Liverpool nie dorównał własnym standardom
Jürgen Klopp był wyraźnie poirytowany w pomeczowym wywiadzie, co nie powinno dziwić.
Porażka na the Emirates oznaczała zakończenie passy 15 spotkań bez przegranej w Premier League. Należy jednak spojrzeć na całą sytuację z szerszej perspektywy.
Drużyna Kloppa nadal ma przewagę dwóch punktów nad Arsenalem oraz pięciu punktów nad ekipą Guardioli, która ma jednak dwa zaległe mecze do rozegrania. Marcowa wizyta Manchesteru City na Anfield zapowiada się zatem niezwykle ekscytująco. Liverpool nadal ma wszystko w swoich rękach. Porażka z Kanonierami boli, ale nie przesądza jeszcze o wszystkim.
- Dziś nikt jeszcze nie świętuje mistrzostwa, ani nie płacze nad spadkiem, mamy więc los we własnych rękach - powiedział Klopp.
- Nie jestem podenerwowany faktem, że City ma dwa zaległe mecze. Dla nas tak naprawdę nic się nie zmieniło. Dzisiaj wszystko było przeciwko nam. Jest już jednak po meczu, nie martwię się tym.
Poprzednie porażka na Tottenham Hotspur Stadium była okraszona kontrowersjami związanymi z błędami sędziowskimi na VARze. Tym razem porażka była jednak w pełni zasłużona.
Jak do tego doszło, że Liverpool nie dorównał wysokim standardom, które sam wcześniej wyznaczył? Jak naprawić tą sytuację?
Garść nudnych statystyk. Pomimo posiadania piłki na poziomie 57% Liverpool oddał zaledwie jeden celny strzał, Arsenal zaś - 7.
Kanonierzy zaliczyli 31 kontaktów w polu karnym, Liverpoolczycy 14. Gospodarze wypracowali współczynnik Expected Goals na imponującym poziomie 3.52, goście - zaledwie 0.41.
Najbardziej zadziwiający jest fakt, że Liverpool wygrał tylko jedną piłkę w ostatniej tercji boiska, a Arsenalowi udało się to aż osiem razy. Liverpool został pokonany własną bronią. Gospodarze atakowali liderów przyjezdnych i zmuszali ich do popełniania błędów, szczególnie w trakcie jednostronnej, pierwszej połowy.
Zabrakło słynnego wysokiego pressingu Kloppa. Dla porównania, cztery dni wcześniej w starciu z Chelsea, jego drużyna odzyskała piłkę w ostatniej tercji boiska aż 13 razy - najwyższy wynik w całym sezonie.
Czyżby Liverpool zaczął odczuwać zmęczenie i skutki gry na czterech frontach? Spotkanie z Arsenalem było ich 36 meczem w sezonie 2023/24 oraz ósmym spotkaniem w tym roku. Widoczny był brak energii i iskry.
Odpoczynek jest ważny. Liverpool ma tydzień na przygotowanie się do sobotniego starcia przeciwko Burnley. Czas z pewnością pomoże Kloppowi dotrzeć do zespołu i wywołać odpowiednią reakcję.
Kapitan zespołu, Virgil van Dijk, oraz Alisson są w świetnej dyspozycji w tym sezonie i bez wątpienie odpowiadają za to, że Liverpool ma najmniej straconych bramek w lidze.
Jednakże o niedzielnym popołudniu naznaczonym błędami indywidualnymi obaj będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.
Liverpool otrzymał pod koniec pierwszej połowy prezent w postaci samobójczej bramki wyrównującej Gabriela, a na początku drugiej odsłony spotkania poprawili swoją grę, kontrolując w większym stopniu przebieg meczu.
Jednakże wszystko się posypało, gdy Van Dijk nie poradził sobie z pozornie rutynowym wybiciem piłki. Zawiodła komunikacja. Alisson wyskoczył do interwencji, nie trafiając w piłkę, w efekcie czego Martinelli wbił futbolówkę do pustej siatki. Prezent.
- Naszym najlepszym obrońcom przydarzyło się nieporozumienie, co tylko pokazuje, że są ludźmi. To właśnie sprawia, że to, co zwykle robią, staje się jeszcze bardziej wyjątkowe, ponieważ czasami zapominamy, że są także ludźmi i mają prawo popełniać błędy - powiedział Jürgen Klopp.
Van Dijk w swoim stylu zabrał głos.
- Biorę na siebie pełną odpowiedzialność. Powinienem się lepiej zachować i podjąć lepszą decyzję. To boli nie tylko mnie, lecz całą drużynę. To był kluczowy moment spotkania.
Także przy trzecim golu dla Kanonierów defensywa nie spisała się najlepiej. Obrońca nie dobiegł w porę do Trossarda, który wcisnął piłkę do bramki między nogami Alissona.
Już wtedy Liverpool grał w dziesięciu. Ibrahima Konaté w pełni zasłużenie wyleciał z boiska za faule na Kaiu Havertzie. The Reds zdobyli w tym sezonie wiele punktów z pozycji przegrywających, gdyż potrafili zachowywać styl i opanowanie do końca. Tym razem jednak było inaczej.
Nie wspomina się także o długiej liście nieobecnych w Liverpoolu, gdyż ten dobrze sobie radził pomimo braków kadrowych.
Jednak brakowało kluczowych graczy w Londynie, między innymi Dominika Szoboszlaia, któremu odnowił się uraz ścięgna. Zabrakło jego atletyczności, a Ryan Graveberch nie poradził sobie w meczu, w którym Arsenal zdominował środek pola.
