ARTYKUŁ
W swoim artykule David Lacey dzieli się osobistymi przemyśleniami na temat nadchodzącego sezonu Premier League oraz odbudowy drużyny przez Kenny’ego Dalglisha, nawiązującej do słynnego Liverpoolu lat 70-tych i 80-tych. Zapraszamy do lektury!
Król Liverpoolu w poszukiwaniu kolejnej korony
W serialu zatytułowanym Premier League może pojawić się wkrótce nowy wątek. W ostateczności dojdzie do odrodzenia dawnego, lubianego przez kibiców. Rywalizacja pomiędzy będącym w okresie przejściowym Manchesterem United, a chcącą złamać ich hegemonię Chelsea ma szansę stać się jeszcze mniej fascynująca. Nie ma lepszego momentu na odnowę Liverpoolu, a z Kennym Dalglishem na ławce trenerskiej jest to możliwe.
Wątpliwe jest, by Andre Villas-Boas, który podpisał z Chelsea dwuletni kontrakt od razu stał się równorzędnym rywalem dla Sira Alexa Fergusona i United, jak udało się to w przypadku Jose Mourinho. Idea przywrócenia dawnej rywalizacji pomiędzy Dalglishem i Fergusonem zdaje się znacznie bardziej intrygująca.
Dalglish skończył już 60 lat, Ferguson 70. Trudno uwierzyć, by relacja między Szkotami, między którymi niegdyś nie tylko się iskrzyło, ale dochodziło do prawdziwych burz z piorunami, uspokoiła się wraz z wiekiem obu panów. W rzeczywistości, groźba ze strony Liverpoolu i możliwość szybkiego wyrównania niedawno ustanowionego rekordu w liczbie zdobytych mistrzostw kraju sprawia, że Fergie czuje się prawdopodobnie kilka lat młodszy.
Podczas gdy Liverpool, który mistrzostwa nie zdobył od 1990 roku, będzie musiał zaopatrzyć się w siedmiomilowe buty, by w ciągu jednego sezonu osiągnąć obecny poziom United, już sam powrót Dalglisha na stanowisko menedżera w styczniu i podpisanie przez niego trzyletniego kontraktu zdążył obudzić zapał, którego nie doświadczali fani na Anfield od momentu przybycia Billa Shankly'ego z Huddersfield w 1959 roku.
Dalglish jest przedstawicielem tego, co Liverpool reprezentował w czasach swojej świetności, najpierw gdy Szkot grał w drużynie Boba Paisleya, potem kiedy sam zasiadł na ławce trenerskiej. Za czasów Shankly'ego, Paisleya, Joe Fagana i Dalglisha, futbol prezentowany przez The Reds był kulminacją etyki zespołowej. Dokładne, będące efektem wyobraźni podania, gra całą drużyną. Gdy młody Emlyn Hughes przybył w 1967 roku z Blackpool, nie pozwolono mu trenować z pierwszą drużyną, dopóki nie przestał wykopywać piłki.
John Smith, prezes Liverpoolu w czasie, gdy regularnie zdobywał on mistrzostwa, puchary i tytuły w Europie powiedział kiedyś, że Dalglish "to najlepszy piłkarz, jakiego pozyskał Liverpool w tym stuleciu". Prawdopodobnie nie przesadził. Liverpool pobił rekord transferowy, choć suma 440 tys. funtów zapłacona Celtikowi za 26-letniego następcę Kevina Keegana, który odszedł do Hamburga, wciąż wydaje się zaniżona. Dodatkowo przyspieszyło to odejście z Parkhead rozczarowanego Jocka Steina.
Nadzwyczajna jakość Dalglisha, nie tylko jako kreatora gry i zdobywcy goli, ale również piłkarza kontrolującego sytuację na boisku była fundamentem zespołu, który zdobył pięć tytułów mistrzowskich, trzy Puchary Europy i cztery Puchary Ligi. Podczas sześciu lat, jako grający menedżer i menedżer, Dalglish zdobył dwa mistrzostwa i dwukrotnie zwyciężał w FA Cup.
