O tym jak Jota wspiął się na sam szczyt
Gdy Diogo Jota trafił do Liverpoolu, dołączył do drużyny, która właśnie sięgnęła po mistrzostwo Anglii oraz tytuł klubowych mistrzów świata. Wyzwaniem było natomiast wdarcie się między żelazną trójcę - wówczas, być może, najlepszą na świecie. Portugalczyk wciąż pamięta słowa Jürgena Kloppa.
- Był bezpośredni. Ja zresztą przybyłem tutaj żeby sprowokować ofensywne trio, nie byłbym zadowolony z pełnienia roli rezerwowego, kogoś kto wchodzi z ławki. Gra z najlepszymi na świecie rozwija także i ciebie - wiedziałem więc, że poprawię swoje umiejętności, a to zapewni mi miejsce w drużynie.
- Myślę, że właśnie to robiłem od samego początku.
Jota zdobył pierwszą bramkę the Reds w swoim debiucie, w starciu z Arsenalem. Potrzebował na to ośmiu minut. To nadało ton dalszemu rozwojowi. Zresztą, jego pierwsza bramka w narodowych barwach padła na dwa tygodnie przed odejściem z Wolves. Niemal natychmiast stał się lepszym zawodnikiem.
W zespole wypełnionym popularnymi zawodnikami, jego bezpośredniość była odświeżająca i pomogła mu stać się ulubieńcem kibiców Liverpoolu.
- Zawsze jestem bezpośredni. Taka jest gra. Celem jest zdobycie bramki. Jestem tam, aby je strzelać.
Podczas wywiadu, przeprowadzanego dla Sky Sports w siedzibie Adidasa na południe od Manchesteru, Jota jest zrelaksowany. Niedawno przedłużył swoją umowę z klubem z Anfield do 2027 roku i nie może doczekać się, aby wrócić do gry po kontuzji. Lato było też okazją na spędzenie nieco większej ilości czasu z rodziną.
Między innymi...
- To dla mnie ważne, żeby spędzać czas z najbliższymi, widywać ich wszystkich. To miłe. Ale nie ukrywam, że czekam też na FIFĘ 23, uwielbiam tę grę. Kocham piłkę nożną, kocham rywalizację... grając w FIFĘ mogę robić obie te rzeczy!
Jota przyciągnął wiele uwagi po wygraniu inauguracyjnego turnieju ePremier League w 2020 roku, gdy jeszcze reprezentował Wilki. Czy nadal jest najlepszym zawodnikiem w FIFIE?
- W Liverpoolu na pewno - przyznaje Portugalczyk. Na pytanie o to, czy nie ma w drużynie godnych rywali odpowiada krótko: "żadnych".
Zdaje się, że Jota zaakceptował nową sytuację w drużynie. Darwin Núñez powtórzył wyczyn Joty, strzelając pierwszą ligową bramkę dla the Reds w swoim debiucie. Luis Díaz natomiast zwlekał z tym... "aż" do drugiego spotkania.
Ten błyskawiczny wpływ, wniesiony przez nowych zawodników, jest symbolem skuteczności sztabu ds. rekrutacji Liverpoolu. Klub jest w stanie zidentyfikować i ocenić umiejętności perspektywicznych nabytków. Analiza nie mówi tylko tego jak dobrym piłkarzem jest dana osoba, ale przede wszystkim jak odpowiednia będzie ona do Liverpoolu Kloppa.
- Nie wiem, ale mam wrażenie, że to wszystko działa. Do klubu ściągani są najlepsi, młodzi zawodnicy. Czasem buduje się ich od podstaw, czasem odbudowuje. Myślę, że można zauważyć, że mamy w drużynie mnóstwo młodych graczy, wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
Znalezienie odpowiednio dopasowanego zawodnika pod względem taktycznym jest tylko częścią udanego procesu rekrutacji. Warto zauważyć, że Liverpool stara się ściągać zawodników o określonym profilu charakterologicznym. Zarówno Núñez jak i Díaz mają historię o trudach i głodzie, które spotykały ich w Ameryce Południowej. Ich rozwój wskazuje, że są osobami napędzanymi przez wrodzone pragnienie rozwoju.
