LIV
Liverpool
Champions League
21.01.2025
21:00
LIL
Lille
 
Osób online 2338

Zza wojennej bramki - Sudan Południowy


Ciężko jest mi napisać dlaczego podjąłem się akurat takiego tematu. Można przecież prowadzić wywiady ze znanymi osobami, pisać artykuły i starać się zainteresować czytelnika. To jednak za mało. Jeśli mógłbym powiedzieć czy kiedykolwiek chciałem napisać coś większego, coś na miarę własnej dumy to byłoby właśnie coś takiego. 



Reportaż, najlepiej z wojenną mgłą w tle, taki, który porwie czytelnika, zmusi to myślenia, refleksji. Reportaż na skalę Wojciecha Jagielskiego czy Anny Politkowskiej. Nie oszukujmy się jednak. Wojna jest dla mnie czymś na tyle strasznym i abstrakcyjnym jednocześnie, że ciepło własnego mieszkania i mentalny spokój zawsze wygra z tak wzniosłymi ideami. Nie chcę się tutaj tłumaczyć. Mam dość kłótni internetowych, które prowadzą donikąd. Kłótni, w których pan X krzyczy, że przecież jakby dostał broń to by strzelał a pan Y z kolei krzyczy i pisze na murach, że to nie nasza wojna.

Zmęczony tym wszystkim uznałem, że chyba czas spróbować w inny sposób przekazać swoją wiadomość. Może to i jakaś forma manifestu. A może odrobina tego dziecięcego marzenia. O doskonałym tekście. Jestem zadowolony z faktu, że wystarczyło zadać kilka pytań na grupach, napisać kilka maili czy odezwać się do kilku osób aby znaleźć chętnych do pomocy. Wsparcie merytoryczne jest tutaj kluczowe, bo nie chciałem aby w tekście pojawiły się błędy historyczne czy przekręcone daty. 
Starałem się również zachować wszelkie możliwe emocje i przelać je na papier. Jeśli miało być smutno - chciałem żeby czytelnik poczuł smutek. Jeśli sytuacja wydawała się wesoła - chciałem się śmiać.

Pewnie czasem będzie patetycznie a czasem ktoś uzna, że informacja może wydawać się bezsensu i niepotrzebna. Tak może być. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. O oddanie jak najdokładniej wszystkich słów, które usłyszałem i przeczytałem w rozmowach. Rozmów będzie zdecydowanie więcej. Jednak ta pierwsza, chyba jest najważniejsza. I jeśli ktoś się teraz zastanawia po co w zasadzie jest tak przydługawy wstęp to odpowiem - bo cholernie się stresuję czy zostanie to odebrane tak jak powinno. I czy mój rozmówca uzna, że właśnie w takiej formie chciał to zobaczyć. Zatem, do sedna. 

Nie było szans aby wybrać się do Afryki, żeby opisać jakąkolwiek historię i kogokolwiek. Powstało multum książek, zwłaszcza reporterskich o czarnym kontynencie. O kontynencie, o którym chyba powiedziano wszystko. Zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją czytelnicy, którym można by ją jeszcze bardziej przedstawić. Głównie jednak po to abyście poczuli ją bliżej. Poznali od środka. Kontynent tak barwny i tak skomplikowany jednocześnie. To jednak ten kontynent dał mi tyle rozmówców, tyle historii i tyle skrajnych emocji. Zanim przejdziemy do historii bohatera tej opowieści, poznajcie bliżej czarny ląd. Mam cichą nadzieję, że Joseph Conrad też miał skraje emocje opisując w swoich dziełach skolonizowany i trapiony od wieków kontynent. 



Garść faktów

Afryka, to drugi co do wielkości kontynent na świecie. Jest miejscem pełnym kontrastów, które chyba podkreślam już trzeci raz. Z jednej strony, to region, który od dziesięcioleci zmaga się z wieloma trudnościami – od konfliktów zbrojnych, przez biedę, aż po brak stabilnych instytucji i dostępu do edukacji. Z drugiej strony, Afryka to także kraina ogromnej różnorodności kulturowej, bogactwa naturalnego oraz niewyczerpanej energii i optymizmu swoich mieszkańców. To też źródło historycznych porażek i zwycięstw. Przeplatania walki dobra ze złem. 



Miejsce akcji: Sudan Południowy

                                   


Sudan Południowy, choć najmłodszy kraj na mapie świata, nosi na swoich barkach ciężar historii, która jest pełna konfliktów, cierpienia i walki o przetrwanie. W upalnym, suchym klimacie tego regionu Afryki, gdzie niegdyś rozciągały się wioski rolnicze i pastwiska, toczyły się jedne z najkrwawszych walk o niepodległość w historii współczesnej Afryki. Sudan Południowy powstał na skutek niekończących się wojen, które przez dziesięciolecia rozdzierały ten region, zostawiając blizny na ziemi i w sercach ludzi.

