeciwnikiem różni się czymś od spotkania z Realem Madryt rok temu. - Nic ponad to. To finał, mamy rywala i musimy się do niego przygotować, znaleźć ich silne i słabe strony, to trzeba zrobić. Nie ma więc żadnej różnicy.
- Nie ma łatwych spotkań. W Lidze Mistrzów mecze nie są łatwe więc dlaczego finał miałby być łatwy? Zdecydowanie nie. Do tej pory wykorzystywaliśmy swoje doświadczenie w kluczowych momentach, przez cały sezon. To musimy zrobić. Musimy grać w piłkę, z której jesteśmy znani. Musimy grać w stylu LFC. Taki jest plan, ale nawet wtedy to będzie ciężki mecz. Ale inne mecze również były ciężkie.
- Już to wiemy więc dlaczego mielibyśmy o tym myśleć? Jeśli gramy na swoim najwyższym poziomie to rywalom jest ciężko, ale wiemy że z Tottenhamem jest tak samo.
Mecz w Madrycie będzie trzecim finałem Ligi Mistrzów w menedżerskiej karierze Kloppa. W 2013 roku Borussia Dortmund Niemca nieznacznie uległa Bayernowi Monachium.
Moc Anfield po raz kolejny stała się znakiem rozpoznawczym europejskiej kampanii Liverpoolu. Wygrali z Paris Saint-Germain, Crveną Zvezdą, Napoli i FC Porto, a także dokonali cudu w meczu z Barceloną.
Lepsze wyniki na wyjazdach również były kluczowe i menedżer przyznał, że wygrana 3:1 na Allianz Arena z Bayernem była jednym z najlepszych dowodów na postępy dokonane przez drużynę.
- W Niemczech mamy powiedzenie "wszystkie dobre rzeczy chodzą trójkami" - powiedział Klopp. - W Mainz dwa razy nie udało nam się awansować. Awansowaliśmy w trzecim sezonie. Mam nadzieję, że powtórzy się to też w Lidze Mistrzów. Szczerze mówiąc myślę, że to całkiem fajne.
- To czwarty europejski finał dla mnie (wliczając Ligę Europy w 2016), to fajne. Miałem dobre drużyny i zawodnicy grali ponad swoje możliwości by do nich dojść. Przez te lata na Anfield wyeliminowaliśmy z pucharów mocne drużyny, jak chociażby Borussia Dortmund.
- W zeszłym sezonie Anfield pomogło nam wyeliminować z Ligi Mistrzów silny Manchester City. W tym roku dzięki Anfield pokonaliśmy Barcelonę, oczywiście wygraliśmy też z Bayernem. Osiągnęliśmy to wszystko wspólnymi siłami.
- Anfield to dla nas kluczowy czynnik w europejskich pucharach, ale słowa uznania należą się też chłopakom, graliśmy świetną piłkę. Mecz z Bayernem Monachium na Allianz był naszym najlepszym wyjazdowym meczem w europejskich pucharach. Świetnie patrzy się na takie postępy. Jesteśmy coraz bardziej dominujący. To był dla nas świetny sezon.
Od października 2015 roku Klopp czyni nieustanne postępy z The Reds. Awans do finału Pucharu Ligi i Ligi Europy w pierwszym sezonie, następnie miejsce w czwórce Premier League i awans do finału Ligi Mistrzów w zeszłym roku.
W tym sezonie powrót do europejskiej elity przyszedł równocześnie z niesamowitą walką o mistrzostwo, którą Liverpool przegrał o punkt z 97 na koncie.
Klopp stwierdził, że zawodnicy zaakceptowali jego filozofię w pierwszym tygodniu po jego zatrudnieniu, ale jej stopniowe wdrożenie wymagało ostrożności i czasu. Bez względu na to, co stanie się w Madrycie, nie jest to też koniec tego procesu.
- Myślę, ze piłkarze po pięciu dniach wiedzieli już jakie są moje pomysły. Było jasne, że znają mnie i znają Dortmund. Dlatego wszystko było jasne, wiedzieli jak chcemy grać, ale nie mogliśmy rzucić wszystkiego na jedną kartę od początku. Musieliśmy wykorzystać umiejętności zawodników, dodać im pewności siebie by uwierzyli, że są właściwymi zawodnikami dla Liverpoolu.
- Oczywiście taka przemiana wymaga czasu, nie od razu widać to na boisku. Nie wiem ile czasu to zajęło, ale z pewnością trochę czasu było potrzebne. W pierwszym roku awansowaliśmy do finału Ligi Europy i Pucharu Ligi. Przegraliśmy oba, ale to był bardzo wyczerpujący sezon. W drugim sezonie awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, w trzecim doszliśmy do jej finału, w czwartym znów w nim jesteśmy.
- Rozwój zawodników, których już mieliśmy, bardzo nam pomógł. Oczywiście nie zapominamy o nowych nabytkach. Alisson i Virgil, dla przykładu, mieli największy wpływ ponieważ grali w prawie każdym meczu. Również zawodnicy tacy jak Fabinho i Shaqiri byli bardzo ważną częścią drużyny. Oni jednak nie są jeszcze w najlepszej dyspozycji, ale zrobili odpowiednie kroki w kierunku rozwoju. Nasza przygoda jeszcze się nie zakończyła, dla nikogo.
- Czujemy, że jesteśmy dopiero na początku drogi i jeszcze wiele przed nami.
Komentarze (6)
W finale musimy zagrać jak u siebie i liczę na to że kibice dopiszą i doping będzie słychać tylko nasz.
Cena Zvezda i Napoli dawno za pasem. Przez ten czas trochę się poprawiła kwestia meczy wyjazdowych. Mecz z Barca na Camp Nou też bym zaliczył do tych dobrych, ba, mówią niektórzy a nawet chyba sam Klopp że to bodajże jeden z najlepszych meczy wyjazdowych w naszym wykonaniu. Finał w Kijowie też był niezły i graliśmy naprawdę dobrze w ataku i obronie nie licząc tych oczywistych gaf Kariusa to wynik tak jakby był 1:1. Mecze wyjazdowe w PL akurat nieźle wyglądały i z meczy z zespołami z Top 6 tylko z City przegraliśmy. Będzie dobrze. Tak myślę.