Ten tytuł znaczył wszystko dla Liverpoolu
Kiedy Alexis Mac Allister strzelił gola, który sprawił, że Liverpool przybliżył się do tytułu, hałas, który nastąpił, skłonił głównego właściciela Johna W. Henry'ego do poprawienia aparatu słuchowego.
To nie jest baseball. To jest piłka nożna i to jest Liverpool. Henry i całe pokolenie kibiców The Reds doświadczało czegoś po raz pierwszy. Wydawało się, że dach nowej trybuny Anfield Road zaraz odleci. Huk na drugim końcu stadionu zdawał się dudnić z wnętrza The Kop.
Przez cały dzień w mieście panowało wrażenie, że wszystko zaraz odleci, a w momencie końca meczu, wybuch był jeszcze głośniejszy.
Centralną postacią w tej scenie był sędzia, Tom Bramall. Przez cztery minuty doliczonego czasu gry uwaga tłumu skupiła się na nim. Ostatni gwizdek wywołał euforię. Kibice wystarczająco starzy, by pamiętać czasy Billa Shankly'ego, obejmowali się. „Wreszcie” — powiedział jeden z nich, choć nie wydawał się mówić tylko o tym meczu.
Łatwo jest się krzywić na takie słowa i opisy. W końcu Liverpool od pewnego czasu był pewien mistrzostwa Anglii. Wszystko, co musieli zrobić, to zdobyć punkt przeciwko przeciwnikowi, który nie wygrał na ich boisku od 14 lat. Ich obecny styl gry jest metodyczny, a nie ekscytujący - nie jest typem taktyki, która pobudza entuzjazm wśród neutralnych kibiców.
Nic z tego nie ma znaczenia dla kibiców The Reds, którzy, uczciwie mówiąc, i tak nie przejmują się wrażeniami innych. Ta drużyna stworzyła po drodze własne mini-zagrożenia, zwiększając napięcie, a wśród nich było objęcie prowadzenia przez Spurs za sprawą byłego piłkarza Liverpoolu, Dominica Solanke. Jednak w ciągu 22 minut od tego gola Liverpool prowadził 3-1.
Kuszące było spojrzenie na boisko podczas świętowania, zbadanie reakcji zawodników, ale prawdziwe emocje były na trybunach. Nie mam tu na myśli Henry'ego i Mike'a Gordona, człowieka, który wcześniej był odpowiedzialny za prowadzenie Liverpoolu, przybijających sobie piątki, ani Richarda Hughesa, dyrektora sportowego, który pełni tę funkcję od niecałego roku, szczerze ściskającego dłoń każdego, kto mu gratuluje.
Niedaleko nich legendarny obrońca Alan Hansen, który rok temu wyzdrowiał z poważnej choroby, podnosił pięści. Hansen był ostatnim kapitanem Liverpoolu, który podniósł tytuł przed kibicami na Anfield. Historia po tym osiągnięciu jest dobrze opowiedziana. Oto wasze medale. Kilka piw wypitych wspólnie przez zawodników. Cieszcie się latem. Do zobaczenia za kilka tygodni na treningu przedsezonowym. Zrobimy to jeszcze raz.
To się jednak nigdy nie wydarzyło. A nawet gdy tak się stało, nie było nikogo z kim można było świętować. To wyjaśnia, dlaczego to wszystko tyle znaczyło.
Aby zrozumieć sceny, które działy się na Anfield, należy przejść się po mieście i cofnąć się w czasie, zatrzymując się najpierw w 2020 roku. Należy stanąć na Pier Head, z widokiem na rzekę Mersey i przypomnieć sobie godziny po tym, jak Liverpool zapewnił sobie swój pierwszy tytuł od 30 lat.
Tej nocy tłumy wyszły na ulice wokół stadionu, pomimo ograniczeń dotyczących zgromadzeń masowych z powodu rozprzestrzeniania się Covid-19. Zmierzch zapadał i po godzinie trudno było stwierdzić, ile osób tam było. Pośród zapachu kordytu i światła rac wszędzie były cienie. Wszyscy wydawali się bez twarzy. Była energia i radość, ale nastrój był gęsty od desperacji i przesiąknięty niebezpieczeństwem.