Historia tego miejsca sięga czasów kolonialnych, kiedy Sudan był podzielony na północ i południe przez brytyjskich kolonizatorów. Północ była muzułmańska i arabskojęzyczna, południe zaś chrześcijańskie i zdominowane przez lokalne plemiona, które posługiwały się wieloma językami i żyły zgodnie z tradycjami przodków. Od momentu odzyskania niepodległości od Wielkiej Brytanii w 1956 roku, Sudan został pochłonięty przez konflikty. Północ i południe kraju walczyły o władzę, tożsamość i zasoby, co doprowadziło do dwóch wojen domowych, które pochłonęły miliony istnień.

Po 21 latach brutalnych walk, dowodzonych przez lidera rebelii, Johna Garanga, w 2005 roku podpisano porozumienie pokojowe w Naivashy, w Kenii. Było to ogromne osiągnięcie, które doprowadziło do secesji Sudanu Południowego od Sudanu w 2011 roku. Naród cieszył się krótkim okresem radości i nadziei na lepszą przyszłość, ale ta radość nie trwała długo. Dwa lata po uzyskaniu niepodległości kraj ponownie pogrążył się w chaosie, kiedy rywalizujące frakcje polityczne rozpoczęły walki o władzę. Wojna domowa wybuchła z pełną siłą, a mieszkańcy Sudanu Południowego ponownie musieli zmagać się z koszmarami wojny.



Sudan Południowy to miejsce, gdzie tradycja miesza się z nowoczesnością, a piękno dzikiej przyrody kontrastuje z trudną codziennością mieszkańców. To ziemia pełna żyznych równin, majestatycznych rzek – w tym potężnego Nilu Białego – i bogatej kultury, której korzenie sięgają tysiące lat wstecz. Mimo wojennych traum, mieszkańcy Sudanu Południowego zachowują niezłomny optymizm, a futbol stał się dla nich nie tylko pasją, ale także formą ucieczki od brutalnej rzeczywistości.

W jednym z takich miejsc dorastał Lolik George Denis, bohater naszej historii. Jego dzieciństwo w Sudanie Południowym naznaczone było nie tylko trudnościami związanymi z codziennym życiem w kraju ogarniętym wojną, ale także beznadziejną walką o przetrwanie. Kiedy inne dzieci bawiły się na podwórkach, Lolik był świadkiem brutalności, jaka ogarnęła jego kraj. W wieku kilku lat został osierocony, a jego życie stało się nieustanną walką o przetrwanie.



W 2016 roku, gdy kraj ponownie pogrążył się w wojnie, rodzina Lolika musiała uciekać. Zmuszeni do opuszczenia swojego domu w hrabstwie Yei River, znaleźli się wśród tysięcy innych uchodźców, szukających schronienia w sąsiedniej Ugandzie. Trafili do obozu dla uchodźców Bidibidi, jednego z największych obozów na świecie, gdzie setki tysięcy ludzi żyło w prowizorycznych warunkach, zdanych na łaskę międzynarodowej pomocy humanitarnej.

Obóz, choć zapewniał dach nad głową, był miejscem pełnym trudności. Codzienne życie toczyło się w cieniu wojny, gdzie brakowało dostępu do podstawowych zasobów, takich jak woda pitna, jedzenie czy edukacja. Mimo to, w sercu Lolika tliła się nadzieja, a futbol stał się jego ucieczką od surowej rzeczywistości. Piłka nożna była dla niego nie tylko rozrywką, ale także formą ucieczki – chwilowym zapomnieniem o trudach, z którymi musiał się zmagać każdego dnia.

Pasja do Liverpoolu, klubu piłkarskiego z odległej Anglii, była jednym z nielicznych pozytywnych aspektów jego życia. Kiedy Lolik opowiada o swojej miłości do tego klubu, można odnieść wrażenie, że futbol był dla niego niczym symbol wolności i normalności, której tak bardzo pragnął. Gdy reszta świata była pogrążona w chaosie, Lolik ukradkiem słuchał meczów Liverpoolu na małym radiu, schowany pod kołdrą, ryzykując złamanie zasad panujących w szkole. Jego miłość do klubu była tak wielka, że przekupywał ochroniarza, aby móc korzystać z jego telefonu i przeglądać informacje o Liverpoolu oraz nowych transferach.

Choć jego życie w obozie dla uchodźców było pełne trudności, Lolik nigdy nie stracił nadziei. Piłka nożna była jego ucieczką, a Liverpool – źródłem inspiracji i siły. Nawet w najcięższych momentach, marzył o tym, że pewnego dnia będzie mógł odwiedzić Anfield, legendarny stadion swojego ukochanego klubu. Marzył o lepszej przyszłości, nie tylko dla siebie, ale także dla swojego kraju, który, mimo licznych trudności, zawsze pozostawał jego domem.

Dziś Lolik nadal marzy – o pokoju w Sudanie Południowym, o lepszym życiu dla swojej rodziny i o dniu, w którym jego dziecko zagra w Premier League, reprezentując Liverpool. Ale przede wszystkim, marzy o dniu, w którym jego kraj zazna spokoju, a ludzie będą mogli żyć bez strachu, tak jak on żyje dla chwil, kiedy futbol pozwala mu zapomnieć o wojnie i dać się ponieść pasji.

