Liverpool - ranny, ale wciąż napiera do przodu
Curtis Jones zszedł pierwszy, o kulach i w obuwiu ochronnym na lewej stopie. Zatrzymał się, by porozmawiać z młodym kibicem Liverpoolu na wózku inwalidzkim z uśmiechem na ustach, ale skrzywił się, gdy opuszczał Gtech Community Stadium w Brentford.
Kilka minut później dołączył do niego Diogo Jota. On również poruszał się o kulach, na twarzy miał grymas, a jego kolano było w ortezie.
- Diogo prawdopodobnie wygląda najgorzej - powiedział Klopp. Nie widziałem tej sytuacji, ale słyszałem, że nie wyglądało to dobrze, więc musimy zobaczyć.
To samo tyczy się Alissona, który w czasie piątkowego treningu nabawił się urazu mięśnia dwugłowego uda i dołączył do listy kontuzjowanych, na której są już: Trent Alexander-Arnold, Joel Matip, Stefan Bajcetic, Thiago i Dominik Szoboszlai. - Niefajnie - skomentował Klopp pecha bramkarza.
Oczekuje się, że w ciągu najbliższych 24 godzin wyjaśni się więcej w sprawie Alissona, Jonesa i Joty, ale są to rzeczy, których Liverpool potrzebuje, walcząc na czterech frontach. To był dopiero ich pierwszy z dziewięciu meczów, które rozegrają w ciągu 30 dni, w tym finał Carabao Cup z Chelsea i ligowe starcie z Manchesterem City, nad którym mają przewagę czterech punktów, przy jednym rozegranym meczu więcej.
Gdyby nie wszyscy wiedzieli, oglądaliśmy właśnie drużynę Liverpoolu, męczoną plagą kontuzji. O ile zwycięstwo 3:1 nad Burnley siedem dni wcześniej przyszło z trudem, to wygrana 4:1 z Brentford była niespodziewanie spokojna, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę okoliczności. Klopp nazwał występ swoich podopiecznych "wyjątkowym".
To jeden z najmniej ulubionych rywali Kloppa, a do tego mecz rozgrywany był w znienawidzonej przez niego wczesnopopołudniowej sobotniej porze. Jego dwie ostatnie wizyty na tym stadionie nie należały do przyjemnych doświadczeń - chaotyczny remis 3-3 we wrześniu 2021 roku i porażka 3-1 w czasie mrocznego okresu w poprzednim sezonie. Chodzi o energię w Brentford, o to jak są groźni, to jak "starają się, żebyś, cokolwiek robisz, wyglądał beznadziejnie" - ocenił Klopp.
Wyjazdowy mecz bez Alissona, Alexandra-Arnolda, Matipa, Szoboszlaia i innych, a także utrata Jonesa i Joty w pierwszej połowie (oraz zdjęcie Darwina Nuneza w przerwie na wszelki wypadek) sprawiły, że był to poważny egzamin dla odświeżonej drużyny, której wytrzymałość nie została jeszcze w pełni przetestowana w czasie gorącego wyścigu o tytuł.
Lecz oto objawił się Caoimhin Kelleher, emanujący spokojem i wykazujący się w razie potrzeby refleksem. Oto młody Conor Bradley przebijał się przez defensywę Brentford i przetestował Marka Flekkena aroganckim uderzeniem, by w drugiej połowie przejąć "hybrydową" rolę Alexandra-Arnolda. Był też japoński pomocnik Wataru Endo, który wniósł "serce i nogi", których Klopp bardzo potrzebował, gdy klub podpisał z nim kontrakt w sierpniu ubiegłego roku.
Jota sprytnie podał do Nuneza, który otworzył wynik spotkania w bardzo zręczny sposób, w niczym nie przypominający nieudanych zagrań z wcześniejszej fazy sezonu. Był też Mohamed Salah, który wrócił po kontuzji i obsłużył Alexisa Mac Allistera, który zdobył bramkę na 2-0, a potem sam wykorzystał podanie Cody'ego Gakpo i podwyższył wynik. Luis Diaz, drzazga w boku Brentford, wyłożył piłkę Gakpo, który zdobył bramkę numer cztery. Prawdziwy pokaz palety możliwości ofensywnych graczy Liverpoolu.
- Mieliśmy już wcześniej trochę kłopotów - powiedział Virgil van Dijk. - Zawsze było ciężko, nawet przed kontuzjami, ale nie ma wątpliwości co do wytrzymałości zespołu. Zawsze staramy się znaleźć sposób. Mamy odpowiednią jakość.
To był dziwny mecz.
