Analiza taktyczna meczu z United
Manchester United zdominował pierwszą godzinę gry, by w końcówce meczu spokojnie przeczekać gości. Liverpool wrócił do gry w drugiej połowie, ale zabrało mu to zbyt wiele czasu, przez co Czerwone Diabły panowały nad większością spotkania.
Sir Alex Ferguson umieścił w wyjściowej jedenastce Danny'ego Welbecka pozostawiając Antonio Valencię na ławce. Rio Ferdinand zastąpił kontuzjowanego Evansa i zagrał w parze z Vidiciem.
Brendan Rodgers posadził Daniela Sturridge'a na ławce wybierając do ataku Stewarta Downinga i Raheema Sterlinga.
Ustawienie United
Użycie Shinjiego Kagawy, Welbecka i Ashleya Younga w jednym zespole dało Ferusonowi wiele możliwości – teoretycznie każdy z tej trójki może zostać wystawiony na zarówno na prawej jak i lewej stronie oraz na środku, zaraz za Robinem van Persiem. Najprawdopodobniej najbardziej naturalną kombinacją byłoby przesunięcie Welbecka na prawo w miejsce Valencii, ustawienie Younga w znajomej dla niego roli lewoskrzydłowego i użycie Kagawy w pozycji 'dziesiątki', w której tak dobrze sobie radził w Borussi Dortmund.
Zamiast tego Ferguson zagrał z Youngiem na prawej, Kagawą na lewej i Welbeckiem na napaści. Był to zaskakujący, ale racjonalny, efektywny ruch – Welbeck zapewnił ogromne tempo gry z przodu, okazało się to kluczowe dla pressingu United, najważniejszego elementu ich gry w pierwszej połowie. Kagawa schodził z lewej strony do środka stając się kolejnym potencjalnym celem podań. Young zaliczył dosyć cichy mecz, częściowo ze względu na kontuzję.
Pressing Liverpoolu?
Ale głównym aspektem gry była różnica w pressingu obu zespołów. Generalnie Liverpool nie próbował zbliżać się do środkowych obrońców United, pomimo faktu, że Luis Suarez jest najlepszym napastnikiem grającym pressingiem w Premier League. Być może Rodgers, który zdecydował się na wystawienie trzech głęboko ustawionych pomocników(a nie wysoko grającego zawodnika pomagającego w walce z przodu, takiego jak ostatnio Jonjo Shelvey) czuł, że bez wsparcia wysuniętego pomocnika taka aktywność Urugwajczyka przeciwko dwóm środkowym obrońcom byłaby bezcelowa.
Zamiast tego pomoc Liverpoolu czaiła się w głębi pola, próbując naciskać od pierwszego podania obrońców skierowanego w dalsze rejony boiska. Skrzydłowi zajęli się bocznymi obrońcami, a już w początkowych dziesięciu minutach oczywistym stało się, że Joe Allen został poinstruowany by kryć Michaela Carricka, gdziekolwiek pomocnik United otrzyma piłkę. Był to przyzwoity plan (Carrick często nie dawał rady przy fizycznym kontakcie z przeciwnikiem), ale spalił na panewce. Po pierwsze Allen nie był najlepszym graczem do pełnienia takiej roli – zarówno Jonjo Shelvey jak i Jordan Henderson są bardziej energetycznymi piłkarzami od niego, którzy lepiej uprzykrzają życie rywalom. Po drugie głównym zadaniem defensywnym Allena było głębokie cofnięcie się i przebywanie w pobliżu Lucasa Leivy, co oznaczało, że aby dopaść do Carricka Walijczyk musiał przemierzyć jakieś 10-15 metrów. Dawało to pomocnikowi United wystarczająco dużo czasu by spokojnie podać do kolegów. Tymczasem Steven Gerrard po prostu nie naciskał Toma Cleverleya w efektywny sposób.
Pressing United
W ostrym kontraście do tego elementu gry drużyny gości pozostawał pressing Untied, który sprawdzał się bardzo dobrze. Jego bardzo ciekawym aspektem była determinacja Fergusona, by powstrzymywać rozgrywanie piłki przez Liverpool już od linii obrony – w innych 'wielkich pojedynkach' w tym sezonie preferował grę z kontry, będąc zadowolonym z dominacji posiadania przez przeciwnika, by potem szybko przełamać go na flankach (zwłaszcza z Manchesterem City i Chelsea). W tym meczu było inaczej - miał miejsce na Old Trafford. W zeszłym sezonie Ferguson zatriumfował na Liberty Stadium nad Swansea prowadzoną przez Rodgersa poprzez pressing, który doprowadził do popełnienia błędu przez Angela Rangela, co sprawiło, że Czerwone Diabły wygrały jeden do zera.
W niedzielnym spotkaniu van Persie zajmował najczęściej Daniela Aggera, zaś Danny Welbeck pilnował Lucasa, napastników dobrze wspierali pomocnicy. Przynajmniej trzy razy w pierwszej połowie Liverpool stracił posiadanie piłki w niebezpiecznym miejscu z powodu pressingu United – Pepe Reina podał futbolówkę prosto pod Younga, Gerrard stracił posiadanie na rzecz van Persiego (odkupując swoją winę odbiorem, gdy był ostatnim zawodnikiem linii obrony the Reds), a Joe Allen wystawił piłkę Welbeckowi będąc naciskany przez Carricka; znacznie efektywniejszy przykład pressingu niż Waliczyk zaprezentował w walce z tym pomocnikiem przez cały mecz.