Także jak widzicie sami w samym sercu Afryki, gdzie granice między życiem a śmiercią bywają rozmyte, piłka nożna stała się nie tylko grą, ale także formą przetrwania. Sudan i Sudan Południowy, kraje rozdarte przez dekady konfliktów, od lat toną w wojennych zgliszczach, gdzie codzienność jest nieustanną walką o przetrwanie. Od brutalnej wojny domowej po liczne zamachy stanu – historia tego regionu to opowieść o niewyobrażalnym cierpieniu, ale i o niezwykłej nadziei.

W tej mrocznej rzeczywistości poznajemy młodego chłopaka z Dżuby, który w cieniu pocisków i eksplozji znalazł swoje schronienie w czymś pozornie tak odległym – w miłości do Liverpoolu FC. W chwilach, gdy los jego rodziny i przyjaciół zależy od przypadkowych zdarzeń, Lolik trzyma się kurczowo pasji do piłki nożnej. Dla niego mecze "The Reds" to nie tylko sportowe widowiska, ale także źródło otuchy i chwilowej ucieczki od brutalnej rzeczywistości. W chaosie wojny to właśnie piłka nożna daje mu siłę, by przetrwać, by nie zapomnieć, że poza polem walki istnieje inny, lepszy świat. Przenosimy się na pogranicze Sudanu i Sudanu Południowego, by zobaczyć, jak futbol może stać się czymś więcej niż grą – może stać się nadzieją, schronieniem, a nawet jedyną formą przetrwania w świecie, który dawno zapomniał o pokoju. 



– Lolik, przede wszystkim miło mi Cię poznać i od razu podziękuję za chęć nawiązania współpracy. Zanim czytelnicy poznają Twoją historię, chciałbym abyś powiedział kilka słów o sobie. Jak już ustaliliśmy pochodzisz z Juby, miasta w Sudanie Południowym. 






– Cześć wszystkim! Miło mi móc przedstawić swoją historię. Tak jak już wspomniałeś urodziłem się w mieście Juba, które było częścią Sudanu, zanim kraj został podzielony. Moja rodzina jest spora, co nie jest niczym dziwnym na tym kontynencie. Jestem najmłodszym z siedmiu braci. Bardzo wcześnie zostałem osierocony i wychowywała mnie samotna matka. 



– Pierwsza w życiu bohaterka? 


– Zdecydowanie! To kobieta, która zawsze dawała z siebie stopiećdziesiąat procent! Ciężko pracowała aby zapewnić nam spokojne, udane dzieciństwo i wejście w dorosłość, pomimo często bardzo trudnych czasów. Nigdy się nie poddawała. 



– Za co najbardziej ją podziwiasz?



– Potrafiła ciężko pracować i nie bała się żadnej, nawet bardzo trudnej i wymagającej pracy. Mimo natłoku obowiązków, zawsze dbała o nas. Dzieci były na pierwszym miejscu, niezależnie coby się działo. Do tej pory tak jest. 


– Jakie cechy w Tobie zaszczepiła?


– To nie będzie nic odkrywczego ale powiem, że właśnie umiejętności radzenia sobie z problemami. Zawsze była bardzo troskliwa i ciepła, i też staram się takim być. Problemy są chwilowe i można je przejść, jeśli trzymasz się wystarczająco mocno. Nauczyła mnie tego jak i wielu innych rzeczy i myślę, że to właśnie jest najważniejsze. 



– A gdybyś miał wymienić jedną cechę, która najbardziej Ciebie opisuje? Albo jak ona by Cię opisała?



– Mam nadzieję, że tak samo! (Śmiech). Wydaje mi się, że nauczyliśmy się dbać o siebie wzajemnie i radzić sobie w trudnych, czasem ekstremalnych sytuacjach. Staram się pomagać innym, pracować na rzecz rodziny, bliskich, znajomych czy po prostu naszego społeczeństwa. Jeśli nie mamy za wiele, to musimy trzymać się blisko i razem. Mama nas tego nauczyła i czerpiemy z tego pełnymi garściami. Myślę, że ta troska opisałaby mnie najlepiej. To chyba też najlepsza cecha ze wszystkich. 



– Pewnie jest ich zdecydowanie więcej ale musielibyśmy wtedy napisać książkę o niej a to może zostać narazie melodią przyszłości. Jak już napiszemy, to zobaczymy co o Tobie myśli! (Śmiech). Wiem, że czytelnicy na pewno będą chcieli poznać bardziej Twoją historię, więc powiedz po krótce kilka zdań o sobie. Tak, żeby przybliżyć wszystkim głównego bohatera tej opowieści. 


– Z przyjemnością. Urodziłem się w mieście Juba, które było częścią Sudanu, zanim kraj został podzielony. W 2008 roku przeniosłem się do Ugandy, aby rozpocząć naukę. Pierwsza była szkoła podstawowa, którą ukończyłem w 2013 roku w Kingsway Primary School, a następnie w 2017 roku ukończyłem szkołę średnią (Ordinary level) w Kingsway High School. Nauka była bardzo ważna, zwłaszcza dla nas, młodych ludzi. Jeśli chciałeś osiągnąć jakikolwiek sukces w kraju czy mieście - musiałeś posiadać wykształcenie. 



