Sammy Lee: Będzie lepiej
Asystent Hodgsona przyznaje, że praca nad obecnym Liverpoolem nie jest jeszcze zakończona i jednocześnie jest pewien, że obecne wysiłki przyniosą owoce raczej prędzej, niż później.
Lee zdaje sobie sprawę, że sezon The Reds nie ruszył jeszcze pełną parą tak, jak mieliby na to nadzieję kibice. Widzi jednak znaki zapowiadające wejście drużyny na wyższy poziom i prawdziwy początek ery Hodgsona.
- Do tej pory można mieć mieszane uczucia – powiedział Sammy oficjalnej stronie klubu.
- Z każdego meczu, który rozegraliśmy można wyciągnąć pozytywne wnioski, jak i dostrzec elementy, które koniecznie trzeba poprawić. Nie staramy się jednak skupiać tylko na tym, co nie do końca wypaliło.
- Wszyscy wiemy, że nie jesteśmy w idealnej sytuacji, ale robimy wszystko, aby udoskonalić grę drużyny.
- Jesteśmy w okresie przejściowym, zachodzi wiele zmian. Zanim zaczną nas oceniać, ludzie muszą pamiętać o tym, ile się zmieniło w klubie. Potrzebujemy czasu i Roy jasno to powiedział. Tabela jest bardzo zwarta i niewiele punktów dzieli wiele zespołów. Wszystko, co musimy zrobić to przełożyć posiadanie piłki na bramki. Jeżeli zaczniemy wykorzystywać szanse, które sobie stwarzamy, wszystko będzie w porządku.
- Widzimy, jaki efekt przynoszą nasze starania wydobycia poszczególnych cech z zawodników i zdecydowanie idziemy do przodu.
Po remisie 2:2 z Sunderlandem The Reds zajmują 16. miejsce w Premier League.
Gdyby udało się wykorzystać przewagę, którą gospodarze wypracowali w końcówce i strzelić zwycięskiego gola, ekipa z Merseyside byłaby teraz na 7. miejscu.
Lee przyznaje, że możliwość zdobywania decydujących bramek w trudnych momentach jest tym, co charakteryzuje najlepsze drużyny. Jest jednak pewny, że ciężka praca wykonywana przez piłkarzy na treningach sprawi, że The Reds zaczną gromadzić punkty i piąć się w górę tabeli.
- Na tym polega ta liga. Granica oddzielająca sukces od klęski jest bardzo cienka i chcemy być pewni, że znajdujemy się po odpowiedniej stronie.
- To, co chcemy osiągnąć jest obecnie jeszcze trudniejsze, ale na szczęście kibice są z nami i nie opuścili nas w trudnych chwilach. Dla zawodników to niezwykle ważne, bo kiedy czują, że mają wsparcie fanów jeszcze bardziej starają się wygrać, dla nich.
Zapominając o formie ligowej The Reds jadą do Utrechtu aby w czwartek zapewnić sobie szóste kolejne zwycięstwo w Lidze Europy.
Spotkanie z Holandii ma między innymi pomóc Liverpoolowi w powrocie na drogę zwycięstw, a jednocześnie będzie wspaniałą sentymentalną podróżą dla Dirka Kuyta, który w Utrechcie stawiał pierwsze kroki w profesjonalnej piłce.
Sammy cieszy się, że Holender zdążył wyleczyć kontuzję barku i spodziewa się ciężkiej przeprawy na Galgenwaard.
- Utrecht to dobry zespół i trudny przeciwnik. Wszyscy ich zawodnicy lubią grać szybko piłką i są dobrze zorganizowani.
- Dużo o nich wiemy. Pokonali Celtic 4:0, co mówi samo za siebie i na pewno będą trudnym rywalem dla każdego, szczególnie na własnym stadionie. Wygrali tam pięć z ostatnich sześciu spotkań więc wiemy, że to naprawdę solidny zespół.
- Niezwykły wieczór czeka Dirka i Johna Achtenberga, których rodziny pochodzą z Utrechtu. Mamy nadzieję, że będą cieszyć się powrotem i wrócą na Anfield z dobrym rezultatem.
Lee wspomniał też o niespodziewanie szybkim wyzdrowieniu Kuyta, który wyleczył znacznie szybciej, niż zapowiadali lekarze.
- Zawsze dobrze jest mieć jak najwięcej graczy z kadry do dyspozycji, a powrót Dirka jest bardzo ważny ze względu na zaangażowanie i doświadczenie, które wnosi do drużyny. Wysiłek, który wkłada w każdy mecz jest fenomenalny.
Komentarze (0)