Wyprowadzanie piłki do przodu
Różnica w stosowaniu pressingu była niewątpliwie ogromnym czynnikiem wpływającym na wyprowadzanie piłki do przodu przez obie drużyny. Liverpool nie ułatwiał sobie zadania – Downing i Sterling grali bardzo wąsko, być może aby zapewnić czyste opcje podań do przodu, ale sprawiło to, że the Reds byli bardzo zagęszczeni, co ułatwiało zadanie United, które z łatwością ich zamykało. W zasadzie w przeciągu całego meczu bardzo brakowało szerokiej gry, nawet gdy wprowadzono Antonio Valencię, ale mogliśmy doświadczyć dobrej gry ze strony wszystkich czterech bocznych obrońców – Glen Johnson i Andre Wisdom wychodzili na obiecujące pozycje, Patrice Evra asystował przy golu van Persiego, a Rafael niemal zapewnił Holendrowi drugie trafienie po tym jak otrzymał świetną piłkę od Carricka na krótko przed przerwą.
Brak wykorzystania Suareza w pierwszej połowie był bardzo zaskakujący. Zaczął mecz dryfując w kierunku środka pola, Rio Ferdinand dał mu się wyciągać, gdy ten był w jego strefie, ale już Nemanja Vidic nie dał się na to nabrać, był bardziej zmartwiony o zachowanie bezpiecznej przestrzeni, aby Suarez nie mógł go przesprintować. Z drugiej strony boiska Robin van Persie bardzo sprytnie poruszał się w kierunku piłki, próby przecięcia skierowanych do niego podań przez Lucasa były w znacznej mierze bezskuteczne, co otwierało przestrzeń dla innych piłkarzy United.
Liverpool zmienia ustawienie
W drugiej połowie Rodgers zdecydował się wprowadzić Sturridge'a odważnie ściągając z boiska Lucasa, pozostawiając Gerrarda z Allenem ustawionych tuż przed linią obrony. Pomimo że Sturridge wszedł w rolę środkowego napastnika, ustawienie Liverpoolu wyglądało bardziej na 4-2-3-1 niż 4-4-2: skrzydłowi grali w wysokich partiach boiska (Borini zastąpił Sterlinga), podczas gdy Suarez został cofnięty i pełnił rolę 'numeru dziesięć'.
Mecz zupełnie zmienił swoje oblicze. Obie drużyny grały teraz dwoma napastnikami, co sprawiło, że środek pola był mniej zagęszczony, a gra bardziej bezpośrednia. Suarez grał w zasadzie w środkowej strefie boiska, oznaczało to, że Carrick i Cleverley musieli się cofnąć, by zachować zwartość formacji United, a więc nie mogli naciskać Gerrarda i Allena w tym samym stopniu co dotychczas. Zyskali więcej czasu przy piłce, a Gerrard z niewidzialnego gracza w pierwszej połowie zamienił się w kluczowego zawodnika.
United miało swoje sytuacje, często bezpośrednio wyprowadzając piłkę do Welbecka (Skrtel musiał go sfaulować, gdy ten przedostał się za linię obrony, sprokurowało to rzut wolny dla Manchesteru, który zapewnił im trafienie na 2-0), ale Liverpool po zmianie ustawienia drastycznie poprawił swoją grę. Nie polegało to tylko na zagrożeniu ze strony Sturridge'a, ale też na swobodzie Suareza za jego plecami. Zaskakujące jest jak długo zajęło Fergusonowi zlokalizowanie tego problemu.
W 77 minucie wprowadził Phila Jonesa za Kagawę, Anglik miał pełnić rolę defensywnego pomocnika, podczas gdy Welbeck zajął miejsce na lewej flance. Jednak nie powinno to trwać tak długo – pozwoliło to Liverpoolowi na powrót do gry oraz na przewagę jednego ofensywnego zawodnika. W odpowiedzi na to United zdecydowanie potrzebowało defensywnie nastawionego gracza.
Wnioski
Oba zespoły miały swoje okresy dominacji. United w pierwszej połowie, gdy naciskało the Reds w wysokich partiach boiska, tym samym wymuszając błędy na gościach, a Liverpool w drugiej części spotkania po wprowadzeniu Sturridge'a. Różnica w strzałach na bramkę podsumowuje kontrast jaki dzieli dwa 45-minutowe okresy gry.
Początkowa strategia Fergusona funkcjonowała wspaniale, ale jego opóźniona reakcja na zagrożenie ze strony zespołu z Merseyside w drugiej połowie była dziwna. Z Rodgersem było odwrotnie: pierwotna taktyka Irlandczyka była nieskuteczna, więc świetnie zaadaptował ją do panujących warunków. Powstaje jednak nieuniknione pytanie czy nie było to tylko poprawianie własnych błędów. Tak czy inaczej faktem jest, że doświadczenia z meczów z Evertonem i Chelsea oraz odwaga w stosowaniu taktycznych zmian w pierwszej połowie spotkania z Wigan, pokazują spore umiejętności Brendana Rodgersa do wpływania na przebieg gry z ławki.
Komentarze (0)