– I pewnie dzięki mamie uczyłeś się dalej i dalej?



– Zgadza się! W 2019 roku ukończyłem wyższy poziom edukacji (coś na wzór poziomu rozszerzonego) w Bishop Cipriano Kihangire SSS.



– Pozwól, że zgadnę. Uczyłeś się dalej?



– Oczywiście, że tak! Dwa lata później rozpocząłem studia na kierunku inżynieria produkcji ropy i gazu na Kyambogo University w Kampali w Ugandzie, a zakończyłem je z tytułem inżyniera właśnie. 






– Lata nauki, zdobywa wiedza i znaleziona praca?



– Nauka bardzo się przydała. Żyjemy w takim a nie innym miejscu na świecie i wiedziałem, jaki kierunek mniej więcej wybrać, aby relatywnie łatwo i szybko znaleźć dobrze płatną pracę. Udało się. Zostałem inżynierem naftowym. 



– No to gratulacje! Praca zapewne ciężka? 



– Przede wszystkim tutaj warunki nie są zbyt lekkie do jakiejkolwiek pracy. Możesz nosić cegły, sprzątać albo robić coś umysłowego a i tak będzie ci ciężko. Pogoda, wilgotność, warunki dookoła i widmo wojny nie stwarzają wymarzonych warunków. Nie narzekam jednak i cieszę się, że droga, którą wybrałem jest do przejścia. 



– To pokrzepiające, że udało ci się osiągnąć sukces. Mniejszy lub większy. Pomijając pracę, czym się zajmujesz w trakcie dnia lub po prostu, co lubisz robić w wolnym czasie?



– W ciągu tygodnia często pomagam rodzinie w codziennych obowiązkach domowych. Czasami zdarza mi się spać w ciągu dnia, bo warunki nie są lekkie a pracy nie ma mało. Z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej i hiperinflacji ograniczam wyjazdy do centrum miasta. W weekendy odwiedzam mojego wujka, aby porozmawiać z nim i z kuzynem. Oczywiście zawsze znajdzie się czas na odpoczynek, ale przeważnie jest on zajęty rodziną, spotkaniami czy po prostu pomaganiem tym bardziej potrzebującym. 


– Przeprowadziłeś się do Ugandy? 



– Nie wiem czy można nazwać to przeprowadzką. Nie mieliśmy wyjścia. W 2016 roku kraj ponownie popadł w wojnę, a ludzie tracili krewnych, majątki, a wiele osób zostało wewnętrznie i zewnętrznie przesiedlonych do innych krajów.

Moja rodzina została wysiedlona z hrabstwa Yei River w stanie Ekwatoria Centralna do sąsiedniej Ugandy, do obozu dla uchodźców Bidibidi. Oczywiście bywałem w Ugandzie wcześniej ale w tamtym momencie stało się to już nowym miejscem do życia. Nie mieliśmy innych możliwości. 



– Obóz dla uchodźców to pewnie nie jest życie, w którym miód i mleko płyną strumieniami?



– Niestety. Jest ciężko, wielu ludzi w małej przestrzeni, brak podstawowych środków do życia. Dni lecą zupełnie inaczej, ale czasem jest to najlepsze co może Cię spotkać. I musisz pokonywać te trudności każdego dnia. 





– Największe z nich to?

– Nie będę odkrywczy. Największym problemem zawsze była i jest bieżąca woda. Wiemy doskonale co się dzieje, kiedy jej brak. Problemów jest znacznie więcej niż tylko ugaszenie pragnienia. Jednak są też inne trudności. Może ktoś uzna mnie za szaleńca, ale świat poszedł do przodu i nawet w takich obozach próbujesz żyć na „jakimś” poziomie. Problemem jest trzymanie zbilansowanej diety, brak alternatyw żywnościowych. Oczywiste są też warunki mieszkaniowe. Nie są luksusowe. 

– W takim razie, nawet jeśli te pytanie będzie conajmniej dziwne - Sudan czy obóz dla uchodźców?


– Gdyby Sudan Południowy (nie mylmy z Sudanem) był bezpieczny to nikt by nie myślał o obozie dla uchodźców. To nie jest wbrew pozorom kraj w biedzie i ubóstwie. Rząd działał w sposób taki a nie inny. Miało być dobrze, miało być spokojnie i miała być niepodległość. To miało nas wyzwolić spod oblicza wojny, zgliszczy i problemów. Problemy jednak zaczęły się piętrzyć i było wiadomym, że pójdzie to w takim kierunku. Ten kraj trawią problemy wewnętrzne, konflikty i widmo wojny domowej. Decyzje w takich sytuacjach są proste. Obóz i przeprowadzka jest jedyną słuszną drogą. Chociaż to mówię, to dodam na koniec. Niestety. 


– Widzisz szansę na powrót? 

