Blood Red: Skład najważniejszy
Umowa jeszcze nie została podpisana, jednak rozmowom o spodziewanym remoncie klubu nie można się dziwić. Pośród krzyczących nagłówków w trakcie jednego z najważniejszych tygodni w 118-letniej historii klubu niezwykle często przewijał się jeden, dotyczący nowego stadionu.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, waga sprawiedliwości wyrówna się w przyszłym tygodniu, kiedy sąd orzeknie legalność umowy między NESV i Liverpoolem, a Hicks i Gillett na zawsze znikną z życia Liverpoolczyków.
Nie będzie łez nad ludźmi, którzy odebrali kibicom przyjemność oglądania ich ulubieńców i którzy rzucili wspaniałą niegdyś instytucję na kolana w przeciągu zaledwie trzech i pół roku.
Wszyscy musimy podziękować zarządowi, który nie ugiął się przy wybuchu rozgoryczenia i bezradności Amerykanów, który miał miejsce we wtorek. Dzięki swojej twardej postawie zarząd jest na skraju spełnienia swojego najważniejszego celu, przekazania klubu w inne, odpowiedzialne ręce.
Świętowanie powinno zostać jednak wstrzymane do momentu, kiedy nasz sławny duet na dobre wyniesie się z naszego terenu i póki co nie mówmy o nowym, wspaniałym stadionie bo nic nie jest jeszcze pewne.
Co wywołuje spore zdziwienie, krótko po dotarciu do publicznej świadomości informacji o tym, że niedługo NESV będzie decydować o sprawach klubu większe poparcie zdobywa opcja rozbudowania Anfield, niż przeniesienie się na druga stronę ulicy na Stanley Park.
Taka polityka spółki nie dziwi. Kiedy przejmowali Red Sox, jednym z pięciu podstawowych zobowiązań wobec klubu było ‘zachowanie wszystkiego, co najlepsze w Fenwey Park’.
Dla niewtajemniczonych, stadion, na którym Red Sox rozgrywa swoje mecze został zbudowany w 1912 roku i jest najstarszym takim obiektem w Ameryce. Jeśli wierzyć ludziom zza oceanu, jest to także stadion najbardziej kochany przez kibiców. Przypomina wam to Anfield?
Dowodzone przez Henry’ego W Johna i Toma Wernera NESV porzuciło poprzednie plany i po przejęciu klubu zaangażowało się w projekt potencjalnie jak największej rozbudowy Fenwey Park.
Wyniki? Ostatnio Red Sox pobili rekord sprzedaż kompletu biletów na ostatnie 600 spotkań. Rezultat tym bardziej imponujący kiedy zobaczymy, ile meczów baseballa rozgrywanych jest w trakcie sezonu.
Co to wszystko ma wspólnego z The Reds?
Kiedy rozprawiamy o konieczności nowego obiektu, na którym Liverpool Football Club mógłby rozgrywać swoje mecze, kluczową kwestią wydaje się adres nowego stadionu. Otóż niekoniecznie.
Hicks i Gillett, zaślepieni wizerunkami funta i dolara myśleli, że wystarczy uroczyście wbić łopatę w miejsce, gdzie stanie Nowe Anfield, poczekać na koniec budowy i usiąść spokojnie do liczenia gotówki.
Nietrafione, naiwne i chciwe. Amerykanie nie docenili konsekwencji braku inwestycji w skład i to była ich pierwsza, a zarazem największa pomyłka. Ludzie przychodzą na stadiony tylko wtedy, kiedy jedenastu facetów porządnie kopie piłkę.
Wyobraźcie to sobie. Powiedzmy, że Liverpool dostaje fundusze i zaczyna budowę nowego stadionu, która kończy się po trzech latach. Przez ten czas The Reds rozbijali się w okolicach środka tabeli i nic nie zapowiada gwałtownego wzrostu formy. Jaka byłaby atmosfera na wypełnionym, 60-tysięcznym nowiutkim stadionie przy takiej grze?
Ponadto, przy całym szacunku do tych klubów, jak okrutne byłoby walczenie o awans w Carling Cup przeciwko Exeter City, Torquay United czy Carlisle United, przy powiedzmy 22 tysiącach ludzi?
Jeśli (i to jest bardzo ważne ‘jeśli’) Henry, Werner i spółka przejmą Liverpool, ich pierwszym celem musi być zapewnienie sobie na boisku drużyny, która będzie w stanie odnosić prawdziwe sukcesy.
Miło jest czytać, że jako pierwsze z wspomnianych pięciu zobowiązań w stosunku do bostońskiego klubu zostało wymienione „Stworzenie zespołu godnego kibiców (the) Reds”. Podobnych warunków możemy spodziewać się przy tej transakcji.
Martin Broughton, Christian Purslow i Ian Ayre pracowali po cichu, ale konsekwentnie, aby być pewnymi, że nowy właściciel uporządkuje sprawy w Liverpoolu, a jedyne czego co chcą zobaczyć kibice to oddalające się spod gmachu londyńskiego sądu upokorzone plecy Hicks’a i Gilletta.
Póki co, nowy stadion może poczekać.
Zanim znów zaczniemy biegać, Liverpool musi podnieść się z klęczek i nauczyć chodzić, a do tego potrzebny jest godny sukcesów, silny skład.
Jeśli będzie mógł on grać przed oczami wypełnionego, szczęśliwego Anfield, tym lepiej.
Komentarze (0)