Alexander-Arnold: To przywilej i zaszczyt
Trent Alexander-Arnold zaznaczył, że Liverpool jest dla niego wszystkim, prawy obrońca wciąż dokładnie czuje to samo, jak wtedy, gdy był 6-letnim chłopcem.
W miarę postępu negocjacji i rozmów na temat jego sytuacji kontraktowej, nasza „66” podkreśliła swoją niezmienną miłość dla The Reds – taką samą, jak 20 lat temu.
Prawy obrońca udzielił wywiadu na początku tego tygodnia, kiedy został zapytany o to, ile znaczy dla niego występowanie w czerwonej koszulce z Liverbirdem:
- To jest to samo, co czułem w wieku sześciu lat, kiedy po raz pierwszy ją założyłem. Jest po prostu dla mnie wszystkim.
- To przywilej i zaszczyt. Wiem, jak wiele osób chciałoby być na moim miejscu, ja sam nie odbieram tego, jako dane coś raz na zawsze.
- To coś, na co naprawdę ciężko pracowałem, czymś, co biorę w objęcia, kocham i lubię robić za każdym razem.
- Grałem już ponad 300 razy w pierwszej drużynie - większość z tych spotkań zakończyła się korzystnymi rezultatami, jednak i w momencie porażek jestem dumny, mogąc mieć tą koszulkę na sobie.
Te słowa mogą wlać otuchy do serc fanom, którzy czekają na rozwój rozmów między Liverpoolem, a ich wicekapitanem - oczywistym jest, że oni sami mogą zaoferować coś, czego nie ma żaden inny klub na świecie.
Kiedy jednak został zapytany o swój ulubiony moment w słowach Trenta było czuć wyraźną nutę pewnej nieodwracalności i zdecydowania:
- Mój debiut. Od szóstego roku życia moim marzeniem była gra dla Liverpoolu. To było coś, co motywowało mnie każdego dnia mojego życia, przechodząc przez akademię - być bliżej spełnienia największego pragnienia.
- Na każdym treningu myślałem: „Muszę być najlepszym zawodnikiem każdego dnia, a to da mi większe szanse w dłuższym okresie czasu”.
- Jeśli będę przodował w swojej grupie wiekowej, to będę mógł przejść do następnej.
- Potem ta sama motywacja, by być najlepszym na każdym treningu i kontynuować to, aż osiągnę, o czym marzyłem.
- To była bardzo długa podróż i powiedziałem sobie bez względu na wszystko - mogę zagrać pięćset, sześćset meczów dla Liverpoolu; mogę rozegrać jedno spotkanie, trzysta lub ilekolwiek - a być może to będzie jedyne spotkanie dla The Reds.
- W momencie, gdy wyszedłem na boisko i sędzia zagwizdał, a ja doznałbym kontuzji w pierwszej minucie, nadal czułbym, że zadebiutowałem.
- Nikt nie może mi tego nigdy wyrwać, nikt nie może mi tego odebrać – mojego debiutu. To było moje marzenie - moje jedyne z dziecięcych lat.
Komentarze (4)
Elegancko podziękował z klasą, a klub szukałby już zastępstwa, a tak nikt nie wie na czym stoi. I te żałosne wywiady....
A za kulisami trwają rozmowy z Realem