Drużyna z sezonu 1987/1988 była szczytem osiągnięć Dalglisha podczas pierwszej kadencji na Anfield. Dzięki talentom takim jak Peter Beardsley, John Barnes, Ray Houghton, John Aldridge, Steve McMahon i Alan Hansen, Liverpool dorzucił do swojego 17. tytułu dynamikę i jakość, zapierające rywalom dech w piersiach. Tom Finney, siedzący pośród tłumu oglądającego na Anfield Liverpool miażdżący Nottingham Forest Briana Clougha 5-0 powiedział, że nigdy nie przypuszczał, iż ujrzy kiedykolwiek angielski zespół, grający z taką szybkością. Warto dodać, że jako skrzydłowy Preston North End i reprezentacji Anglii, Finney sam nigdy się nie obijał.
Następny sezon przyniósł katastrofę na Hillsborough, stratę 96 ludzkich istnień oraz traumatyczne doświadczenia, w wyniku których Dalglish podjął nieoczekiwaną decyzję o rezygnacji, tłumacząc się troską o własne zdrowie. Mimo tego, jego umiejętności trenerskie ponownie dały o sobie znać, gdy wraz z Blackburn wygrał Premier League. Liverpool FC wciąż bliski był jego myślom, a uczucia, jakie żywił do klubu i jego fanów najlepiej podsumowały słowa: "Ludzie, którzy przychodzą nas oglądać, którzy kochają ten klub i uważają go za część swojego życia, nigdy nie pochwaliliby balansu w drużynie. Chcą, aby każda wartość Liverpoolu ubrana była w czerwoną koszulkę. Ja również tego pragnę".
Od momentu powrotu na Anfield, który zakończył krótką erę Roya Hodgsona, Dalglish był niemal tak dobry, jak te słowa. Podczas zimowego okienka transferowego nie marnował czasu, tylko kupił za 35 milionów funtów Andy'ego Carrolla z Newcastle i za 22.8 miliona urugwajskiego artystę z Ajaxu, Luisa Suareza. Być może transfery te były następstwem sprzedania do Chelsea beznadziejnego Fernando Torresa.
Pojawiło się kilka nieco bardziej egzotycznych nazwisk, a ceny i tygodniówki piłkarzy poszybowały ponad stratosferę, niemniej jednak, niewiele zmieniło się w wymaganym przez Dalglisha sposobie gry Liverpoolu. Ławka rezerwowych nie może już dłużej pokrzykiwać na obrońców, by ci przesunęli się do przodu, pozostawiając rywali na spalonych pozycjach, które za chwilę zostaną odgwizdane przez arbitra. Również zatrudnianie bramkarza jako rozgrywającego, odbierającego piłkę od kolegów i namawiającego ich do ataku dzięki dokładnym wyrzutom, które były niegdyś specjalnością Raya Clemence'a, dawno wyszły z mody na korzyść gry podaniami, rozpoczynającej się już w linii defensywy.
W związku z tym, że aktywność Liverpoolu w obecnym okienku transferowym przejawiała się w pozyskaniu potrafiącego przebijać się przez zasieki defensywy rywali skrzydłowego w osobie Stewarta Downinga z Aston Villi oraz pilnego Szkota ze starej szkoły futbolu, Charliego Adama, wydawać by się mogło, iż Dalglish chce odbudować zespół według znanych sobie schematów. Najlepsze zespoły z Anfield zawsze posiadały szybkich, dobrych technicznie zawodników przy linii bocznej (na myśl od razu przychodzą Billy Liddell, Peter Thompson, Steve Heighway i Barnes) oraz Graeme'a Sounessa, którego umiejętność podań umożliwiła Dalglishowi zdobycie w 1978 roku na Wembley gola zatrzymującego w Anglii Puchar Europy. Tak przedstawia się krótka charakterystyka szkockiego mistrza swojego rzemiosła.
Dalglishowi pomogłoby z pewnością znalezienie teraz innego Kenny'ego Dalglisha, jednak jest to tak mało prawdopodobne, jak odkrycie przez Manchester United nowego Alexa Fergusona.
David Lacey
Komentarze (0)