– Myślę, że powrót na stałe zajmie kilka lat, zanim wszystko się wyklaruje. Jednak w Dżubie byłem w ostatnie wakacje. Jest względnie bezpiecznie, więc można odwiedzić rodzinę, bliskich czy znajomych. To nie jest tak, że 365 dni w roku zobaczysz żołnierzy z amunicją i spadające bomby. Niestety wojna tak nie wygląda. To bardziej przypomina siedzenie na ładunku wybuchowym. Niby wiesz, że zaraz wybuchnie, ale łudzisz się nadzieją, że to może niewybuch. I w końcu przechodzisz z tym do porządku dziennego. 



– Czyli generalnie nie polecasz wpaść tam w odwiedziny?



– Dżuba ma to do siebie, że jest stolicą a często stolice zostają bezpieczne. Przynajmniej względnie bezpieczne. To całkiem ładne miasto. Jest tu co robić. Jednak lepiej odwiedzać jak będzie jeszcze lepiej. 



– Zapamiętam. Masz jakieś ulubione wspomnienie z życia w Dżubie?




– Dzieciństwo było jakie było, zawsze znajdzie się coś miłego, jak dni spędzone w gronie rodzinnym czy jakieś lokalne zabawy. Zdecydowanie więcej wspomnień (które też zaciekawią czytelników) mam z Ugandy. 








– Niech zgadnę. Szkoła będzie tutaj na pierwszym planie. I nie mów co zainteresuje moich czytelników! (Śmiech)


– Naszych! (Śmiech). Tak. Szkoła zdecydowanie góruje tutaj. I myślę, że mam kilka wspomnień związanych właśnie z Liverpoolem. 



– No to w takim razie do sedna. Opowiedz.



– Pewnie Cię to zaskoczy, ale żyjąc w Ugandzie ciężko o dostęp do mediów sportowych takich jak pewnie macie u siebie. Moje zainteresowanie klubem zaczęło się zatem dość przypadkowo. Uganda dała mi tak naprawdę dwa kluczowe aspekty. Pierwszy to bliskość rodziny a przede wszystkim mojego wujka Roberta Amule. Druga to sportowe a zwłaszcza piłkarskie wieczory. Mogliśmy wtedy pooglądać różne mecze na specjalnie przygotowywanych ekranach. Uprzedzę pytania - takie przyjemności bywały tylko w weekendy. Jednak to pozwoliło ujrzeć Liverpool i od razu trafił w moje gusta. 



– To jest bardzo romantyczna historia! Trudne miejsce do życia, weekendowe przyjemności i nagle trach! Znikąd pojawia się pierwszy ukochany klub. WIększość młodych chłopaków chyba tak zaczynała, w sensie przypadkowym spojrzeniem. U Ciebie jednak to trwa po dziś dzień, więc można powiedzieć, że jesteś „dojrzałym” kibicem. 

– Można tak uważać, natomiast gdyby niektórzy dowiedzieli się co ryzykowałem kosztem tej „dojrzałości” to uznaliby mnie za mało dojrzałego. 


– Potrafisz budować napięcie. Zrobiłeś coś złego?

– Przekupienie ochroniarza to coś złego?


– Muszę odpowiadać? 

– Zgrywam się. Aczkolwiek niestety i do tego doszło. Żeby jednak poznać kontekst muszę zacząć od początku. Te sportowe weekendy rozpalały ciekawość, zwłaszcza w nas, młodych chłopaków. Chcieliśmy być takimi piłkarzami, spełniać marzenia i budować swoje nazwisko. Marzyliśmy aby spełnić się jako piłkarze, żeby grać w klubach i mieć rzeszę fanów. Tutaj jest to dość… trudne do zrealizowania. Pozostało Ci zatem znaleźć sposób aby trochę więcej pooglądać tych meczów, zainteresować się mocniej. Czasem po prostu kusiło żeby zajrzeć bardzie w głąb. A były z tym problemy. Poprosiliśmy się zatem naszych nauczycieli, aby kupili do szkoły radia. Radia miały być pretekstem do tego aby słuchać wiadomości radiowych, newsów ze świata i ogólnie poszerzać nasze horyzonty. Nauczyciele się zgodzili i nie dość, że radio było w szkole, to niektórzy mogli je brać do czegoś na wzór akademików. Mieszkałeś tam jako uczeń, ale obowiązywały tam zasady. Nie wolno było ich łamać. Jedną z takich zasad było, aby nie używać radia w pokojach czy wieczorami…



– Będę strzelać. Ty używałeś go cześciej niż powinieneś?



– Zdecydowanie! Chowałem się pod łóżko, żeby nikt mnie nie widział i słuchałem audycji radiowych, tych sportowych bądź relacji z meczów Liverpoolu. Użytkowanie radia w szkole było niebezpieczne. Nauczyciele je wyłączali i mówili wprost. Radia nas dekoncentrują, odrywają od nauki. Myślę, że mieli trochę racji, ale z drugiej strony jak masz się skupić na nauce, kiedy nie wiesz jaki jest wynik meczu? Wtedy najlepiej było jakoś czmychnąć i posłuchać bądź w jakieś luźniejsze dni po prostu gdzieś się schować. Nie lubili tego, więc często słuchałem meczu pod kołdrą, bardzo cicho. To wystarczało. A przy okazji nasilała się miłość do klubu. To wymknęło się trochę spod kontroli!