Także Jota ma swoją historię. Nie musiał wprawdzie przepłynąć Atlantyku, aby stać się gwiazdą, ale jako młodzieniec nie wydawał się predystynowany do sławy. O wszystko musiał walczyć. W wieku 16 lat wciąż musiał płacić za grę w lokalnej drużynie, Gondomar.
- Oczywiście nie płaciłem za to ja, tylko moi rodzicie. W Portugalii to wszystko wygląda inaczej niż w Anglii. Grałem dla małego klubu, mieliśmy comiesięczne opłaty, które należało płacić. Dopiero, gdy przeniosłem się do Pacos, zacząłem zarabiać jakieś pieniądze - uściśla Jota.
- To pragnienie było ze mną od kiedy pamętam. Dorastając nigdy nie grałem w dużych drużynach. Miałem kolegów, którzy trafili do Porto lub Benficy. Miałem tam okresy próbne, ale nie zostałem na dłużej. Byłem jednym z lepszych, nigdy najlepszy.
Kiedy w końcu trafił na okazję, wykorzystał ją...
- Gdy już dostałem szansę, nigdy nie wypuściłem jej z rąk. Gdy jesteśmy młodzi to chyba zawsze wierzymy. Ale ja prawdopodobnie nie wierzyłem, że będę w stanie trafić kiedyś do drużyny jak Liverpool. Dochodziłem tego krok po kroku, dzień po dniu.
W Porto Jota zobaczył jak wygląda klub z najwyższego światowego poziomu. Później przytrafił się transfer do Atlético Madryt, lecz tam nigdy nie rozegrał meczu. Następnie dołączył do Wolves, ekipy grającej wówczas w Championship. Był to ryzykowny wybór, który ostatecznie się opłacił.
- Czasem w życiu trzeba zrobić jeden krok w tył, aby zrobić dwa kroki do przodu.
Jeżeli jest jedna cecha techniki Joty, która może wyjaśnić jego późniejsze sukcesy, to jest to zdolność do wykańczania obiema nogami. I choć mogłoby się wydawać, że nie jest to nic wyjątkowego, tak historia Premier League sugeruje, że Jota ma rzadki talent.
W samej Premier League strzelił piętnaście bramek lewą nogą. Kolejne osiemnaście prawą. Nie biorąc pod uwagę siedmiu trafień główką, statystyka ta oznacza, że 45% strzelonych przez Jotę goli ligowych, zostało wykończonych tzw. "słabszą nogą". Żaden napastnik w tych rozgrywkach nie jest na tym poziomie.
Ze wszystkich zawodników najbliżej jest, obecnie grający dla Manchesteru United, Christian Eriksen - 44 procent. Heung-Min Son ze Spurs plasuje się na trzecim miejscu ze statystyką 43 procent. Spośród aktywnych graczy Premier League (z co najmniej 40 golami na koncie) Jota jest najskuteczniejszym "dwunożnym" strzelcem.
Jak tłumaczy to sam zawodnik?
- Kiedy byłem młodszy, w Gondomar, grałem jako "ósemka", lewy pomocnik w ustawieniu 4-3-3. Wtedy zawsze używałem lewej nogi, ponieważ tak musiałem grać. I czuje też, że niektóre rzeczy robię lewą nogą po prostu lepiej.
To interesujący aspekt w grze Joty - nie chodzi o to, że prawą nogą radzi sobie tak dobrze jak lewą. Ale w rzeczywistości wszystko zależy od sytuacji, zmuszającej do podjęcia wyboru, którą nogą wykańcza akcję.
- Prawa noga jest silniejsza. Lewa dokładniejsza.
W rezultacie Jota ma znacznie więcej opcji niż przeciętny napastnik Premier League. Może to być błyskawiczne uderzenie, takie jak bramka na remis w meczu z Brighton z 2019 roku lub dla porównania - gol przeciwko Newcastle z ubiegłego roku. Jeżeli piłka jest w odpowiednim miejscu on może po prostu ją uderzyć, bez większej potrzeby manewrowania ciałem.