W pogoni za rzeczywistością impreza trwała dalej. Nie było oficjalnego organizatora, ale wszyscy wydawali się wiedzieć, dokąd iść. Miejscowi kibice kręcili się, rozmawiając, sięgając do plastikowych toreb po butelki piwa. Rozbrzmiały piosenki i w końcu nastolatek z Southport spróbował zmienić nastrój, kierując kilka fajerwerków w stadionu rywali, Evertonu. Jego koledzy wiwatowali. Niewielu innych to zrobiło. Po zniszczeniach wartych tysiące funtów w Royal Liver Building, nastąpiło skazanie za podpalenie. Liverpool wygrał ligę, ale reakcja, w bardzo nietypowych okolicznościach, wydawała się nieco nachalna.
W piękny niedzielny poranek prawie pięć lat później, gdy Liverpool był o kilka godzin od ponownego zostania mistrzem, łatwiej jest wyciągnąć wnioski z tego samego, choć spokojniejszego, planu dotyczącego tego, co to osiągnięcie oznacza dla klubu i miejsca. Wiele można wywnioskować stojąc na Pier Head ze względu na jego związek z brązowymi, rwącymi wodami i bogactwami, które rzeka przynosiła poprzez żeglugę i handel tak ponury jak niewolnictwo, co pomogło sfinansować wspaniałość budynków użyteczności publicznej wyznaczających jego początek.
Jednakże rozproszenie bogactwa w Liverpoolu było spektakularnie nierównomierne. W latach 40. XIX wieku, gdy jego port stał się drugim co do wielkości w Imperium Brytyjskim po Londynie, średnia długość życia na wybrzeżach Mersey spadła do nieco poniżej 26 lat. Siedemdziesiąt pięć procent młodych mężczyzn, którzy zgłosili się na ochotnika do służby wojskowej, zostało odrzuconych z powodu niezdolności do służby, a wielu z nich skierowało się do doków, gdzie praca była dorywcza.
W przeciwieństwie do miast przemysłowych na północnym zachodzie Anglii, gdzie zmiany były brutalne, ale dochody stałe, dokerzy z Liverpoolu zbierali się przy bramach stoczni dwa razy dziennie, nie wiedząc, czy zostaną wpuszczeni i ostatecznie dostaną zapłatę. Ponadto godziny pracy były ustalane przez nieprzewidywalne pływy Mersey. Geografia Liverpoolu przyczyniła się zatem do mniej ustrukturyzowanego sposobu życia, jak i dominującej kultury zatrudnienia bez umów i pewności.
Jego położenie również stanowiło ogromne wyzwanie po ciężkich bombardowaniach II wojny światowej, w tym wpłynęło na wzrost konteneryzacji, ponieważ Mersey po prostu nie była wystarczająco duża, aby pomieścić statki o coraz większych rozmiarach. Pod koniec lat 70. społeczna i ekonomiczna walka Liverpoolu była widoczna na stadionach Liverpoolu i Evertonu, gdzie frekwencja spadła pomimo okresu bezprecedensowego sukcesu na boisku dla obu klubów. W 12 z 15 sezonów między 1975 a 1990 rokiem stary tytuł Pierwszej Dywizji zdobyła drużyna z Merseyside. Piłka nożna oferowała zbawienie, ale miejsca takie jak nieużywany Albert Dock, czy rozpadający się obok Pier Head, stały się symbolem rozpadu.
W 1981 roku premier Margaret Thatcher otrzymała notatkę od swojego kanclerza, Geoffreya Howe'a, w której proponowano porzucenie Liverpoolu poprzez proces zwany „zarządzanym upadkiem”. Ponieważ popularność konserwatystów w mieście spadała tak szybko, jak poziom życia, jej liczni krytycy w Liverpoolu uważają, że zalecenie Howe'a zostało zrealizowane. Kiedy w 1990 roku dominacja Liverpoolu w angielskiej piłce nożnej dobiegła końca, wystarczyło rozejrzeć się dookoła, aby znaleźć dowody.
To osiągnięcie nastąpiło 12 miesięcy po Hillsborough, gdzie 97 kibiców Liverpoolu zostało poniosło śmierć. Chociaż władze South Yorkshire i centralne były winne tej tragedii, niektórzy z rannych wciąż walczyli o życie, gdy osoby odpowiedzialne zaczęły odwracać uwagę od własnych niepowodzeń, wspierane przez część mediów.
Następna walka o sprawiedliwość przebiegała równolegle z historią miejskich klubów piłkarskich próbujących wrócić na właściwe tory. W 2020 roku młodsi kibice Liverpoolu byli bliscy przeżycia czegoś po raz pierwszy w życiu, gdy wydarzenia całkowicie niezależne od kogokolwiek zmieniły to, co wydawało się słuszne. Dziwne, jak chwile, które tak długo przeżywali w swojej głowie, skończyły się zupełnie inaczej.