– Mam wrażenie, że powiedzenie, że piłka nożna to coś więcej niż sprawa życia i śmierci stało się u was bardzo dosłowne. A gdzie w tym wszystkim ochroniarz?


– Oni pilnowali szkoły, tego czy chodzimy na lekcje, czy czegoś nie kombinujemy. Był jednak taki jeden, który mnie polubił. Miał telefon. Często go przekupowałem, żeby dał mi na chwilę i od razu sprawdzałem wszystkie informacje na temat klubu, wyniki, wiadomości. 



– Było warto? Chyba takie przekupstwo można uzasadnić (śmiech)



– Byłem chyba najlepiej poinformowanym kibicem w Ugandzie!



– Czyli się opłacało!



– Dokładnie. Wysyłałem też znajomych po gazety, żeby zawsze znaleźć jakąś nową informację. Ochroniarz miał czasem wolne. W radio mieliśmy taką stację Magic FM. Audycje prowadził Otai Peter. Jeśli mogę, to chciałbym go pozdrowić! Ile ja się od niego dowiedziałem! 



– A proszę bardzo! Czuj się jak u siebie. Pozdrawiam go również, bo pewnie bardzo Ci pomógł rozwinąć swoją wiedzę na temat Liverpoolu. Pewnie też pomagało to uciec od problemów bieżących?





– W takim razie pozdrawiam i dziękuję. Jesteś najlepszy Otai! Tak, klub stał się tematem zastępczym. Drugim życiem. Można było wyczekiwać kolejnego spotkania, informacji transferowej czy jakiegoś artykułu w gazecie. W szkole wiadomo - nauka. Po szkole trzeba było pomóc bliskim, trochę popracować. Działam na rzecz lokalnej społeczności, więc zawsze jest coś do roboty. Weekendy i odpoczynek pozwalały na regenerację a mecz Liverpoolu na ucieczkę od tego wszystkiego. 



– Klub wpłynął na twoje życie w jeszcze jakiś sposób?



– Oczywiście, że tak! Wspólnie z przyjaciółmi założyliśmy mini ligę angielską. Rozgrywaliśmy spotkania i oczywiście reprezentowałem Liverpool! To było takie odwzorowanie Premier League. Mieliśmy drużyny, które były tymi prawdziwymi. Wspólnie z moim dobrym kolegą Teng Teng Richardem byliśmy LFC. Często wygrywaliśmy! 

– Przekupiłeś go do kibicowania The Reds? (Śmiech)



– Nie musiałem! Po wielu rozmowach ze mną musiał się poddać. Namówiłem go do kibicowania. Tutaj są pewne problemy z pozyskiwaniem młodych kibiców. To fajne uczucie, móc dzielić z kimś pasje. Teraz oglądamy razem mecze i zachwycamy się wspólnie zwycięstwami. 



– Jak rozgrywaliście spotkania jakim zawodnikiem byłeś?



– Luis Suárezem! Uwielbiałem go. Bardzo podobała mi się jego historia, przejście do klubu. Był cudownym zawodnikiem a ja lubiłem wcielać się w niego na boisku. 



– Z pobytu Urugwajczyka w klubie masz jeszcze jakieś wspomnienie? Podejrzewam, że trochę tych meczów musiałeś obejrzeć. Legalnie lub nie ;) 



– Zgadza się. Jeden z moich najlepiej wspominanych sezonów to właśnie ten z Brendanem Rodgersem u steru. Nikt chyba się nie spodziewał walki o mistrzostwo a drużyna radziła sobie bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć wyśmienicie. Mieliśmy Suáreza, Sturridge'a czy Sterlinga. Graliśmy jak z nut. NIestety przyszło kilka gorszych wyników, spadek formy i skończyło się jak się skończyło. To nadal jest jeden z tych ulubionych sezonów. Trzeba pamiętać, że to wszystko działo się po kilku latach słabszych sezonów. Brendan przywrócił nadzieje na lepsze jutro i możliwe sukcesy. Szkoda, że nie wyciągnął więcej z tej drużyny i szkoda, że Luis odszedł. 



– Myślę, że wszyscy pamiętamy spotkanie z Manchesterem City i gol Coutinho na 2:3. Fajne wspomnienia. Poźniej przyszedł Jürgen Klopp i wygrał wszystko co możliwe. Masz z nim jakieś ulubione kampanie?




– Najlepszym momentem był sezon Ligi Mistrzów w 2019 roku, kiedy wróciliśmy po porażce 3-0 z Barceloną pełną gwiazd. Zawarłem zakład z przyjacielem, że odrobimy straty z pierwszego meczu i faktycznie to się udało. Oczywiście pięknym wspomnieniem będzie to, gdy zostaliśmy mistrzami pod wodzą Mohameda Salaha, mojego ulubionego piłkarza wszech czasów, człowieka z Nagrig w Egipcie, Sadio Mané, Bobby'ego Firmino, Divocka Origiego. Mieliśmy świetną defensywę w postaci Alissona Beckera i Trenta Alexandra-Arnolda. Kadra była naprawdę silna i udowodniliśmy to wszystkim. 