To był siódmy mecz bez najlepszego strzelca drużyny, Mohameda Salaha. Pierwszy raz od kiedy wyjechał na Puchar Narodów Afryki brakowało w meczu przebłysku geniuszu, którego tylko on jest w stanie pokazać.
Conor Bradley, który pokazał się z rewelacyjnej strony w środku tygodnia, był nieobecny ze względu na sytuację rodzinną.
Salah leczy kontuzję, Endō zaś powraca do Merseyside po tym, jak jego reprezentacja Japonii została wyeliminowana z Pucharu Azji. Posiłki są zatem w drodze. Pozytywem jest także krótki występ Thiago, który pojawił się na boisku pierwszy raz od kwietnia. Jeżeli Hiszpan pozostanie zdrowy, drużynę zasili zawodnik o niezwykłych umiejętnościach.
Prawie wszystko, czego dotykał się Klopp w tym sezonie, stawało się złotem. Mądrze rotował składem i skutecznie wpływał na losy meczów, wprowadzając rezerwowych.
Nie tym razem. Po prostu plan na grę się nie powiódł.
Zaskakujący był widok Trenta ALexandra-Arnolda przyklejonego do linii, a nie schodzącego w środek pola i wykorzystującego swój zasięg podań.
Joe Gomez grał na drugiej flance jako "odwrócony" boczny obrońca, ale drużyna nie była odpowiednio zbalansowana.
Prawa strona boiska nie funkcjonowała jak należy, gdyż Holendrzy Gakpo i Gravenberch nie byli w stanie wpłynąć na spotkanie. Nieefektywny duet został zmieniony przez Harvey'a Elliotta i Darwina Núñeza.
- Nie graliśmy wystarczająco w piłkę - narzekał Klopp.
- Mieliśmy zupełnie nowy "trójkąt" na prawej stronie. Musieliśmy się do tego przyzwyczaić. Nie byli wystarczająco zaangażowani w mecz i nie wykorzystywaliśmy Trenta w taki sposób, w jaki chcieliśmy.
- Chcieliśmy, aby Trent zajmował skrzydło, będąc ubezpieczanym w środku przez Joey'ego. To mogło wypalić, jednak tak się nie stało. Czy zdecydowałbym się na taki wariant ponownie? Zdecydowanie.
Alexander-Arnold zwyczajnie nie miał wystarczająco dużo piłek, aby zagrozić Arsenalowi. Zdjęcie najbardziej kreatywnego zawodnika z boiska przy stanie 1:1 może zdawać się dziwnym posunięciem, jednak Klopp twierdzi, że nie chciał dawać całego meczu swojemu wice-kapitanowi, który przez ostatni czas leczył kontuzję.
Wpływ zmienników mógł być większy, gdyby mecz nie zawalił się kompletnie po błędach Alissona i Van Dijka.
- Zły dzień w pracy - powiedział Klopp. Przez 90 minut nie byliśmy wystarczająco dobrzy.
James Pearce
Komentarze (6)
Z Girony za chwilę będą mieli dwóch następnych grajków na I drużynę - Couto i Savio, a nawet jeśli nie, to sprzedadzą ich za kilkadziesiąt milionów funtów o obaj są młodzi i już bardzo dobrzy. Z ligi angielskiej zrobili sobie ligę szkocką od czasów degradacji Rangersów czy Bundesligę od ostatniego mistrzostwa BvB.
Gdyby nie nadludzkie wysiłki Liverpoolu, zmierzaliby właśnie po 7 mistrzostwo z rzędu właściwie nie niepokojeni przez nikogo.
W Lidze Mistrzów też już coraz mniej klubów jest w stanie nawiązać z nimi rywalizację. Prawdopodobnie tylko Real, szczególnie gdy dołączy tam Mbappe będzie w stanie im się postawić, ale nikt inny. Dzięki wpakowaniu miliardów funtów w każdy możliwy aspekt funkcjonowania klubu piłkarskiego stworzono tam maszynkę do wygrywania. Myślę że Klopp już się nie łudzi, że będzie można ich złapać szczególnie przy takim modelu prowadzenia klubu jaki ma FSG i to też może być jeden z czynników, przez który nie ma już sił tutaj dłużej pracować.
W City zainwestowano we wszystko. Akademię, trening, naukę, przygotowanie fizyczne, psychiczne, skauting, analizę. Wszystko o czym tylko można pomyśleć jest tam na najwyższym poziomie. I to daje im przewagę. Nawet jeśli są w tych obszarach tylko trochę lepsi niż Liverpool czy Arsenal, to jak zbierze się te wszystkie marginal gains to powstaje już wyraźna przewaga z którą trudno na większym dystansie konkurować klubom, które poprzez ograniczenia finansowe muszą funkcjonować inaczej.
Być może nie wykorzystujemy pełni swoich możliwości, ale czy w klubie są stworzone warunki by to robić? Może nie jesteśmy w stanie tak przygotować, trenować i dbać o piłkarzy jak City? Może nie jesteśmy w stanie sprowadzić takich piłkarzy, którzy idealnie dopasowaliby się do naszego stylu gry tak, jak robią to w City? Jest to prawdopodobne i być może dlatego to oni otwierają skrzynkę, a nie my.
Klopp lubi tworzyć coś trudniejszego, podnosić kluby z kryzysu, uważam go za gościa ambitnego i nie wyobrażam sobie, żeby poszedł do najbogatszych klubów w Europie, myślę że celowo je omijał.