Przez około 20 minut Brentford dzięki inteligentnym zagraniom Neala Maupaya i Ivana Toneya, było na tyle nieprzyjemne, że Klopp mógł zacząć się martwić. Jednak podobnie jak w meczu z Bournemouth w zeszłym miesiącu, Mac Allister stopniowo przejął kontrolę nad środkiem pola, odmieniając oblicze meczu, który w drugiej połowie toczył się niemal wyłącznie na warunkach Liverpoolu.
Aż do końcowej fazy, gdy Toney zdobył bramkę, a sędzia z niewiadomych przyczyn nie podyktował karnego dla Brentford, wszystko szło gładko.
Jones i Jota byli ostatnio jednymi z najlepszych zawodników Liverpoolu, ale ich kontuzje - Jones niefortunnie upadł, a na lewym kolanie Joty wylądował Christian Norgaard - nie spowodowały żadnych poważnych zakłóceń. Oczywiście, to pomaga, gdy masz takich graczy jak Ryan Gravenberch i Salah gotowych do wejścia z ławki (a także Gakpo, Joe Gomez i Harvey Elliott, którzy pojawili się w drugiej połowie), ale będzie coraz trudniej, jeśli kontuzje będą się nasilać.
Przez cały sezon Klopp przy wybieraniu składu i ławki rezerwowych kierował się zasadą "mieszaj i łącz", która dawała poczucie, że nawet jeśli nie od razu uda się znaleźć właściwą kombinację, to ma on do dyspozycji wystarczająco dużo opcji - zwłaszcza w ataku - a ja jego zespół posiada wystarczająco cierpliwości i inteligencji, by znaleźć rozwiązanie.
To naprawdę imponujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że spodziewano się, że będzie to sezon przejściowy po tak wielu transferach z i do klubu zeszłego lata.
- To jest coś, co powinien ocenić świat zewnętrzny - powiedział Van Dijk. - Mieliśmy tak wiele kontuzji i straciliśmy wielu graczy, więc musieliśmy się dostosować, ale jest to również duża zasługa piłkarzy, którzy wskoczyli na wyższy poziom.
Jeszcze tydzień lub dwa tygodnie temu po powrocie Andy'ego Robertsona, Alexandra-Arnolda i Szoboszlaia sytuacja wydawała się poprawiać, ale teraz kontuzje znów się nasilają.
- Mamy problemy. Nie wiemy dokładnie jak duże, ale je mamy - powiedział Klopp. - Ale tak długo, jak mamy 11 zawodników, będziemy dążyć do celu. Następny mecz (u siebie z Luton Town w Premier League) już w środę. Ludzie mówią mi, że w weekend jest finał i co ja o tym myślę. Może spytajcie o to kogoś innego, to się nie zezłoszczę.
- Musimy zagrać z Luton. Zasługują na naszą pełną uwagę i szacunek i je otrzymują. Potem zobaczymy, jak możemy rozegrać następny mecz.
Patrząc na kolejne spotkania - Luton w lidze, finał Carabao Cup z Chelsea na Wembley, trzy dni później Southampton w FA Cup, kolejne trzy dni i Nottingham Forest, dwumecz 1/8 Ligi Europy, a pomiędzy starciami, 10 marca, Manchester City na Anfield - trudno sobie wyobrazić, by czegoś nie odpuszczono.
W ciągu najbliższych dni z pewnością odbędą się intensywne rozmowy ze sztabem medycznym. Pojawią się pytania, co można zrobić, by zminimalizować ryzyko kolejnych urazów, gdy liczba spotkań się nie zmniejsza, a pula dostępnych graczy maleje.
Ale nawet gdy gracze ulegają kontuzjom, inni, tacy jak Kelleher, Bradley i Elliott, wciąż się liczą.
- Potrzebujemy wszystkich w tej walce - powiedział Van Dijk. - Ciągle rywalizujemy na czterech frontach. Postarajmy się, aby tak pozostało do końca, abyśmy cieszyć się z trofeów.
James Pearce
Komentarze (5)
Mocno mnie martwi wizja bez Alissona przez okres nawet miesiąca. To jednak kultowa postać w naszym składzie, a tutaj Twitterki powoli ćwierkają, że Brazylijczyk moze wrócić dopiero po reprezentacyjnej przerwie.
Joty też szkoda, jak sam skurczybyk. Dobrze, że wrócił Salah, ale w naszej ofensywie też się praktycznie nikt nie może teraz wykoleić.
Ciekawe co z tym Darwinem. Zapewne jutro podczas konferencji dowiemy się więcej szczegółów.
Łatwo nie będzie, ale walczymy!
I nawet jeśli twoje marzenia zostaną odrzucone i rozwiane...
Krocz, krocz dalej z nadzieją w sercu,
A nigdy nie będziesz szedł sam... Nigdy nie będziesz szedł sam …” YNWA 🔴