Konaté: Musimy wygrywać w każdym meczu
Ibrahima Konaté zaliczył do tej pory 19 występów we wszystkich rozgrywkach dla Liverpoolu, odkąd dołączył do klubu z RB Lipsk zeszłego lata - 16 spośród tych spotkań Francuz zaczynał w pierwszym składzie i do tej pory nie zaznał goryczy porażki.
Młody stoper z pewnością będzie chciał podtrzymać tę passę przez najbliższe dwa miesiące, w których podopieczni Kloppa będą konkurować o zwycięstwo w Premier League, Lidze Mistrzów i Pucharze Anglii.
- Dobrze wiedzieć! - mówił zawodnik o swoim bezbłędnym początku przygody na Anfield w ostatnim oficjalnym programie meczowym.
- Wydaje mi się, że swój ostatni mecz w pierwszym składzie przegrałem jeszcze grając w Lipsku. To był mecz Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain w listopadzie 2020 roku. Wiem też, że swój ostatni mecz w lidze, w którym wystąpiłem od pierwszej minuty, przegrałem 19 stycznia 2019 roku z Dortmundem!
- To ładna statystyka, ale to oczywiście nie moja zasługa, tylko drużyny.
Zapytany o to, czy Liverpool powinien w tym kluczowym okresie sezonu nałożyć na siebie presję wygrania w każdym kolejnym meczu, Konaté stwierdził:
- Owszem, musimy tak do tego podchodzić.
- Podejście pt. "Zobaczymy, jak będzie" z pewnością nie jest najlepsze. Musimy myśleć, że po prostu trzeba wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać, jeśli chcemy mieć szansę na zdobycie kolejnych trofeów. Podchodząc do sytuacji z takim nastawieniem, będziemy bardziej skupieni.
- Musimy tak myśleć, bo dysponujemy niewiarygodnym zespołem, a jeśli będziemy trzymać się razem, będziemy w stanie osiągnąć szalone rzeczy w tym sezonie.
Konaté zdążył już poznać, jak smakuje triumf z Liverpoolem - jeden z jego występów miał miejsce w finale Carabao Cup z Chelsea na Wembley.
22-latek został wprowadzony z ławki przed dogrywką i wykorzystał swoją jedenastkę w rzutach karnych, zakończonych wynikiem 11:10. To dało Liverpoolowi dziewiąty w historii klubu Puchar Ligi.
- To było wyjątkowe - mówił Francuz o tamtym doświadczeniu.
- Niesamowity mecz, w którym intensywność i wszystko inne stało na szalonym poziomie. To było jak finał Ligi Mistrzów!
- Szalone było samo oglądanie tego spotkania, a gra w nim była jak spełnienie marzeń. To był dla mnie pierwszy tytuł w profesjonalnej karierze. To, że udało mi się to osiągnąć z Liverpoolem, bardzo mnie uszczęśliwiło, ale szybko musieliśmy skupić się na następnym meczu. Tak więc musieliśmy odłożyć to wszystko na bok i zacząć myśleć nad kolejnym spotkaniem.
- Czasem jednak, gdy wracam myślami do atmosfery, jaką stworzyli wtedy kibice, myślę, że to było niesamowite. Na stadionie był mój starszy brat, siostra, a także moi przyjaciele, więc to był dla mnie naprawdę dobry dzień.
Komentarze (0)