Pięć wniosków po meczu z Chelsea
Conor Bradley strzelił swojego pierwszego gola w barwach Liverpoolu, a the Reds odzyskali pięciopunktową przewagę na szczycie Premier League, wygrywając w środowy wieczór 4:1 z Chelsea.
Wynik spotkania w pierwszej połowie na Anfield otworzył Diogo Jota, drugie trafienie należało do Bradleya, bramkę numer trzy po strzale głową zdobył Szoboszlai, a wynik ustalił Luis Diaz. Jedyne trafienie dla zespołu z Londynu zaliczył Nkunku.
Oto pięć rzeczy, na które zwróciliśmy uwagę podczas emocjonującego meczu na Anfield.
Magiczny początek Bradleya trwa…
Niektórzy gracze potrzebują trochę czasu, aby zaaklimatyzować się w realiach Premier League, ale nie Conor Bradley. W swoim drugim meczu w wyjściowej jedenastce w meczu ligowym i pierwszym na Anfield, Irlandczyk z Północy pokazał, że ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Asysta przy pierwszej bramce, gol zdobyty w 39 minucie, to wszystko wyglądało jakby 20-latek robił to przez całe życie. Po przerwie dołożył kolejną asystę, a owacje na stojącą w trakcie schodzenia z boiska tylko to potwierdziły. Sam Alexander-Arnold byłby dumny z takiego występu.
Bradley odebrał piłkę na własnej połowie Benowi Chilwellowi, a następnie pędząc do przodu znalazł Diogo Jote w środku pola, który otworzył wynik spotkania. Jednak sposób w jaki wykorzystał swoją okazję kilkanaście minut później pokazuj, że zawodnik jest w bardzo dobrej formie.
W drugiej połowie idealnie dośrodkował piłkę na głowę Szoboszlai, który zdobył bramkę na 3:0, dzięki czemu młodzieniec zaliczył cztery asysty w ciągu trzech dni.
Dwusetne zwycięstwo pod wodzą Kloppa…
Wygrana numer 200 w Premier League i to w jakim stylu.
318 mecz ligowy pod wodzą Jürgena Kloppa był jednym z jego najlepszych, Liverpool od samego początku meczu narzucił swój styl gry. Od Alissona Beckera w bramce po Darwina Núñeza w ataku, zawodnicy Kloppa byli w bardzo dobrej formie. Na koniec oddali 28 strzałów, 13 celnych, naciskali, biegali i pewnie pokonali Chelsea.
Niemiecki menadżer osiągnął 200 ligowych zwycięstw, dokonując tego w mniejszej liczbie spotkań niż jakikolwiek inny menadżer na Anfield przed nim. Z całą pewnością zapamięta ten wieczór.
Jota kolejny raz udowadnia swoją wartość…
Od samego początku spotkania było widać, że to Liverpoolowi bardziej zależy na zwycięstwie. W 23 minucie, jak to często bywa, Jota otworzył wynik meczu. To było jego 13 trafienie w aktualnej kampanii, było przy tym trochę szczęścia. Portugalczyk wygrał przebitkę z obrońcami Chelsea i pewnym strzałem pokonał Petrovicia.
Pechowa 13? Nie sądzę.
Pełna wrażeń noc Núñeza…
W pięćdziesiątym występie Urugwajczyka w Premier League zabrakło tylko bramki. Núñez oddał siedem strzałów w pierwszej połowie spotkania, trzykrotnie trafiając w obramowanie bramki, w tym raz z rzutu karnego.
Po przerwie ponownie trafił w poprzeczkę, stając się pierwszym graczem w historii Premier League, który zrobił to cztery razy w jednym meczu. Jest także pierwszym graczem Liverpoolu, który obił bramkę co najmniej 10 razy w sezonie od czasu Luisa Suareza w latach 2013-2014.
Mimo to nie odpuszczał i zakończył mecz nie tylko z 11 strzałami na bramkę, ale także z asystą, świetną asystą przy ostatnim trafieniu Diaza.
Po meczu kibice zasiadający na Anfield swoimi krzykami i śpiewami docenili jego wkład w zwycięstwo i słusznie.
Kolejne cztery bramki w meczu…
Cztery trafienia z Newcastle United, cztery z AFC Bournemouth, a teraz cztery przeciwko Chelsea.
Liverpool rozpoczął 2024 rok tak jak powinien. Umocnili swoje miejsce na szczycie tabeli, jednocześnie awansując do kolejnych rund zarówno w Carabao Cup jak i Emirates FA Cup.
Po raz pierwszy od przełomu listopada i grudnia w 2021 roku, the Reds strzelili co najmniej cztery gole w trzech kolejnych meczach ligowych.
Oczywiście, tych bramek mogło być o wiele więcej gdyby nie świetnie interwencje Petrovicia po strzałach Núñeza, Jonesa, Gakpo czy Elliotta. Mimo tego Klopp będzie bardziej niż zadowolony z tego co pokazał jego zespół.
Komentarze (0)