– Jak o tym mówisz, to nie wyczuwam tej magicznej ekscytacji. 

– Umówmy się. To był nudny Liverpool. Przyjeżdżał, wygrywał i odjeżdżał rywalom. Całkiem serio to dla mnie Klopp zawsze będzie największym menadżerem, który kiedykolwiek prowadził klub. Osiągnął z nim wszystko. Szkoda, że nie udało się jeszcze więcej. Jego dorobek jest jednak wielki. Z przyjemnością oglądało się drużynę. Rozumiesz pewnie o co mi chodzi. Czekasz cały tydzień a tu kolejna spokojna wygrana. Trudno to opisać. 



– Chyba wiem o co chodzi. Były to faktycznie przyjemne lata. Nie pytałem o to a chyba powinienem. Wcześniej wiedziałeś o Liverpoolu czy dopiero w Ugandzie?

 



– Wcześniej to słyszałem o Stambule, jednak wtedy nie kibicowałem. Usłyszałem o Stevenie Gerrardzie i zainteresowałem się jego postacią. W sumie to właśnie wtedy Liverpool zaczął mnie interesować, ale ciężko było się czegokolwiek dowiedzieć. Gazety pomagały. Klub, który jednak nie wygrywa nie był aż tak popularny. Były też większe problemy niż piłka nożna. Ciekawość pozostała i Uganda bardzo pomogła w rozpaleniu tego ogniska. 




– Czyli jednak Gerrard! Legenda klubu. WIelu z nas od niego zaczynało. Na boisku jednak pozostawałeś Suárezem?



– Zgadza się. Powtórzę. Pierwszy idol, bohater. Ulubiony zawodnik. 



– Mówiliśmy o najlepszych sezonach. Masz jakieś najgorsze albo najgorszy bo aż tylu ich nie było!


– Pewnie będzie to sezon 22/23. Sporo problemów, słabsze wyniki. Brak trofeów, tych najbardziej znaczących. No, ale wiele się działo, więc nie było nudno!



Brak nudy nie pozwolił zachwiać miłością do klubu?



– O nie. To za daleko już zaszło. Jeden taki sezon, po tych latach, które były słabe to nic takiego. Wręcz przeciwnie. Miłość do klubu chyba się jeszcze bardziej nasiliła, bo od razu byłem ciekawy czy się podniesiemy, co będzie w przyszłości. Znowu można było marzyć. 



– Przed nami na pewno jeszcze sporo niewiadomych. Jednak początek nowego sezonu i nowy manager mogą napełnić serca kibiców optymizmem. Jak zapatrujesz się na tą kampanię i masz już jakieś marzenia odnośnie tego, kolejnego już „nowego” Liverpoolu? Premier League albo Liga Mistrzów?



– Wybrałbym walkę o wszystkie trofea w tym sezonie, aby pokazać światu nasze możliwości z Arne Slotem, ale priorytetem powinny być Liga Mistrzów i Premier League. To byłoby jak sól na rany naszych przeciwników.



– Widzę, że ktoś tutaj nie gra dyplomatycznie. 



– Mam inne zalety, ale bycie dyplomatycznym chyba do nich nie należy (śmiech)



– W takim razie jakbyś miał opisać siebie lub swoje życie przez pryzmat Liverpoolu, jakie cechy by zdominowały twoją postać i osobowość?



– Zadajesz zdecydowanie za trudne pytanie jak na mój umysł!



– Jesteś teraz głosem ludu, uciśnionych mieszkańców Sudanu Południowego! Może Twój głos będzie słyszalny w większej ilości miejsc niż tylko nasza strona. 



– W takim razie zaczynam wymieniać! Jestem oddany, pracowity i bardzo optymistyczny. Wierzę, że wszystko może się udać, jeśli jestem cierpliwy.



– Idealny obraz Liverpoolu w ciągu ostatnich lat, ale również od początku istnienia klubu!



– Nie mogę ukrywać, że ten klub nie zdefiniował mojego życia. Chociaż bywało i nadal bywa ciężkie, to trzeba pamiętać, że po burzy wychodzi słońce. To jest myśl przewodnia. 



– Ciekawi mnie czy można odciąć się od wszystkich problemów z jakimi się borykasz myśląc o klubie oddalonym tyle kilometrów od domu. 


– Jest to kwestią podejścia, ale tak, da się. W pewnym momencie życia oddzielasz to co się dzieje za wojenną mgłą i starasz się prowadzić „normalne” życie. Ono nie wygląda może jakbym sobie tego wymarzył, ale dzięki Liverpoolowi mogę żyć życiem zastępczym. W życiu, może to zabrzmieć dziwnie, ale właśnie największą przyjemność czerpię z oglądania spotkań The Reds. Tyle i aż tyle.

– Marzenie związane z tą drużyną?