Kiedyś twierdzono, że stalowe ptaki siedzące na szczycie Liver Building odlecą, jeśli Liverpool wygra Puchar Anglii, ale po tym, jak wydarzyło się to po raz pierwszy w 1965 roku, pozostały, a drużyna uczciła to osiągnięcie przyjęciem na balkonie ratusza.
Wszędzie tłoczyły się ogromne tłumy, zapełniając Water Street, Dale Street i Castle Street. Można by pomyśleć, że taka scena zostanie uznana za jedną z najsłynniejszych w historii Liverpoolu. Być może tak by było, gdyby nie reakcja na przegraną z Arsenalem w finale tych samych rozgrywek sześć lat później.
Tym razem, gdy drużyna wróciła z Londynu, zebrała się na schodach St George’s Hall, około mili w głąb lądu od Pier Head. Shankly zwrócił się do 100 000 osób przed sobą, mówiąc im, że „wmawiał naszym piłkarzom, wielokrotnie, że mają zaszczyt grać dla was. A jeśli mi nie wierzyli, to teraz mi wierzą”.
Sekretarz Peter Robinson doszedł do wniosku, że władza menedżera Liverpoolu była całkowita; gdyby powiedział kibicom, żeby „przeszli przez tunel Mersey i zdobyli Birkenhead, zrobiliby to”. Jednak obrazy z tamtego dnia miały głębszy wpływ, ponieważ losy klubu, którym kierowali Shankly i Robinson, były powiązane z czymś innym niż Anfield.
W obliczu porażki małżeństwo między menedżerem, klubem i miastem nigdy nie było bardziej widoczne. Shankly mógł powiedzieć wszystko, a jego zwolennicy w to uwierzyli. Można sobie wyobrazić, jaki wpływ miało jego przekonanie, że tytuł mistrzowski był „chlebem powszednim klubu — to jest to, co chcemy wygrać, cały czas”.
Przez 30 lat Liverpoolowi się to nie udało. Może to wyjaśnia, dlaczego nawet przy 12-punktowej przewadze na szczycie tabeli i potrzebie zdobycia tylko jednego punktu więcej, w niedzielny poranek w mieście pozostało pewne poczucie ostrożności. Koszulki z napisem „Liverpool Champions 2024-25” nie były specjalnie eskponowane.
Najszybsza trasa z centrum miasta na Anfield prowadzi przez Scotland Road i przez Everton, dzielnicę, która zdefiniowała fundamenty obu klubów piłkarskich miasta, a także krajowe uprzedzenia dotyczące Liverpoolu jako miejsca. Everton miał kilka tożsamości, ale co najważniejsze, w 1878 roku, kiedy założono klub, było to pożądane przedmieście dla bogatych kupców, którzy budowali rezydencje na zboczu wzgórza i cieszyli się widokami. Dlatego bardziej praktyczne było zbudowanie stadionu w sąsiedniej dzielnicy Anfield, ale po sporze o czynsz 14 lat później pojawił się Liverpool FC, odsuwając Everton od jego korzeni i wkraczając do Walton.
Więcej inwestycji wprowadziło masę domów dla społeczności katolickich i protestanckich klasy robotniczej, a Everton stał się jednym z największych centrów irlandzkiej imigracji. Napływ ten w znacznym stopniu przyczynił się do tego, jak Liverpool postrzega sam siebie i jak reszta Wielkiej Brytanii postrzega Liverpool. Poczucie inności jest obecne po obu stronach. Niektórzy mieszkańcy Liverpoolu nie mają zbyt dobrego zdania o reszcie Anglii, co potęguje pragnienie, aby ich drużyna piłkarska udowodniła, że jest najlepsza w kraju.
Z St Domingo Road nie widać Anfield, ale tego dnia dokładnie wiadomo było, gdzie się znajduje, ponieważ nad stadionem wisiała czerwona chmura. Dziewięćdziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu przybyła drużyna Liverpoolu.
Bliżej, w pubach takich jak Mere, Grove i Salisbury, nie dało się uniknąć okrzyków „Wygramy ligę…”. Jeszcze nie mówili, że są mistrzami. Było jeszcze za wcześnie, ale kilka godzin później już tak nie było.
Liverpool był mistrzem. Liverpool jest mistrzem. Zgodnie z tradycjami przeszłości, teraz ich zadaniem jest utrzymanie tego statusu.
Simon Hughes
Komentarze (0)