Jest więc równie przydatny grając na lewym skrzydle. Zazwyczaj obrońcy szkoleni są do tego, aby wypchnąć zawodnika szerzej, nie pozwalając mu zejść na lepszą nogę. Często widać tę pokusę w grze defensorów.
W pojedynku z Jotą jest to duży błąd. ..
Przekonali się o tym w poprzednim sezonie zarówno Everton, jak i Leicester. Jota dostał więcej przestrzeni po lewej stronie i skutecznie to wykorzystał. Nie czuł potrzeby, aby schodzić do środka. Po prostu strzelił na bramkę zdobywając bramkę.
- Czasami defensorzy dają mi możliwość pójścia w lewo, a ja po prostu to wykorzystuje bo wiem, że jestem w stanie wykończyć sytuację.
Przy innych okazjach obrońcy starają się mieć na uwadze umiejętności Joty, kryjąc lewą stronę. Wtedy Portugalczyk schodzi do środka i uderza prawą nogą.
- Nie uważam się za najlepszego dryblera. Możesz spojrzeć na statystki. Ale jeśli nie wiedzą, którą nogą wykonam kolejny ruch, to ułatwia mi życie.
Doliczając do tego wszystkiego siedem bramek ligowych zdobytych głową, łatwo zrozumieć dlaczego Klopp uważa Jotę za zawodnika, który jest w stanie pełnić uniwersalną rolę w całej linii ofensywnej Liverpoolu. Może schodzić do środka lub grać jako napastnik.
Nie ma żadnych ograniczeń...
- Pewnego dnia rozmawiałem z Pepem [Lijndersem] o tym, jak w pucharowym meczu z Leicester zszedłem na prawe skrzydło i zdobyłem gola lewą nogą. Widziałem po prostu, że jestem po przeciwnej stronie. Wiem, że dopóki jestem na boisku, mogę strzelać.
Jota nie ma ulubionej pozycji...
- Myślę, że chodzi o sposób w jaki gramy my oraz przeciwnik. Niezależnie od tego czy siedzą i skupiają się na defensywie, czy wysoko pressują. Jest bardzo dużo dynamiki.
Ta elastyczność sprawia, że Jota może notować więcej czasu na boisku, znajdując się na różnych pozycjach.
Sadio Mané, Takumi Minamino oraz Divock Origi opuścili klub. Jeszcze w styczniu szeregi the Reds zasilił Díaz, a latem dokonano głośnego wzmocnienia w osobie Núñeza. Oznacza to, że wciąż trwa intensywna konkurencja o miejsce w pierwszej jedenastce. A po dwóch latach pobytu w Liverpoolu, Jota jest starym wyjadaczem.
- Wszyscy wiemy jak ważnymi zawodnikami byli Divock oraz Taki. W tym sezonie chcemy żeby było podobnie. Zwłaszcza, że chcemy kontynuować to co zrobiliśmy w ubiegłym roku. Wszyscy będą potrzebni. Wszyscy będą ważnym ogniwem.
- Musimy być gotowi na otrzymaną szansę.
Ta szansa wkrótce nadejdzie także dla Joty. Portugalczyk jest na dobrej drodze do pełnej dyspozycji - w sam raz na mecz z dawnym klubem. Możemy spodziewać się, że jego obecność wydatnie wpłynie na postawę drużyny, ponieważ sam zawodnik niezmiennie jest głodny kolejnych sukcesów.
- Chcemy walczyć o każde możliwe trofeum. Indywidualnie chcę strzelić więcej bramek niż rok temu. Chcę być lepszy. Sięgać po rzeczy, z którymi wcześniej nie miałem do czynienia. Zacząć realizować swój pełen potencjał. Wiem, że mogę być jeszcze lepszy. To napędza mnie każdego dnia.
- Dotarcie na szczyt góry nie jest najtrudniejszą rzeczą... nią jest pozostanie tam. Ta fraza ma dla mnie dużo sensu. Zawsze spotkasz ludzi, którzy chcą dotrzeć na szczyt po raz pierwszy. Nie możesz pozwolić, aby okazało się, że oni mają więcej woli i samozaparcia niż ty.
Oto historia Diogo Joty.
Adam Bate
Komentarze (6)