– Myślę, że jako kibic kilka marzeń już spełnili. Było mistrzostwo Anglii, Liga Mistrzów. Puchary krajowe. Nie będę zatem odkrywczy, jak powiem, że największym marzeniem będzie obejrzenie meczu na żywo, z wysokości trybun Anfield. 


– To jest marzenie wielu kibiców z całego świata, także życzę Ci z całego serca jego zrealizowania. Z aktualnej kadry Liverpoolu masz jakiegoś ulubionego piłkarza?



– Mo Salah. Niezmiennie. Zobaczyć go na żywo z wysokości trybun do drugie marzenie (śmiech).

– Tego też Ci życzę. I sobie zresztą też! Nie będę ukrywał, że liczę na pozytywny odbiór tej rozmowy i mam cichą nadzieje, że Twoja historia być może nawet zainspiruje innych do opowiedzenia swoich. Tradycyjnie na pożegnanie zawsze pytam o radę dla polskich kibiców Liverpoolu. 



– Przestrzegajcie słów hymnu, pamiętajcie, że po burzy zawsze wychodzi słońce. I kibicujcie pomimo porażek. 



– Dziękuje Ci bardzo za podzielenie się swoją historią i mam nadzieje, że niejedno twoje marzenie się spełni. Jeszcze w tym sezonie!



- Dziękuje bardzo za możliwość opowiedzenia tej historii, mam nadzieje, że nikogo nie zanudziłem (śmiech). Pozdrawiam!




Od pierwszej rozmowy aż do „akceptacji” tego wywiadu minęło kilka miesięcy. W ciągu tego czasu wymieniłem kilkuzdaniowe rozmowy z Lolikiem, głównie pytając co u niego słychać i czy wszystko w porządku. Najczęściej było tak, jakbym sobie tego życzył, czyli dobrze. Oczywiście to tylko moje niczym niepotwierdzone przeczucie, że przecież nic złego nie może się dziać, skoro wymieniamy te kilka prostych zdań. Po drugiej rozmowie, gdzieś w momencie pytania o szczegóły nauki, dowiedziałem się, że dom Lolika został praktycznie zniszczony a wojna domowa po raz kolejny uderzyła w Sudan Południowy. 



Kolejna rozmowa miała miejsce, gdy nie wiem po co, ale uznałem, że wybitnym terminem będzie któraś z przerw na reprezentacje. Sudan grał akurat mecz eliminacyjny do PNA i zapytałem mojego bohatera czy kibicuje, czy ogląda. Powiedział, że niestety bardzo by chciał, ale akurat nie mają prądu w Ugandzie, więc nie będzie też ze mną pisał, bo telefonu potrzebuje do kontaktu z rodziną. To, że o tym napisał było dość miłe, biorąc pod uwagę, że mógł po prostu olać temat. Wtedy zrozumiałem również, że mam możliwość oglądania dwunastu spotkań co weekend a w zasadzie tylu ile chce a gdzieś po drugiej stronie ziemii ktoś nie może oglądać spotkania swojego kraju. O ironio. Wtedy chyba po raz drugi zapowiedziałem, że ten tekst się pojawi, ale uznałem, że jeszcze o coś zapytam. 



Dwa miesiące później udało się porozumieć i skleić wszystko w całość. Początkowo miałem inną formułę, zrobić to na swoich zasadach i warunkach. Lolik poprosił o to, żeby wyglądało to w takiej formie. Krótki opis, wywiad i w zasadzie tyle. Nie chciał być bohaterem całej opowieści. Chciał skupić się głównie na rozmowie o Liverpoolu. Nie byłbym sobą, gdybym nie poprosił o więcej. Mi zależało na opisaniu historii chłopaka z Liverpoolem w tle a jemu na opisaniu Liverpoolu z młodym bohaterem w tle. I stanęło na tym co właśnie przeczytaliście. Pierwsza z kilkunastu takich rozmów. Chyba najtrudniejsza, bo pierwsza. Z jednego się jednak cholernie cieszę. Z tego, że nadal mam z Lolikiem kontakt. Przekonałem się, że to wcale nie jest takie oczywiste. 



YNWA

Sebastian Borawski

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Konate: Chcę zdobywać więcej goli  (2)
20.01.2025 18:55, PiotrKukczynski1992, liverpoolfc.com
Slot na temat Gomeza i Joty  (4)
20.01.2025 18:09, B9K, liverpoolfc.com
Thorup: Spodziewasz się więcej lub mniej  (0)
20.01.2025 16:44, MaksKon, Liverpool Echo
Wtorkowi rywale The Reds niepokonani od 21 spotkań  (1)
20.01.2025 16:35, Kamcia_lfc, thisisanfield.com
Trening przed Lille - zdjęcia  (0)
20.01.2025 16:28, AirCanada, liverpoolfc.com
Slot o swoim pomyśle na defensywnego pomocnika  (8)
20.01.2025 14:49, Ad9am_, thisisanfield.com
McManaman: Darwin robi szalone rzeczy  (0)
20.01.2025 13:49, Tomasi, Liverpool Echo